Chiyuki is a college student with dreams: One, to become a scriptwriter like her late mother, and two, to find her father, whom she’s never met. Living alone with no romantic experience whatsoever, Chiyuki struggles with writing stories about love. But one day, on the hunt for clues for the identity of her father, Chiyuki learns that he may have been involved in the production of a romantic drama based on a script her mother wrote before she was born. (źródło: opis wydawcy)
- Tytuł: Lover Pretend (ラバープリテンド)
- Developer: Design Factory Co., Ltd. & Otomate
- Wydawca: Aksys Games
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: –
Bohaterowie
Główna postać:
Ueda Chiyuki Studentka marząca o pracy jako scenarzystka, by pójść w ślady swojej matki. Z powodu braku doświadczenia nie potrafi pisać romansów. |
Ścieżki / dostępni love interest:
Kamikubo Kazuma Początkujący stylista i przyjaciel bohaterki z dzieciństwa, który kocha się w niej bez wzajemności. <<RECENZJA>> | |
Makino Harumi Bardzo nieśmiały syn znanego reżysera, który wstydzi się przed innymi swojego „dziecinnego” hobby. <<RECENZJA>> | |
Sena Yukito Narcystyczny model, który zawsze otacza się kobietami i próbuje za wszelką cenę sił w karierze aktorskiej. <<RECENZJA>> | |
Nishijima Riku Pochodzacy z rodziny aktorów profesjonalista, który przejawia oznaki wypalenia zawodowego. <<RECENZJA>> | |
Asagi Eiichirou Nauczyciel bohaterki i znany scenarzysta, który na każdym kroku wspiera ją radą. <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Sena ⊳ Harumi ⊳ Kazuma ⊳ Riku ⊳ Eiichirou (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Nie jest tajemnicą, że ogólnie lubię gry od Otomate. Mam do nich pewien sentyment, bo to od ich produkcji zaczęła się moja przygoda z gatunkiem otome. Z tym większym żalem przechodziłam kolejne ścieżki „Love Pretender”, gry, która w Japonii debiutowała w 2021, a która – moim skromnym zdaniem jest jedną z najsłabszych pozycji w portfolio studia. Dlaczego?
Zacznijmy najpierw od krótkiego zarysowania fabuły. Dwudziestoletnia Ueda Chiyuki jest sierotą, która marzy o tym, by pewnego dnia pójść w ślady zmarłej matki i zostać scenarzystką. Niestety, opiekująca się nią babcia, także odchodzi z tego świata, dzieląc się przedtem z wnuczką pewnym sekretem. Ojciec Chiyuki, mężczyzna, o którym nie wiedziała absolutnie niczego i którego nigdy nie miała okazji poznać, był prawdopodobnie w jakiś sposób powiązany z filmem „Pretend to Love” w reżyserii Makino Yuuzou. Mógł być jednym z aktorów, albo kamerzystów, albo scenarzystów… Poznał się bowiem z matką Chiyuki właśnie na planie filmowym, a ich romans, choć krótki, to jednak zdawał się pełen pasji. No i zaowocował dzieckiem, choć MC nie miała pojęcia, czy ojciec w ogóle wie, o jej istnieniu. Co było nawet fajnym problemem. Takim „życiowym”, z którym na pewno sporo osób może się identyfikować.
Jakiś czas później protagonistka dostaje niesamowitą szansę od losu. Jej nauczyciel proponuje, by Chiyuki wzięła udział w specjalnym obozie szkoleniowym, który był jednocześnie planem castingowym do nowego filmu wspomnianego wcześniej reżysera Makino. Dziewczyna może więc nie tylko faktycznie nabyć praktyki i zapoznać się z ukochaną branżą, ale też trochę pomyszkować i spróbować dowiedzieć się czegoś o swoich rodzicach. W końcu ktoś mógł coś na ich temat pamiętać. A może wśród współpracowników reżysera, znajdował się tak naprawdę jej ojciec?
Wcześniej jednak bohaterka pozna pięciu love interest, którzy z różnych powodów, także znajdą się w obozie. Czterech z nich jest dostępnych od samego początku i już po przejściu trzech rozdziałów common route możemy, na podstawie naszych odpowiedzi, zacząć ścieżkę któregoś z nich, co da nam dodatkowe cztery, zindywidualizowane rozdziały. Ostatni z panów to niby ukryta opcja, ale tak naprawdę dość oczywista. Jego historia jest też znacznie krótsza, bo ogranicza się do jednego, dodatkowego rozdziału. Skupmy się zatem najpierw na głównych kawalerach.
