Okunezato to miasto w kształcie księżyca, w którym dochodzi do szeregu nadprzyrodzonych zdarzeń. Wciel się w młodą dziewczynę o imieniu Ichiko i – wraz z jej przyjaciółmi z klubu Miłośników Tajemnic – spróbuj odkryć, co stało się z zaginionym bratem bohaterki oraz ile prawdy skrywa się w miejscowych legendach. Podejrzane organizacje, małomiasteczkowy klimat i – a jakże! – kiełkujący romans, czekają na graczy w tej letniej, zagadkowej przygodzie.
Tytuł: 7’scarlet (セブンスカーレット)
Data wydania: JP: 2016-07-21 / EN: 2018-05-25
Developer: Otomate & Toybox Inc.
Wydawca: Aksys Games & INTRAGAMES, Idea Factory Co., Ltd.
Pełen dźwięk: japoński
Napisy: angielski
Linki
Bohaterowie
Główna bohaterka
Hanamaki Ichiko Uczennica, która przybywa do Okunezato w poszukiwaniu brata. Jest strachliwa, bierna i ma problemy z pamięcią. To typ protagonistki, który bezwolnie podąża za love interest. |
Ścieżki
Hino (postać romansowa) Przyjaciel Ichiko. Przyjazny, ale nieco nierozgarnięty chłopak. <<RECENZJA>> | |
Isora (postać romansowa) Początkujący kucharz, który darzy bohaterkę podejrzanym zainteresowaniem. <<RECENZJA>> | |
Souske (postać romansowa) Student medycyny nieradzący sobie z interakcjami międzyludzkimi. <<RECENZJA>> | |
Yuzuki (postać romansowa) Nieco starszy od pozostałych bohaterów, właściciel hotelu w Okunezato. <<RECENZJA>> | |
Toa (postać romansowa) Nieporadny i niezręczny typ nerda… a może ktoś więcej? <<RECENZJA>> | |
??? (postać romansowa) Sekretna historia dostępna po ukończeniu pozostałych wątków. <<RECENZJA>> | |
True Ending Historia dostępna po ukończeniu pozostałych wątków. <<RECENZJA>> |
Ocena wątków: (*♡∀♡) Yuzuki ⊳ Isora ⊳ Souske ⊳ ??? ⊳ Hino ⊳ Toa (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
W recenzji gry nie znajdują się spoilery.
Za oknem słońce mocno świeci, lato w pełni, no to wyjechałoby się nad wodę, aby poznać jakieś opowieści o nastolatkach i psychopatycznych zabójcach! Dlatego, nie zastanawiając się długo, sięgnęłam po „7’scarlet”, zalegające od dłuższego czasu na mojej liście wstydu. W końcu, kiedy będzie lepszy klimat na opowiastkę z dreszczykiem niż w chwili, gdy marzę o tym, by nie rozpuścić się w upalę? Może chociaż blady strach mnie trochę zmrozi… A muszę przyznać, że do tej pory słyszałam o tym tytule sporo dobrego. Razem z grą „Psychedelica of the Black Butterfly”, „7’scarlet” miało stanowić coś w rodzaju serii „otome thrillerów”. Co już samo przez się brzmiało intrygująco. A że podobała mi się tamta „gra o motylkach”, to liczyłam na co najmniej tak samo dobrą historię! …Cóż.
Bohaterką „7’scarlet” jest licealistka Hanamaki Ichiko (= domyślne imię), która nie wyróżnia się niczym szczególnym… no poza dziwną awersją do truskawek. A nie, chwila! To w końcu bohaterka gry otome, więc ma jeszcze jedną cechę szczególną: tak, nie mylicie się, amnezję. Z niewiadomych przyczyn nasza fioletowooka dziewoja niewiele pamięta ze swojego dzieciństwa, które podobno spędziła w Okunezato – uroczym miasteczku niedaleko Tokio. A zarazem w tym samym miejscu, w którym rok temu (od momentu, w którym zaczyna się fabuła gry), w niewyjaśnionych okolicznościach, zaginął jej starszy brat – Hanate. (Btw. Hanamaki Hanate ma coś podejrzanie dużo kwiatów w imieniu…). W każdym razie Ichiko jest, naturalnie, jego zniknięciem zmartwiona, choć nigdy nie miała z Hanate jakiegoś super kontaktu. Nie zachowało się ani jedno jego zdjęcie (bo podobno nie lubił fotografowania), nie otaczał się przyjaciółmi (bo był samotnikiem) i nie gadał o swojej pracy (czymkolwiek się zajmował). Ogólnie sprawiał raczej wrażenie człowieka zdystansowanego i zimnego… A przy tym „zdolnego do wszystkiego” – a przynajmniej w ocenie niektórych bohaterów.
