Król Enma wysyła swoją adoptowaną córkę, świeżo upieczoną strażniczkę piekieł, aby odnalazła zbiegłe duszę i sprowadziła je z powrotem na dokończenie kary. Mają jej w tym pomóc czterej skazańcy – a wśród nich złodzieje, mordercy i rozpustnicy. Czy tej nietypowej grupie uda się sprostać tak skomplikowanej misji?
- Tytuł: Tengoku Struggle -strayside- (天獄ストラグル -strayside-)
- Developer: Otomate
- Wydawca: Idea Factory Co., Ltd.
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: –
Linki
Walkthrough: Tengoku Struggle -strayside-
Bohaterowie
Główna postać:
Enma Rin (Hacchan) Adoptowana córka Króla Piekieł. Zmarła w wieku 19 lat i nic nie pamięta ze swojego życia w Krainie Ludzi. Nienawidzi mężczyzn. |
Ścieżki / dostępni love interest:
Uga Kikunosuke (Pochi) Złodziej, który zmarł w wieku 17 lat. Jego Pragnienie sprawia, że przemienia się w wilka. Uwielbia gry o zombie i automaty. <<RECENZJA>> | |
Murakami Yona (Aka) Pirat skazany na piekło za zabójstwa, których dopuścił się w służbie klanowi. Łatwo unosi się dumą i nie rozumie współczesnych czasów. <<RECENZJA>> | |
Toushuusai Sharaku (Shiro) Wychowany w Yoshiwarze artysta ukyo-e, który nie ufa ludziom i który trafił do piekła za nierząd oraz zabójstwa. Zmarł w wieku 18 lat. <<RECENZJA>> | |
JacK (Kuro) Celebryta i autor piosenek, który prowadzi kanał JxSignal. Współpracuje z uciekinierami i z jakiegoś powodu fascynuje go piekło. <<RECENZJA>> | |
Ishikawa Goemon (Taro) Słynny złodziej, który odbierał bogaczom i oddawał biednym. Zmarł ugotowany żywcem w wieku 28 lat. Skazany na najgorsze z piekieł. <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Goemon ⊳ Yona = Kikunosuku = Sharaku ⊳ JacK (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Jakbym chciała być złośliwa, to powiedziałabym, że podtytuł „struggle” odnosi się do uczuć recenzentów po przejściu tej gry. Nim bowiem usiadłam do własnego tekstu, popatrzyłam sobie na komentarze na Reddicie i widzę, że wiele osób ma dokładnie taki sam problem z tą produkcją jak ja. W sensie, z jednej strony, trudno odmówić Tengoku Struggle -strayside- pomysłowości i uroku. Naprawdę dawno nie widziałam tak sympatycznej zgrai postaci love interest i pobocznych, nie uśmiałam się tak często, nie zaciekawiła mnie konwencja… Z drugiej, sensowność fabuły była w tej opowieści czymś bardzo umownym. Działania antagonistów, problemy bohaterki, czy przyczynowo-skutkowość poszły sobie na długi spacer, chyba przez wszystkie poziomy piekieł, i jeszcze do nas nie wróciły. Dlatego właśnie, już na samym wstępie, chciałam zaznaczyć, że ocenienie tej gry, to był cholernie trudny orzech do gryzienia. Aby nie powiedzieć, że kokos.
Ale okej, okej. Nie wszyscy oglądali trailery, czytali opisy, czy widzieli zapowiedzi! Powiedzmy więc sobie wreszcie, o czym w ogóle Tengoku Struggle -strayside- jest? Ano, trzeba przyznać, że dotyczy tematu, który może być dość trudny w odbiorze dla Zachodniego fandomu. Gra pozwala wcielić nam się w Rin – adoptowaną córkę króla piekieł Enmy. Dziewczyna zmarła w wieku osiemnastu lat, ale potem – z jakiegoś powodu – została przygarnięta przez samego, boskiego sędziego umarłych i wychowana jak rodzina. Po części dlatego, że bohaterka cierpi na amnezje. Nie pamięta nic ze swojej ludzkiej egzystencji. Nie wie, jak się nazywała, kim była, co się z nią stało. Gdy tylko próbuje się na przeszłości skupić, to zaraz słabnie lub traci przytomność. Wiadomo więc, że spotkało ją coś traumatycznego. Na dodatek, Rin twierdzi, że nienawidzi mężczyzn, a jej największą pasją było zostanie strażniczką piekieł, aby się tatkowi za wsparcie odwdzięczyć, więc ukończyła akademię z wyróżnieniem i mogła teraz zacząć praktykę.
