Już wcześniej moja sympatia do Rin lawirowała na wyjątkowo niskim poziomie, ale w tej ścieżce twórcy postanowili najwidoczniej zadać mi kolejne ciosy, bo to była chyba najgorsza wersja MC z dotychczasowych. Miała być piękną, potężną i skupioną na misji Księżniczką Piekieł. Dostałam nastolatkę, która ślepo zauroczyła się celebrytą… i to za jedną filiżankę herbaty.
No dobra, w pewnym sensie, to ten romans zaczyna się jeszcze w common route. Pewnego dnia, przy studni, która stanowiła przejście do piekła, Rin natknęła się na zamaskowanego faceta usiłującego – w jej mniemaniu – popełnić samobójstwo. Udało się jej wówczas go powstrzymać, bo odebranie sobie życia – według przedstawionego w grze systemu wierzeń – jest straszliwym grzechem. Ale to nie tak, że ocalony odczuwał wówczas wobec niej jakąś szczególną wdzięczność. W każdym razie z czasem bohaterowie odkryli, że tak naprawdę pomogli swojemu wrogowi. Uratowanym mężczyzną okazał się JacK, celebryta z kanału JxSignal, który współpracował z kultem Shinobikuni i zachęcał niewinnych ludzi do zainstalowania aplikacji √Jodo. Czyli tego dziwnego softu, który rzekomo pomagał wymazywać swoje grzechy. Co postawiło JacKa w oczywistej opozycji do MC i reszty love interest, bo ci z rozkazu Króla Enmy, mieli nie tylko sprowadzić zbiegów do piekła, ale też naprawić wyczyniane przez nich szkody w Krainie Ludzi.
Tym sposobem paczka decyduje się śledzić Shinobikuni i jej sojuszników, a Rin – niczym wiedziona przez los – ponownie spotyka JacKa przy studni. I tak zasadniczo zaczyna się ich dziwna gra. Oboje udają, że są kimś innym, niż w istocie. To znaczy, JacK wie już, że został rozpoznany jako celebryta, ale zgrywa niewiniątko, które zauroczyło się MC od pierwszego wejrzenia, a dziewczyna ukrywa swoje powiązania z piekłem i przedstawia się po prostu jako fanka okultyzmu. Wiedziona potrzebą zdobycia jak największej ilości informacji na temat planów wrogów, pozwala sobie nawet przyjąć zaproszenie JacKa i udać do jego apartamentu, aby wypić tam wspólnie herbatę. Okazuje się wówczas, że facet ma specjalnie wydzieloną część pokoju na podwyższenie z tatami do ceremonii i ogólnie zna się idealnie na zaparzaniu matchy. Jest więc to nieoczekiwanie miłe doświadczenie, nawet jeśli intencje żadnej ze stron nie były czyste.
Jakiś czas później parka kontynuuje swoje małe randki, a ich więź się zacieśnia. Co prowadzi do irytujących, ale też zabawnych motywów. Po pierwsze, w fabule pojawia się znowu Tatsumi Ichise, którego Shinobikuni wyleczyła rzekomo z raz oraz niesprawności i umożliwiła mu zostanie prawdziwym bohaterem, o czym zawsze marzył. W czym facet był naprawdę wkurzający, bo bełkotał coś o sprawiedliwości i ciągle namawiał Rin, aby przeszła na ich stronę. Głównie dlatego, że wiedział, iż gdyby Shinobikuni coś by się stało, to mógłby utracić moce, jakie o niej otrzymał i powrócić do swojego wcześniejszego, niezbyt dobrego stanu. Z drugiej strony, chłopaki z piekielnej paczki dawali w tej ścieżce czadu, bo ich małe intrygi, zazdrość o Rin i ciągle próby zaatakowania czy obrażenia JacKa były naprawdę komiczne. Niby rozumieli, że kontynuowanie romansu to dobra droga, aby wyciągać od wrogów informacje na temat ich planów, ale kompletnie nie podobało im się to, że MC musi spotykać się z celebrytą… i że dziewczyna dobrze się przy tym bawi. Zwłaszcza Goemon uznał, że to musi być jakaś dodatkowa kara za jego grzechy. (Btw. Nigdy nie zostało to potwierdzone wprost, ale z ostatniej ścieżki wychodzi na to, że Rin i JacK znali się w poprzednim życiu i byli nawet mocno ze sobą związani, bo twórcy pozostawili na ten temat sporo wskazówek).
