Ibuki to postać, która teoretycznie powinna dostarczyć nam największych emocji. Dlaczego? Bo poza Tokio jest on tak naprawdę chłopcem z plakatów, tyle że po stronie antagonistów. Jako Moravia, czyli super złoczyńca, dowodził on hordom Vectorów, ale też miał swoich przydupasów w postaci Hyuugi i Yanamiego, którzy wypełniali jego wszystkie polecenia, i walczyli z super bohaterkami z Blooms. Niestety, jak to już z Paradigm Paradox bywa, nawet tutaj scenarzyści nie stanęli na wysokości zadania i to co nam zaserwowali to dość miałka historia. Choć pod pewnymi względami i tak lepsza od pozostałych ścieżek. Głównie dlatego, że chociaż raz dostajemy bardziej aktywną MC.
Ale do rzeczy! Aby dołączyć do antagonistów Yuuki musi najpierw odkryć smutną prawdę. Ludzie zranieni przez Vectory zmieniają się w identyczne bestie. Kiedy więc taki los spotyka jej jedyną przyjaciółkę Lize, to wszystkie inne rzeczy zostają zepchnięte na drugi plan. Nieważne, że jako superbohaterka, wraz z Haruką, Kaori, Moną i Seną, należała do grupy Blooms i miała chronić obywateli kolonii Thety przed Moravią i jej podnóżkami. Skoro tylko Moravia zna sposób, w jaki powstrzymać przemianę Lize, to Yuuki decyduje się jej/mu zaufać i podąża za różowowłosą dziewczyną do siedziby antagonistów, czyli kolonii Tau.
To tam odkrywa, że po pierwsze: że jest słaba w porównaniu z Moravią (np. mimo iż też posiada moc telekinezy to w życiu nie dałaby rady nieść Lize przez całą drogę), a po drugie: że jej wyobrażenie świata było bardzo ubogie i ograniczało się do propagandy z Thety. Moravia chce, aby Yuuki sama przekonała się, jak wielką krzywdę spotykają Vectory. Ludzie tworzą je w ramach eksperymentów genetycznych, porzucają, a potem wysyłają Blooms, aby je eksterminowały. Zupełnie zapominając o tym, że przecież Vectory też były kiedyś ludźmi. Chociaż ja ogólnie miałam wrażenie, że niewiele osób w tej grze to obchodziło. Zupełnie jakby scenarzyści nie kumali, że rolą super bohaterów jest ratowanie niewinnych, a nie tylko używanie wypierdzistych mocy… Trudno więc było mi się tu nie zgadzać z antagonistą. A przynajmniej do pewnego stopnia.
Początkowo Yuuki nawet dobrze się zadomawia w nowym miejscu. Głównie dlatego, że spada jej kamień z serca, bo Lize dobrze znosi proces rekonwalescencji. Na dodatek uczy się wielu nowych rzeczy np. tego, że przystojny Ibuki i piękna Moravia, to wcale nie rodzeństwo, ale jedna i ta sama osoba. W czym Ibuki, w odróżnieniu od Blooms, nie uważał swojej zmiany płci za jakiś problem, czy „efekt uboczny”. Ot, po prostu czasami działo się to spontanicznie, ale nie musiał się specjalnie transformować w Moravię, aby używać mocy. Być może dlatego, że ogólnie był geniuszem.
W każdym razie, ze względu na wyjątkowość Yuuki, Ibuki staje się wobec niej trochę namolny. I nie mam tu na myśli narzucania się jej fizycznie (chociaż ciągle łazi z nią za rękę), ale rzadko spuszcza ją z oczu, ciągle szuka jej towarzystwa i zmusza, by udzieliła mu odpowiedzi, czy pomoże mu w jego wspaniałym planie. Ogólnie Ibuki wymyślił sobie, że już wie, jak zaprowadzić pokój między ludźmi i Vectorami. Ponieważ sam nie uważał się za człowieka, ale kogoś w rodzaju boga, bo w końcu nikt nie dorównywał mu potęgą, to miał pełne prawo do podjęcia radykalnych kroków. A za taki możemy spokojnie uznać jego plan zamienienia wszystkich w potwory. W końcu, jak argumentował, Vectory były idealnie przystosowane do życia w ich zniszczonym ekosystemie, nie potrzebowały jedzenia, nie musiały się rozmnażać, nie walczyły między sobą… Jedyne, co je jeszcze męczyło to przywiązanie do dawnego człowieczeństwa, ale jeśli zlikwiduje się ludzkość, to i temu problemowi da się szybko zaradzić.
