Uwaga: w grze pojawia się motyw samobójstwa, przemocy seksualnej, okaleczenia, morderstwa.
Co tu się właśnie wydarzyło? XD Postacie takie jak Sharaku, to zwykle dla mnie 100% sukcesu. Uwielbiam cynicznych, pyskatych, nieco pragmatycznych i pewnych siebie typów. Tymczasem, paradoksalnie, o wiele bardziej podobała mi się problematyka tej ścieżki niż przedstawiony w niej romans. Czyli w zasadzie odwrotność tego, co miałam np. przy Yonie, Goemonie czy Kikunosuke. I nie chodzi nawet o to, że Rin i Sharaku nie mieli dużej ilości wspólnych scenek czy wyrazistej chemii. Może po prostu coś mi tu nie zagrało? Zbyt bardzo się wlekło? Nie dostrzegałam wątków przyczynowo-skutkowych? Zresztą w pewnym momencie bohaterka sama ma przemyślenia „Czy ja go pokochałam tylko dlatego że był miły dla mojego kota i dał mi olejek do włosów?”. Cóż… Wychodzi na to, że tak. A może po prostu – niczym protagonistka „Amnesia: Memories” w ścieżce Toumy – ma po prostu nietypowy gust, jeśli chodzi o wybór facetów?
Ale po kolei! Sharaku to więzień wyższej kategorii. (Wzorowany na faktycznej postaci historycznej!). Wśród jego licznych grzechów znajdowało się zamordowanie 13 kobiet oraz nierząd. Stąd już od samego początku, słysząc, że będzie musiała z nim współpracować, aby wypełnić rozkaz Króla Enmy, Rin wiedziała, że będzie miała problem. W odróżnieniu od reszty chłopaków Sharaku był nieco zdystansowany. Z miejsca oznajmił, że nie lubi i nie ufa ludziom. Nie darzy też żadnym szacunkiem Strażników, bo sporo już w piekle widział i doświadczył, więc niewiele rzeczy robi na nim wrażenie. Zresztą Rin zabiera się do budowania ich wspólnej więzi nieco od tyłka strony, bo pierwsze co robi, to naskakuje na Sharaku, że ten wydaje za dużo kasy na telezakupy. Facet po prostu kochał sprzątanie. Kiedy więc zobaczył reklamę magicznego odkurzacza, to zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Gdy zaś MC zaczęła mu prawić tyrady o tym, że powinien oszczędzać, to odpyskował jej, że przecież zawsze może zarobić, ile potrzeba, sprzedając własne ciało. Co doprowadzało naszą protagonistkę do szewskiej pasji, bo miała wrażenie, że Sharaku w ogóle nie żałuje swoich win i nie wykazuje żadnej chęci poprawy.
Dość szybko dochodzi przy tym do konfrontacji ich kontrastujących światopoglądów. Parka wie, że muszą zbliżyć się jakoś do siebie, zaprzyjaźnić i zbudować wzajemne zaufanie, bo tylko tak Sharaku odblokuje 100% potencjału swojej mocy i będzie mógł pokonać Yamadę Asaemona. A czemu właśnie jego obrał sobie na cel? Ano, dlatego, że jeszcze za życia Yamada był katem i tak się śmiesznie złożyło, że to on wykonał egzekucje na Sharaku. Chłopaczek miał więc osobisty powód, aby nie cierpieć typa, a skoro teraz współpracował z Shinobikuni i resztą uciekinierów z piekieł, to była to w sumie niezła okazja do zemsty. Tyle że Sharaku, w odróżnieniu od Rin, nie potrafił tak po prostu otwierać się na innych. Jasne, trochę go zaskoczyło to, że może w fizyczny sposób, dzięki apce Hari, śledzić postęp ich kiełkującej przyjaźni, ale to nie znaczyło automatycznie, że chciał opowiadać o swojej smętnej przeszłości i szukać wsparcia. Dlatego z miejsca zadeklarował, że jeśli Rin naprawdę chce mu udowodnić swoje przyjazne zamiary, to musi się z nim przespać. Nic tak bowiem szybko nie łączy ludzi, jak poznawanie się cieleśnie. Tyle że MC absolutnie nie mogła na taką opcję przystać…
Co nie znaczy, że nie przeprosiła Sharaku i nie przyznała się do błędu. Niepotrzebnie suszyła mu głowę o zakupy, groziła, a nawet użyła na nim porażenia przy pomocy magicznych kajdanek, gdy stał się dla niej zbyt natarczywy. Zrozumiała bowiem, że z tym facetem będzie musiała postępować trochę jak ze zdziczałym kotkiem. Liczyć się z tym, że może i trochę do niej podejdzie… ale zaraz podrapie i ucieknie. Co może być kolejnym powodem, dlaczego odczuwałam zmęczenie przy tej ścieżce. Niby emocjonalne blokady były dla mnie absolutnie zrozumiałe i dobrze umotywowane w przypadku tego love interest… to jednak ta pogoń cholernie długo trwała i przyłapywałam się na tym, że Sharaku mnie trochę tym przyciągająco-odpychającym zachowaniem męczy.
