Tatehira Sousuke to młody student medycyny i kolejny z potencjalnych Love Interest w moim zdaniem niezbyt udanej grze pt. „7’scarlet”. Mieliśmy już podróbkę Tomy z „Amnesia: Memories”, mieliśmy Shina, to nadszedł moment, by wprowadzić Kento 2.0. Niestety, z równie średnim skutkiem, jak w przypadku pozostałych klonów z tej armii.
Streszczenie fabuły
Zacznijmy od tego, że Sousuke początkowo nie jest absolutnie zainteresowany zawieraniem żadnych znajomości z nikim w okolicy. Owszem, przyłączył się do Klubu Tropicieli Tajemnic, ale wyraźnie trzymał pozostałą dzieciarnię na dystans. (Przypomnijmy jeszcze, że MC „7’scarlet” – Hanamaki Ichiko – przybywa do Okunezato w nadziei na odkrycie prawdy o swoim zaginionym bracie. Towarzyszy jej w tym przyjaciel z dzieciństwa – Hino (ale nie przywiązujmy się do niego zbytnio, bo w tym wątku będzie odgrywał marginalną rolę)).
W trakcie pierwszego dnia chodzenia po mieście i zbierania informacji Ichiko poznaje Sousuke w bibliotece, kiedy dosłownie wpada mu w ramiona po nieudolnej próbie ściągnięcia książki z pułki. (Btw. Ten motyw jest tak wyświechtany, że zawsze zastanawiam się jakie wspinaczkowe wyczyny czekają na miłośników literatury w japońskich księgarniach/bibliotekach: albo spada na nich regał, albo inni gigantyczni Azjaci ustawiają poszukiwane przez nich tomy tak wysoko, że nie obejdzie się bez pomocy drużyny akrobatycznej, albo zlatują ze schodków… Gdzie jest przestrzeganie BHP w tych sklepach, pytam?). Tak czy inaczej, dzięki zmianie perspektywy (w ramionach i z dołu), Ichiko dochodzi do wniosku, że Sousuke jest całkiem przystojny i od tej pory Amor ma go na celowniku, ale strzała już ląduje na cięciwie, aby być uwolniona w odpowiednim momencie.
Parka spotyka się ponownie podczas wspólnego pikniku. Ichiko, mając do wyboru dowolną aktywność i towarzyszenie każdemu z chłopaków, decyduje się udać na przechadzkę właśnie z Sousuke. Ten poświęca sporą część rozmowy, aby przekonać ją, że tak naprawdę jest… nie wiem… chyba droidem w przebraniu, tzn. nie rozumie ludzkich emocji, wszystko próbuje tłumaczyć przy pomocy logiki, czy w bardzo oszczędny sposób okazuje rozbawienie. Mimo to czas spędzili całkiem dobrze, chociaż Ichiko przyznaje, że była za głupia, by zrozumieć niektóre z jego monologów. Jak jednak wiadomo, takie szczegóły nie przeszkadzają w małżeństwie, więc romansie trwaj!
Następnie, powielając schemat z każdego z poprzednich wątków, Ichiko i Sousuke udają się wspólnie na festiwal. Dla odmiany tym razem to nie chłopak nieśmiało i bełkocząc pyta dziewczynę, czy nie poszłaby z nim na „randkę”, ale po prostu Ichiko opowiada o tym, jakie letnie festiwale są fajne i Sousuke dochodzi do wniosku, że chętnie by jakiś zobaczył. Za dzieciaka nigdy bowiem nie brał udziału w podobnych zabawach. Ale nic w tym dziwnego, jak już wkrótce poznamy prawdę, co w wolnym czasie robili jego rodzice…
Tak czy inaczej, wszystko dla Sousuke jest nowe: jedzenie, gry, tłum. Może dlatego nie potrafi się wpasować, sprzeczał ze sprzedawcami na temat regulaminów zakładów, czy straszył dzieci, poprawiając ich technikę w grze w rzutki. Najwięcej jednak czasu para spędza na łowieniu rybek (przy pomocy charakterystycznej łopatki). Sousuke ujawnia wtedy przed nami nieoczekiwanie, że mógłby być studentem fizyki, a nie medycyny, bo oblicza odpowiedni kąt, ciężar, szybkość i te wszystkie nierealistyczne bzdury, którymi scenarzyści próbują nas przekonać, że bohater jest „inteligentny”. W efekcie parka musi przerwać zabawę, bo idzie im za dobrze i zabrakłoby nagród w puli. Sousuke zaś dochodzi do wniosku, że poza welonkami można by też połapać karpie, co byłoby ciekawym utrudnieniem. (Chyba jakieś polskie korzenie się w nim odezwały i myślał o wigilii…).
