Naprawdę nie przesadzę, że to najdurniejsza ze wszystkich opowieści, a przecież konkurencja jest ostra, bo mam tu m.in. w zestawieniu gościa, który atakuję naszą MC i kocha tylko swoją siostrę albo takiego, który gnoi bohaterkę za to, że ta ma czelność być w żałobie po śmierci jedynej przyjaciółki… W czym nawet tam, o zgrozo, działo się miejscami coś ciekawego, tymczasem ścieżka Ryou to dla mnie absolutne nieporozumienie, bo nagle wywraca świat Paradigm Paradox do góry nogami. I to nie w pozytywnym sensie, ale w takim, że scenarzystom zamarzyło się nagle zerżnąć plot twista z popularnego „Ataku Tytanów”.
Dobra, czemu znowu jęczę? Ano, Ryou teoretycznie należy do składu antagonistów, ale trafił tam chyba tylko dlatego, bo liczby miały się zgadzać. Wiecie 4 tu i 4 tam. Nie należy od do ekipy Moravii, więc nie można go zaliczyć do jej przydupasów, jak Huuygę czy Yukinamiego. Nie można też powiedzieć, aby był sojusznikiem Blooms, bo chociaż w jakimś stopniu pomaga Masakiemu i dziewczynom, to żaden z bohaterów mu nie ufa i w zasadzie gadają o tym otwarcie. Wszyscy wiedzą, że Ryou jest podejrzany, ma jakieś szemrane plany i w ogóle powinno się go obserwować… tylko jakoś nie traktują tego poważnie. Nawet w szkole, gdzie Ryou udaje woźnego, dzieciaki robią sobie z niego żarty i uważają, że spotkanie go na terenie placówki przynosi szczęście. Zupełnie jakby był jakąś miejską legendą albo gnomem, który czeka z garncem złota na końcu tęczy.
W czym nasza bohaterka w ogóle z jakiegoś powodu dostaje na jego punkcie obsesji. Na początku jest to nawet uzasadnione. Kiedy Lize, jedyna przyjaciółka Yuuki, zostaje ranna, to Ryou pomaga dziewczynie zabrać ją ze szpitala i skontaktować się z Moravią. Dlaczego? Bo tylko antagoniści wiedzą powstrzymać transformacje dziewczyny w bezmózgiego Vectora. W efekcie Yuuki, Lize, Ryou i Moravia opuszczają kolonię Theuta i skrywają się w kolonii Tau, bo tylko tam Blooms i ludzie z wrogiego miasta nie będą ich poszukiwać. I to jeszcze było dla mnie logiczne. MC po prostu współpracowała z nowymi sojusznikami oraz odczuwała wdzięczność. W końcu, gdyby nie oni, to straciłaby jedyną, bliską sobie osobę. Potem jednak, gdy stan Lize się stabilizuje i już wiemy, że nic jej nie grozi, to zaczyna się prawdziwa jazda.
Yuuki dwukrotnie zaczepia Ryou, aby mu podziękować… no, ok? Facet jest trochę zakłopotany, ale akceptuje jej miłe słowa. To jednak naszej MC nie wystarcza. Zauważa, że z Ryou ogólnie jest jakiś podejrzany typ (czyli myśli mniej więcej to samo, co wszyscy), więc postanawia go śledzić. Cholera wie po co i dlaczego tak ryzykowała… W każdym razie facet nie jest tak głupi, aby jej nie zauważyć, a kiedy ta otwarcie przyznaje, że go stalkowała, to rozbawiony zgadza się nawet, aby mu towarzyszyła w dalszej drodze. Tym sposobem trafiają do obozowiska, gdzie Ryou rozstawił sobie ekstrawagancki namiot. Nie miał super mocy więc musiał pomagać sobie technologią. (Trzymał tam nawet w środku przenośne laboratorium).
A co w ogóle robił na tym toksycznym pustkowiu i na dodatek bez skafandra ochronnego? Ryou spędzał większość czasu, używając swojego drona do inspekcji terenu i zbierania próbek roślin. To ma jeszcze sens… W końcu jednak robi się późno, więc facet sugeruje, że powinni wrócić do namiotu, nim zrobi się ciemno. (I co was zaatakuje? Vectory? Przecież tam nic nie żyło na tych pustkowiach… Szybciej bym uwierzyła, że nie chce przegapić odcinka tamtejszej wersji „Na Wspólnej”). W każdym razie dopiero wtedy dziewczyna ogarnia, że są w ciasnym pomieszczeniu. Na dodatek sami, więc Ryou odstawia jej obozową wersję kabedonu, ględząc o tym, że o głupie, aby ufać tak mężczyznom… bla bla… słyszeliśmy to setki razy. Potem jednak nieoczekiwanie się wycofuje. Twierdzi, że to był tylko żart i że nie interesują go dzieci. (No, fajnie, że wówczas zdawałeś sobie sprawę z tego, że Yuuki jest dla ciebie tylko dzieckiem, ale jakoś za chwilę, to przestanie być dla ciebie problemem XD).
