Kazama Chikage od zawsze należał do jednych z moich ulubionych postaci. Już od podstawowej, nierozszerzonej wersji gry. Miał kapitalnego seiyuu, fajny design, no i chyba nikt – uwaga spoiler – nie pasował do Chizuru tak bardzo ze względu na pochodzenie. Stąd nieswatanie ich razem wydawało mi się dużym marnotrawstwem – pomimo całej mojej sympatii do naszych kochanych samurajów. Jasne, w większości ścieżek przypadła mu rola antagonisty. Jest to chyba zarazem jedna z najbardziej niekonsekwentnie ukazanych postacie w całej grze, bo czasami zachowuje się jak psychopatyczny morderca, a to znowu zaskakuje racjonalnością, okrucieństwem, honorowością, refleksyjnością… lub czymkolwiek, co jest potrzebne w danej ścieżce. Dlatego cieszyłam się, że wreszcie dostał więcej contentu, bo to, co otrzymaliśmy poprzednio było dość krótkie i ubogie.
A powiedźmy sobie szczerze, tylko u boku Kazamy Chizuru zajmuje wreszcie należne jej miejsce jako spadkobierczyni pamięci klanu Yukimura i kobieta oni. Wszędzie indziej albo robiła za chodzący bukłak krwi – gdy opętani przez żądze panowie, po tym, jak zamienili się już w rasetsu, potrzebowali zaspokoić wampirzy głód albo cheerleaderkę – gdy kibicowała sprawie Shinsengumi, ale jednocześnie, jako słaba niewiasta, niewiele mogła dać od siebie. Tutaj ten problem zostaje zasadniczo rozwiązany. Kazama nie zmieni się w rasetsu, bo byłoby to poniżej jego godności jako głowy klanu oni, a na dodatek żywi do „podróbek” szczerą pogardę. Zasadniczo stara się również nie uszkodzić Chizuru, bo zamierza ją pojąć za żonę. (Kobiety oni są bardzo rzadkie, a przez to niezwykle cenne). I o ile w swoim antagonistycznym wydaniu gościowi było wszystko jedno, w jakim stanie MC będzie się znajdować, tak długo, jak będzie mu posłusznie rodzić potomków, tak jako LI okazuje się niebywale troskliwy i otwarty na jej potrzeby.
Zachowanie Kazamy przypomina przez to bardziej portrety oni, jakie pokazano nam w „Demon’s Bond”. Twórcom udało się więc przy okazji nieco posprzątać i uspójnić kreacje swojego growego uniwersum. A skoro już o tym mowa warto sprostować jeszcze jedną rzecz. Ci z Was, którzy grali w prequel z czasów Sengoku Jidai zapewne tak samo jak ja zastanawiali się, czy Kazama Chitose może być papciem naszego blondwłosego aroganta? Cóż, nie. Jak się bowiem dowiedzieliśmy nawet oni nie żyją na tyle długo, co nie znaczy, że nie mogą być spokrewnieni skoro mają ten sam klan i dzierżą rodową broń. A ze swojej strony chce jeszcze polecić ukończenie prequelu, nawet przed „Hakuoki”, jeśli macie taką możliwość, aby lepiej zrozumieć motywację Chikage i to, co on właściwie robił na wojnie rozpętanej przez znienawidzonych ludzi.
Ale to tyle w ramach bardzo przydługiego wstępu. Czas wreszcie skupić się na tym, co oferuje nam sama fabuła gry. Chizuru (= nasza domyślna MC) poznaje Kazama Chikage po raz pierwszy, gdy wraz z Shinsengumi udaje się do słynnej gospody ikedaya. Przypomnijmy, że dziewczyna wyruszyła z Edo do Kyoto w poszukiwaniu swojego zaginionego ojca, lekarza. Niestety, wędrując nocą po ulicach, była świadkiem czegoś, czego nie powinna i tak znalazła się pod przymusową „opieką” ze strony Shinsengumi. A w zasadzie to w czymś w rodzaju aresztu domowego. Chłopaki nie chcieli jej puścić wolno, bo widziała, jak ich rekruci zamieniają się w potwory – rasetsu, a na dodatek w te wszystkie eksperymenty na ludziach był jakoś zamieszany jej ojciec, który przepadł jak kamień w wodę. Liczyli więc, że może również wpadną na jego trop przy pomocy córki.
