A crazy dragon who’s more silly than scary, a prickly clown who won’t make you laugh, a mysterious conductor who doesn’t want to use water magic, an acrobat who doesn’t know how to entertain, a drunkard fur ball, an unmotivated leader, and an amateur producer who just joined. Can you help this dysfunctional troupe create their greatest performance? (źródło: opis wydawcy)
- Tytuł: Radiant Tale (ラディアンテイル )
- Developer: Design Factory Co., Ltd. & Otomate
- Wydawca: Idea Factory Co., Ltd., Aksys Games
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Radiant Tale ~Fanfare!~ (fandisk)
Bohaterowie
Główna postać:
Tifalia 16-letnia dziewczyna pracująca w Liber, lokalnej gospodzie w stolicy Artheir. Przypadkowo zostaje producentką grupy cyrkowej. |
Ścieżki / dostępni love interest:
Zafora Cyniczny klaun, a jednocześnie „mózg” grupy, który ma problemy z darzeniem innych zaufaniem. Pracuje jako informator. <<RECENZJA>> | |
Paschalia Delikatny i elegancki mag wody, który dopiero uczy się życia poza rodzinną wioską. Uwielbia książki i brzydzi się przemocą. <<RECENZJA>> | |
Ion Budzący strach, potężny akrobata i ochroniarz grupy, który uwielbia gotować i niewiele mówi. Z natury jest bardzo pokojowy. <<RECENZJA>> | |
Radie Ziemny Fey, który opiekuje się bohaterką od dzieciństwa. Ma słabość do trunków i cięty język. <<RECENZJA>> | |
Vilio Optymistyczny smok, dla którego wszystko jest nowe i ciekawe. Ukrywa przed ludźmi wiele sekretów. <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Vilio ⊳ Radie ⊳ Paschalia ⊳ Zafora ⊳ Ion (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Gdyby ktoś mi powiedział, że „Radiant Tale” to jakaś kontynuacja, nawiązanie, albo że dzieje się w tym samym świecie, co „Beasmaster and Princes”, to bez problemu bym mu uwierzyła. Gra idealnie wpisuje się bowiem w ten sam nurt lekkich, fantastycznych opowiastek od Otomate, które może nie powalają zaskakującą fabułą, ale wyróżniają się baśniowym klimatem, a jak trzeba to potrafią zaserwować odrobinę zarówno komedii, jak i tragedii.
Nawet protagonistka wydawała się mieć podobny background i czysty przypadek wrzuca ją w wir kolejnych wydarzeń. Tifalia jest bowiem zwykłą pracownicą gospody. Przeniosła się do stolicy, po tym jak utraciła rodziców, a traumatyczne wydarzenie wymazało jej z głowy kilka kluczowych wspomnień. Dziewczyna nie jest jednak sama, bo towarzyszy jej Spirea – właścicielka gospody, kucharka, przyjaciółka oraz jakby przybrana matka, oraz Radie – przedstawiciel ziemnych Fey, uroczy, różowy stworek o cynicznym dowcipie i bystrym umyśle. A choć wszystko w jej życiu wydaje się już w porządku, to jednak nie da się zauważyć, że dziewczyna ucieka w rutynę, bo trochę obawia się zmian. Te jednak odnajdują je same, bo inaczej nie mielibyśmy opowieści! Pewnego spokojnego dnia na naszą protagonistkę spada smok. Tak, dokładnie. Smok. Na szczęście na chwile przed tym, nim zrobił z niej krwawy placek na ziemi, zmienił się w przystojnego młodzieńca i oznajmił, że szuka swoich przyjaciół.
Ten jegomość był tak naprawdę członkiem trupy CIRCUS. Specjalnej grupy powołanej do istnienia przez samego króla, a której celem było rozśmieszanie mieszkańców różnych miast. Po co? Aby skłonić do zakwitnięcia tajemnicze kwiaty, które tylko na skutek siły płynącej z radości wydzielały uzdrawiający nektar. Król potrzebował kwiatów, aby podać lekarstwo swojemu jedynemu synowi, pogrążonemu w śpiączce i uwięzionemu w ciele dziecka, następcy tronu – księciu Colivusowi. A skoro Tifalia już i tak się w to wplątała, to wkrótce zostaje zmuszona do podpisania kontraktu, dołączenia do CIRCUS jako menadżerka ds. marketingu i ruszenia z nimi w trasę!