Następnego dnia parka wykonuje więcej prac geodezyjnych. Niestety, możliwości badawcze mężczyzny są mocno ograniczone, ale wtedy Yuuki proponuje, by wspiąć się na wyższe budynki, dzięki jej mocom. Że mogliby tam po prostu wskoczyć, pomagając sobie telekinezą. Ryou na początku trochę się waha, potem jednak ciekawość zwycięża… a MC zastanawia się, czy da radę go w ogóle dźwignąć, nim uświadamia sobie, że przecież wystarczy, by trzymali się za ręce. Resztę walki z grawitacją wykona jej moc. I tak sobie hopsają, rozchichotani i szczęśliwi, po kolejnych budynkach, aż docierają na sam szczyt.
Tyle że randkę, już po powrocie na dół, psuje im Ibuki, który szukał Yuuki, bo zaniepokoiło go jej nagłe zniknięcie. Jakby tego było mało, to nazywa Ryou wrogiem wszystkich. Tak, tak, bo był PODEJRZANY. A MC nagle te oskarżenia wyjątkowo bolą, bo przecież tak polubiła ex woźnego. I to do tego stopnia, że postanawia go, wbrew ostrzeżeniom i zdrowemu rozsądkowi, odwiedzić ponownie i ponownie, a wtedy my poznajemy straszliwą prawdę.
Ryou jest… szpiegiem! Ja pierdzielę, tutaj się popłakałam. Poważnie. To był najbardziej rzucający się w oczy szpieg, jakiego kiedykolwiek wiedziałam. Dosłownie brakowało tego, aby każdy przewracał oczami i zamiast powtarzać „Tak, tak, Ryou, wiemy, że jesteś podejrzany” mówił „Tak, tak, Ryou, wiemy, że jesteś szpiegiem…”. Cud, że nie chodził w czarnym płaszczu i z doklejonym wąsem. Niemniej, to dlatego, w sensie, z powodu swojej ukrytej agendy i pozycji, która została nagle zagrożona, już na przywitanie, grozi MC bronią, bo niby to sposób, aby ochronić się przed jej super mocami, ale szybko wychodzi na jaw, że ściemnia i nie zamierza nikogo skrzywdzić. A przynajmniej nie Yuuki w tamtym momencie.
Backstory time! Ryou pochodzi z innego, dużego kontynentu, znanego nam jako Azja i dostał za zadanie przeniknąć do Strefy Trzeciej – czyli Japonii. To właśnie tam naukowcy prowadzili eksperyment, aby zobaczyć jak ludzie, zamknięci w ograniczonym środowisku, sobie poradzą… ale jak można łatwo odgadnąć, mieszkańcy szybko doprowadzili do zniszczenia ekosystemu. (Nie mogliście zrobić wirtualnej symulacji?). To dlatego Ryou miał wysłać swoim przełożonym raport, mówiący o tym, że Strefa Trzecia to syf nie do odratowania i najlepiej będzie zrównać ją z ziemią. Tyle że w trakcie czasu spędzonego z tubylcami zdołał ich nawet polubić, zwłaszcza Yuuki (bo gadali przecież z sobą od jakiś 2 dni) i teraz dręczyły go wyrzuty sumienia. Do tej pory opóźniał wysłanie raportu, ale teraz goniły go terminy. Na dodatek czuł się odpowiedzialny za Strefę Trzecią, bo pochodził z rodziny, która kiedyś zapoczątkowała eksperyment… Ah, no i jeszcze zanieczyszczenia, które generowała „Japonia” mogły wkrótce przedostać się do innych miejsc, co groziło jeszcze większą katastrofą ekologiczną, więc lepiej było ją zlikwidować. (I rozumiem, że wtedy byłoby git? Rozwalenie jednego archipelagu nie wpływa na ekosystem?).