No ale jakoś musiało przecież dojść do zawiązania akcji, prawda? Dlatego Hanate znika jak kamień w wodzie, a Ichiko nie waha się ani przez chwile, gdy jej przyjaciel z dzieciństwa i uczeń tegoż samego liceum – Katsuguchi Hino – proponuje, aby powrócili do Okunezato (wzorowanym podobno na prawdziwym miasteczku Karuizawa) i jeszcze raz przyjrzeli się sprawie. W końcu ewidentnie coś było z tym miejscem nie tak. Na dodatek tylko w ten sposób Ichiko będzie mogła uwolnić się od przeszłości i nie być dłużej dręczona wyrzutami sumienia z powodu swojego nieobecnego brata. A że przy okazji Hino należy nie tylko do Klubu Sportowego, ale też Klubu Miłośników Tajemnic (brzmi jak ekpia od Scooby-Doo), to zabawa w detektywów pasuje im jak ulał! Stąd dzieciaki jak postanowiły, tak czynią. Wsiadają w pierwszy lepszy złapany autobus i ruszają do Okunezato. Ku przygodzie! …Lub zgubie. Bo ta decyzja otwiera dosłownie puszkę Pandory, a pozornie malownicze miejsce skrywa całą masę dziwnych sekretów, których nie powstydziłoby się miasteczko Twin Peaks.
Przede wszystkim: giną tam ludzie. Miasto miało kiedyś kształt koła, ale teraz jest księżycem. W pobliżu świątyni rosną dziwne kwiaty powiązane z legendą o nieumarłych. Nocami można zauważyć „lisie ogniki”… albo spacerującą ulicami maskotkę giga pandy (która jest przy okazji okolicznym symbolem i atrakcją dla turystów). Chociaż sami przyznacie, że wygląda to creepy… O_o Powiem Wam jedno: po spotkaniu nocą takiego misiaczka, już nigdy nie wyszłabym sama do sklepu po 20:00! Na dodatek, do tego – jakby nie patrzeć – to jednak zadupia, z jakiegoś powodu postanawia przyjechać celebryta. Mieszkańcy nie żyją więc niczym innym jak spotkaniem z idolem, bo jest to znacznie ciekawsze od morderstw i tajemnic, do których się chyba przyzwyczaili. Zwłaszcza że okolicą i tak rządzi pewien stary ród, który przy okazji kumpluje się z lokalną policją, czyli odkrycie prawdy dodatkowo blokują układziki. A ludzie mają swój interes w tym, aby obcy nie węszyli gdzie popadnie…
Niestety, rozwikłanie tajemnicy i zrozumienie dziwnego prologu (w którym bohaterka zdaje się uciekać przez las przed seryjnym mordercą), będzie wymagało ukończenia wszystkich wątków. Dopiero wtedy opowieść układa się w jako tako zgrabną całość… A my mamy tylko pozorną swobodę w sterowaniu opowieścią, bo jesteśmy zmuszeni przechodzić ścieżki w określonej kolejności. Co akurat nie było fajne, bo wolę większą swobodę. Wiecie, zacząć od „chłopców z plakatów” i zostawić randomy na koniec. Ale co poradzić?
Na pierwszy ogień idzie zatem Hino, poczciwy, wierny, ale niezbyt bystry chłopaczek, który jest zarazem best bro bohaterki i skrycie się w niej podkochuje. Następny love interest to Isora. Facet, który wyraźnie wie z jakiegoś powodu więcej, niż na pierwszy rzut oka się wydaje, a który pracuje w pobliskim hotelu jako kucharz. Zaraz po nim możemy uwieść Toę, zakłopotanego, nerdowatego jegomościa, który jest bardzo niezręczny, ale za okularami skrywa twarz bisha. Na zwolenników dojrzalszych romansów czeka Yuzuki. Mężczyzna, który żywi do obcych dziwaczną niechęć (i szybko się denerwuje, jak każdy tsundere), ale los Okuzato leży mu szczerze na sercu. Wreszcie zestawienie zamyka Sousuke, który planuje zostać lekarzem, jest niezwykle inteligentny, ale logiczne, chłodne podejście często staje mu na drodze przy budowaniu relacji z innymi. Taki trochę Kent 2.0. z „Amensia”.