Wspominałam jednak wcześniej, że podobał mi się sam problem, który pojawia się w tej historii i już wyjaśniam, o co chodzi. Z czasem dowiadujemy się, że Sharaku urodził się pod innym imieniem (Saito Juurobe) i był synem zhańbionego samuraja, który popełnił samobójstwo. W efekcie chłopiec najpierw znajdował się pod opieką schorowanej matki, a potem trafił do Yoshiwary i stamtąd pokonał prostą drogę do zostania panem do towarzystwa (nim spłacił swój dług i zasłynął jako artysta ukiyo-e…). Nie trudno się więc domyślić, że zobaczył świat z możliwie najbardziej obrzydliwej strony i to jeszcze jako dziecko. Sharaku sypiał bowiem i ze sponsorami, i sponsorkami, rysował portrety aktorów, myśląc, że może mógłby być jednym z nich i cieszyć się wolnością… a przy okazji mordował kobiety, które prosiły go o pomoc. Dlaczego? Ano, z litości.
W dawnych czasach, gdy istniał jeszcze podział klasowy, a kobiety trudniące się nierządem nie miały żadnych praw i nie zasługiwały nawet na miano ludzi, Sharaku musiał obserwować, jak kolejne życia marnują się w bezsensowny, tragiczny i niesprawiedliwy sposób… Niektóre kobiety cierpiały na syfilis, inne bywały brutalnie bite przy próbach ucieczki, jeszcze inne okaleczone po aborcjach… Trudno nie było nazwać ich egzystencji istnym piekłem. Kiedy więc przychodziły do niego i prosiły, aby pomógł im z tym wszystkim skończyć, to nie odmawiał. Zwłaszcza iż bolał go widok wkopanych i wystających spod ziemi nóg, bo samobójcy nie zasługiwali na normalny pochówek. Nie potrafił więc pogodzić się z faktem, że nawet po śmierci upokarza się ich ciała.
By jednak poznać jego historię, musimy się bardzo długo naczekać. Rin odkrywa ją naprawdę po malutkich kawałkach, głównie dzięki kamieniom karmy, które odblokowuje, budując więź z Sharaku, bo chłopak nie chce niczego o sobie opowiadać. Trochę go więc „podgląda” przez apkę, bo ta ukazuje cudze wspomnienia, a trochę dowiaduje się od osób, które znały go w przeszłości lub po prostu słyszały coś o Yoshiwarze i tamtejszych zwyczajach.