Początkowo nic zatem nie wskazuje, że JacK mógłby im jakoś zaszkodzić, bo był przecież tylko nieco ekscentrycznym człowiekiem. Artystą bardziej skupionym na swoich piosenkach i fallowersach niż wrogiem pokroju Asaemona czy Sansaburo, którzy stanowili fizyczne zagrożenie. Mimo to zarówno Król Enma, jak i Takamura-sensei przestrzegali MC, by pamiętała, po co została wysłana do Krainy Ludzi i bynajmniej nie chodziło o to, aby bawiła się w romansowanie. Chodzenie na randki do parku w stroju uczennicy, picie fancy naparów czy uganianie się za jakąś sławą nie należało do części jej piekielnych obowiązków. Choć trzeba przyznać, że Rin miała całkiem dobry argument, aby jakoś tam motywować swoje rosnące zauroczenie. Przede wszystkim twierdziła, że robi to dla przyjaciółki – Oshichi, bo JacK zobowiązał się pomóc odnaleźć Shonosuke przy pomocy swoich social mediów.
Z czasem jednak ta dobrotliwa maska opada. A dokładniej to, gdy JacK dostaje od Rin wszystko, czego potrzebował. Okazuje się bowiem, że facet był pod wpływem klątwy, przez którą nie mógł umrzeć. Od wieków (a pochodził z tego samego okresu co Goemon), tego samego dnia, umierał w jakiś tragiczny sposób, np. miał wypadek drogowy, a potem odżywał i tak w kółko. Identyczny efekt spotykał go, gdy samodzielnie targał się na własne życie, w nadziei na przerwanie cyklu. A czemu tak się stało? Bo gdy w wieku 26 lat JacK (a właściwie to Imai Tetsunojo) trafił do piekła, to zamiast oddać się grzecznie osądowi, zaatakował mieczem strażnika, który po niego przyszedł, i próbował uciec. Pech chciał, że tą osobą okazał się Takamura-sensei, czyli ktoś wyjątkowo pamiętliwy i okrutny. A skoro JacK tak bardzo nie chciał skonać, to w ramach klątwy otrzymał życie wieczne. Co więcej, póki mężczyzna nie odpłaciłby swoich win (cokolwiek by to nie było), to nie mógł nawet spotkać się z Takamurą, bo ten pozostawał dla niego niewidzialny. Było to dla mistrza dodatkowym zabezpieczaniem, aby JacK nie zawracał mu tyłka bez powodu. W końcu nasz zapracowany korpo niewolnik nie miał czasu na słuchanie błagań i narzekań. 😉
A jaka w tym wszystkim była rola MC? Ano taka, że JacK liczył przy jej pomocy na odnalezienie Takamury, zdobycie informacji o klątwie, a może i inne benefity. Kiedy jednak okazało się, że jest w jego misji bezużyteczna, to dosłownie nazwał ją łatwą i głupią. Wystarczyło parę słodkich słówek, aby jadła (piła matchę) mu z ręki. Teraz jednak miała nie pokazywać mu się więcej na oczy, bo następnym razem ją zabije. I sądząc po morderczej aurze, jaka od niego biła, to wcale nie żartował. Tyle że nasza bohaterka, jak się już trochę nad sobą pożaliła, bo tak kochała JacKa za tą cudowną herbatę, już następnego dnia napisała do niego, że chciałaby się spotkać. Po co? Bo obiecała – Oshichi autograf… No ja pierdziele! Cud, że chłopaki nie stracili do niej cierpliwości i ciągle ją w tych wybrykach wspierali…
Tak czy inaczej stara zasada pisania scenariuszy mówi, że nic tak nie ułatwia budowania relacji, jak wspólny wróg. Stąd do fabuły znowu powraca Ichise. Okazuje się, że tak naprawdę był on jakoś sterowany przez Shinobikuni, bo wypił jej krew. Miał też niezłe problemy z utrzymaniem poczytalności, bo denerwował się, że przez Rin może stracić wszystko. Dlatego postanowił ją zaatakować, a JacK przy tym był… więc Izumo no Okuni, która też się tam kręciła, wkurzyła się na celebrytę, bo ten naraził MC, nie miał kręgosłupa i nie ochronił swojej kobiety. Ej, ej, ej! Hold on! Co tu się właśnie stało?! Dlaczego Okuni w ogóle obchodzi, że Ichise miał wąty to Rin? Przecież to był jej sojusznik! I dlaczego obwiniała za wszystko JacKa?! Ja rozumiem, że to mógł być efekt klątwy Takamury, bo nadeszła chwila, w której JacK i tak miał umrzeć, ale ta przyczynowo-skutkowość nie trzymała się kupy za cholerę… Poważnie, czy ktoś, drodzy czytelnicy i czytelniczki, może mi wyjaśnić, jak krowie na granicy w prostych słowach, o co chodziło tej babie i skąd ta nagła zmiana serca? Czy ja przespałam jakiś rozdział?
