Uwaga: w grze pojawia się motyw samobójstwa, przemocy seksualnej, okaleczenia, morderstwa.
Szlachetny złodziej Ishikawa Goemon, wzorowany na faktycznie żyjącym w Japonii legendarnym bohaterze ludowym i bandycie, to nasze danie główne. Aby odblokować jego ścieżkę, musimy najpierw ukończyć wątki pozostałych panów. A skoro Goemon jest przy okazji chłopcem z plakatów, to nie będzie żadną niespodzianką, jeśli powiem, że jego postać była nam reklamowana także w opowieściach innych love interest. W czym facet jest kreacją bliską ideałowi. To charyzmatyczny przywódca, oddany przyjaciel, świetny wojownik i obrońca Rin. Na szczęście ma też swoje nieco dorky momenty, dzięki czemu, w odróżnieniu od wielu mu podobnych chodzących cudów świata, zdołałam go dla odmiany polubić. Jakby się bowiem tak zastanowić, to pomimo licznych talentów, nieobce mu były złe decyzje i błądzenie. W końcu z jakiegoś powodu dokonał żywota w gorącym garncu i skończył w najgorszym piekle, czyż nie?
W czym opowieść Goemona można zasadniczo podzielić na kilka tematycznych bloków.
Zacznę od tego, który paradoksalnie nie wydawał się jakoś szczególnie istotny, ale i tak zainteresował mnie najbardziej. Może dlatego, że był dość przewrotny? Ano, już w historiach pozostałych panów dowiedzieliśmy się, że Oshichi, czyli przyjaciółka Rin, ma nadzieje odnaleźć w Krainie Ludzi swoją dawną miłość. Człowieka, przez którego podpaliła własne domostwo i na którego czekała w zaświatach tyle wieków. Stąd serdeczne brawa dla Goemona, że jako pierwszy z całej grupy, postanowił ten problem wreszcie rozwiązać. Był to jego sposób okazywania uczucia Rin, co robił bardzo subtelnie i z dystansu. Nie chciał bowiem, mając na uwadze jej amnezję, narzucać się jej zbytnio z własną osobą, ale z drugiej nie potrafił sobie odmówić przyjemności udzielania jej wsparcia. To dlatego Goemon wpadł na to, że można by poprosić o pomoc Sharaku. W końcu tamten był artystą, a gdyby na podstawie wspomnień Oshichi narysować szczegółowy portret Shonosuke, to może wreszcie udałoby się go odszukać.
Ale, niestety, cały ten pomysł wraca do naszych bohaterów rykoszetem. Faktycznie udaje się im zidentyfikować nowe wcielenie dawnej miłości Oshichi… ale to wcale nie polepsza jej sytuacji. Shonosuke zmienił się bowiem w Kamuro i przebywał obecnie w Niebiosach. A to znaczyło, że nie tylko nie pamięta swojej ukochanej, ale zerwał więzi z wszystkim, co łączyło go z przeszłością, aby osiągnąć prawdziwe oświecenie. Można więc powiedzieć, że cała ta nadzieja, miłość i oddanie Oshichi spełzły na marne. W końcu jako dusza skazana na piekło w najlepszym wypadku mogła liczyć na ponowną reinkarnację, ale nie wspólną egzystencję z ukochanym. Zresztą Kamuro, spotykając się z Oshichi, jest wobec niej dość burakowaty, co nie podoba się ani Goemonowi, ani Sharaku. Nie tak powinno traktować się młodą kobietę, która kochała całym swoim sercem. Nic jednak nie mogą na ten fakt poradzić i bohaterowie pozostają ze smutną konkluzją, że może w takim wypadku nie powinno się wcale interweniować. Czy bowiem warto ryzykować ból nie bycia pamiętanym?