W czym gra ma bardzo prostą konstrukcję, bo najpierw czeka nas dość długie common route, w którego trakcie odwiedzimy wszystkie kluczowe miejsca w królestwie i dowiemy się przy okazji, że światu zagrażają jakieś potwory… ale nie są one na potrzeby tej recenzji istotne 😉. Wspólna ścieżka składa się z aż 5 rozdziałów, pomijając prolog, które są, prawie że identyczne dla każdej postaci z tą różnicą, że odwiedzając nowe miasta, możemy wybrać na mapie w towarzystwie, którego z love interest chcielibyśmy się znaleźć, a to odblokowuje inne scenki i CG. Po tym, od rozdziału 6, następują ścieżki indywidualne, które kończą się na rozdziale 9 i dostajemy jeden z endingów: normal albo happy. W czym ten „normal” spokojnie moglibyśmy nazwać czasami „bad”. A jeśli nie zdobędziemy żadnej przewagi we wpływach u żadnego z panów, to gra wrzuci nas na coś w rodzaju mini-ścieżki z Jinnią, liderem grupy, bez wyraźnej konkluzji, ale z możliwością odblokowania dodatkowych CG.
Panów do zawalczenia o serce Tifalii jest pięciu i wszyscy należą do CIRCUS, więc wiadomo już, gdzie poznają się z naszą MC. W czym historie czterech z nich możemy poznać od samego początku, a ostatni wymaga ukończenia wcześniejszych wątków. Panowie są też powiązani z konkretnymi żywiołami, ale w tej grze w ogóle jest sporo magiczno-baśniowej symboliki, więc nie powinniśmy być tym zaskoczeni. Opisze zaś ich w kolejność, w której ja przechodziłam grę i w której uważam, że najlepiej zapoznawać się z fabułą.
Pierwszym z kawalerów jest cyniczny klaun Zafora, który jest 100% tsundere z wszystkimi wadami i zaletami tego archetypu. Jego opowieść kręci się wokół motywu zemsty i tego, do czego doprowadza nieufność wobec przyjaciół. Następny z panów to mag wody – Paschalia. Mężczyzna pochodzący z malutkiej wsi, który dołączył do grupy, aby przeżyć przygodę i poznać lepiej świat. A przynajmniej tak twierdzi. Paschalia ma też dziwny kontrakt z duchem wody, który sprawia, że już sam wygląd mężczyzny jest bardzo ekscentryczny, a motywem jego opowieści jest siła prawdziwej miłości. Kolejny z panów to Ion, potężny, budzący grozę wojownik, który w trakcie występów odpowiada za różne sztuczki akrobatyczne i popisy z udziałem broni. Chociaż początkowo MC się go obawia, to ma on chyba jeden z najspokojniejszych charakterów w całej grupie, a dziewczynę zawsze traktuje z ogromnym szacunkiem. Jego motywem jest poszukiwanie wolności, bo Ion musi się uwolnić od baaardzo mrocznej przeszłości. Pan numer 4 to Radie, czyli nasz różowy stworek z prologu… Nie, nie będziemy romansować z pokemonem. Tak naprawdę Radie potrafi się zmieniać w prawdziwego bisha, ale nie chce tego robić, by nie odblokować u Tifalii wspomnień, które będą zbyt przykre. Jest też najstarszym z grupy, najbardziej doświadczonym życiowo, trochę figurą ojca/starszego brata, gdyby nie to, że bywa leniwy, ironiczny i choleryczny. Wreszcie zestawienie zamyka Vilio, czyli nasz chłopiec z plakatu, archetyp genki i potężny smok w jednym. Nie bardzo wiadomo, czemu ktoś tak silny i nietypowy dołączył do jakiejś tam grupy cyrkowców, ani czemu w ogóle odpowiedział na prośbę o pomoc od króla, ale spokojnie, wszystko zostanie wyjaśnione w jego ścieżce. Dla Tifalii i reszty Vilio jest przede wszystkim pocieszycielem, wsparciem i obrońcą. (Chociaż Zafora nazywa go czasem „głupią jaszczurką”).