Cały problem polega jednak na tym, że pewnego dnia grupa więźniów, pod przywództwem kobiety – Shinobikuni, uciekła Enmie i ukryła się gdzieś w Krainie Ludzi. Dlatego Król wysyła swoją godną zaufania córeczkę, aby odnalazła zbiegów i sprowadziła ich z powrotem. Muszą bowiem odbyć pełen wymiar kary, nim zniknął czy też zostaną reinkarnowani. Zwłaszcza że teoretycznie więźniowie skorzystali z podstępu i w ich intrydze pomogli im wysłannicy Niebios, zapewniając pardon. Nie można więc po prostu sprowadzić ich siłą. Trzeba zobaczyć, co knują, dlaczego zorganizowali jakiś religijny kult i sprawić, że stracą protekcje oraz boskie ułaskawienie. Inaczej mogli sprowadzić prawdziwy chaos na żyjących i zachwiać całą, delikatną równowagę sześciu krain.
Na szczęście bądź nieszczęście Rin nie jest w swojej misji osamotniona. Towarzyszy jej grupa przystojnych więźniów z różnych poziomów piekieł, którzy dzięki swoim talentom i specjalizacjom, mają zapewnić bohaterce oparcie, bezpieczeństwo oraz udzielać rad. Zostali zresztą wybrani do tego zadania przez samego Enmę, który nadał im urocze, psie przydomki, jak Pochi czy Shiro, a także zakłuci w kajdany, które uniemożliwiają im nieposłuszeństwo czy ucieczkę. I nie będzie żadną niespodzianką, jeśli powiem, że to właśnie w tej grupie znajduje się 4 naszych potencjalnych love interest.
Pierwszym z nich jest 17-letni Kikunosuke. Młodzieniec, który trafił do piekła za złodziejstwo, a dodatkowo posiada moc przemieniania się w wilka. W czym w jego wątku skupimy się głównie na pomocy chłopaczkowi w ocaleniu jego siostry – Azami, która znalazła się wśród sojuszników Shinobikuni.
Drugi z panów to Yona, były pirat i samuraj, który za cholerę nie potrafi odnaleźć się we współczesnym świecie. W efekcie, wszystko go drażni. Od dziwnych zachowań społecznych np. brak szacunku dla podziału klasowego, po skomplikowaną technologię, która niby ułatwia, a tak naprawdę więcej utrudnia. W czym jego wątkiem przewodnim będzie właśnie przemiana mężczyzny, zmuszonego skonfrontować swoje ideały bushi z nowymi realiami.
Kolejna osoba to dość tajemniczy artysta ukyo-e – Sharaku. Wzorowany na postaci historycznej. Facet trafił do piekieł za morderstwa i rozpustę. Absolutnie nie ufa ludziom, jest cyniczny i ma obsesje na punkcie sprzątania. Częściej zobaczymy go z mopem niż wykonującego misję. Oczywistym więc będzie, że rola Rin skoncentruje się na zniszczeniu tej jego skorupki, a także na poznaniu prawdy, którą skrywa się za dokonanymi przez mężczyznę zbrodniami.
Wreszcie, ostatnim i zamykającym grupę więźniów, jest niesławny Ishikawa Goemon. Nasz chłopak z plakatów. Love interest, którego ścieżkę zobaczymy, dopiero gdy ukończymy wszystkie pozostałe wątki. Zabawny, nieco arogancki, charyzmatyczny i niesamowicie oddany przyjaciołom miłośnik parzenia kawy i najsłynniejszy złodziej w jednym. Taki niby chodzący ideał, który skrywa jednak sporo smutnych i trudnych do dźwigania prawd.