W międzyczasie, jak żaliłam się we wstępie, zaczyna kiełkować między nimi dość dziwnie umotywowany romans. Faktycznie pierwszym momentem, w którym Rin zaczyna patrzeć na Sharaku przychylniej, wydaje się scena, w której najpierw szczotkuje on futro Kikunosuke, a potem kąpię kota Tamę. Chociaż początkowo podejrzewała go o jakieś niecne intencje, to jednak wychodzi na to, że chłopak szczerze chciał się zaopiekować „zwierzakami”. Później Sharaku prezentuje jej również grzebień oraz olejek herbaciany do włosów, bo jeszcze z przeszłości pamiętał, jak taka odżywka super wpływa na kondycje głowy. Wreszcie też, niejako kulminacyjną sceną dla ich relacji, okazuje się pewna randka. Gdy Sharaku słyszy, że Rin żałuje, iż umierając w innych czasach, nie mogła doświadczyć prostych rozrywek typowych dla osób w ich wieku (przypomnijmy: było to 19 i 18 lat), to wypożycza dla nich mundurki szkolne i idą pobawić się razem na mieście. Jakby bowiem na to nie patrzeć, byli przecież tylko nastolatkami, których los obrabował z cennej i beztroskiej młodości.
W czym sama randka udaje się im nawet zacnie. A przynajmniej do pewnego momentu. Sharaku przekracza granicę, gdy podczas robienia sobie zdjęć w fotobudcę, całuje nagle Rin, skradając jej bez przyzwolenia pierwsze, ważne doświadczenie i jeszcze sobie to upamiętnia na fotografii. Smutna i zapłakana dziewczyna ucieka, ale potem antagoniści przypominają bohaterom o sobie i nie bardzo jest czas i energia, aby się dłużej na siebie złościć. Zwłaszcza że Rin tak naprawdę czuje już wtedy mięte do Sharaku. On także wydaje się nią być szczerze zainteresowany, ale trochę zagubiony. Kiedy więc jego więzi cierpienia dają o sobie znać, to MC sama przejmuje inicjatywę i tym razem to ona całuje chłopaka. (Przypomnijmy, że więzi były czymś, co sprawiało, że zmarli nie mogli się zreinkarnować, bo torturowały ich niedokończone sprawy. Z kolei bohaterka, dzięki swojemu Pragnieniu = mocy, mogła każdy ból transferować na siebie. Pod warunkiem, że dotknęła znamienia celu swoim językiem, na którym miała pieczęć. I stąd właśnie te pocałunki).
Nie pisałam jednak do tej pory, jak wygląda tym razem sytuacja z antagonistami, chociaż nadmieniłam, że w ścieżce Sharaku główne skrzypce gra Asaemon. Ano, dzięki swojej szemranej inicjatywie – czyli sprzedawaniu piekielnej wody z onsenu przypadkowym dziewczynom w parku rozrywki, Sharaku dowiaduje się, że jedna z nastolatek nie wie, co dzieje się z jej chłopakiem. Facet niby udał się do świątyni Shinobikuni (czyli przywódczyni uciekinierów z piekła), potem – jak wrócił – ciągle miał ochotę na agresywniejsze igraszki, aż w końcu zaczął pluć krwią, zwymiotował czerwonego pająka i prawie zszedł. Takamura-sensei pomaga co prawda przywrócić go do życia, ale widać, że Shinobikuni i jej sekta wyraźnie coś knują. Stąd prawie cała ekipa stara się ich nieustannie obserwować i znaleźć dobrą okazję, aby wyzwać na pojedynek w ramach Sądu Piekieł, który odesłałby ich z powrotem do Króla Enmy.
Koniec końców Sharaku podejmuje w sumie trzy próby konfrontacji. Pierwszy raz wyzywa Asaemona na pojedynek, gdy ciągle nie jest przekonany, czy może go pokonać. Walka jest tym bardziej dziwna, że Shinobikuni (która również okazuje się byłą kurtyzaną z Yishowary), ciągle próbuje młodzieńca zrekrutować, bo wierzy, że podzieliłby ich ideały. W końcu doświadczył tego, co ona. Widział na własne oczy okrucieństwo i podłość świata. W efekcie więc Sharaku, który walczy z Asaemonem jako czempionem Shinobikuni, nie jest w stanie kata nawet drasnąć, a gdy Rin transferuje na siebie jego obrażenia, to oboje padają po prostu nieprzytomni… I to by było na tyle.