Ale, póki co, jedźmy z tym dalej. JacK „umiera”, ale tak naprawdę, to tylko znika z życia publicznego, bo fizycznie nic mu nie jest. Zamieszkuje też z Goemonem & Co., bo nie ma gdzie się podziać. Wcześniej niby działał przeciwko nim i dlatego wspierał swoją propagandą Shinobikuni, bo nienawidził piekieł za to, jak go skrzywdzono. Odkąd jednak poznał Rin i zobaczył, jakie chłopaki są fajne, to mu już wkurzenie minęło. Na dodatek Goemon kupił mu kubeczek o designie, który pasował do naczyń reszty domowników. Wszyscy też byli dla niego mili, wyrozumiali i współczuli mu klątwy, bo wiedzieli, że z Takamurą nie ma żartów. W czym Rin to w ogóle dostała jakiegoś porażenia, bo zapomniała kompletnie o tym, jak mężczyzna ją potraktował i wpatrywała się w niego z uwielbieniem…
My z kolei odblokowaliśmy na pocieszenie kolejny kawałek backstory. Imai Tetsunojo był synem bogatego kupca, który trenował się w sztuce władania mieczem, ale postanowił z tym zerwać, bo przestał wierzyć w to, że może kogoś ochronić. Gdy w mieście coraz częściej plotkowano o tym, że bogacze padają ofiarami tajemniczego, szlachetnego złodzieja, to Tetsunojo postanowił czmychnąć w obawie o swoje bezpieczeństwo i poszukać protekcji u Murakami, ale wówczas napadli go i zamordowali piraci. A resztę historii oraz efekt konfrontacji z Takamurą już znamy.
W czym ten ostatni postanowił być wyjątkowo uprzejmy i oznajmił, że jeśli JacK rozwiąże problem z Ichise, to daruje mu już tę klątwę. Nie wolno się im bowiem było w ten konflikt osobiście zaangażować, gdyż mieszkańcom piekieł zabraniało się krzywdzić żyjących, ale JacKa podobne ograniczenia nie obowiązywały. Dlatego się z miejsca zgodził, a MC postanowiła, że skoro ich drogi wkrótce się rozejdą, to warto spędzić razem noc, by zdobyć jeszcze jedno, cenne wspomnienie. Tyle że JacK znowu okazał się straszliwym burakiem, pchnął ją na łóżko i powiedział, że „spoko, mogę cię bzyknąć, jak bardzo tego chcesz”. Co – nie uwierzycie – ale jakoś zepsuło atmosferę i sprawiło, że do niczego nie doszło. Mimo iż Rin była dość zdesperowana, bo JacK planował w niedalekiej przyszłości zniknąć i zaszyć się gdzieś za granicą.