I tak w skrócie prezentuje się główna obsada i zespół pod dowództwem naszej bohaterki. Nie zamyka to jednak zestawienia love interest, bo do wyboru mamy jeszcze JacKa. Celebrytę i pisarza piosenek, który współpracuje z antagonistami. W czym facet jest bardzo dramatyczny, skoncentrowany na sobie i po artystycznemu ekscentryczny. Nie łatwo więc przyjdzie naszej bohaterce nie tylko nawiązać z nim kontakt, ale też zbudować jakąś sensowną relację, bo JacK ma własne powody, aby wspierać Shinobikuni i sprzeciwiać się Enmie.
W tyle tymczasem przewinie się cała masa postaci pobocznych. Od wspomnianych antagonistów (z czego chyba podobali mi się dosłownie wszyscy poza Azami) po kapitalnego mistrza naszej protagonistki – Ono no Takamurę, jej przyjaciółkę – Oshichi, czy nieco szalonego tatuśka Enmę. W zasadzie wszyscy z nich byli bardzo barwni, ciekawi i żałowałam niekiedy, że to o ich serca nie można powalczyć. Może nie mam tu na myśli samego króla piekieł, ale już Takamura spokojnie sprawdziłby się w tej roli. A sądząc po licznych komentarzach na Reddicie, nie byłabym w tej opinii osamotniona. Cóż poradzić? Wredny, ale cholernie bystry i potężny sensei, potrafił niekiedy skraść dla siebie całe show. W czym przerażający kat Asaemon, fanatycznie zakochana podpalaczka Oshichi, czy obleśny manager Ikari w niczym mu, jeśli chodzi złożoność, nie ustępowali.
Skoro jednak już o postaciach dalszego planu mowa, w Tengoku Struggle nie zabrakło też typowego w grach od Otomate zwierzaka-maskotki głównej bohaterki i tym razem tę funkcję pełni gadający kot Tama. Niby tak jak ona chce on zostać strażnikiem piekieł, a tak naprawdę głównie odgraża się panom, że odgryzie ich intymne części ciała, jeśli tylko skrzywdzą Rin w jakiś sposób. O dziwo jednak nie był drażniący czy namolny, jak to się czasem takim peto zdarzało, ale wnosił do fabuły sporo komedii. Szczególnie gdy zmuszał love interest, aby mu usługiwali.
Zdecydowanie więc nie możemy narzekać na brak charakterystycznych i kolorowych postaci. Zwłaszcza że panowie (poza JacKiem) dość szybko zbudowali braterski sojusz, jako wykorzystywani przez Rin i Enmę więźniowie od brudnej roboty. Z czasem jednak zaczęli także na dziewczynę spoglądać przyjaźniej i zapraszać do wspólnych aktywności np. na grilla czy do onsenu. Chociaż wyobrażam sobie, że dla sporej ilości graczek/graczy te ich początkowo dystansowanie się będzie dość irytujące. Gdy Rin oznajmia, że nienawidzi mężczyzn, panowie naprawdę stają się wredni. Grożą jej, wyzywają, mówią, że jako kobieta do niczego się nie nadaje… Niby ich motywacja była zrozumiała, bo zostali zaatakowani jako pierwsi, a niektórzy z nich pochodzili z czasów, gdzie status płci przeciwnej był dużo niższy, ale i tak pewien niesmak może pozostać. Przeszkadzało mi również to, jak bardzo JacK był odsunięty od głównej paczki i jak przez to trudno było nabrać do niego sympatii. Zobaczycie sobie zresztą po moim rankingu, że trafił na sam koniec, bo jego ścieżka strasznie się nie kleiła i wydawała nie pasować do reszty.
Co ciekawe, za scenariusz Tengoku Struggle -strayside- odpowiada ta sama osoba, co za Olympia Soirée, czyli Katagiri Yuma. Dlatego obydwie produkcje cierpią dość mocno na syndrom kanonicznego hasubendo. Mnie jednak to nie przeszkadzało, bo wyjątkowo polubiłam Goemona. (Jedynie w ścieżce Kikunosuke zgarniał niepotrzebnie wiele czasu dla siebie). Rozumiem jednak, że takie faworyzowanie konkretnego love interest może być dla części odbiorców zniechęcające. W końcu po to niby daje się nam wybór, aby każdy był tak samo istotny… czyż nie?