Na rundę drugą nie trzeba długo czekać, bo dochodzi do starcia już następnego dnia. Tym razem Sharaku i Rin natrafiają na Asaemona przypadkiem. Ten wyjaśnia im, że w sumie to nie wierzy w pomoc Buddy i oświecenie. Że stan bezczucia i wolności można osiągnąć inaczej, dzięki mocom Shinobikuni, ale że facet obraża przy okazji MC, to dochodzi do walki, która kończy się jak poprzednio. No, może wytrzymali tam kilka minut dłużej. Znowu jednak Takamura-sensei musi zapakować ich ciała do taksówki, wrzucić do magicznego onsenu i uratować. Przy czym tym razem uczciwie ostrzega młodych, że kolejna szansa będzie ich ostatnią. Nawet bowiem magiczne źródło może odbudować zdewastowane ciała tylko trzy razy. Jeśli znowu przegrają, to znikną.
Rin długo zastanawia się, co z tym fantem zrobić. Kocha Sharaku, ale się obawia. Kiedy więc trafia się okazja na rozmowę i wspólnie siedzą w onsenie, przytula się do pleców mężczyzny i mówi, że może się z nim przespać. Jeśli faktycznie jest to najlepsza i najszybsza droga, by wzmocnili swoją więź, to jest na to gotowa. W czym Sharaku, chociaż z trudem, odmawia jej propozycji. Zamiast tego proponuje, by złożyli „pinky swear”, że na pewno się nie poddadzą i osiągną sukces. Co było swoistym nawiązaniem do rytuału, o którym dowiadujemy się w tej ścieżce. Aby udowodnić swoją miłość, kurtyzany z Yoshiwary często odcinały sobie najmniejszy palec, aby podarować go ukochanemu na dowód prawdziwego przywiązania. (Jakby bowiem nie patrzeć, nie miały majątku ani możliwości kupowania prezentów). Tutaj jednak nasza parka zachowuje swoje dłonie w całości i ograniczają się do sympatyczniejszego, amerykańskiego gestu.
I tym sposobem zmierzamy do trzeciego pojedynku. W szczęśliwym zakończeniu faktycznie dzieje się tak, że Sharaku jest teraz odpowiednio zmotywowany. Walczy o swoją przyszłość, bezpieczeństwo Rin, ale też przyjaciół, których poznali po drodze, a których Shinobikuni i Asaemon skrzywdzili (np. chłopaka, który uciekł z domu, bo pobił się z ojcem, a antagoniści pozbawili go wszystkich wspomnień, odbierając szansę na pojednanie). W czym Pragnieniem, czyli ukrytą mocą Sharaku, jest kontrolowanie lodu, dlatego zamraża on po prostu Asaemona, w czasie gdy Rin tankuje i przejmuje obrażenia, aby wspólnymi siłami pozbyć się go raz na zawsze i znowu odesłać do piekła. Pojedynkowi przygląda się – jako arbiter – Takamura, który osobiście obwieszcza ich zwycięstwo, a mnie zaś zdziwiło, że pozostali love interest w ogóle zniknęli nagle z tej ścieżki… Spodziewałby się ktoś, że będą tam chociaż stali i dopingowali.
Po wszystkim Rin i Sharaku dowiadują się, że Shinobikuni także wróciła do piekła, bo nie chciała rozstać się z Asaemonem. Co nie znaczyło, że rozwiązali problem z pozostałymi członkami ich dziwnej sekty. Dlatego ekipa postanowiła zostać jeszcze trochę w Krainie Ludzi, podszkolić się, uporać z resztą problemów i po prostu cieszyć swoją… hmm… hmmm… pozagrobową egzystencją? Przy okazji nasi zakochani nastolatkowie konsumują swój związek. Sharaku obiecał przecież Rin w trakcie walki, że za każdy ból, który wówczas odniesie, odpłaci jej po stokroć przyjemnością w przyszłości. Miał też osobisty interest w tym, aby kompletnie oczarować sobą dziewczynę. Na tym etapie wiedzieli już, że za życia Rin kochała jakiegoś mężczyznę, ale została odtrącona. Stąd Sharaku postawił sobie za punkt honoru udowodnić jej, że teraz już może skupić się tylko na nim i zapomniała o tym tajemniczym ex. Że chociaż „nie przeniesie ją przez rzekę Sanzu”, to zrobi wszystko, aby była szczęśliwa.