Kamikubo Kazuma to przyjaciel bohaterki i początkujący stylista, który czerpie radość z czynienia ludzi „ładniejszymi”. Jest bardzo pogodny, zawsze wspierający i nieco głośny… w rzeczywistości jednak, choć zna się z bohaterką od lat, skrywa wobec niej bardzo skomplikowane uczucia. Drugim z panów jest 21-letni syn sławnego reżysera, Makino Harumi, który przez lata uczył się poza Japonią i czuje się przez to nieco wyobcowany. Przez naturalną nieśmiałość, nie lubi znajdować się w centrum uwagi. Ma też pretensje do rodzica, że ten dosłownie się go pozbył i skupił na karierze. Trzeci kandydat do serca naszej MC to niepoprawny kobieciarz, chodzący ideał i top model – Sena Yukito. Z tajemniczego powodu facet bierze udział w castingu do filmu, starając się o jedną z ról, chociaż ma już dobrze płatną pracę i osiąga sukcesy w karierze. Chiyuki czuje się jednak jego zalotami i sposobem bycia najzwyczajniej zmęczona. Kolejny to znany aktor, pochodzący z rodziny artystów, „książę czaruś”, czyli Nishijima Riku. Pozornie, ten młody człowiek, wydaje się nie mieć wad. Wspiera kolegów na planie, jest niesamowicie profesjonalny i odgrywa perfekcyjnie każdą powierzoną mu rolę. Czy jednak bycie zawsze doskonałym, nie jest po prostu kolejną z jego masek? Wreszcie zestawienie zamyka nauczyciel Chiyuki, dużo starszy od niej, Asagi Eiichirou, który nie bez powodu jest czymś w rodzaju „ukrytej opcji”, bo scenarzysta skrywa sporo tajemnic… Powiązanych głównie z samą protagonistką. No ale taka już funkcja „true” ścieżek, by domykać nam wątki zapoczątkowane gdzieś wcześniej.
Dobra, powiecie, póki co brzmi okej. Nie różni się niczym od żadnej gry otome. No to w czym masz, babo, problem? Ano, czas w tym miejscu przyjrzeć się tytułowi gry, czyli „Love Pretender”. Jak sama nazwa wskazuje, w grze znajdują się elementy jakże charakterystyczne dla dram dla nastolatek, czyli udawanie pary. Co dodatkowo ma niby podkreślać specjalna mechanika. Z różnych powodów – przeważnie nagiętych jak cholera – Chiyuki wikła się w fałszywy romans z jednym z love interest, a potem, co jakiś czas musi przejść próby. W skrócie to odpowiedzieć na 5 pytań, na co ma ograniczony czas. Jeśli nam się to uda – bo zawsze mamy do wyboru tylko opcje A lub B – to idziemy dalej, jak zawalimy, to zobaczymy bad ending, a jak osiągniemy jako taki wynik, to zobaczymy drugie, niby mniej szczęśliwe zakończenie. Każda ścieżka ma bowiem coś w rodzaju „happy” i „good” endingów opatrzonych osobnymi CG. W rzeczywistości jednak te powtarzające się testy, niczym nie różnią się od zwykłych dialogów. Trudno więc zrozumieć, po co w ogóle kłopotano się tymi przerywnikami, zwłaszcza że wiele z nich nie ma sensu. Chiyuki jest poddawana jakimś przesłuchaniom, obecny obok love interest stoi jak kołek obok, albo sam występuje w roli pytającego. W czym często pytania te są o tyle niezręczne, że trudno mi sobie wyobrazić, by dorośli, obcy ludzie w ogóle tak wtykali nos w nieswoje sprawy. (Lub nie dotyczą niczego, z punktu widzenia rozwoju fabuły, istotnego). A często w ogóle nie miały żadnego związku z udawaniem pary, ale MC po prostu decydowała, by np. chwyci love interest za rękę czy tylko da mu całusa w policzek. I to nawet nie przy świadkach, czy coś, by to miało jakieś znaczenie dla sytuacji z „udawaniem”.
