Uwaga: w grze pojawia się motyw samobójstwa, przemocy seksualnej, okaleczenia, morderstwa, kazirodztwa.
To nie będzie łatwa dla mnie recenzja. Głównie dlatego, że poruszane w niej wątki są naprawdę ciężkie. Wręcz mroczne. Tymczasem scenarzyści przedstawiają je bardzo powierzchownie. Trochę komicznie. Niebezpiecznie lawirując na krawędzi przypadkowej parodii. Trudno było mi się więc wczuć miejscami w klimat. Dosłownie, jakby męczył mnie jakiś dysonans poznawczy. Mimo to starałam się dać tej opowieści szansę, bo przecież nie postawiłam poprzeczki zbyt wysoko. To wciąż opowieść z gatunku otome, czyli o ślicznych chłopakach, zakochiwaniu się i gadających zwierzątkach… I może na tym polegał właśnie mój problem? W końcu to nie tak, że nie da się połączyć dwóch odmiennych konwencji, ale trzeba to po prostu umieć zrobić ze smakiem.
To tyle tytułem wstępu. Przejdźmy do analizy fabuły. Oto nasza bohaterka, Strażniczka Piekieł wyrusza do Krainy Ludzi, aby odnaleźć zbiegów. Robi to na polecenie swojego ojca – Króla Enmy. W czym, wśród towarzyszących jej bohaterów, jest nasz pierwszy love boy – 17-letni (= w chwili śmierci) Uga Kikunosuke, którego władca piekieł przezywa chyba najbardziej psim imieniem – Pochi. Zresztą to nawiązanie nie jest zupełnie nietrafne. Kikunosuke ma umiejętność, która pozwala mu się przemieniać w wilka. Czasami są to tylko uszy i ogon, a czasami 100% transformacja w szarą bestię, która bez problemu mogłaby odgryźć komuś rękę. (I strasznie linieje).
Ponieważ jednak każdy z love interest okazuje się nieszczęsną duszą, z jakiegoś powodu przywiązaną do poprzedniego życia, tak i Kikunosuke skrywa pewien sekret. Z czasem dowiadujemy się, że wśród uciekinierów z piekła znajduje się Azami, czyli młodsza o trzy lata siostra naszego wilczka. Dziewczyna została supergwiazdą, czymś w rodzaju idolki, prowadzi własny program i wspiera resztę zbiegów oraz sektę dowodzoną przez Shinobikuni. Co jest tym większym dla chłopaka szokiem, bo do tej pory sądził, że Azami albo trafiła do niebios, albo się odrodziła, ale z pewnością nie siedziała w piekle. Bo i za co? Na dodatek na znacznie surowszym poziomie od niego samego, bo główną winą chłopaka było życie ze złodziejstwa.
I tak w zasadzie przedstawia się wstęp tej historii. W czym początkowo Kikunosuke jest dla naszej bohaterki (domyślne imię to Rin) wyjątkowo niemiły. Mówi jej, że nie cierpi kobiet, a nawet jej grozi, gdy próbuje powstrzymać go przed wyjściem na miasto. Ja zaś miałam wrażenie, że nie do końca wyjaśniono, z czego wynikała od niego taka agresja. Jasne, mógł mieć uraz do strażników piekieł, ale z drugiej strony – jak dowiemy się później – sporo im zawdzięczał, zwłaszcza Takamurze. Mógł też po prostu zareagować nieco opryskliwie, bo to MC pierwsza stwierdziła, że nienawidzi mężczyzn, ale wciąż… chyba nie do końca to do mnie jakoś dotarło?
W każdym razie nastawienie Kikunosuke zmienia się dość szybko, bo zauważa, że Rin bardzo zaangażowała się w jego problem. To znaczy, nie tylko nawiązała dobry kontakt z Azami, ale go samego nie ignorowała, pocieszała i starała się mediować między rodzeństwem. Szybko bowiem okazało się, że Azami darzy brata szczerą nienawiścią, nie chce mieć z nim nic wspólnego, ale gdy ten tylko zaczyna ględzić, że siostra musi wrócić do piekła, to każda ich interakcja kończy się bezowocną kłótną. Z czasem więc Kikunosuke potrzebuje kogoś, kto pomoże mu zapanować nad nerwami, wytłumaczyć, że nastoletnie dziewczyny mają problem z mówieniem o swoich uczuciach, albo po prostu dać się pożalić.
