Murakumo Yuzuki mógłby być iskierką nadziei w ciemnym tunelu rozczarowania, jakim okazało się dla mnie „7’scarlet”. Jego wątek w odpowiednich propozycjach łączy w sobie odrobinę romantyzmu, tajemnicy, tragedii, filozofii i wszystkich tych elementów, które składają się na dobrą opowieść. Przede wszystkim nie jest randomowym bohaterem tła (jak Hino) czy kreowanym na boga super talentem (jak Toa). Yuzuki to po prostu zwykły facet, z taką samą ilością zalet, co i wad.
Streszczenie fabuły
A trzeba zaznaczyć, że na jego wątek należy się nieco naczekać. Musimy bowiem ukończyć endingi Toi, a tych nie zobaczymy, póki nie spełnimy innych warunków, więc suma summarum, przejdziemy tę ścieżkę na sam koniec. Na szczęście możemy od razu wskoczyć do akcji, a nie po raz kolejny odgrzewać te same wybory z wędrowaniem po mieście i wyprawą na festiwal. Opowieść zaczyna się bowiem od filmiku, który doskonale znamy z prologu. Jakaś poraniona kobieta ucieka przez las, aż dociera do budki telefonicznej… I właśnie od tego momentu otrzymujemy kolejny kawałek historii. Yuzuki, w stroju ninja, lub jak kto woli Ensepulchers, dociera do kobiety, wyzywa ją od potworów i mówi, że musi zginąć, bo jest jednym z revenants. Ta nie zaprzecza, ale prosi o ostatnią przysługę. Drobne, aby mogła wykonać telefon do męża i przekazać mu coś ważnego…
Akcja przenosi się potem na dłuższy czas do hotelu, którego to Yuzuki jest właścicielem. Jak wiemy z innych wątków, rodzina Murakumo to wielkie szychy w mieście, stąd nic dziwnego, że otaczają się bogactwem. Ichiko pracuje w hotelu jako pokojówka, aby zmniejszyć koszt swojego pobytu. W czasie sprzątania gabinetu szefa przypadkiem odkrywa sekretne przejście, które prowadzi do jego prywatnych pokojów. Zamiast się wycofać, co zrobiłby każdy poza bohaterkami gier otome, dziewczyna uznaje, że powinna tam również zetrzeć kurze. W końcu, jakby tego od niej nie oczekiwano, to nie ukrywaliby korytarza…
Tam zaskoczona Ichiko dokonuje kolejnego odkrycia. Yuzuki praktykuje ikebanę (czyli sztukę układania kwiatów), której nauczył się od babci. Na dodatek jest w tym wyjątkowo dobry. Po krótkiej wymianie zdań dziewczyna zostawia niezbyt zadowolonego szefa, ale przynajmniej nie została skrzyczana. Owszem, Yuzuki dalej był burkliwy, ale nie jakoś szczególnie niemiły za przerwanie mu chwili odpoczynku. A nawet powiedziałabym, że wyjątkowo cierpliwy, jak na swoje standardy.
Ponieważ czasu zostało niewiele (bo historia Yuzukiego obfituje w różne „odkrycia” fabularne), scenarzysta dość szybko doszedł do wniosku, że należy przejść do romansu, bo inaczej nie zdoła żadnego zbudować. Dlatego niedługo po tych wydarzeniach Yuzuki łapie letnie przeziębienie. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby Ichiko nie postanowiła się nim zaopiekować.
Przyznam szczerze, że chociaż sceny były dość urocze, to jednak naciągane jak cholera. Miejscami wręcz człowiek pukał się w czoło. Jaka młoda dziewczyna masowałaby kolana obcego sobie faceta, na dodatek szefa, którego ledwo znała? Oczywiście, nie mogło zabraknąć motywu karmienia z łyżeczki i obowiązkowego chuchania na posiłek, aby go ostudzić, jakby się miało do czynienia z kilkulatkiem. Yuzuki niby tam słabo protestuje, ale co się facetowi dziwić, że szybko się poddał? W końcu to wyglądało jak wstęp do mokrej, sennej fantazji: młodziutka dziewczyna, w stroju pokojówki, praktycznie sama się do niego klei… Po tych wydarzeniach było już naprawdę trudno, aby bohaterowie zachowywali się wobec siebie z profesjonalną uprzejmością. W końcu karmienie z łyżeczki zbliża ludzi. A chociaż Yuzuki podejmuje nieśmiałą próbę, aby Ichiko do siebie zrazić, to zmienia zdanie po jakichś 3 sekundach.