Yuuki orientuje się wówczas, że miły chłopak, który jej do tej pory pomagał jest najzwyczajniej szurnięty. Że za jego dwukolorowymi oczami kryje się okrucieństwo, o które nawet go nie podejrzewała. Zaczyna więc początkowo Ibukiego unikać, ale wie, że to niczego nie rozwiąże. Że tak naprawdę jedynym ratunkiem dla Lize i jej samej jest ucieczka, a do takowej musi się najpierw dobrze przygotować, bo przecież nie będą mogły wrócić do Thety. Nie po tym, jak Lize zmieniła się w pół-Vectora, oraz jak sama zdezerterowała z Blooms. Bo co niby powiedziałaby Dowódcy Masakiemu? Że zmieniła zdanie i chce wrócić do pracy?
To dlatego, pod pozorem potrzeby zbadania okolicy, Yuuki zaczyna rozwijać swoje zdolności telekinezy. Idzie jej jednak średnio, a na dodatek… Ibuki ją najzwyczajniej śledzi. Widząc jak dziewczyna się męczy, ofiarowuje jej swoją pomoc przy treningach. W czym MC nie może mu najzwyczajniej odmówić, bo byłoby to zbyt podejrzane. Tym sposobem, zupełnie nieświadomy jej zamiarów Ibuki, zaczyna szkolić Yuuki z efektywniejszego używania mocy, a nawet, przyciskając jej czoło do własnego, dzieli się z nią emocjami, by lepiej rozumiała, co musi zrobić, by rozwinąć swój potencjał. W międzyczasie, wykorzystując jego rozkojarzenie, MC sprytnie ciągnie nastolatka za język. Wypytuje o odległe kolonie. Rzekomo pod pretekstem ich odwiedzenia w przyszłości i sprawdzenia, czy są tam inne Vectory.
Koniec końców decyduje się jednak pewnej nocy na ucieczkę. Wie, że drugiej szansy nie będzie, niestety jej plan wziął w łeb, nim na dobre się rozkręcił. Lize jest zbyt słaba, aby oddalić się od kolonii. W zasadzie dziewczynki ledwo opuściły dom, nim blondynka padła z sił… Na szczęście dla bohaterek, trafiły wtedy na wujka Ekspozycję. Czyli tego samego typa, który kontaktował się z naszą bohaterką mailami, a który przez cały ten czas grzał sobie tyłek, rozkosznie w Tau. W czym zwyczajowo postanowił on nam opowiedzieć backstory love interest – typ razem Ibukiego, swoją własną oraz – wyjątkowo – samej MC.
Yashima był naukowcem, specem od inżynierii genetycznej, który pracował nad projektem adaptacji środowiska. To w ten sposób poznał się z Masakim, czyli obecnym szefem Blooms, bo wówczas był jego kierownikiem. W czasem jednak naukowcy musieli zmienić obszar swoich zainteresowań i zamiast walczyć ze zmianami środowiskowymi, postanowili zacząć pracować nad zdolnościami adaptacyjnymi ludzi. To tak poznał rodziców Yuuki, tzw. Pierwszą generacje, którym nadał imiona „Togo” i „Sana”. Obaj mieli też nadprzyrodzone moce, choć ich efektem ubocznym było to, że każde użycie telekinezy skracało ich życie. Yashima zaobserwował również, że Togo i Sana zaczęli także tracić zdolności z zupełnie nowego powodu. Po prostu się zakochali. A skoro dręczyły go wyrzuty sumienia, bo parkę traktowano jak szczury laboratoryjne, to postanowił pomóc im w ucieczce i ukryciu, bo kobieta okazała się być przy nadziei. Poważnie… oni tam nie mieli środków antykoncepcyjnych na takie sytuacje? W zaawansowanej przyszłości? W każdym razie Sana umiera niedługo po urodzeniu Yuuki, a Togo wkrótce po niej z żalu. Co sprawia, że Profesor Yashima znowu jest w ciemnej… przestrzeni, ale udaje mu się ukryć nowonarodzoną dziewczynkę w sierocińcu.