Chizuru od razu orientuje się, że dziwny mężczyzna, który wydaje się nieprzejęty chaosem panującym w obleganej gospodzie, musi być silnym wojownikiem. Nie wie jednak wtedy jeszcze, że ma do czynienia z demonem. Na dodatek Kazama przypadkowo ratuje ją przed atakiem, bo zainteresowało go ostrze dziewczyny. Krótki miecz u boku kobiety był częścią kompletu daishou, który należał do Yukimury Kazuyi, a potem pewnie do jego potomków, czyli lidera klanu oni ze Wschodu. Tym bardziej dziwi go, jak taki przedmiot trafił do rąk przypadkowej dziewczyny, na dodatek będącej pod opieką jego wrogów. Kazama spłaca już bowiem wtedy jakiś dług wobec Satsumy i wspiera ludzi w ich działaniach wojennych, chociaż widać wyraźnie, że nie popiera żadnej ze stron i najchętniej odciąłby się od tego wszystkiego.
Później bohaterowie spotykają się ponownie, gdy Kazama poznaje Hijikatę i po raz pierwszy krzyżuje z nim ostrza. Jak przystało na prawdziwego wojownika, oni podziwia niezłomność oraz umiejętności vice dowódcy Shinsengumi, ale daleko mu do podzielania jego sprawy. Dla lidera klanu oni wszyscy ludzie to tylko psy, które szczekają najgłośniej, gdy domagają się zaszczytów, zawsze są skorzy do zdrady i bezsensownych konfliktów. Przypadkowe starcie sprawia jednak, że Chizuru zostaje zraniona, a Kazama potwierdza wtedy swoje przypuszczenia. Dziewczyna, którą spotkał w gospodzie, ma krew oni. Inaczej nie zregenerowałaby obrażeń tak szybko. Jest więc potomkiem klanu Yukimura, bezcennym, żeńskim, pełnokrwistym demonem, którego postanawia zdobyć dla siebie, aby urodziła mu następców.
Nic zatem dziwnego, że przynajmniej początkowo, MC jest nim kompletnie przerażona i boi się uprowadzenia oraz losu, jaki mógłby ją potem czekać. Zwłaszcza że dla Kazamy pokonanie kilku ludzi to żaden problem. Najlepszego szermierza Shinsengumi – Okitę Soujiego – posłał na długie miesiące na rekonwalescencje. Jako lider potężnego klanu w zasadzie nie musiał liczyć się z nikim i niczym (jedynie księżniczka Sen miała nad nim jako taką kontrolę, ale i to do pewnego stopnia). Na tym etapie fabuły jest również bardzo brutalny, okrutny i szyderczy. Absolutny terror Chizuru go bawi. Nie ma też oporów, aby w razie czego zaszlachtować na oczach MC jej dotychczasowych opiekunów i ludzkich przyjaciół. Zupełnie jakby chciał jej dać tym samym nauczkę za to, że w ogóle bratała się z ich rasą.
Stąd – gdy spotykamy go w fabule po raz trzeci – tym razem pojawia się wprost w siedzibie Shinsengumi i podejmuje pierwszą próbę porwania swojej przyszłej żony (w asyście dwóch innych oni Shiranuiego i Amagiriego). I stety bądź niestety ponownie na drodze do realizacji planu stoi mu nie kto inny jak Hijikata – ku ogromnej radości Chizuru. Od tego momentu, w większości ścieżek Kazama staje się zaciekłym wrogiem samurajów w błękitnych haori. Zdradza im również, że MC ukrywała przed nimi swoje pochodzenie i należy do rasy oni. Stąd najrozsądniejszym rozwiązaniem, dla ich bezpieczeństwa, wydaje się po prostu oddanie kobiety. Ale skoro już raz przysięgli kogoś chronić, to panowie z Shinsengumi nie poddają się tak łatwo, chociaż problemy Chizuru w pogrążonej w wojnie Japonii to ostatnie co powinno im w zasadzie zaprzątać głowy.