Facet nie ma za to najmniejszego problemu, aby po raz kolejny wkurzyć swojego ojca. Dlatego głowa rodu Murakumo bez oporów wiesza na swoim pierworodnym psy i przypomina Yuzukiemu, jakim jest rozczarowaniem. Ichiko nie zajmuje zresztą długo, aby odkryć, że Yuzuki należy do Ensepulchers. Pewnego wieczora, gdy błąka się po mieście, rzekomo, bo szukała informacji o bracie, dziewczyna wprost wpada na ubranych na czarno dziwaków. Yuzuki ratuje ją wtedy z opresji i rozkazuje nie ujawniać się pozostałym członkom organizacji. Ci są bowiem bardzo podejrzliwi i aż ich świerzbi, aby zabić jakiegoś revenanta, bo ich ulubionym hobby po pracy jest polowanie na czarownicę. Sam Yuzuki ma na tę całą sytuację nieco inny pogląd, ale poznajemy go dopiero wskutek innego wydarzenia.
Gdy Ichiko zauważa, że ktoś włamał się do gabinetu szefa, postanawia w pojedynkę (a jakże!), sprawdzić co się stało. Pamiętacie, że łaziła też sama nocą po mieście? Jak widać, bardzo bierze sobie do serca ostrzeżenia o dziwnych wypadkach i zaginięciach, które miały miejsce w Okunezato… Włamywaczem nieoczekiwanie okazuje się Karasuma, a my dostajemy kolejny ważny fragment zagadki. Pisarz nie przybywa tym razem z odsieczą, jak w wątku Hino, ale uprowadza Ichiko, aby mieć na Yuzukiego przynętę. Ten, naturalnie, nie tylko wpada w pułapkę, ale daje się poznać jako absolutna sierota. Może więc staruszek Murakumo miał trochę racji? W końcu jak pędzisz komuś na ratunek, wypadałoby mieć jakiś plan. Karasuma bije brutalnie Yuzukiego, aby poznać prawdę o losie swojej żony. Co jest absolutnie zbyteczne, bo Yuzuki i tak zamierzał wszystko wyśpiewać. Revenantka z prologu, która prosiła o drobne, była żoną Karasumy. Tsuzuri umarła jakiś czas temu, ale powróciła do świata żyjących, bo miała niedokończoną sprawę: chciała pogratulować ukochanemu wydania pierwszej powieści.
I na tym właśnie polega różnica w światopoglądzie Yuzukiego, a reszty Ensepulchers. Revenanci i tak będą się pojawiać co roku, w porze deszczowej. Dlatego zadaniem organizacji powinno być pomaganie im w rozwiązywaniu problemów, które sprowadziły zmarłych z powrotem, a nie ich tropienie i zabijanie. Naturalnie, Yuzuki nie jest naiwnym głupcem i doskonale zdaje sobie sprawę, że niektórzy z nieumarłych, faktycznie zasługują na zniszczenie, bo będą jedynie mordować niewinnych. Nie można jednak ot tak zapominać, że nawet oni mają ludzkie dusze… I to właśnie dlatego Yuzuki poróżnił się z ojcem, utracił dowodzenie nad Ensepulchers i stał się czarną owcą rodu.
Po wysłuchaniu tej argumentacji i zrozumieniu wreszcie znaczenia ostatniego telefonu żony, Karasuma nie potrafi dłużej chować urazy. Uwalnia parę i dochodzi do wniosku, że zamierza zrobić to, o co prosiła go Tsuzuri. Cieszyć się życiem i jakoś iść dalej. To ten… no… szybko jakoś poszło. I zaoszczędził kasę na wieloletniej terapii psychologicznej!