Gdy już wydaje się, że w tym wątku nic poza smętnym, letnim romansem nie będzie się toczyć, na festiwalu pojawia się ojciec Sousuke. Chłopak nie wymienia z nim nawet słowa. Jedynie pozdrawia krótkim skinięciem głowy. Ale nie przywiązujcie się do tego rodzica zbytnio, bo nie zagości w fabule na długo. Sousuke zwierza się dziewczynie, że nie ma z ojcem dobrych relacji. Kiedyś uważał go za bohatera, bo ten zawsze działał na rzecz społeczności. Wszystko popsuło się jednak między nimi w dniu, gdy pewnego wieczora chłopiec postanowił podążyć za rodzicem i przekonać się, gdzie to się staruszek udaje o tak dziwnej porze. Jak się okazało, jego uwielbiany wcześniej tatuś, bawił się w coś w rodzaju japońskiego Ku Klux Klanu – to znaczy wywlekł z kolegami w przebraniach jakiegoś nieznanego człowieka z domu i go zamordowali. Cholera wie tak naprawdę z jakiego powodu. (A przynajmniej na tym etapie fabuły). Po tamtym traumatycznym wydarzeniu chłopiec nie potrafił już mu zaufać, a gdy tylko miał okazję, to wyjechał z Okunezato. Co więcej, postanowił zostać lekarzem, aby „chronić życie, a nie je odbierać” *ziew*.
Sousuke zabrania MC towarzyszyć sobie w następnej wyprawie, która ma go przybliżyć do prawdy, ale ta postanawia powtórzyć numer, o którym dopiero co sama usłyszała i również śledzić młodzieńca w tajemnicy. Tak docierają do świątyni, gdzie Sousuke dosłownie w ostatniej chwili ukrywa Ichiko nim wpadła na ninja/Ku Klux Klan – tak czy inaczej w świątyni znajdują się zwłoki, a organizacja debatuje, co z tym faktem zrobić. A jakby problemów było mało, to zmarłym okazuje się nie kto inny, jak ojciec Sousuke. Teraz już wiecie, dlaczego się do niego nie przywiązywać? Cała scena była dość dziwna i chyba jedynym jej celem było stworzenie okoliczności, by para mogła się trochę obściskiwać w ukryciu. Sousuke uznał bowiem, że jedynym sposobem ucieszenia i uspokojenia Ichiko będzie coraz mocniejsze jej obejmowanie…
Wkrótce potem parka dostaje zaproszenie od szefa organizacji – głowy rodziny Murakumo. Na miejscu dowiadujemy się, że cosplejowcy ninja, czy vigilance committee, czy też Ensepulchers (jak każą siebie nazywać) to tajna jednostka do zwalczania revenants. Tak, nieumarłe potwory polujące na ludzi istnieją naprawdę i aby ciągnąć swą smutną egzystencję, potrzebują siły życiowej. Dlatego mordują niewinnych. Co więcej, ojciec Sousuke – Shinryu, także należał do ekipy łowców i jego syn ma doskonałą okazję, aby pomścić śmierć rodzica, jeśli przyłączy się do grupy. Naturalnie, chłopak nie zgadza się od razu, bo musi to sobie najpierw dobrze przemyśleć…
I teraz następuje najdurniejsza część scenariusza. Pomimo świadomości, że w okolicy grasuje morderca (tudzież nieumarły revenant), Ichiko raz za razem podejmuje bardzo dziwaczne decyzje. A to idzie na spacer po kompletnym odludziu (gdzie, oczywiście, jak ostatnia sierota musi się zgubić), a to nocami zachciewa się jej schodzić do hotelowej kuchni. To właśnie tam, już praktycznie przed samym finałem gry, zostaje zaatakowana. Dziewczynie udaje się jednak jakoś wyrwać tajemniczemu oprawcy, goście hotelowi przybiegają jej na ratunek, jeden z nich kompletnie nieprzekonywująco odsyła pozostałych do pokoi… i nasza parka kładzie się spać. Poważnie – przed sekundą Ichiko została zaatakowana, sprawca prawdopodobnie jest w hotelu albo w pobliżu i oni wracają do łóżek? Ja naprawdę rozumiem, że mogli dojść do wniosku, że atak się już nie powtórzy po nieudolnej próbie, ale seriously? Żadnej policji? Strachu? Planu działania? Po prostu będziecie się obściskiwać pod kołderką?