A to prowadzi nas do bloku tematycznego numer 2, czyli romansu pomiędzy Goemonem i Rin, który jest dość zagmatwany. Otóż nie trudno odgadnąć, że ta wielka miłość, o której ględzi Goemon, ta kobieta o zapachu kwiatów wawrzynu, ta ukochana, do której wzdychał po tylu latach, jedyna której oddał serce… to tak naprawdę nasza bohaterka. Niestety, nie jedna łyżka stołowa jest bystrzejsza od niej, więc mimo iż Goemon wpatruje się w nią maślanymi oczami, rumieni na każdy komplement, a apka Hari pokazuje, że już teraz, bez niczego, mają 90% więzi, to ona nie potrafi połączyć ze sobą kropek. Co więcej, MC wkurza się nieco na faceta, gdy poznaje na jego temat kolejne fakty. Przede wszystkim uważa, że kolekcjonowanie gadżetów ze sobą jest dość narcystyczne. Nie rozumie też, jak można było być tak podłym człowiekiem, że w swoim ludzkim żywocie miał aż osiem żon. Nie wspominając o grzechu morderstwa własnych rodziców, towarzyszy i wszystkich innych, przez które został skazany na Wieczne Piekło.
W czym trzeba przyznać, iż te fochy wynikały po części ze złości na samą siebie. Rin dość szybko orientuje się, że zaczyna darzyć kompana dziwnym zainteresowaniem. Stąd wypytuje o jego przeszłość, gdy był jeszcze członkiem klanu ninja oraz początki złodziejskiej kariery. Bardzo się cieszy, gdy wykonuje dla niej w formie origami shurikeny z papieru, bo potem Tama może się nimi bawić. Jest również wdzięczna za pomoc w sprawie przyjaciółki i dziwi się trochę, dlaczego Goemon tak często siedzi nocami z wódką, wpatruje się w telewizor i wyraźnie z czymś miota…
A chodzi, oczywiście o wspomnienia Rin, bo chociaż MC powoli zaczynają nachodzić sny, w których widzi swoją przeszłość, to tempo odblokowywania kolejnych sekwencji jest dość ślimacze… Dlatego pozwolę sobie od razu przedstawić całe backstory, bez cięcia go na niepotrzebne kawałki. Rin, która w przeszłości należała do klasy społecznej shoninów, pracowała na stoisku przy świątyni Enmy, gdzie sprzedawała dango. Dziewczyna została oślepiona przez górskich bandytów i podobno pohańbiona, dlatego jej narzeczony, dobrze zapowiadający się syn bogatego kupca, zerwał z nią zaręczyny. Mimo to, bez względu na pogodę, dziewczyna nie narzekała na swoje życie i każdego dnia wspinała się po schodach, by złożyć ofiarę Enmie i pomodlić się do wyznawanego bóstwa. Aż pewnego dnia, jej stoisko odwiedził niesławny Ishikawa Goemon, nie podając jednak swojego prawdziwego imienia. Ponieważ miał bazę niedaleko świątyni, to codziennie przychodził po jedzenie, udając zwykłego mężczyznę o imieniu Daigoro. Nie chciał mieszać niewinnej osoby w swoje sprawy, wiedząc, że mogłoby to na nią sprowadzić kłopoty. Zresztą tak później faktycznie się stało, ale najpierw dziewczyna okłamała Daigoro, twierdząc, że absolutnie się nim nie interesuje, gdy ten zaczął w nieśmiały sposób okazywać jej względy. Zrobiła tak, dlatego że już wtedy domyśliła się tożsamości swojego wielbiciela. Zdołała także odwzajemnić jego uczucia, ale nie chciała, by ktoś tak wolny i beztroski był uwiązany przez jej kalectwo w przypadku gdyby mieli wspólnie podróżować. To dlatego wyparła się własnej miłości, a niedługo po egzekucji Goemona (z rozkazu Hideyoshi Toyotomiego), również umarła, nie do końca znanych okolicznościach.