W szczęśliwym zakończeniu faktycznie dochodzi do tej durnowatej konfrontacji z szalonym Ichise i panowie mają razem walczyć w parku, kiedy reszta robi za widownie. JacK wszystkimi siłami próbuje przemówić kolesiowi do rozsądku, że Shinobikuni nie ma racji, że tylko nim manipuluje, że to nie jest prawdziwa sprawiedliwość… i bla, bla. Ichise, oczywiście, nie słucha i chce się nawalać, ale z łatwością zostaje pokonany, bo nieoczekiwanie wychodzi na jaw, że JacK też ma Pragnienie (= czyli specjalną moc). Może zmieniać jedną rzecz w drugą i przyzywa sobie super miecz. O ile więc wydawałoby się, że na tym pojedynek się skończy, to nagle na scenę wchodzi jeszcze Takamura i postanawia skopać JacKa wszystkimi dostępnymi sobie środkami. Dosłownie zsyła na niego grad ciosów i ignoruje błagania Rin, aby zostawić jej kochasia. W końcu chodziło o to, by dać JacKowi nauczkę i wycisnąć z niego duszę. Już tak raz na zawsze.
JacK ląduje na sądzie u Enmy i dostaje wybór. Może albo wrócić do bycia śmiertelnikiem i w sumie jakby dostać od losu kolejną szansę, albo trafić do najgorszego z piekieł, odrobić swoją winę, wieść egzystencje u boku Rin, a także służyć pod Takamurą. No i nasz JacKuś, zupełnie nie robiąc sobie nic z tego, że niby jego opowieść była o tym, jak bardzo chciał z sobą skończyć, decyduje się na nieżycie wieczne, bo przecież nie chciał rozstawać się ze swoją ukochaną. A tak, w spokoju, jedynie z piękną bransoletką więźnia, zamieszkuje znowu z chłopakami pod jednym dachem. Niby wszyscy bohaterowie są tylko umarlakami, którzy wykonują polecenia demonicznego Takamury, ale tak naprawdę to wygląda to trochę, jakby młodzi wyjechali na niekończące się wczasy. Co zaś się tyczy Ichise, to zrozumiał on swoje błędy, wróciły jego blizny, bo nie miał już w sobie krwi Shinobikuni, ale chciał odtąd pracować uczciwie i wrócić do aktorstwa na własnych warunkach. Tak, aby nie budować swojego poczucia sprawiedliwości na krzywdzie innych. Przyszedł więc nawet przeprosić Rin, a potem, jeśli dobrze zrozumiałam, wyjechał.
Co zaś się tyczy naszej głównej parki, to wrócili też do przerwanej zabawy w sypialni, ale tym razem z intencją, że jednak skonsumują związek. JacK wreszcie wyznał Rin, że ją kochał, ale odsuwał ją od siebie… chyba z lęku o to, że dziewczyna albo on sam znikną i potem będą cierpieli. Nie jestem pewna, bo ta jego argumentacja była cholernie pokrętna. Teraz jednak wierzył, że są sobie przeznaczeni i to wszystko, co go spotkało, miało właśnie doprowadzić do spotkania z MC. Ah, i przy okazji, pod prysznicem, wychodzi na to, że te piękne, fiołkowe oczy, które tak podobały się naszej protagonistce, to były tylko szkła kontaktowe.
W smutnym zakończeniu absurd pogania absurd. Jeszcze przed finałową walką do MC przychodzi Ichise i mówi, że ma super pomysł. Powinni się zaręczyć, bo jak największy Super Bohater Ziemi i Księżniczka Piekieł zostaną parą, to ludzie popadną w euforię, zapanuje wieczny pokój i wszędzie pojawią się tęczę oraz jednorożce. Na co MC, zamiast kazać mu się walnąć w czoło, mówi, że to faktycznie świetny plan i wcielają go w życie. W efekcie wszystkie media trąbią o tym cudownym sojuszu, Ichise i Rin całują się przed kamerami, a JacK to ogląda i rozpacza, bo żałuje, że jednak nie zgarnął dziewczyny dla siebie. Z czasem jednak dusza MC nie wytrzymuje tego stresu, więc po prostu znika, a zatroskany tatusiek Enma bierze Ichise na pogaduszki. Wytyka typowi, że to w sumie jego wina. Ma więc nadzieję, że wyciągnie z tego jakieś wnioski. Well… Nie zastanawiajmy się nad tym, proszę. W każdym razie 20 lat później, przy tej samej fontannie, reinkarnacja Rin i wciąż żyjący dzięki klątwie JacK spotykają się ponownie. W czym gostek nie traci już teraz ani chwili, wyznaje dziewczynie miłość i pośpiesznie tłumaczy, że może brzmi to, jak szaleństwo, ale czekał na nią od wielu, wielu lat. Ta zaś, chociaż niepewnie, odwzajemnia jego pocałunki, bo ma wrażenie, że jego obłąkańcza gadka zawiera w sobie jakieś ziarnka prawdy.