Niemniej w swojej własnej ścieżce Kazama nie robi już za fabularnego straszaka, dlatego jego późniejsze interakcje z dziewczyną są już… hmm… bardziej pokojowe? Dalej nie porzucił on swojego zamiaru, ale to też nie tak, że próbuje ją porwać przy każdej nadarzającej się okazji, stąd MC ma szansę zobaczyć go w bardziej „cywilnym” wydaniu np. gdy idzie sobie po prostu wypić sake do miasta albo gdy podziwia architekturę – zwłaszcza świątynie, bo to jego zdaniem jedyne piękno, jakie ludzie po sobie zostawili. Po raz pierwszy Chizuru musi wtedy się z nim nawet zgodzić, że to bardzo przykre, ile rzeczy popada w ruinę przez bezsensowne konflikty. Chociaż nazywanie oni pacyfistami byłoby sporą przesadą. Szczególnie jeśli poznamy śmietankę towarzyską z „Demon’s Bond”.
Tak czy inaczej, dalsza historia gry przebiega sobie w ramach common route bez większych zmian aż do momentu, w którym Chizuru gubi swoich towarzyszy po oblężeniu w Kyoto. Samurajowie udają się wtedy do Edo, w związku z rozkazem, że ich siły mają się przegrupować i wycofać, a zagubiona w chaosie wojennym dziewczyna o mało nie umiera z rąk przypadkowych wojowników… gdyby nie Kazama. Facet po raz kolejny ratuje jej życie, mocno obrzydzony faktem, że cenna kobieta oni mogła zostać „zmarnowana” w ten sposób. Szybko jednak sytuacja zmienia się w dość zaskakująco, a mianowicie Chizuru wymusza na swoim niedawnym wrogu (przy pomocy księżniczki Sen, która również się na nich napatoczyła), aby ten odeskortował ją z powrotem do Shinsengumi. A Kazama, o dziwo, zgadza się na wspólną podróż, choć nie z przesadnym entuzjazmem.
Tak zaczyna się ich miłosna historia, która trwała wiele miesięcy i która pozwoliła im wreszcie zapałać do siebie czymś więcej niż nienawiścią. Chociaż Kazama dalej nie lubi ludzi, to za sprawą Chizuru trochę „mięknie” i daje się przekonać, że warto poznać zakończenie ich kampanii. Chociażby dlatego, by oddać im szacunek jako wrogom i prawdziwym samurajom. Nie będę jednak rozpisywać się na temat poszczególnych etapów pościgu, bo zasadniczo każda scena wygląda bardzo podobnie. Chizuru już ma spotkać swoich przyjaciół, ale los rzuca jej kłody pod nogi i okazuje się, że ponownie się spóźniła, a front wojenny przeniósł się gdzieś indziej. W efekcie, w większości zakulisowo, dowiadujemy się o smutnym końcu każdego z samurajów z opowieści napotykanych postaci i plotek. Egzekucja Kondou, choroba Soujiego, śmierć Harady… Dziewczyna żegna więc po sobie wszystkich towarzyszy, a kolejne smutki czynią ją tylko dojrzalszą, silniejszą (i wyraźnie piękniejszą w oczach podróżującego z nią demona). Kazama pociesza ją w większości wypadków bez słów i wiernie pozostaje u jej boku, robiąc za ochroniarza i wsparcie. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że gdyby nie jego obecność czy ciągła protekcja, to Chizuru umarłaby po drodze pewnie z milion razy (a to spadając z klifu, a to wchodząc prosto w pułapkę wrogów, a to z najzwyczajniejszego wysiłku, bo kobiety oni nie mają staminy swoich męskich odpowiedników).