W każdym razie główna opowieść składa się z dość długiego, ośmiorozdziałowego common route, które zarysowuje nam świat przedstawiony i wprowadza w poszczególne problemy postaci (a dokładniej to ścieżka każdego love interest będzie miała innego wroga). W czym o ile sam Enma i jego otoczenie było nawet zabawne, o tyle cholernie dłużyło mi się, jak bohaterowie łazili bezsensu po mieście, w Krainie Ludzi, gadali o pierdołach, bawili się i w sumie nie wiadomo, co planują. Ogólnie więc uważałam ten wstęp za strasznie i niepotrzebnie przegadany. Zupełnie jakby chciano za wszelką cenę wydłużyć grę, ale brakowało pomysłu jak to zrobić.
Niemniej, po wymęczeniu common routa, możemy wreszcie wybrać opowieść jednego z 5 panów (z czego tylko trzech jest dostępnych na wstępie), a ci mają dla siebie po 13 rozdziałów oraz happy i bad ending (chociaż te smutne zakończenie wcale nie było takie dołujące… po prostu: inne). Pewnym zaskoczeniem może być jednak dla przechodzących fakt, jak nietypowo rozłożono tutaj CG. W zasadzie to większość z nich pojawia się w samej końcówce. Czasami po kilka na rozdział, aż niekiedy dziwiłam się, że upłynęło tyle godzin, a ja dalej nie zobaczyłam żadnego obrazka. Nie był to jednak żaden problem, a jedynie takie moje spostrzeżenie.
Co zaś się tyczy samej jakości fabuły to… powiem, że o wiele lepiej bym się bawiła, jakby skupiono się tylko na romansie i pominięto cały ten wątek uciekinierów. Zarówno działania antagonistów – czyli Shinobikuni oraz jej kultu, jak i protagonistów – mających rzekomo zbiegów powtrzymać, w 90% przypadków nie miały żadnego sensu, a te ostatnie 10% sukcesu wynikało ze zwykłego szczęścia. Na dodatek do obrzygu wykorzystywano tu motyw ukrytego wroga, który wyskakuje w ostatnim akcie. Jak szpieg z krainy deszczowców. Nikt ich tam nie chciał. Nikt nie potrzebował. A jeszcze bardziej nie rozumiałam czemu, gdy jedne postaci walczyły, pozostałe stały jak kołki, niczym w jakimś shonenie.
Ale to nie jedyna moja bolączka. Dość szybko gra, w mało elegancki sposób, wprowadziła do fabuły dosłownie mechanikę gier otome, jako część narracji, i Rin dowiedziała się, że musi zbudować z towarzyszami „więź”. A w zasadzie przejmować od nich ból, dzięki swojej specjalnej mocy, co z kolei pozwoli panom odblokować własne umiejętności, niezbędne do finałowej walki, bo uwolnią się od cierpienia i traum ze swojej ludzkiej egzystencji. W praktyce wyglądało to tak, że Rin romansowała z danym wybrankiem, na specjalnej apce Hari sprawdzała, czy już są sobie bliscy, czy nie, chłopina miał w pewnym momencie atak i trzeba było go „pocałować, aby nie bolało”. Dosłownie. Po tym zwykle byli już sobie mniej lub bardziej bliscy, dochodziło do jakieś konfrontacji ze złoczyńcami (nie zawsze walki) i następował the end… Więc tak, całe to chrzanienie o więziach, cierpieniu i budowaniu relacji było tylko zasłoną dymną do wprowadzenia elementów przypominających rodem picie krwi w „Hakuoki”. W czym Rin, podobnie jak Chizuru, sama żadnej mocy bojowej nie posiadała. Mogła tylko robić za wsparcie. Niech was nie zmyli jej groźny projekt postaci. Taki z niej był lider jak z koziej dupy trąbka i panowie często i gęsto będą jej to w twarz wytykali.