Co więcej, Rin inicjuje także ich wspólny wypad do salonu z automatami, gdzie znajduje się jakaś maszyna ze strzelaniem do zombie. Kikunosuke jest prawdziwym fanem tej gry. Nie spodziewał się przy tym, że MC może podzielić jego zainteresowania, a co więcej uznać, że przy takim poziomie stresu, to nic złego, aby spuścili razem nieco pary. W czym mnie to jednak trochę dziwiło, ale może nie powinnam oceniać młodych bohaterów zbyt surowo? W każdym razie jakieś lody zostały przełamane. Kikunosuke i Rin zaczynają się mieć ku sobie, chłopak uczy nawet MC jak dobrze grać, a wieczorami spotykają się w kuchni na wspólne podżeranie płatków…
I tak sobie ten dramat trwa na przestrzeni wielu, wielu rozdziałów, powtarzając ciągle to samo. Kikunosuke krzyczy na siostrę, ta ma go gdzieś, ucieka… i potem sama nawiązuje kontakt z MC, bo chciałaby się z Rin przyjaźnić. No ale wtedy prędzej czy później dołącza jej brat i dzieje się znowu to samo. Szczerze? To była chyba najsłabsza część całego tego route’a, bo wynudziłam się w cholerę nim padły jakieś konkrety. Poważnie, Rin i panowie nie mieli żadnego planu, jak poradzić sobie z sektą, poza tym, że będą w kółko truli tyłek Azami? To wyglądało trochę tak, jakby wcale im nie zależało albo byli na wycieczce szkolnej, a nie na poważnej misji.
Wreszcie docieramy do punktu, w którym MC dowiaduje się o aplikacji Hari. O tym, że musi zbudować z chłopakami więź krwi, pomóc im uwolnić się od okowów, przez które tkwią w bólu związanym z poprzednim życiem i pocałować znak, który jest gdzieś ukryty na ich ciele… Wszystko, dlatego że specjalną mocą Rin było przejmowanie cudzego cierpienia na siebie. (Jej własny znak był na języku – stąd ten cały pomysł z pocałunkami). Aby więc osiągnąć 100% zaufania, Kikunosuke zaczyna powoli, stopniowo opowiadać o swojej przeszłości, a część faktów MC po prostu dowiaduje się, oglądając je dzięki kamieniom karmy, które zdobywa, budując z danym love interest więź.
W skrócie: Rodzice Kikunosuke zostali zabici, bo przemieniali się w zwierzęta i to przerażało miejscowych. Dzieciaki jednak oszczędzono, bo chciano je sobie podporządkować, a także… rozmnożyć. Tak, jacyś wioskowi psychopaci chcieli zmusić rodzeństwo do współżycia. Stąd kiedy tylko Azami zakwitła, Kikunosuke podjął się próby ucieczki. Nie udało mu się uratować siostry, ale sam czmychnął i zaczął życie złodzieja, zainspirowany opowieścią o Goemonie. Tylko że nawet wtedy – gryziony wyrzutami sumienia – nie nacieszył się wolnością za długo. Pewnego dnia zobaczył topiącego się w rzece dzieciaka. Spróbował go więc uratować, co w efekcie samemu przypłacił życiem. Tak już na stałe trafił do piekła, by oddać się osądowi i odbyć swoją karę. Wcześniej zaś zawędrował tam kiedyś przypadkiem, poznał Takamurę i nawet dostał od niego obrożę. Koniec backstory.
Równolegle do tych opowieści postępuje też romans. Rin dość szybko odkrywa, że imponuje jej łagodniejsza strona natury Kikunosuke – to, jak ochronił Fujimoriego przed zbirami, jak pomógł jakiejś babci odnaleźć zagubioną chusteczkę, czy przekonał przypadkową kobietę, że samobójstwo to najgorsza opcja. Jednocześnie wcale nie bała się, gdy zamieniał się w wilka. Wręcz przeciwnie. Gdy chłopaka bardzo podekscytował widok i zapach jej krwi, do tego stopnia, że był gotowy ją pogryźć, to w sumie zamiast czuć strach, bardzo się tym wszystkim podjarała i potem trochę nawet sobie w głowie fantazjowała. (Choć trzeba zaznaczyć, że dla Kikunosuke to była istna tortura, bo bał się, że może Rin skrzywdzić, a był już w niej wówczas szczerze, skrycie zakochany).
Ale mnie chyba i tak najbardziej rozwaliła scenka w rodzaju tych komediowych. Gdy Kikunosuke w postaci wilka dał się głaskać MC i nagle zmienił się w swoją ludzką formę bez odzienia. Fajnie, że chociaż raz to nie protagonistka spanikowała (w końcu widziała dość golasów w piekle), ale love interest, który uciekł wówczas zrozpaczony i upokorzony do pokoju, aby ukryć się przed całym światem.