Drugim, jakby blokiem tematycznym, ich wspólnej wyprawy jest skomplikowany świat oni oraz ich tradycje. Kazama od początku chciał porwać Chizuru, aby urodziła mu potomków, ale spokojnie zaznacza, że nic jej z jego strony nie grozi… a przynajmniej póki nie zostanie jego żoną, bo to niezgodne z tradycją. XD Dowiadujemy się również, że demony zawsze dotrzymują złożonych przysięg, stąd jeśli jej obiecał, że dotrą do Shinsengumi, to zrobi wszystko, co w jego mocy, aby tak się stało. W końcu też możemy poznać Chikage z bardziej prywatnej strony. Jest już bardzo zmęczony tym konfliktem, głupią wojną, służeniem ludziom i tym, że od dawna nie widział swojego klanu… W przyszłości planuje zabrać swoich bliskich i ukryć ich gdzieś daleko poza wzrokiem ludzi, aby już nigdy nie musieli wypełniać niczyich rozkazów wbrew swojej woli. Opowiada również dziewczynie nieco więcej o losie klanu Yukimura (a nawet później oddają zmarłym cześć w zniszczonej wiosce), którego członkowie skonali z rąk znacznie słabszych ludzi, bo odmówili wyrzeczenia się swoich pacyfistycznych poglądów.
Wreszcie Chizuru ma także okazje spotkać w tej ścieżce swojego zagubionego, przyrodniego ojca i bliźniaczego brata. Niestety, nie jest to miłe reunion. Zarówno Kodo, jak i Kaoru pozwolili, by opętała ich nienawiść. Mają pretensje do innych demonów, że nie pomogli klanowi Yukimura w potrzebie oraz do ludzi, że są bezpośrednimi sprawcami rzezi, jaka ich spotkała. To dlatego zaczęli tworzyć armię rasetsu, z krwi demonów pochodzących spoza Japonii, aby odbudować klan a w przyszłości podbić cały kraj. Z Chizuru – jako cennej kobiety oni – chcieli zrobić materiał do rozrodu. Innymi słowy, marzyło im się, by urodziła dzieci jakimś rasetsu, dzięki czemu geny demonów ze Wschodu i Zachodu zostałyby połączone i powołały do istnienia jeszcze potężniejszą istotę. A chociaż dziewczyna próbuje im potem kilkakrotnie przemówić do rozsądku, to jest w swoich staraniach bezskuteczna. Ostatecznie więc przystaje na plan Kazamy, który jako głowa klanu oni uważa za swój obowiązek zniszczenie wszystkich „podróbek” i ukaranie Kodo za jego eksperymenty.
Zwariowanemu tatuśkowi udaje się uciec za pierwszym i drugim razem, bo używa Chizuru jako żywej tarczy i Kazama jest bardziej zatroskany o jej zdrowie, niż zależy mu na wymierzeniu sprawiedliwości, ale za trzecim, przy pomocy Amagiriego i Shiranuiego niszczą wszystkie rasetsu, ranią śmiertelnie Kaoru i zabijają Kodo. A chociaż MC zalewa się łzami, wtulona w pocieszającego ją Kazamę, to doskonale wie, że dla jej bliskich nie było już ratunku i jest mu wdzięczna za zakończenie ich cierpienia (oraz wesołej działalności).
Przy okazji muszę więc zaznaczyć, że bardzo podobała mi się kreacja Chizuru w tej ścieżce. Jest znacznie bardziej niezależna i zadziorna niż w przypadku pozostałych Love Interest. Chociaż paradoksalnie Kazama powinien ją mocniej przerażać niż jakikolwiek samuraj. Tymczasem dziewczyna często mu się sprzeciwia albo wprost strofuje, ukazując bardziej tsundere oblicze np. gdy odmawia podania mu alkoholu, bo to niedobre dla jego zdrowia, a jako córka lekarza nie chce być odpowiedzialna za jego zły stan. Potrafi też racjonalnie oceniać sytuacje. Nie załamuje się po tym, jak utraciła bliskich, bo rozumie, że nie było dla nich ratunku i jako jedyna żyjąca spadkobierczyni klanu Yukimura uważa, że zobaczenie ich końca było jej obowiązkiem. Nie podziela również nienawiści do ludzi, nawet po tym, jak poznaje prawdę o swoich bliskich, ale nie jest już tak idealistyczna w swoich poglądach. Innymi słowy, Chizuru zmienia się nam tu w zaradną, odważną i silną kobietę… która właśnie dlatego zdobyła sobie serce Kazamy, bo mógł być bezpośrednio świadkiem jej przemiany z przerażonego dziewczęcia w kogoś, kto bez problemu mógł reprezentować również jego klan, jako żona przywódcy.