I to chyba mój kolejny problem z Tengoku Struggle -strayside-. Nie polubiłam głównej bohaterki. Takiej pozbawionej kręgosłupa, bezsilnej i kłamliwej mamałygi dawno w grach od Otomate nie widziałam. Niby powinna być strażniczką piekieł, widzieć i przechodzić tortury na porządku dziennym, sprawnie posługiwać się batem… A tak naprawdę zachowywała się, jak zlękniona uczennica, marząca tylko o chodzeniu w ładnym mundurku, randkach i wcinaniu słodyczy. Non stop wypierała się swoich uczuć, mijała z prawdą, albo kręciła, bo bała się, że ktoś sobie o niej pomyśli coś złego, albo po prostu nie chciała wyrażać własnego zdania. I bym nie była źle zrozumiana, absolutnie by mi to nie przeszkadzało, gdyby MC faktycznie była zwykłą nastolatką, ale – na bogów – ona niby przeszła cholera wie, ile czasu szkolenia jako umarlak. Naprawdę nie zdołała ani trochę dojrzeć? Spoważnieć? Nabyć jakichś kompetencji? To co ona niby robiła w tej akademii dla strażników? Heh…
Tak naprawdę polubiłam Rin tylko w ścieżce Goemona. (Tam nawet ochroniła koleżankę!). W każdej innej zdarzały się sceny, gdzie działała mi na nerwy i nie pomagał nawet fakt, że potrafiła chociaż otwarcie przyznać, że leci na swojego bisha i chciałaby go niekiedy zaciągnąć do sypialni. Czyli nie była taką typową protagonistką w stylu „rumienie się na samą myśl o buzi”. Zwykle jednak po prostu martwiła się, gapiła smutnymi oczami, albo dawała robić w balona, tak że nawet przypadkowo spotkany random na ulicy stanowił dla niej zagrożenie i musiała czekać na ratunek. Bo niby „nie wolno jej było krzywdzić żyjących”. Tyle że ona po prostu zamieniała się w drewno i milkła dosłownie w każdej sytuacji, poza tymi nielicznymi, gdzie zdarzało się jej robić za drużynowego tanka – dzięki mocy przejmowania ran. A jak nie ocalił ją aktualny love boy, to zawsze magicznie jakoś pojawiał się Takamura-sensei.
No dobra, trochę pojęczałam. To co z pozytywami? Ano na pierwszy plan wysuwają się liczne dodatki. W sekcji Hari’s Archive mamy aż 25 różnych scenek z postaciami, gdzie bohaterowie są przedstawieni w zabawnych, niekiedy upokarzających dla siebie sytuacjach, np. dowiadujemy się, jak Tama korzysta z toalety, co zrobią panowie – gdy kupią identyczne bokserki i nie będą wiedzieli, czyje należą do kogo, albo jak często muszą się golić. Poza tym każda z postaci, nawet te poboczne, ma dla siebie osobne Memory, czyli krótkie przedstawienie – jakby wspomnienie, gdzie np. Enma, Ono no Takamura czy Oshichi opowiadają sami o sobie. Wreszcie dla każdego z love interest znalazły się też sekcje z wywiadem na temat ich preferencji czy cech charakterystycznych, krótką scenką romantyczną z Rin oraz karty postaci.
Dodatkowo w grze znalazł się także słownik, bo tu i ówdzie przewijają się terminy archaiczne, albo powiązane z buddyzmem, czyli coś, co dla niejapońskich odbiorców było wyjątkowo pożyteczne.
Wreszcie, to pierwszy raz, gdy widzę w grze otome customizowany interfejs. To znaczy, możemy sobie wybrać, kto powita nas na pierwszym ekranie, na jakim tle, w jakim stroju i jaka muzyczka będzie temu towarzyszyć. Trochę jak w grach mobile, gdzie projektujemy sobie własny ekran. Ja jednak przez większość czasu miałam tam po prostu Tamę, bo bawił mnie jego koci sposób mówienia. Doceniam jednak, że twórcom chciało się pomyśleć o takim featurze. Niby niewiele, a jednak cieszyło.