Zresztą Kikunosuke miał interes w tym, by czuć do MC coraz większą miętę, bo nie chciał, aby dziewczyna kiedyś zniknęła. Jako dusza pozbawiona wspomnień z poprzedniego życia, Rin nie miała żadnych więzi, więc w każdej chwili mogła się rozpłynąć. To szczerze wystraszyło wilczka, więc chciał być tym, dla którego „czekałaby u brzegu rzeki Sanzu”. Kimś, kto mógłby dla niej zostać wystarczającym powodem, do zbudowania więzi. Czy też – jak sami to nazywali, nawiązując do baśni o syrence – księciem.
A przechodząc do pozytywnego zakończenia, to Kikunosuke konfrontuje się z Azami, razem z Rin i Fujimorim. Ten ostatni zresztą okazuje się w dziewczynie niby zakochany, bo widział, jaka dobra była dla kotów, przy pomocy swojego drona, którym nagrywał content na bloga. (Trochę creepne jednak, bo tak – ocierało się o stalking). Jednocześnie dowiadujemy się, że po ucieczce brata, Azami przeszła faktyczne „piekło”. I to jeszcze przed śmiercią. Wioskowi próbowali ją zgwałcić, a ona, aby się obronić, przemieniła się w bestię i ich pożarła, przeklinając ostatnim tchnieniem bogów. To dlatego została potem skazana na znacznie surowszą karę. Kiedy jednak Kikunosuke wyraził szczery żal za swoje błędy, Rin ją przekonała, że dzięki pokucie dostanie drugą szansę, a Fujimori wyznał jej miłość… To Azami wreszcie się złamała i stwierdziła, że chce wrócić do piekieł. Że nie chce być potworem, bo jej największe marzenie, to po prostu… cóż, żyć. Jako młoda, beztroska dziewczyna. Zajmować się słodkimi rzeczami, biegać za chłopakami i bawić z przyjaciółmi.
Kikunosuke jest Rin za tą pomoc niezwykle wdzięczny, bo to rozwiązuje jego problem. Obeszło się zatem bez walki, chociaż i tak, gdy cierpiał, a MC odkryła znak na jego czole, to chętnie obdarowywała go pocałunkami. Na dodatek król Enma uznał, że jego córeczka nie potrzebuje już żadnego certyfikatu ani innego papierku, bo wywiązała się ze swojej misji. Nie grozi więc jej „zniknięcie” bo ma swojego księcia, którego on – jako wyrozumiały tatuś – w pełni akceptuje.
A w ramach nagrody – którą sama mu zresztą obiecała – Rin spędza również z Kikunosuke noc. Zostają więc oficjalnie parą, żyją w Krainie Ludzi, a Azami pomaga królowi Enmie z marketingiem w piekle. Co zaś się tyczy Fujimoriego, to cóż… Obiecał ukochanej, że zrobi wszystko, aby po śmierci do niej dołączyć. Czyli trafić do piekła. Co miało być dowodem szczerości jego uczuć. Ale kogo my oszukujemy? Chłopak faktycznie ledwo ją znał, cały ten wątek był więc mocno naciągany i idiotyczny… „Och, czyli mówisz, że nienawidzisz mężczyzn i chcesz mnie zjeść? Spoko, to umówimy się na piątek wieczór?”.
W smutnym zakończeniu dziewczyny zostają uprowadzone przez menadżera Azami – Ikariego Satoru, który chce je następnie sprzedać jakimś sponsorom. Gdy obleśni panowie przychodzą „odebrać” swój towar, to Azami wpada w szał i morduje ich wszystkich. Na koniec zaś zmusza Satoru, aby wyskoczył przez okno. (A jakby ktoś pytał, to w całej tej scenie, Rin gapi się tylko bezczynnie, bo nie wolno jej krzywdzić ludzi. Wygląda więc na to, że nie zamierzała zrobić kompletnie nic). Summa summarum, Azami dochodzi do wniosku, że nie może tak dalej. Że jej nienawiść do wszystkich jest zbyt wielka. Zabija więc także MC, aby mogły się kiedyś razem odrodzić i tak faktycznie się staje. W nowym wcieleniu dziewczyny są prawdziwymi siostrami i spotykają Kikunosuke w parku rozrywki. Ten, niczym jakiś upiór, faktycznie czekał cały czas na ukochaną. Nie może się więc powtrzymać, aby jej nie objąć, nawet jeśli ona może uważać to za creepne. Jest w końcu dla niej zupełnie obcą osobą.