Oczywiście, to nie wszyscy bohaterowie, bo po drodze spotkamy jeszcze antagonistów, wspomniane wcześniej potwory, ale też zbliżymy się bardziej do księcia Colviusa, jego obrońców, wplątamy w konflikty pomiędzy ludźmi, a nieco uciśnionymi, magicznymi Fey, a także poznamy historie założenia królestwa przez pierwszego władcę we współpracy z Wielkimi Duchami Żywiołów. Innymi słowy, sporo się będzie tutaj działo, bo w końcu Tifalia i jej przyjaciele będą, poza występami, próbowali uratować świat. A że wszyscy są dobrymi przyjaciółmi, to nie bez znaczenia pozostanie wątek zacieśniania przez nich więzi.
Pogadajmy jednak teraz trochę o technikaliach. Szacun dla twórców za motyw cyrku w interfejsie, bo projekt był naprawdę bardzo ładny. Nawet jeśli zazwyczaj nie znoszę wszystkiego, co ma związek z klaunami, akrobatami, sztuczkami zwierząt id. Tutaj jednak w żadnym stopniu mi to nie przeszkadzało. System zdobywania wpływów również był bardzo przejrzysty i łatwy do połapania się, które odpowiedzi wybierać. Z drugiej strony za wiele tekstu trzeba tu było po prostu przewijać w nieskończoność, co jedynie lekko osładzała opcja „przeskoczenia do kolejnego wyboru” lub „wybierz rozdział”. Dlaczego? Dało mi się to zwłaszcza w kość, gdy przechodziłam ścieżkę Vilio, bo tam również rozdziały od 1-6 są opowiedziane od początku, tylko że bardziej z jego perspektywy… Nie możemy więc tego przeskoczyć, a znowu bierzemy udział w dokładnie tych samych wydarzeniach, opowiedzianych tylko nieco inaczej, co było dla mnie zabiegiem dość sztucznego wydłużania gry.
Zdziwiło mnie także, że poza galerią z CG nie było tu zasadniczo żadnego, dodatkowego contentu… Wiecie, czegoś, co zwykle Otomate wrzuca do swoich produkcji – jakieś mini-gierki czy inne bajery typu wywiady z postaciami, scenki z perspektywy love interest… Nope! Co prawda CG były przeważnie śliczne i nawet ukazane także w wariancie chibi – zwłaszcza w przypadku scenek komediowych, ale jednak trochę mnie to dziwiło. W sensie, jedyne co na ekranie startowym dodatkowo znajdziecie, to tak naprawdę manual (za co odpowiada, który przycisk na konsoli) i słownik. Ale nie mówimy przecie o grach w settingu historycznym, więc trochę mnie to rozbawiło. Naprawdę trzeba graczom tłumaczyć, co oznacza słowo „spotkanie”, „burmistrz” albo „zioła”? Jaką to ma kategorię wiekową? 10+?
A jeśli chodzi jeszcze o aspekt wizualny, to warto wspomnieć, że nad grą pracowało trzech różnych artystów i czasami ta różnica stylów może sprawiać problem. Zależy jednak, jak bardzo was takie rzeczy irytują. Wiecie, to trochę tak, jakby bohaterowie pochodzili z innych gier. W czym chyba najbardziej Paschalia odstawał dla mnie od reszty panów. Co nie znaczy, że jego design był jakościowo gorszy czy lepszy. Po prostu inny.