Potem jednak scenarzyści przypomnieli sobie, że mieli się wzorować na „Amnesia: Mamories” – musieli więc wprowadzić jakieś śledztwo detektywistyczne. Każdy z uczestników spotkania (Yuki, Ichiko, Sousuke, Hino, Isora, Tsukuyomi, Karasuma i Yua) ma za zadanie wyjaśnić, gdzie był i co robił o określonym czasie, aby udowodnić, że nie jest revenantem. I to był kolejny fragment, który dłużył się jak cholera, bo przez kompletnie spieprzone pokazywanie tropów w tej grze trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek na tym etapie nie domyślił się tożsamości sprawcy. Musimy jednak słuchać niekończącego się wywodu i czekać aż bohaterowie odgadną to, co dla odbiorcy jest jasne jak słońce. A wszystko po to, by Sousuke dostał chwilę w blasku chwały. W końcu mógł udowodnić, na co przydają się zdolności logicznego wymyślenia, gdy poprzez dedukcję pomaga innym wytypować winnego.
I co dzieje się potem? Ujawniony sprawca, naturalnie, próbuje zaatakować, ale ninja tylko na to czekają… by jak zawsze dać ciała i pozwolić Tsukuyomiemu się wymknąć. A przynajmniej na tyle, by zdołał zranić Sousuke, który obronił swoim ciałem Ichiko. A jako że Murakumo wspominał, że revenanta można zgładzić jedynie, jeśli obsypie się go sola i spali, to w miasteczku szykowała się impreza. Nic tak bowiem nie uszczęśliwia poczciwych obywateli, jak porządna egzekucja. Wcześniej jednak Sousuke udowadnia, że jest lepszym człowiekiem od swojego ojca i nie zamierza się mścić. Nawet na mordercy. A potem razem z Ichiko wyznają sobie miłość, skoro tyle już razem przeszli i koszmar nareszcie się zakończył. Włącznie z moją mordęgą.
Podsumowanie
Brzmię jakbym pisała tę recenzję bez entuzjazmu? Bo niestety, tak jest. To był kolejny wątek, który przechodziłam z wielkim rozczarowaniem. Miło, że przynajmniej tym razem Ichiko nie zapomniała o Hanate i chociaż próbowała dowiedzieć się czegoś na jego temat. Dostaliśmy tu też znacznie więcej z założenia romantycznych momentów, ale nie ukrywam, że męczyłam się niemiłosiernie.
Przede wszystkim dlatego, że pomimo potwierdzenia kilku sekretów (kim są ninja, revenanci naprawdę istnieją, podobne jak magiczne i wskrzeszające kwiaty), to naiwność fabuły i zachowanie bohaterki pozostawiły zbyt duży niesmak. Po tych kilku wątkach wiem już, że nie lubię Ichiko. I nic tego nie zmieni. Trudno mi więc przejmować się jej losem, bo swoim zachowaniem robiła z siebie ofiarę na życzenie.
Wreszcie, również w rozdziałach Sousuke, pojawia się motyw tego, że bohaterowie znali się już od dzieciństwa. Sousuke pomógł Ichiko, gdy ta kiedyś zgubiła się i zraniła w lesie. Ba! Była prawie że jego pierwszym pacjentem, bo opatrzył jej nogę, a potem na plecach zaniósł w bezpieczne miejsce. Dobrze zatem, że przynajmniej nie wyznał jej po latach, że kochał ją od tamtego momentu, ale w ich wypadku uczucie rozwijało się powoli i miało okazje dojrzeć. Czyli oszczędzono nam powtarzania tego samego banału o zauroczeniu z dzieciństwa z wątków Isory, Hino i Toi.
Czy jednak polecam tę ścieżkę? I tak była chyba najbardziej dopracowana z dotychczasowych, chociaż mniej zaskakująca niż wątek Isory. Trudno na tle słabiutkiej gry uznać ją za dobrą historię. Ale chociaż miała swoje naprawdę koszmarne momenty, to określiłabym ją jako znośną i myślę, że może się spodobać fanom panien w opałach i nieco aspołecznych bohaterów, którzy na koniec uczą się znaczenia miłości.