No i tak sobie ten romans pomiędzy ich obecnymi formami trwał, a w obu zaczynała narastać frustracja… Rin nie wiedziała, że jest zazdrosna o samą siebie, ale wkurzała się, że dla Goemona ewidentnie jest jakimś zastępstwem „dziewczyny od kwiatów wawrzynu”, bo nawet poprosił kiedyś, czy zrobiłaby dla niego dango, a potem się rozpłakał… Tymczasem samego mężczyznę tak irytowała niedomyślność Rin, że w pewnym momencie po prostu nie wytrzymał. Nie takiego miłosnego wyznania się spodziewałam. Nie przy onsenie i niewykrzyczanego w gniewie, że mogłaby wreszcie do jasnej cholery zrozumieć, że ona i miłość Goemona to jedna i ta sama osoba. Rin co prawda jest wówczas w absolutnym szoku, a facet trochę żałuje swojego wybuchu, no ale po prostu puściły mu już nerwy. Zwłaszcza że był niebezpośrednio oskarżany o bawienie się uczuciami różnych kobiet i niewierność. (Dopiero później potwierdziło się również, że te wszystkie „żony” to były po prostu przypadkowe osoby, którym Goemon pomagał, bo w tamtych czasach status kobiet był równy zeru i nigdy nie łączyły go z nimi żadne fizyczne czy emocjonalne reakcje. Po prostu sobie z Rin żartował, gdy twierdził, że każdą odwiedzał innego dnia tygodnia).
Skołowana Rin potrzebuje potem jeszcze troszkę czasu, aby to sobie wszystko w głowie poukładać, nie ma jednak powodu, aby wątpić w szczerość wyznania, bo już wcześniej podskórnie czuła, że Goemon i Daigoro z jej snów byli jedną i tą samą osobą. Niestety, trochę to zajęło, bo ilekroć poznawała prawdę, to przez amnezję zaraz traciła przytomność i Goemon musiał ją potem zanosić do sypialni. A skoro była już pewna, że też go kochała, to nie miała żadnych oporów, aby mu to udowodnić. Gdy tylko, jakiś czas później, na klatce piersiowej mężczyzny ujawniło się znamię, symbolizujące więzi agonii, czyli wszystkie bolączki, które wciąż dręczyły go w związku z dawnym życiem, to bez wahania go pocałowała, przejmując cały ból dzięki swojej mocy.
Goemon wyznał również, dlaczego nie pojął w przeszłości dziewczyny ze straganu z dango na swoją żonę. Gdy jego wioska została napadnięta, to wszyscy shinobi, włącznie z mistrzem Sandayū Momochim, zostali wymordowani, a żona kashira zgwałcona, okaleczona i powieszona na drzewie. Bał się więc, że identyczny los spotkałby dowolną kobietę, którą trzymałby u swego boku. Na dodatek, już po śmierci, uprosił Enmę, aby mógł przejąć grzechy wszystkich towarzyszy, którzy zginęli z jego powodu. To dlatego Goemon wylądował we Wiecznym Piekle. Była to jednak dla niego forma pokuty i powód, dlaczego tak ostrożnie traktował Rin i dlaczego, nawet po śmierci, dalej cierpiał.
A skoro wszystkie karty zostały już wyłożone, to parka dosłownie rzuca się na siebie. Goemon wyznaje, że nigdy nie dotknął dziewczyny ze straganu, nigdy nawet nie objął, nie pocałował… Teraz więc chciał dać upust pragnieniom, które dusił w sobie przez wieki, a Rin chętnie z nim w tej kwestii współpracowała. XD