Po tym wzruszającym wyznaniu, Yuuki namawia Ryou, aby wrócił z nią do bazy Blooms i aby wspólnie zorganizowali burze mózgów. Co też niniejszym czynią i razem z Masakim oraz resztą dziewczyn, zastanawiają się jak przekonać ludzi z poza Strefy Trzeciej, że nie warto jej niszczyć, bo zawiera coś cennego? Cóż, pierwszą rzeczą, która przychodzi im na myśl, jest oczywiście ich własna telekineza, ale nie zamierzają skończyć w jakimś laboratorium jako szczury doświadczalne. Wystarczyło im, że byli tak traktowani we własnej ojczyźnie. Ten plan zatem odpadał. A wtedy Yuuki wpada na nowy pomysł. Że przecież mogliby wmówić outsiderom, że kryształy, które pozostają po zabiciu Vectorów mają supermocę! I że można w ten sposób łatwo stać się potężnym! Wszyscy uważają, że to genialne, a mi po prostu spadła szczęka na podłogę… Chwileczkę, czy oni właśnie zaproponowali, że jakiejś cholernie potężnej technologicznie cywilizacji sprzedadzą patent, że można zamieniać ludzi w Vectory, zabijać ich i pozyskiwać w ten sposób kryształy dla potęgi? I tylko ja widzę z tym moralny problem? No, no luzik… Ważne, że sami byli bezpieczni… W końcu, co mogło tutaj pójść nie tak? XD
I tym sposobem docieramy do happy endingu. W sensie, Ryou dalej prowadzi badania, ale nie musi się już obawiać o zniszczenie Strefy Trzeciej i pisanie jakiś durnych raportów. Ibukiemu, który – przypomnijmy – chciał cały świat zamienić w Vectory nagle zupełnie nie przeszkadza, że jego pupile będą przetwarzane na kryształy jak pomidory na passatę, a Yuuki się cieszy, bo znalazła sobie przez przypadek nowego chłopaka, który mógł być jej ojcem. I to wszystko dzięki temu, że Lize o mało nie zginęła. Bo jakoś wszyscy o niej w tej ścieżce zapomnieliśmy.
W smutnym zakończeniu, które miało spoko CG i to chyba jedyne, co mogę dobrego powiedzieć o tej ścieżce, poznajemy na własnej skórze czym kończy się niedotrzymanie deadlinów, gdy należysz do agresywnej korporacji. Outsiderzy dochodzą do wniosku, że mają w poważaniu czekanie na jakiś raport. Skoro Ryou go nie wysłał, to znaczy, że albo umarł, albo dał ciała. Czyli w obu wypadkach – who cares? Po prostu zalewają niebo nad Strefą Trzecią masą myśliwców i bombardują cały obszar jak się patrzy. (Ale to były na pewno super ekologiczne bomby z certyfikatem Demeter i żaden króliczek nie ucierpiał przy testowaniu!). W czym nawet nasi superbohaterowie są bezsilni, bo atak jest tak nagły i bezlitosny, że nie mają żadnych szans, aby ochronić się telekinezą przed ostrzałem. (W Grand Finale okazuje się, że jednak spokojnie mogą wygrać wojnę – ale nie zobaczymy tego w tej historii).
Sama nie wiem… Może jestem niesprawiedliwa, bo ścieżkę Ryou przechodziłam na samym końcu i szczerze byłam już wymęczona tą grą. W pewnym momencie aż przeklinałam swoją manię natręctw, która nie pozwalała mi przewijać dialogów. A może po prostu zirytowało mnie właśnie, jak bezrefleksyjnie próbowano szokować odbiorców, wykorzystując sztuczki z „Ataku Tytanów” i dlatego moja niechęć była tym silniejsza? W czym nie pomagał ani wiek Ryou, bo nie cierpię ossanów, ani dziwaczna postawa MC, która zachowywała się jak psychofanka, bo do tej pory nie rozumiem, dlaczego ona tak naglę zaczęła się za nim uganiać i twierdzić, że są sobie bliscy…
Potworna ścieżka. Taka już absolutnie na odwal, byle tylko w grze znalazło się 4 antagonistów, a ostatni z typów był najbardziej zaskakujący. I chociaż wiem, że wielu recenzentów psioczyło na ilość romansu w Paradigm Paradox, to mi to aż tak bardzo nie przeszkadzało… aż do tej pory. Istnieje przecież wiele typów, znacznie subtelniejszych relacji. Tutaj jednak poważnie nie czułam żadnej chemii, nie widziałam żadnego potencjału i miałam trochę wrażenie, że Ryou odbijało z samotności za rodziną i zawróciło mu w głowie to, że przyciągnął uwagę słodkiej nastolatki. Nie wiem, może mu po prostu aż tak bardzo brakowało kobiecego towarzystwa? Albo musiał wreszcie zrzucić z siebie szokujące wyznanie: tak, mieliście racje, słusznie mnie podejrzewaliście… bo okazałem się szpiegiem!!! Najgorsze, że jak będę wspominać po latach tą grę, to pewnie zapomnę o przyzwoitych historiach, które w niej poznałam, a to cholerstwo wyryje mi się w czaszce…