W smutnym zakończeniu, jak łatwo odgadnąć, Sharaku przegrywa finalny pojedynek z Asaemonem. Rin odnosi tyle ran, że znika, a chłopak zostawia sobie (= odgryza) na pamiątkę tylko jej mały palec, a potem również odchodzi, konając pod drzewem. W efekcie, 20 lat później, oboje się odradzają, ale są już nowymi wcieleniami. Sharaku przesiaduje na placu i rysuje karykatury ludzi, a MC jest zwykłą uczennicą. Zaczepia go jednak z ciekawości, wiedziona dziwnym przeczuciem, że powinna to zrobić… a wówczas zostaje dosłownie obrzygana masą creepnych tekstów na podryw i prośbami, aby udać się razem do hotelu. Poważnie, na miejscu protagonistki powinno wezwać się policję. Nie było więc to w żadnym razie jakieś romantyczne spotkanie, na które pewnie skrycie liczyli gracze i graczki, ale może właśnie o to chodziło twórcom, aby zmienić nieco atmosferę po tej ciągłej dramie i uderzyć w nuty komediowe?
Co ciekawe, w rankingu popularności na stronie głównej gry, Sharaku wylądował na drugim miejscu i potrafię zrozumieć dlaczego. Był dość czarującym bohaterem, na tyle inteligentnym, że wydawał się wręcz czytać myśli Rin, a jego złośliwości szczerze potrafiły zaboleć. Z drugiej strony, ten romans nie do końca mi podpasował, bo było coś nie tak z jego dynamiką. Może o ile jeszcze byłam w stanie zrozumieć zauroczenie dziewczyny, o tyle chyba nie wyłapałam momentu, w którym love interest odwzajemnił jej uczucia? Mam wrażenie, że w przypadku Yona czy Kikunosuke było to lepiej zarysowane. Rin dosłownie wsparła ich w najgorszym, najsłabszym momencie i na dodatek zaimponowała swoją siłą oraz troską. Tutaj z kolei miało się wrażenie, że oni po prostu tak długo wspólnie biegali za tym Asaemonem po mieście, na dodatek Shinobikuni wmówiła Rin, że ta pragnie miłości, iż jakoś tak naturalnie się do siebie zbliżyli, bo „byli pod ręką”, ale nie towarzyszyły temu żadne fajerwerki ani postrzelenie przez Amora.
Może wynika to też z tego, że do końca Sharaku został postacią dość zamkniętą w sobie? Niby odwzajemnił uczucia Rin, ale nigdy tak naprawdę zupełnie nie stał się przy niej bezbronny, nie zdjął swojej maski, nie zdobył się na 100% szczerość. Pozostali panowie – czy to paniką, czy rumieńcami – przejawiali chociaż takie tendencje, ale biorę poprawkę, że dla Sharaku fizyczność nie była niczym wstydliwym. Mam jednak ciągle to przykre wrażenie, że nie wykorzystano w pełni kreacji tej postaci. Cynika, uwodziciela, ale też nietypowego altruisty. Człowieka, który udawał, że jest okrutny i zdaje się na los, a jednocześnie zawsze, gdy rzucał kośćmi, próbując niby podjąć decyzje, to i tak oszukiwał, by nikogo swoimi wyrami nie skrzywdzić. Szkoda trochę, bo tym trudniej ocenić mi samą ścieżkę. Wychodzi na to, że lubię Sharaku. Wolałabym jednak dostać lepszą opowieść z jego udziałem. No i aż dziwne, że po tym wszystkim czego doświadczył i zobaczył w Yoshiwarze nie nabawił się w związku z obcowaniem fizycznym żadnej traumy. Niechęć do zbliżeń albo chorobliwy hedonizm nie byłyby w tym wypadku niczym zaskakującym. Ale może nie chciano po prostu poruszać tak trudnych wątków, które dotykałyby psychiki love interest bezpośrednio…