500 years in the future, the world as we know it has become uninhabitable. The remaining humans live in colonies, artificial environments surrounded by looming walls and a simulated sky. But rumor has it if you’re out past curfew, you may cross paths with a deadly monster…
High schooler Yuuki is as average as they come. She enjoys a mundane life of school, friendships, and generally being uninterested in boys, until one day she finds herself outside after curfew and face to face with a horrific monster known as a Vector. Just as all seems lost, Yuuki is saved by four female superheroes… And is invited to join their cause and protect the colony from the Vector threat! But there’s more to these girls than meets the eye… Join Yuuki on her journey to uncover the mysteries of the Vectors, her newfound powers, and why so many boys are suddenly talking to her at school! (źródło: opis wydawcy)
- Tytuł: Paradigm Paradox
- Tytuł oryginalny: パラダイムパラドックス, パラツー
- Developer: Otomate
- Wydawca: Aksys Games, Idea Factory Co., Ltd.
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: brak
Bohaterowie
Główna postać:
Takanashi Yuuki 16-letnia uczennica, która zmienia się w magiczną wojowniczkę o mocy „wspierającej” resztę drużyny. |
Ścieżki / dostępni love interest:
Takato Tokio Genialny, wiecznie zmęczony uczeń, który zmienia się w Kaori, magiczną wojowniczkę władającą mocą „hipnozy”. <<RECENZJA>> | |
Mamiya Ayumu Popularny wśród pań, przewodniczący rady studenckiej, który zmienia się w Harukę, magiczną wojowniczkę władającą mocą podpalania. <<RECENZJA>> | |
Araki Mihaya 15-letni uczeń, który zmienia się w Mokę, magiczną wojowniczkę władającą mocą „pożyczenia” umiejętności innych. <<RECENZJA>> | |
Saibara Kamui 17-letni uczeń, popularny wśród pań, który zmienia się w Senę, magiczną wojowniczkę władającą mocą przepowiadania przyszłości. <<RECENZJA>> | |
Ibuki Tajemniczy przywódca grupy antagonistów, który zmienia się w magiczną wojowniczkę Moravię. Odporny na trujące środowisko poza kolonią. <<RECENZJA>> | |
Hyuuga Nienawidzący ludzi pół-człowiek a pół-potwór, który atakuję kolonię Thetę i dąży do zniszczenia Blooms. Współpracuje z Moravią. <<RECENZJA>> | |
Yukinami Wiecznie uśmiechnięty antagonista o moralności i mentalności dziecka, który ciągle atakuje Blooms oraz kolonię. Wykonuje rozkazy Moravii. <<RECENZJA>> | |
Tomitsuka Ryou Prawa ręka Masakiego, który udaje woźnego na terenie szkoły. Jego ambicje i powiązania są niejasne, bo wspiera Blooms i antagonistów. <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Kamui ⊳ Yukinami ⊳ Ibuki ⊳ Mihaya ⊳ Hyuga ⊳ Tokio ⊳ Ayumu ⊳ Ryou (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Kiedy w latach 90. w polskiej telewizji zagościła Sailor Moon, znana także jako Czarodziejka z Księżyca, nie było chyba dziewczynki, która nie zetknęła się z tą produkcją albo nie bawiła się potem w naśladowanie wojowniczek w marynarskich mundurkach. Myślę sobie również, że jak na tamte czasy, był to ogólnie jeden z pierwszych kontaktów Polski, jeszcze dość zamkniętej, na popkulturę spoza jej granic, a korzeniami sięgającą aż odległej Japonii.
Kiedy więc zobaczyłam Paradigm Paradox, zastanawiałam się, czy zadziała u mnie magia sentymentu. Wiecie, czasami jest tak, że i najgorszy crap może nam się wydawać dalej arcydziełem, bo mamy z nim jakieś miłe wspomnienia. Co prawda magiczne dziewczynki i transformacje nigdy nie znajdowały się wysoko na mojej liście zainteresowań, no ale wychowałam się na przygodach Usagi Tsukino, gdzieś tam, po drodze przez pracę, poznałam podobną konwencję, jaką było Miraculum: Biedronka i Czarny Kot, a i zawsze bliskie były mi klimaty superbohaterskie (zaliczyłam w kinie większość filmów MCU). Stąd wydawać by się mogło, że jestem wprost odbiorcą wymarzonym. (Lub chociaż mało wymagającym). Takim co przymknie oczy na różne niedociągnięcia i będzie się po prostu cieszył klimatem opowieści. Ale nie, Otomate. Tym razem się Wam nie udało. A Wam, drodzy czytelnicy, postaram się uargumentować dlaczego.