No i do tej pory było wszystko fajnie, więc pora ruszać z ostatnim blokiem tematycznym, czyli konfrontacją z antagonistami. W skrócie wyszło na to, że tam dosłownie wszyscy byli zdrowo rąbnięci… Ale zacznijmy od początku! Najpierw Oshichi podpala siedzibę Shinobikuni i znowu wznieca pożar. Dlaczego? Bo ukochany jej tak kazał. Tak, Kamuro okazuje się kolejnym wariatem, który przeżywa jakiś kryzys ideologiczny i wypalenie zawodowe w jednym. Twierdzi, że nie może osiągnąć oświecenia przez przeszłość, która go dręczy, a poza tym Budda już dawno zniknął i nikt ich nie prowadzi. Przy okazji Tatsumi Ichise buduje jakąś scenę, gdzie zbierają się wszyscy złoczyńcy. Tam przy pomocy mocy Shinobikuni przejmują kontrolę nad tłumem – cholera wie po co. Kikunosuke, Sharaku i Yona nawalają się z częścią antagonistów, JacK, który doznał nagłej zmiany serca, postanawia klepać się z Asaemonem i wesprzeć paczkę, Satoru Ikari biega po okolicy i chrzani jakieś farmazony o niesprawiedliwości, a Goemon i Rin, którzy mieli skonfrontować się z Kamuro, odkrywają, że na drodze stoi im jeszcze jeden wróg…
A dokładniej to Natori Shiroku, czyli przyrodni brat Goemona z klanu ninja. Facet wyznaje, że tak naprawdę to nienawidził Goemona, bo w jego oczach był zdrajcą. Miał zostać ich kashira, a zamiast tego uciekł do miasta i zaczął bawić się w szlachetnego złodzieja. To dlatego Shiroku zdradził w przeszłości Hideyoshiemu, gdzie znajdowała się ich ukryta osada, doprowadził do zagłady wszystkim shinobi, a potem nawet oślepił MC… Ej, ej zaraz! Nie ogarniam! Aby zemścić się na Goemonie za zdradę… zdradził swój własny klan i nauczyciela? O co w tym chodzi? Ponieważ jednak scenarzyści wyraźnie uznali, że to jeszcze nie dość dramatyzmu i jego win, to Shiroku dalej papla i tym sposobem odkrywamy, że w sumie to ma on także na sumieniu wydanie Goemona władzom, doprowadzenie do wymordowania wszystkich sojuszników naszego love boya (w tym poprzedniego wcielenia Fujimori Shina), a na koniec odnalazł dziewczynę ze stoiska dango i ją wykorzystał oraz zamordował. Niedługo potem jak Goemon skonał na placu egzekucyjnym i nie mógł się nawet o tym dowiedzieć. W sensie, że spełnił się jego najgorszy koszmar i faktycznie sprowadził na ukochaną tragiczny koniec.
W każdym razie, jak łatwo się domyślić, pomiędzy postaciami dochodzi do finałowego starcia. Początkowo protagoniści są tłuczeni równo, a z Goemona jest taki shinobi, że nie potrafi uwolnić się z więzów, które nałożyła na niego Shinobikuni. To dlatego Rin musi w tym czasie tankować, przejmować obrażenia i brnąć naprzód cokolwiek, by się nie działo. Z czasem jednak oboje odkrywają, że dzięki sile miłości odblokowali nowe moce. Rin, dzięki Pragnieniu Wpływów, może uwolnić tłum spod działania hipnotyzującej mocy byłej kurtyzany, tymczasem Goemon dostaje nowe narzędzie niezbędne do pokonania Shiroku. W skrócie to teraz może ukraść dosłownie wszystko. Nawet rzeczy niematerialne, dlatego zwędza byłemu kompanowi power-upa, którego ten zdobył, próbując pożreć duszę Kamuro.
W szczęśliwym zakończeniu: antagoniści zostają tym sposobem pokonani, a ja do dziś nie wiem, co oni tam wszyscy próbowali osiągnąć i dlaczego? Nie ma to jednak znaczenia, bo Król Enma i Takamura są tak zadowoleni, że pozwalają zostać naszej ekipie, włącznie z JacKiem, w Krainie Ludzi i cieszyć się dalej swoim nieżyciem. Co więcej, niby mają tam siedzieć, aby się szkolić i wypełniać rozkazy, ale widać wyraźnie, że przyjaciele po prostu dobrze się bawią. Nie zapowiada się więc, aby chcieli się wkrótce reinkarnować czy przerwać ten stan. (Ba! Shin to nawet planował po śmierci zostać uczniem Takamury, ale póki co trzymał się blisko z całą ekipą). Co zaś się tyczy Shinobikuni i jej spółki, to wszyscy wracają odsiedzieć resztę swojego wyroku do piekieł, a do Oshichi to nikt nawet nie miał za specjalnie żalu, no i wciąż mogła pracować w restauracji.