W czym same ścieżki także są cholernie naiwne. Praktycznie w każdej z nich powtarza się to samo zagranie. MC niby godzi się na udawanie pary/narzeczeństwa/kochanków z panem X, bo Asagi sensei powiedział, że słabo pisze romanse, więc warto by trochę porandkowała i nabyła doświadczenia… Ale nasza bohaterka ma być podobno niedoświadczoną, bojącą się mężczyzn introwertyczką, o czym zapomina zaraz po prologu. Podobnie jak o tym, że dołączyła do obozu, by dowiedzieć się czegoś o swoim ojcu, bo praktycznie żadnego love interest potem o nic nie pyta – choć istnieje realne zagrożenie, że sypia ze swoim przyrodnim bratem. Zamiast tego często daje się im wykorzystywać i wikła w coraz dziwniejsze i bardziej toksyczne relacje, bo – bądźmy szczerzy – praktycznie każdy z love interest jest dla niej na jakimś etapie dupkiem i wcale się nie spieszy, aby ją przeprosić. To typ protagonistki, która po prostu wszystkim wybacza. Nieważne czy zostanie tylko opluta, czy walnięta w twarz. Dlatego panowie mogą ją wyzywać, śmiać się z jej ubóstwa, czasami molestować, okłamywać, traktować jak służącą… a i tak jest fajnie. Ona zaś zawsze będzie stawiać ich problemy i potrzeby na pierwszym miejscu. Zachwycona gdy okażą jej chociaż tyle życzliwości, by zabrać od niej siatki podczas zakupów. (Tak, tak wiem, to wcale nie takie oczywiste dla Japończyków).
Tym większy miałam o to do twórców żal, bo ta gra ma naprawdę ładne CG. Po kilkanaście dla każdej postaci. Często z interesującą perspektywą. Chociaż to raczej produkcja dla młodszych odbiorców, więc nie oczekujcie niczego ponad całusy i trzymanie się za rączki. Nie zmienia to faktu, że oprawa wizualna, przyjemny interfejs i ładne projekty postaci naprawdę cieszą oko. Chociaż mi trochę brakowało tego, że ostatnie gry Otomate przestały być aż tak statyczne. Postacie mrugały, było jakieś lips synchro… Tym razem mamy jednak bardzo retro podejście i zapomnijcie o mikro animacjach.
Na pochwałę zasługuje też sekcja „dodatków”. Poza kartami profilowymi, gdzie możemy poznać informacje o hobby, talentach i statystykach love interest, czyli takie standardowe ciekawostki, znajdują się też opatrzone projektami postaci w formie chibi – short stories, w zakładce „Backstage”. To tam bohaterowie rozmawiają ze sobą na różne tematy, odnosząc do jakichś sytuacji w grze, ale też każdy z panów otrzymał rozdział opisujący jakąś scenkę z bohaterką z jego perspektywy. A że osobiście jestem fanem takiej formy, bo często fajnie jest na moment „wejść do głowy” love interest, by lepiej go zrozumieć (zwłaszcza w kontrowersyjnych scenach), to akurat była to dla mnie miła niespodzianka. Ah, no i odblokowała kolejne, urocze CG.
Gra nie posiada też flowcharta, ale dobrze sprawdzała się tutaj udostępniona opcja „skip”, która pozwalała nam się przenieść albo do nieprzeczytanego tekstu, albo do naszego ostatniego wyboru. Chociaż, z drugiej strony, nie wiem na cholerę dawali możliwość zrobienia zapisu gry przed „testami”, skoro i tak nie można było potem ich pominąć, mimo iż raz już je ukończyliśmy, jeśli zrobiliśmy zapis akurat wtedy, gdy sugerowała nam to gra. Jeśli jednak byliśmy sprytniejsi, mieliście zapis wcześniejszy i potem „przeskoczyliśmy” do testu, to już pominąć się go dało, wybierając opcje „wszystkie odpowiedzi poprawne” „1 lub 2 poprawne” itd.
Chiyuki, jako MC, była dla mnie koszmarna. Nie wiem jak ktoś tak niespostrzegawczy, niepotrafiący wyciągać wniosków i nieobyty społecznie mógłby zostać pisarką. W końcu to zawód, który – niczym aktorstwo – wymaga umiejętności wcielania się w różne role, wyobrażania sobie sytuacji i ich konsekwencji, empatii i zrozumienia emocji, aby projektować sobie cudze uczucia – nieważne, czy piszemy o samurajach z przeszłości, amerykańskich paniach domu czy seryjnych zabójcach. Tymczasem ona najczęściej spędzała jednak w ścieżkach czas w kuchni, pokazując, że de facto najszczęśliwsza czuje się, gdy może dokarmiać swojego utalentowanego love boya. Co mi dosłownie otwierało nóż w kieszeni. W czym, na obronę, dodam, że podobał mi się sam pomysł, ale nie jego realizacja. Z otwartymi ramionami przyjęłabym protagonistkę, która faktycznie ma fobie społeczne, źle się czuje w otoczeniu mężczyzn, jest introwertyczką, walczy o to, by zrealizować się w zawodzie, do którego pozornie nie ma predyspozycji… To byłyby naprawdę spoko antagonizmy i uczyniłyby z Chiyuki kogoś, komu bym kibicowała. Niestety, w zamian za to dostałam papierową, disnejowską księżniczkę, która powinna trafić do jakiejś baśniowej konwencji i tam pozostać.