W Paradigm Paradox wcielamy się w nastoletnią Takanashi Yuuki. Dziewczyna jest sierotą, nie ma żadnych dalszych krewnych, a jej jedynym opiekunem prawnym jest tajemniczy Wujek, który kontaktuje się z nią tylko mailowo i którego nigdy na oczy nie widziała. Nasza MC jest więc już na starcie bardzo samotna, bo za jedyną powierniczkę trosk służy jej przyjaciółka z tej samej szkoły, delikatna Shinonome Lize, która należy jednakże do innej klasy. Obie dziewczyny spędzają zatem większość dnia na typowych zajęciach szkolnych, chociaż fabułę gry osadzono w bardzo interesującym settingu.
Oto bowiem przenosimy się do bliżej nieokreślonego roku 25XX. Ludzkość żyje w specjalnie przeznaczonych do tego dystryktach, podzielonych na funkcje, bo świat poza ich kolonią uległ katastrofie ekologicznej. Na dodatek mieszkańcom zagrażają Vectory… stworzenia, które wyglądają jak skrzyżowanie kozy z wilkiem i chodzącym na dwóch łapach niedźwiedziem. Co więcej bestiom często przewodzi tajemnicza, różowowłosa Moravia oraz jej dwójka przydupasów – Hyuga i Yukinami, którzy żywią do ludzi jakąś bliżej nieokreśloną urazę.
Na szczęście na straży kolonii stoją też superbohaterki, a dokładniej grupa Blooms, w skład której wchodzą cztery dziewczynki: liderka Kaori, poważna Sena, milcząca Haruka oraz nieco narwana Mona, z których każda posiada inną moc, ale razem tworzą zgraną ekipę. (A przynajmniej teoretycznie, bo za dużo budowania przyjaźń w tej grze nie uświadczymy).
Pewnego dnia zdarza się jednak tak, że nasza MC zostaje ranna przez Vectora, a to nieoczekiwane wydarzenie budzi jej supermocę… (Coś niczym przypadek Petera Parkera). Nie napalajcie się jednak na nic fajnego. Nasza MC będzie tylko bufferem, bo swoją zdolnością potrafi jedynie zwiększać siłę pozostałych. Tak czy inaczej, w wielkim skrócie, dołącza potem do Blooms i w efekcie zaczyna się nasza opowieść.
W czym gra zasadniczo posiada 8 ścieżek i jeden „grand ending”, który można uznać za taką kontynuację common route, a w którym w końcu bohaterowie działają wspólnie i ma się wrażenie, że faktycznie tworzą drużynę. W indywidualnych ścieżkach każdy jest tak bardzo skupiony na swoim problemie, że w zasadzie innych love interest prawie tam nie uraczymy. A trochę szkoda, bo jednak pomyślałby kto, że jak się razem walczy, to się chce też trzymać blisko również „w cywilu”. W każdym razie chłopaków do poderwania mamy w sumie po 4 na każdą z grup: protagonistów i antagonistów. Co nie znaczy, że w opowieściach tych pierwszych będziemy dokonywać tylko heroicznych, altruistycznych aktów, a w przypadku tych drugich zamienimy się w złoczyńcę i przejdziemy na stronę mroku… Wręcz przeciwnie. Szybko się przekonałam, że w zasadzie z naszych superbohaterek są w sumie bardzo nieprzyjemne typy, a w działaniach antagonistów dało się nawet czasami zauważyć trochę racji, albo przynajmniej im współczuć, więc proporcje nie zostały tutaj dobrze zachowane. W zasadzie tylko w ścieżce Seny czułam, że faktycznie gram po stronie tych „dobrych” i robię coś, aby pomóc kolonii. Reszta z postaci albo podejmowała moralnie wątpliwe decyzje, albo skupiała się na własnych biznesach, albo ogólnie miała na kolonie i konflikty na linii ludzie vs Vectory wylane.