No dobra, czas na jakieś podsumowanie… Gdyby to była zwykła ścieżka z typowej gry otome w edycji light, to uznałabym, że jest nawet spoko. Wiecie, miała sporo słodkich momentów. Np. cały ten przewijający się motyw z lakierem do paznokci, który wilczek tak lubił i który sprawił, że MC czuła się wreszcie żywa i kobieco. Podobnie jak ich wspólne wygłupy, odpoczywanie razem na dachu, jedzenie lodów i stuff związany stricte z romansem. Niestety, ktoś uznał, że bez dramy nie ma zabawy, a po co ograniczać się do przyziemnych problemów, jak można wrzucić kazirodztwo, handel ludźmi, gwałty i kanibalizm? Poważnie, te mroczne, smutne i trudne tematy, pasowały tutaj jak pięść do nosa. Zwłaszcza że nie towarzyszyła im ŻADNA refleksja. Bohaterowie zdawali się śpiewać „bo tutaj jest jak jest, po prostu…” i szli nad tym wszystkim do porządku dziennego. Życie ssie, i tak wszyscy będziemy cierpieć w piekle, deal with it. …Hej, to może zrobimy sobie grilla z chłopakami? I właśnie dlatego ciągle przecierałam oczy ze zdumienia, bo raz scenarzyści przekonywali mnie, że mam się wzruszyć losem biednej dziewczyny, która w zasadzie cierpiała okropną niesprawiedliwość bez żadnego powodu… a po chwili pieprzymy o słodkich ubrankach, popularnych ciastkach i blogach. Ha! Myślałam, że jestem dość cyniczną osobą, ale wychodzi na to, że nie aż tak. Niby ktoś mógłby w tym miejscu powiedzieć: no, ale właśnie przecież tak jest, czyż nie? Tak wygląda świat. Słyszymy w mediach lub doświadczamy niesamowitych podłości, a egzystencja toczy się dalej… No i niby się z tym zgadzam, ale mój wewnętrzny idealista strasznie się przy tej ścieżce miotał.
Czyli nic nie zagrało? Też nie do końca. Chemia pomiędzy Kikunosuke i Rin została fajnie ukazana. Nawet pomimo tego, że chłopaczek był od swojej wybranki młodszy, wpatrzony w nią jak szczeniaczek i czekający na słynne „good boy!”. Stąd niby pod kątem romansowym wszystko zostało odpowiednio dopracowane, tempo wiarygodne, a ich wzajemne interakcje uroczę, ale chyba wątek Azami uniemożliwił mi po prostu cieszenie się fluffem w 100%. (Poważnie, ktoś tam jej wyznał miłość i uznajemy, że lata traum nie są już tak istotne, bo „znalazła swojego księcia”? Panie i panowie, pamiętajcie, nie potrzebujecie czasu na przepracowanie problemów – to, co was uleczy, to wpakowanie się w przypadkowy związek z osobą, o której wiecie tylko tyle, że lubi koty i stalkowała was ukrytą kamerką!). Naprawdę, ta opowieść podobałaby mi się bardziej, jakby wyciąć całą tę mroczność i np. przenieść ją w realia romansu szkolnego.
Na dodatek wkurzało mnie, że zawsze jak trzeba było podjąć poważną, krytyczną decyzję, albo przejąć dowodzenie, to na pierwszy plan wysuwał się Goemon. Jasne, stary, rozumiem, że jesteś głównym love interest tej gry, a Kiku to twój fan, ale poczekaj grzecznie na swoją ścieżkę, koleś! No i po co było to całe budowanie więzi, które miało sprawić, że Kikunosuke odblokuje 100% swojego potencjału? Nigdy tak naprawdę nie doszło w tej ścieżce do poważnej walki, bo wilczek nie chciał podnieść ręki na siostrę (duh!), a innych przeciwników nie mieli. Jasne, Asaemon poturbował go w prologu, ale nie doszło potem przecież do rewanżu. (Ten zaszczyt przypadnie innemu love interest). W zasadzie to Kikunosuke większość czasu bazował na swoich zmysłach (czułym węchu i słuchu – dlatego nosił słuchawki), które i bez pomocy MC były na odpowiednio wysokim poziomie.
Heh… To by było na tyle, jeśli chodzi o moje marudzenie. Kikunosuke był naprawdę słodkim bohaterem, ale trafiła mu się jedna z gorszych opowieści. Tymczasem jako postać drugiego planu czy po prostu w scenkach, gdzie okazywał uczucia Rin, aż trudno było się nie uśmiechać, ilekroć pojawiał się na ekranie. Lubię czasami takich dorky bohaterów. Idealnych hasubendo mamy aż nadto. Dlatego nawet jeśli jego design nie wpisywał się w kanon piękna typowego, japońskiego hasubendo, to i tak będę go ciepło wspominać.