Wspominałam też już o tym w recenzji wątku Vilio, ale jak na grę o przyjaźni, to jednak kłuła mnie w oczy ta ciągła atmosfera konspiracji, która panowała w grupie. Każdy z panów ukrywał przed resztą jakąś prawdę. Każdy udawał, że nie potrzebuje pomocy. Każdego trzeba było przekonać, że make-friends-no-jutsu to najpotężniejsza z technik na świecie… a potem jakoś to szło. W czym panowie byli też pod tym względem strasznymi hipokrytami, bo załóżmy, że w ścieżce A, bohaterowie B i C wytykali A, że ten próbował zrobić wszystko sam, a przecież wystarczyło pogadać o problemie… by po chwili, w swoich własnych historiach, zrobić dokładnie to samo.
Nie zaciekawiła mnie też zbytnio sama Tifalia, bo spoko, że była dość zaradna i potrafiła powiedzieć, co myśli, ale jej osobisty wątek był tak oczywisty i niewyrazisty, że to typowa protagonistka, która funkcjonuje, by być ratunkiem dla swojego love interest. Jednak wolę bohaterki w stylu np. Jay z „Psychedelica of Ashen Hawk” czy Teuta z „Bustafellows”, które mają jakiś swój własny wątek czy motyw w grze, a nie tylko robią za wsparcie psychologiczne. Jakby się bowiem tak zastanowić, to poza tym, że w przeszłości spotkała ją tragedia, to obecna, dojrzała już MC, nie miała żadnych rozterek czy problemów. Ot, dostała szansę na przeżycie super przygody i jeszcze w tle majaczyła wizja nagrody za ocalenie księcia. Co tylko tym dobitniej podkreślało, jak ta dziewczyna nie ma żadnych pragnień, zmartwień czy ambicji, bo nawet nie miała pomysłu, o co mogłaby dla siebie poprosić… A jej jedyną udręką stało się współdzielenie trosk, które wiązały się z kłopotami wybranego love boya. Wciąż to nie tak, że jej nie lubiłam. Wyglądała ładnie na CG, ale była mi obojętna.
Pomimo jednak kilku wad, sporej ilości dziur logicznych i irracjonalnych decyzji postaci (po szczegóły zapraszam do indywidualnych recenzji ścieżek), to nie uważam zagrania w „Radiant Tale” za stracony czas czy pieniądze. Może wiele rzeczy dałoby się napisać lepiej. Wiele wymagało dopracowania. Wiele wydawało się zrobionych w pośpiechu… (Produkcja zahaczyła o pandemie, więc pewnie nie pozostało to bez echa) …ale nie nazywałabym tego tytułu słabą grą. Raczej takim średniakiem jak na portfolio i możliwości tego studia, który zdecydowanie potrzebuje fandisku, abym miała poczucie, że każdy wątek naprawdę został opowiedziany od A do Z. Zwykle bowiem postacie rozkręcały się dopiero w końcówce, wtedy też pojawiał się jakiś bardziej wyrazisty romans, ale dosłownie za chwilkę atakowały nas napisy końcowe. O dziwo też, chyba bardziej zainteresowały mnie tym razem postacie poboczne – zwłaszcza Liyan, bo po prostu lubię takich nieco wygadanych, ale nieszkodliwych i optymistycznych flirciarzy oraz książę Colvius, który był przecież tak naprawdę starszy od naszej protagonistki o jedynie rok i byłam pewna, że zostanie nam zaprezentowany jako ukryty love interest w swoim dorosłym wydaniu… ale nie. Nie tym razem. Tifalia dostała na wychowanie dzieciaka, który mógł być jej oniisanem.
Podsumowując, „Radiant Tale” to lekka, zabawna gra na poprawę humoru. Bardziej przypomina jakąś animacje z pokroju tych, które wypluwa z siebie studio Disneya czy inny Pixar albo nawet oldschoolową produkcję jRPG (idź do X + pokonaj bossa Y z drużyną mag, wojownik, złodziej…), niż typową grę otome. Możecie też spokojnie porównać ją do wymienionego już przede mnie wcześniej „Beasmaster and Princes” (ale uczciwie powiem, że tamto podobało mi się bardziej). Gra nie jest też jakoś bardzo długa, więc nie będziecie musieli na nią poświęcić kawału życia. Dlatego łapcie, jeśli znajdziecie się akurat w nastroju na coś luźniejszego i na coś, co nie zostawi was potem z emocjonalnym dołem.