Zastanawia Was pewnie teraz… jak to jest, że mamy super bohaterki i męskich love interest jednocześnie? Ano, jak łatwo odgadnąć chłopaki się po prostu transformują. W rzeczywistości każdy z 8 identyfikuje się jako mężczyzna (no, może poza Ibukim, który obie swoje formy uważa za tak samo „prawdziwe”, a nie rodzaj „kostiumu”). Jeśli jednak uważacie, że ten motyw do czegoś prowadzi, nie wiem, problemu, komedii, dyskomfortu, lepszego zrozumienia siebie… czegokolwiek… to nie. Ot, bohaterowie akceptują, że taki po prostu towarzyszy im „efekt uboczny”, jak go nazywają, jeśli chcą korzystać ze swoich mocy. Co było trochę rozczarowujące, bo spodziewałby się jednak ktoś, że skoro scenarzyści wprowadzają wątek transformacji, to jednak w jakimś celu? Ale nic z tego, choć na pocieszenie, dostajemy przynajmniej więcej seiyuu dla żeńskich i męskich głosów.
Co zaś się tyczy samego wachlarza love interest, to powiem Wam, że wybór także był dość marny. Panowie są strasznie jednowarstwowi. Wręcz płascy. Ich problemy oscylują wokół jednego wątku, który rozwiązany, sprawia, że w zasadzie nic już nie zaburza ich prostego życia, a najgorsze w tym wszystkim, że rozwiązania akcji były cholernie naiwne. Chcecie przykład? Moravia odpowiednio „zagadana”, zgadza się nigdy więcej nie atakować kolonii… bo tak. Źli naukowcy uprowadzają rodziny bohaterek na zakładników, ale postaci twierdzą, że załatwią to sobie jakoś offscrenowo i MC tylko wzrusza ramionami. Dowódca, który twierdzi, że ma związane ręce i nie może nic zrobić, by 5 sekund później buntował się przeciwko przełożonym itd. Mnóstwo dziwnych akcji, które mogły mieć jakiś potencjał, ale te scenariusze pisane są na kolanie. Widać to zwłaszcza po tym, że w każdej ścieżce odkrywamy dokładnie te same sekrety. Mamy więc tu od groma powtórzeń, z czego chyba najbardziej przoduje pod tym względem opowieść Hyuugi. Jakby ją tak podsumować, to może z 30% świeżego contentu by się tam znalazło… Cała reszta to istne kopiuj wklej, dlatego ukończenie tej gry, przy takiej mnogości niedopracowanych opowieści, jest istną mordęgą i sytuacji nie ratują nawet dość przygnębiające bad endingi. Zwykle po 3-5 na historię.
Największy jednak problem miałam z tym że nasi love boye są po prostu antypatyczni. I to w tym najgorszym wydaniu. Albo ciągle obrażają MC, albo mają inne priorytety niż jej dobro, nawet gdy są z nią „w związku”, albo po prostu wysługują się nią do rozwiązywania własnych spraw, niekoniecznie dając cokolwiek w zamian. Jest coś poważnie nie tak w scenariuszach, w których nawet krzywdzący bohaterkę fizycznie antagoniści, suma summarum, sprawiają lepsze wrażenie od rzekomych bohaterów.
A sytuacji nie poprawia to, że Yuuki jest bardzo miałka. To takie typowe, dobroduszne i charakterystyczne dla gier otome popychle, które nawet jak wyrazi swoje zdanie i ma zasadniczo racje, to i tak po chwili zaraz przeprasza. Nie potrafi połączyć nawet najbardziej oczywistych faktów, choćby dowody gryzły ją w tyłek. Nie ma też żadnych zainteresowań i pragnień, poza egzystencją w cieniu swojego love interest. Bodaj tylko w ścieżce Ibukiego w ogóle próbuje się czegoś więcej nauczyć, a w ścieżce Arakiego miała nawet z dwa dobre pomysły… Ale to takie wyjątki od reguły. Dla mnie ta postać była po prostu zbyt papierowa, aby w ogóle zależało mi na jej losach.
Wreszcie wielkim rozczarowaniem były też pojawiające się w grze walki. Nauczona doświadczeniem, że w grach otome zbyt wiele dynamicznej akcji pokazać się nie da, spodziewałam się jednakże czegoś na poziomie „Hakuoki” czy „Birushana: Rising Flower of Genpei”, gdzie całkiem zręcznie, przy pomocy zmieniania pozycji spiritów, potrafiono oddać ducha pojedynków. Tutaj postaci zwykle wpadają na scenę, rzucają zaklęcie i dowiadujemy się, że już po Vectorach. Dziękujemy, misja zakończona, można pakować się do domu. A gdzie transformacje? Pełne tańca ataki? Gdzie jakieś przy długaśne hasła typu „Ukarzę cię w imieniu Księżyca!”? W zasadzie takie przedstawienie się postaci pojawia się tylko raz – w prologu. Potem nigdy więcej do tego nie wracamy.