Niemniej to, co podobało mi się w tym wątku wyjątkowo, a co jeszcze różniło go od pozostałych historii, to postawa Ichiko. Jasne, nadal robi tu za piękną pannę w opałach, ale przynajmniej ma swoje zdanie. Potrafi np. postawić się starszemu Murakumo (i nazywać go „ojcem”, co było nawet zabawne), ale też przedstawiać Yuzukiemu swój punkt widzenia, a nie tylko ślepo za nim podążać. Wielokrotnie wydaje się zresztą zawiłości swojej relacji z szefem bardziej świadoma od – jakby nie było – dojrzalszego mężczyzny. W sensie: ma nadzieje, że przerodzi się ona w coś więcej, kiedy Yuzuki rumieni się, zaprzecza i twierdzi, że to nieprawdopodobne, bo on jest tak dobrze urodzony, a ona spoza miasta itd. itp. Co więcej, Ichiko dąży do poznania prawdy o bracie, dzięki czemu mamy wreszcie jakieś śledztwo. A Yuzuki ją w tym celu wspiera, naciskając m.in. na Yasu, aby opowiedział o dziwnym podróżnym, który pojawił się rok temu, a nie tylko ględzi o sobie, jak np. Toa.
Niestety, również opowieść Yuzukiego musiała zostać w pewnym momencie zdominowana przez przygłupiego mordercę w kociej masce. Do ataku dochodzi podczas pechowego koncertu A-TO, na który bohaterka nawet się nie wybrała. (Albo go odwołują, albo bohaterowie tam nie idą, albo artysta nie jest w stanie wystąpić… no co za karma! XD). W każdym razie sprawcą, jak zawsze, okazuje się Tsukuyomi, który tym razem zostaje powstrzymany przez Yuzukiego i Sousuke. Chłopaki zaczęli bowiem wspólnie działać, odkąd Sousuke dowiedział się o śmierci swojego ojca, a zarazem członka Ensepulchers – Shinryu.
W szczęśliwym zakończeniu, Tsukuyomi zostaje w porę powstrzymany, bo w ostatniej chwili na scenę wkracza jeszcze jeden bohater – Karasuma! Czyli jednak znowu przypada mu rola wybawcy. Zupełnie jak w wątku Hino. Tymczasem parka wyznaje sobie wreszcie uczucia. Yuzuki przyznaje, że wcześniej nie wiedział, czym jest miłość, co zarzuciła mu nawet Tsuzuri, ale teraz nie wyobraża sobie świata bez Ichiko.
Znacznie ciekawsze jest jednak nieszczęśliwe zakończenie. Zwłaszcza jeśli odblokujemy już True Ending. Yuzuki nie przeżyje wtedy konfrontacji z antagonistą i… sam powróci jako revenant! Romantyczne powitanie pary przerwie próba morderstwa (w końcu nieumarli nie potrafią panować nad impulsem, aby zdobywać siłę życiową), ale mężczyźnie uda się jakoś powstrzymać i przypomnieć sobie, że przecież nie chce zabijać Ichiko. Radość z ponownego spotkania nie trwa długo, bo na trop pary wpadają byli koledzy i koleżanki z Ensepulchers, a w efekcie oboje czeka po prostu szybka i bolesna egzekucja.
Podsumowanie
Jeśli chodzi o ocenę tego wątku, to był zdecydowanie najlepszy ze wszystkich, ale przy tak słabiutkiej fabule, nie jest to znowu wielki wyczyn. Trochę rozczarował mnie seiyuu Yuzukiego, który (choć ma cudowną barwę głosu) mógłby ją trochę zmodyfikować. Po prostu zbytnio przypominał mi Hijikatę z identycznymi manierami mówienia. Wielkim plusem było za to rozwiązanie zagadki Okune Pandy, która pojawiała się niekiedy nocą. W środku miastowej maskotki siedział bowiem Yasu, który towarzyszył czasami Ensepulchers w ich eskapadach po zmroku! XD Całkiem zabawne i przewrotne. Nie sądziłam, że twórcy pokuszą się to tłumaczyć. Dostaliśmy zatem sporo odpowiedzi na tajemnice, które stanowią fundamenty świata przedstawionego w „7’scarlet”. Dalej jednak cholera wie, co się stało z bratem bohaterki – Hanate. Ale scenarzyści musieli przecież coś zostawić sobie na koniec!