Co się zaś tyczy mechaniki to nie mamy tu co prawda tradycyjnego flow charta, ale możemy zacząć grę od dowolnej, odblokowanej sekwencji – czy to z common route, czy ze ścieżek panów. W czym przerażająco ubogo prezentowały się drzewka dialogowe. Zawsze mieliśmy bowiem tylko dwa wybory. Odpowiedź A lub B, czyli opcja dobra lub zła. Na dodatek oznaczone stemplem. Co z jednej strony nie jest niby jakąś wielką przeszkodą, bo zwykle i tak tylko konkretne odpowiedzi prowadzą nas w grach otome do happy endingu, ale trudno nie odnieść wrażenia, że Tengoku Struggle -strayside- jest przez to tytułem dość liniowym.
Jeśli chodzi o tłumaczenie, to ogólnie nie miałam zastrzeżeń. Raczej nie chciałabym przechodzić tej gry w oryginale, ze względu na liczne, nieco archaiczne zwroty oraz religijno-kulturowe nawiązania. I pewnie dlatego tym bardziej cieszyłam się, że angielska lokalizacja nie dźgała mnie po oczach. Jedynie dwa razy zauważyłam, że źle przypisano wypowiedź do jakiejś postaci. Poza tym jednak i słownictwo, i styl, i łamanie były na odpowiednim, pasującym do konwencji poziomie.
I tym sposobem, wracając do mojego wewnętrznego „struggle”, trzeba by było wydać jakiś werdykt. Czy gra tak cholernie niedopracowana fabularnie, ale jednocześnie tak zabawna, kolorowa i urocza zasługuje na wasz czas? A zaznaczę, że mówimy o bardzo długim tytule. Przejście całości zajęło mi bity tydzień. Ano… skłaniam się do powiedzenia, że w sumie tak. Bo widzicie, kurczę, wiele mnie rzeczy w Tengoku Struggle -strayside- wkurzało, ale byłoby nieprawdą, gdybym powiedziała, że bawiłam się przy nim źle. Niejednokrotnie się wzruszałam albo śmiałam tak głośno do siebie, że potem sama rozglądałam się z zażenowaniem, czy nie przeszkadzam domownikom. Gra jest też o dziwo dość spicy. Jak już postacie zbliżą się do siebie, to nie owijają w bawełnę i chcą się też lepiej poznać na płaszczyźnie fizycznej. Dlatego, nope, to nie ten typ otomki, gdzie przez całą ścieżkę słucha się tych samych wyznań, aby na koniec dostać jedno CG z pocałunkiem. Nasza dziewczynka ma pragnienia i fantazje. Nie boi się więc swojemu bishowi o nich powiedzieć, kiedy się już odpowiednio rozkręci. (I może stąd, przeważnie, darzyłam Rin większą sympatią, im bliżej było do końca ścieżki. Stawała się wówczas po prostu szczersza z samą sobą).
Heh, naprawdę nie wiem, dlaczego coś tu nie zagrało, bo to jedna z tych nielicznych sytuacji, gdzie polubiłam każdego z love interest. Dlatego wyjątkowo w rankingu zobaczycie tyle znaków równości. Najzwyczajniej nie potrafiłam ich po stopniować. Mam też ogromną słabość do historyczno-fantastycznych opowieści, a tutaj dostałam jedno i drugie. Chociaż ktoś by mógł powiedzieć, że taka szalona kreacja zaświatów była dość kontrowersyjna XD. Tymczasem reinkarnacja to koncept bardzo dla nas odległy, nieczęsto pojawiający się w Zachodniej kulturze, a jednocześnie dość romantyczny. Twórcy, a zwłaszcza tłumacze, naprawdę dali z siebie wszystko, bym nam to trochę przybliżyć. Ja zaś niejednokrotnie czułam się zainspirowana, aby sobie potem jeszcze trochę o azjatyckich wierzeniach poczytać, bo ciągle było mi mało, gdy pojawiała się jakaś interesująca legenda, wzmianka czy motyw.
Jeśli się więc wahacie, to dajcie Tengoku Struggle -strayside- szansę. Nie jest to może najlepsza gra od tego studia, ale zdecydowanie warto mieć ją na swojej konsoli. Inaczej stracicie szansę zobaczenia najfajniejszego ojca protagonistki, jakiego było mi do tej pory poznać w grach otome. Nawet jeśli nie samego tytułu, to fanką Enmy zostanę już na zawsze, zaś powiedzonko „dakara no problemo!” ląduje w moim prywatnym słowniku.