Kolejnym z problemów, o którym warto wspomnieć, i który chyba najczęściej przewija się w krytyce tej gry jest najzwyczajniejszy …brak romansu. Chociaż lepsze byłoby chyba określenie „niedosyt”? Bo coś tam się jednak dzieje. O prostu jest to powierzchowne i mało interesujące. Ani te relacje nie są sensownie budowane, bo nie ma na to czasu. (Trzeba się zmieścić, by upchnąć historię aż 8 love interest). Ani nie są ciekawe, bo bazują na najbardziej wyświechtanych, szkolnych schematach. Ani nawet nie kończą się jakimiś fajnymi CG, bo w wielu z nich nie zobaczycie nawet prostego „buzi-buzi”. Czy chociażby wyznania uczuć. No, ale MC to i tak nie przeszkadza. Pójdzie za tym swoim love boyem, jak wierny pies, wszędzie. Mamy więc grę otome, w której… brakuje typowych elementów otome. Może dlatego tak prześladowało mnie pytanie: do kogo w zasadzie skierowana jest ta gra? Bo nie dość, że love interest się transformują, to jeszcze w żadnej formie – ani męskiej, ani żeńskiej, nie mogę ich poderwać.
Parę słów wypadałoby powiedzieć też o aspekcie technicznym. Jeśli chodzi o muzykę, to podobał mi się tylko jeden wątek, ale nie jestem jakimś znawcą w tej dziedzinie, więc nie będę się wymądrzać. Paczka seiyuu, która pojawia się w grze, należy raczej do tych mniej znanych. W końcu Paradigm Paradox powstało jako jakiś rodzaj kolaboracji z 8P (8-Piece), czyli boys bandem, więc trudno nie odnieść wrażenia, że postaci i ścieżki były pisane pod nich iście marketingowo, więc niespecjalnie się do nich przykładano. Same CG były ok, tła bardzo ubogie, spirity bez szału, a jeśli chodzi o dodatkową zawartość, to stanowiły ją tylko minihistoryjki (tzw. Activity Reports) odblokowujące się po ukończeniu każdego z endingów. Sam interfejs dawał radę, bo mogliśmy wspierać się flow chartem i widzieć, czy zbieramy wpływy u antagonistów czy Blooms, ale nawet i bez wskaźników procentowych, łatwo było przewidzieć, komu podpasuje jaka odpowiedź z drzewka dialogowego.
W czym warto zaznaczyć, że pomimo obecności flow charta i krótkiego common route, to nie tak, że narzucono nam jakoś szczególnie kolejność przechodzenia ścieżek. Jedynie Ryou i Ibuki są zablokowani na początku, a opowieści reszty możemy zasadniczo przechodzić w dowolnej kolejności, bo i tak czeka nas mnóstwo powtórzeń tych samych informacji. Btw. dopiero już po ukończeniu gry, zorientowałam się, że mogłam używać opcji „skip to next choice”, więc nie popełniajcie tego samego błędu… Niby pomijanie przeczytanych tekstów też działało sprawnie, ale zaoszczędziłabym kilka cennych minut życia, gdyby nie to zamulenie.
A przechodząc do podsumowania, to jedna z najgorszych gier od Otomate jaką widziałam. Jeśli nie najgorsza. Jak wiecie, nie piszę recenzji sponsorowanych (o powodach czego pisałam w jednym z top 5), więc w odróżnieniu wielu zagranicznych stron nie będę Wam wmawiać, że to chociaż średniak. Nope, Paradigm Paradox to istna katorga. Tym bardziej smuci mnie, że muszę wystawić tak niską ocenę, bo cieszy mnie przeważnie każda gra otome wydana na Zachodzie. Tak, tak niskie miewam niekiedy oczekiwania. Niestety, tutaj naprawdę nie potrafię powiedzieć nic dobrego, a o tym jak absurdalne są poszczególne ścieżki, możecie dowiedzieć się z ich recenzji, które zamieszczam ku przestrodze. (I jako dowód, że ukończyłam ten piekielny maraton).