A jak to wszystko ma się do Ibukiego? Ano w ten sposób, że znał się z Togo i Saną, bo był eksperymentem kolejnej generacji. Pewnego dnia zbuntował się jednak przeciwko naukowcom i używając swoich wypasionych mocy uciekł z placówki, zabierając po drodze innego pechowca, czyli Yukinamiego. Ah, i jeszcze zahaczył o dom Togo i Sany, gdzie poznał Yuuki, bo chciał zobaczyć, czy im się udało odnaleźć szczęście. To wtedy uznał naszą MC za najpiękniejszą, najbardziej czystą istotę na świecie. A ten podziw nie minął mu nawet długo później… Bo gdy dołączyła do Blooms i znalazła się po drugiej stronie barykady, to dalej był nią zafascynowany.
W każdym razie to dlatego Yashima uważał, że Yuuki jest jedyną osobą, która może przekonać Ibukiego, że jego plany są durne i że nie jest on bogiem. Co dziewczyna próbuje zrobić już następnego dnia, ale gdy mówi chłopaczkowi, że jest bardziej ludzki niż mu się wydaje, to wiecznie uśmiechniętemu antagoniście wreszcie puszczają nerwy. Chce by MC go pokonała i mu to udowodniła. Ale wtedy na scenę wpieprzają się dziewczyny z Blooms, które cholera wie, jak tam trafiły… Walka kończy się tak, że MC traci przytomność i budzi się w kolonii Theta. Naukowcy wprost przebierają nóżkami, aby się zabrać za jej badanie/torturowanie, bo wiedzą już, że jest wyjątkowa… A jakby ktoś się zastanawiał czemu superbohaterki z Blooms nie reagowały na to, że ich towarzyszka jest więziona i faszerowana podejrzanymi specyfikami, to ich bierność wynikała z faktu, że rodziny dziewczyn zostały zabrane na zakładników.
Ale nie musimy się martwić, bo Ibuki pojawia się w porę, aby odbić swoją dziewczynę! Chyba już wybaczył jej, że nie uważa go za boga, a ona mu to, że próbował zniszczyć ludzkość. Wiecie, to wszystko przeszłość. Liczy się tylko miłość! A skoro Ibuki jest kochany i potrafi kochać, no to uwaga: o to właśnie chodzi w byciu człowiekiem. Co prawda antagonista nie do końca jeszcze taką argumentacje kupuje, ale MC obiecuje próbować tak długo aż go kiedyś przekona. Masaki i Ryou muszą uciekać z kolonii, Blooms postanawiają zostać i „naprawić sprawy od środka” (że niby jak? Znowu wam wezmą rodzinę na zakładników…), a Ibuki przestaje wysyłać Vectory do walki z ludzkością. Co niby stanowi happy ending.
W smutnym zakończeniu, gdy Yuuki próbuje przekonać Ibukiego do swoich racji ten zaczyna jej coś gmerać w myślach… Dochodzi do tego, że sama zostaje przekabacona i przeciągnięta na Ciemną Stronę Mocy. Później widzimy naszą parkę jak dokonali całkowitego zniszczenia kolonii Theta i przymierzali się do znalezienia kolejnej, aby tam również zamienić wszystkich w Vectory. Yuuki jest smutna, obojętna, ale to najwyraźniej Ibukiemu nie przeszkadza, bo wystarczyło mu, że miał ją przy sobie. Swoją drogą, genialny plan… Zamieniliby całą tą cholerną okolicę w pastwisko dla Vectorów i co dalej? Ani one nie były w stanie się rozmnażać, ani budować cywilizacji, ani nie miały żadnych potrzeb… Rozumiem, że Ibuki i Yuuki umarliby po prostu ze starości albo sami doczekali się rodzinki i ich progenitura musiała by zmagać się z tym syfem?
Cóż, narzekałam już trochę we wstępie, więc teraz tylko podsumuje. Ta ścieżka miała potencjał, bo jednak między protagonistką a antagonistą zawsze bardziej „iskrzy”, ale tutaj cała opowieść zaczęła się rozpadać, niczym domek z kart, gdy pojawił się wujek Ekspozycja. Potem to już tylko jedna nielogiczność goniła następną, a ja nawet nie wiem, kiedy zaczął się romans. W sensie, rozumiem, że Ibuki był zainteresowany MC od początku, bo jako jedyna mu jakoś tam dorównywała, ale czemu ona nagle przestała się go bać? Bo tak ją wykończyli w tym laboratorium, że wiedziała, iż jest jej jedyną szansą na ratunek i z wdzięczności z miejsca go pokochała? Nie rozumiem… Tak jak nie rozumieli chyba i pozostali odbiorcy, bo chociaż Ibuki znajduje się wysoko w rankingach popularności, to tylko dobitnie świadczy o poziomie reszty ścieżek.