Eeeehhh… No powiem Wam, że strasznie zgrzytały mi zęby przy tej ścieżce, a czoło bolało od uderzania. Naprawdę było tu od cholery dziwnych momentów, chociaż zaczęło się nawet nieźle. W sensie, skoro reklamowano mi JacKa jako antagonistę i początkowo faktycznie manipulował MC, to wierzyłam, że stała za tym jakaś ciekawa intryga. Coś więcej niż tylko „Ej, Rin, a znasz typa o imieniu Takamura? Tak/Nie? Okej, to spadaj”. Nie bardzo też rozumiałam, po jaką cholerę w ogóle wpleciono wątek szukania Shonosuke, skoro absolutnie nic z tego nie wyniknęło. Ba! Cała sprawa skonała śmiercią naturalną. Czyli niby czymś, o czym JacK marzył, ale jak tylko Enma mu powiedział, że może być nieśmiertelnym, tylko na innych warunkach – jako więzień, to facet od razu się na to zapisał… I gdzie w tym sęk, ja się pytam?
Chyba największym światełkiem w tunelu faktycznie byli dla mnie pozostali panowie. Ich zazdrość, niekiedy zaborczość i chęć chronienia MC była czymś odświeżającym, zwłaszcza gdy porówna się to z tym, jak podle traktowali ją w common route. Mam też słabość do mistrza Takamury, więc jego bojowe wydanie sprawiło, że zapragnęłam, aby dostał własną ścieżkę. Przecież ten facet to chodzący full pakiet! Charyzmatyczny, zabawny, potężny, przebiegły… No ale póki nie pojawi się jakiś fandisk, to mogę sobie tylko pomarzyć.
Chociaż myślę sobie, że moje rozgoryczenie podsyca fakt, że JacK nie był wcale źle napisaną postacią. A przynajmniej w założeniach. To realizacja się posypała. Scenka, w której uratował MC przed upadkiem, a potem ich wspólne zdjęcie wylądowało w mediach, była nawet urocza. Fajnie, że wziął na siebie ciężar uporania się z wywiadami i wytłumaczenia, że nie są z Rin żadną parą, bo chciał ją poniekąd ochronić przed niezdrową uwagą. Potrafił więc, gdy chciał, być opiekuńczy i szlachetny.
Rozbawił mnie też moment, gdy zobaczyliśmy jego znamię. JacK, tak jak każdy z panów, miał bowiem rozdział, w którym to cierpiał katusze i nasza MC mogła przejąć jego ból pocałunkiem. (Chociaż nie do końca rozumiałam dlaczego – przecież żył, więc dlaczego dręczyły go więzi agonii, tak samo jak umarlaków?). W każdym razie jego piętno znajdowało się na nadgarstku i miało formę napisu „baka”. XD Kolejne brawa dla Takamury za zrobienie sobie jaj z tego nadętego, nieco zapatrzonego w siebie i mającego tendencje do dramatyzmu arystokraty.
Kompletnie jednak nie kupowałam tego romansu, a czas antenowy, jaki zagarnął dla siebie Ichise, był grubą przesadą. Ba! Załapał się nawet na CG z pocałunkiem w bad endingu, jakby kogoś faktycznie obchodził ten random. Dlatego za dużo było tu takich przypadkowych postaci z drugiego, trzeciego, szesnastego planu. Za mało konkretów. Sensownej motywacji. Zupełnie jakby w ostatnim momencie ktoś sobie przypomniał, że ta gra miała mieć pięciu love interest i skończyły się wszystkie fajne pomysły. Nie pomogło też to, że jako wróg, przez znaczną część fabuły JacK nie wpisywał się w przyjacielską dynamikę głównej paczki, więc nie mogliśmy go ani lepiej poznać w cudzych wątkach, ani mieć dość czasu, aby zapałać do niego faktyczną sympatią. A już dlaczego odgrażał się i tak źle traktował Rin, gdy ta mu już otwarcie pomagała, pozostaje dla mnie zupełną zagadką…