Trudno również nie zauważyć, że common route robi za bardzo długi rodzaj wstępu, abyśmy oswoili się z bohaterami. A tych jest całkiem sporo, bo poza LI (w tym wypadku 5 ścieżek) mamy jeszcze 2 ukryte postaci oraz po kilka endingów (dobrych, neutralnych i złych). Chociaż te ostatnie są nieskomplikowane i ograniczają się do „zginąłeś!”/„LI zginął” + czerwona ściana krwi. Przykro nam. The end.
W tle przewija się przy tym kilka bardzo wyrazistych postaci pobocznych, jak Karasuma (odpychający pisarz), Yua (pracownica hotelu), Yuki (uczeń zajmujący się organizacją koncertu) czy Tsukuyomi (fotograf-oblech, który lubi pstrykać dziewczynom zdjęcia bez ich zgody). Cóż… I dla takiego znajdzie się funkcja w fabule. Zresztą armia postaci dziesiątego planu działa akurat na korzyść gry, bo przy ich złożoności daje się zignorować fakt, jak drętwa i pozbawiona woli była na ich tle sama MC. W stylu drewnianego kołka, który samodzielnie nie potrafił ułożyć żadnego planu i jedynie ładnie wyglądał, rozdziawiał japę ze zdziwienia, albo się martwił.
Nie podobało mi się również, że po poznaniu „ukrytego zakończenia”, odkrywamy, że w zasadzie wątki innych panów to zapychacze. Tylko jedna opowieść miała nas naprawdę wzruszyć. Tylko jedna miała znaczenie. Co więcej scenarzyści trochę przesadzili w swoim uwielbieniu dla tego love interest. Zniknęła więc gdzieś typowa dla otome swoboda, w której kształtujemy sobie historię, wedle własnego upodobania: w sensie, to my decydujemy, co jest kanonem dla naszej bohaterki. I nie będzie żadną niespodzianką, jeśli powiem, że mój odbiór był kompletnie sprzeczny z zamysłem twórców…
Dla kontrastu na pochwałę zasługuje oprawa wizualna. Ilustracje mają ciekawy styl i naprawdę jest ich sporo, z bardzo dynamiczną perspektywą, chociaż już same sytuacje, które przedstawiają są klasyką gier otome (niezręczne upadki, opiekowanie się chorym, sięganie po ułożoną za wysoko książkę…). Również w obsadzie aktorskiej znalazło się kilka naprawdę sławnych głosów, dlatego słuchanie japońskich lektorów było czystą przyjemnością.
W opozycji do warstwy wizualno-dźwiękowej stoi jednak aspekt techniczny. W ciągu przechodzenia pierwszej ścieżki wyrzuciło mnie do pulpitu 3 razy! Było to o tyle irytujące, że gra przy okazji „zapominała”, iż daną sekwencję już czytałam, więc opcja szybkiego przewijania nie działała jak należy. (I od razu zaznaczę, że mam typowo gamingowego kompa – więc to nie kwestia starego sprzętu). Niby niewielka rzecz, która nie wpływa na odbiór fabuły, ale jednak wkurzała jak diabli… Najzwyczajniej szkoda mi było czasu na przechodzenie ponownie tego samego contentu.
Nie porwała mnie również prezentacja motywów love interest. Miejscami przemyślenia bohaterki przypominały bowiem naprawdę słabiutkie fanfiki („jego ręce są męskie, zupełnie inne od moich…” eee, naprawdę? Może dlatego, że to faktycznie facet? O_o) oraz sceny z najgorszych romantycznych komedii (jak strategiczne poślizgnięcia się na basenie). Dobrze więc, że postacie były w miarę ciekawe, bo w przeciwnym razie, pewnie nie wspominałabym tego tytułu zbyt życzliwie. Tymczasem „7’scarlet” pozostaje dalej spoko propozycją na zagranie w coś w letnich klimatach. Mam tylko duże wątpliwości, czy przetrwałoby próbę utrzymania zainteresowania w innych porach roku…
Po zobaczeniu wszystkich wątków ostrzegę jeszcze tylko, że należy się niestety uodpornić na liczne plot hole, akcje deus ex machina i mdłą MC. Bo chociaż dopieszczono wszystkie pozostałe aspekty gry, fabuła i sposób jej prowadzenia są najsłabszą stroną tej produkcji. W efekcie to zostawia nas z końcową oceną na poziomie jakiegoś 3-/5. A wielka szkoda. „7’scarlet” to gra, która budzi ogromny apetyt, ale okazuje się, że w naszym koszyczku piknikowym znajdują się tylko wczorajsze kanapki i jakieś poczerniałe owoce… No, ale trzeba zjeść, aby się nie zmarnowało, nie?