Nie lepiej ma się sytuacja z panami. Ich seiyuu naprawdę dali z siebie wszystko, ale kreacje były tak płaskie i antypatyczne, że z bólem przechodziłam kolejne rozdziały. Jeden Sena jakoś tam się bronił, tylko cóż z tego, skoro pojedyncza ścieżka nie udźwignie całej gry, a nawet jego własny dramat był mooocno przerysowany? Teoretycznie też kawalerowie mają 20+ lat, ale zachowują się na jakieś 15. Co zauważyły nawet japońskie graczki w komentarzach na Amazonie. (Gra ma tam ledwo 3 gwiazdki). Już w ogóle pomijając fakt, że to kolejna opowieść, gdzie nasza MC jest najzwyczajniej w świecie wykorzystywana, więc nie wiem, kogo zasadniczo ma to bawić? Fanki toksycznych relacji?
I powiem Wam szczerze, że chyba jedynie Yurika na swoim blogu miała odwagę napisać prawdę o tej grze. (Poczytajcie sobie, bo warto). Chociaż jej poziom zniesmaczenia przebił nawet mój. Jak sobie bowiem potem przeglądałam te wszystkie teksty sponsorowane, to zachwytom nad „Love Pretender” nie było końca. Stąd aż chciałoby się zapytać, czy autorkom naprawdę nie żal kasy swoich czytelniczek? No, ale tak działa recenzencki światek, gdy żyje się z reklam. Nie róbmy sobie złudzeń. Piszę jednak o tym, nie by kogoś oczernić, czy zniechęcić do przeglądania zagranicznych blogów (wręcz przeciwnie! Sama je śledzę!), ale aby przypomnieć, by odnosić się do pewnych tekstów z dystansem. Mam takie przykre wrażenie, że „Love Pretender” to właśnie idealna gra-pułapka, którą recenzentom łatwo sprzedać, bo nazwiska aktorów robią swoje i jest ładna wizualnie… a potem odkrywamy, że ta fabuła nie była warta swojej ceny.
Poważnie, chciałabym ją polecić. Chociażby z czystej sympatii do Otomate i wdzięczności, że na Zachodzie pojawia się coraz więcej angielskich lokalizacji… ale nie potrafię! Sumienie, by mi nie pozwoliło, bo męczyłam się dosłownie przy każdej ścieżce, a ukryte zakończenie już w ogóle pozbawiło mnie nadziei tym, jakie było naciągane i pozbawione sensu. (Dobrze, że gra była chociaż krótka, bo zamknęła się w 35~ godzinach). Mam też ogromny żal do studia, że zmarnowano pracę prawdopodobnie całej reszty zespołu przez to, że w grze o scenarzystach, mamy tak marny, napisany na kolanie plot. Zupełnie jakby im się nie chciało. Albo nie musieli się starać. Albo w ostatniej sekundzie faktycznie zatrudniono jakąś studentkę, bo ta gra miała pierwotnie wyglądać zupełnie inaczej. Nie wiem, co się stało w trakcie developmentu, ale mam wrażenie, że pandemia koronawirusa zrobiła swoje – bo daty się zgadzają. A szkoda, bo choć wolę settingi historyczne lub fantasy, to z radością powitałabym, dla odmiany, coś osadzonego bliżej naszej rzeczywistości. Tymczasem moja smutna konkluzja jest taka, że gra o wampirycznych-samurajach z Edo, w błękitnych haori, miała bardziej realistyczną fabułę niż komedia romantyczna osadzona w XXI wieku…
(A już zupełnie na marginesie dodam, że jeśli kogoś interesują techniki pisarskie, to jak rozwijała się teoria literatury, lub „pisarstwo” z naukowej perspektywy, to odsyłam do podręcznika akademickiego dla studentów filologii Teorie literatury XX wieku, red. Michał Paweł Markowski, Anna Burzyńska czy Podręcznego słownika terminów literackich, red. Michał Głowiński, Teresa Kostkiewiczowa, Aleksandra Sławińska-Okopień, Janusz Sławiński – bo te farmazony, które padają w grze z ust Asagiego nie zostałyby wygłoszone nawet na amerykańskich kursach kreatywnego pisania…).