W smutnym zakończeniu: Enma okazuje wiele litości po tym jak nasi bohaterowie przegrali walkę. Już wcześniej miał słabość do dziewczyny, która codziennie wznosiła do niego modły. To dlatego pozwolił jej zostać swoją adoptowaną córką, odzyskać wzrok i dostać drugą szansę spotkania z ukochanym. A skoro tym razem znowu nie wyszło, to wykorzystał swoją boską moc, aby zarówno ją, jak i Goemona reinkarnować jako zwykłych ludzi. Po napisach końcowych widzimy, że parka spotkała się ponownie. Nie wiedzą kim są, noszą szkolne mundurki, ale czują się w okolicy, jakby wrócili do domu i znali się od dawna. Można więc powiedzieć, że nawet pomimo braku wspomnień z tych wszystkich poprzednich wydarzeń, to udało się im połączyć… Ah, no i przyjaciele z piekła, dzięki czułemu węchowi Kikunosuke, dość szybko ich wówczas odnajdują, więc paczka jest zapewne offscreenowo w komplecie.
Pewnie już po sposobie mojego pisania, potraficie się domyślić, co mi się w tej ścieżce podobało, a co nie. Im bliżej końca, tym więcej wylewało się ze mnie ironii, bo o ile cały romans uważałam za bardzo uroczy i fajnie zbudowany – lubię takie tragiczne, nieco smutne i pełne cierpienia historię, o tyle to co działo się w finale, to napieprzanie na moce, wyskakujący zza krzaka antagoniści i ich motywacje, to już był czysty absurd. Staram się więc trochę traktować tę ścieżkę tak, jakby cały tematyczny blok numer trzy nie istniał. Wtedy naprawdę mi się podoba. Głównie dlatego też, że w końcu dostałam wydanie Rin, która była asertywna, silna i potrafiła zawalczyć o swoje. Czyli zupełną odwrotność tego, co prezentowała w pozostałych ścieżkach.
Na dodatek podobało mi się jak nieco pyszałkowata i pewna siebie maska Goemona spadała, ilekroć ukochana okazywała mu trochę czułości. Stawał się wtedy nawet trochę nieporadny, a mówimy przecież o facecie, który wychował się w klanie zabójców i szpiegów. Nadawało mu to jednak znacznie bardziej skomplikowanej osobowości. Nie był tylko budzącą postrach legendą, ale młodym mężczyzną, który uganiał się za nieosiągalnym marzeniem. Na dodatek swoimi zabawnymi wymianami zdań, często ukochaną do siebie zrażał, zamiast sprawiać, by pałała do niego sympatią. Trudno jednak nie zgodzić mi się z częścią komentarzy, które widziałam w social mediach, że o ile ten paring był romantyczny, o tyle nie bardzo wiadomo, z czego wynikał. Okej, okej, Rin pamiętała, że w poprzednim życiu Goemon jej kiedyś pomógł i powstrzymał, gdy chciała ze sobą skończyć przez utopienie w rzece, ale dlaczego właściwie ten sławny bandyta stracił głowę dla jakiejś przypadkowej dziewczyny? Czy dlatego, że twierdziła, iż widzi w nim dobro? Mam wrażenie, że ten aspekt ich relacji nie został do końca dopracowany i brakowało mu po prostu jakiś solidniejszych fundamentów. W końcu ich przywiązanie wytrzymało próbę wieków, a wydawało się, że znają się bardzo powierzchownie, bo wzajemnie wymieniali się tylko kolejnymi kłamstwami na swój temat…
Mimo to, prawie do samej bitwy, która dłużyła mi się niemiłosiernie, bawiłam się przy tej ścieżce dobrze. Nie jest to może opowieść, która jakoś wyryje mi się w pamięci, ale też żegnam się z postacią Goemona i Rin z odczuwalnym sentymentem. Bardziej za to, jakimi byli sympatycznymi protagonistami, niż za przygodę, którą mogłam dzięki tej opowieści przeżyć. Aż szkoda trochę, że nie wykorzystano w Tengoku Struggle jego potencjału.
Btw. W grze kompletnie pominięto wątek tego, że legendarny złodziej skończył we wrzącej kadzi wraz ze swoim synem. Rozumiem jednak, że to Shinowi przypadła po części rola takiego adoptowanego dzieciaka. Ciekawie by było jednak spotkać kiedyś love interest, z którym można by było w grze otome stworzyć taką patchworkową rodzinkę. (Ale potrafię sobie wyobrazić, że nie wszystkim graczom czy graczkom, by to pasowało).