Myślę więc sobie, że ta ścieżka tylko zyskała na większej ilości ich wspólnych scen, bo przez to, te całe budowanie więzi stało się znacznie bardziej wiarygodne. A ja lubiłam słuchać zarówno ich kłótni, jak i tych bardziej refleksyjnych, smutnych rozmów, które dotyczyły np. przemijania czy pesymistycznej przyszłości oni. Parce przydało się również więcej romantycznego contentu, bo pierwotna wersja bardzo cierpiała z powodu braku cieplejszych momentów. Tutaj Kazama będzie całą noc czuwał nad ogniskiem, aby jego przyszła żoneczka przypadkiem nie zamarzła, próbował przebić się przez miasto pełne wrogich ludzi, by nie musiała nadkładać drogi i przypadkiem nie zmęczyła stópek, czy prowadził za rączkę po najbardziej stromych pagórkach, bo jak twierdzi obowiązkiem męskich oni (z racji tego, że są silniejsi) jest ciągle upewnianie się, czy ich kobiety są zdrowe i bezpieczne. Co też z wielkim zaangażowaniem czyni. (I nic dziwnego, że czuł się zazdrosny, skoro po tych wszystkich staraniach, Chizuru dalej była wpatrzona tylko w swoich ludzkich przyjaciół, którzy jego zdaniem nawet nie traktowali jej za dobrze. Z czym w niektórych przypadkach mogę się zgodzić – bo samurajom też zdarzało się być strasznymi bucami).
W końcu jednak parka dociera do ostatnich Shinsengumi, bo zgodnie ze złożoną obietnicą, Kazama zabiera Chizuru aż do Ezo. W przypływie wątpliwości obejmuje ją na plaży i prosi, by jednak z nim została i zmieniła zdanie, bo obawia się o jej dobro, ale dziewczyna odpowiada, by jej nie powstrzymywał, ale wspólnie zobaczyli zakończenie tej wojny.
W Bad Endingu Chizuru i Kazamie udaje się odnaleźć jeszcze Hijikatę, który prosi oni o finalny pojedynek. Jest to zarazem najgorsze, fabularne rozwiązanie dla MC, bo obaj panowie giną od zadanych sobie ran. Nie mogła też ich powstrzymać, bo wybrali wierność ścieżce wojownika. Stąd na koniec musi opłakać wszystkich – nie tylko poległych ludzi.
W Happy Endingu o losie Hijikaty oraz wyniku bitwy wokół Hakodate (ostatniego etapu wojny Boshin) dowiadujemy się z ust Sōmy Kazue, który został ostatnim dowódcą, tylko po to, by w imieniu poległych kamratów złożyć broń. Chizuru spóźniła się zatem, aby pożegnać najdroższych jej przyjaciół, ale przynajmniej poznała ich los. Po tym wszystkim jest jednak kompletnie zagubiona i nie wie, co powinna dalej uczynić. Kazama całuje więc ją nieoczekiwanie, na znak „że nie są już sobie obcymi” i prosi, by z nim odeszła, a jeśli nie, to da jej czas, nim znowu przyjdzie ją odebrać i wtedy już nie będzie miała wyjścia. Będzie musiała dołączyć do jego klanu.
Dziewczyna udaje się zatem do Edo, gdzie spędza w dawnym domu kolejne sześć miesięcy… pogrążona w tęsknocie. Uświadamia sobie, że brakuje jej towarzystwa tego aroganckiego, upartego i często okrutnego oni, który był jej najbliższą osobą przez cały czas wspólnej podróży. Zwłaszcza gdy sąsiadki zaczynają namawiać ją do małżeństwa, bo przecież młoda kobieta potrzebuje pomocy i sama sobie na dłuższą metę nie poradzi. Stąd pewnego dnia MC wydaje się, że ma jakieś halucynacje, gdy dostrzega Kazamę przed swoim domem. Nieco niezadowolonego, bo Chizuru szczypie go w policzek, aby potwierdzić, czy nie jest duchem. Na dodatek znowu musiał się na swoją ukochaną naczekać, bo – jak widać – potrzebowała kolejnego pół roku (nie licząc czasu spędzonego z Shinsengumi), aby podjąć decyzję, choć MC zarzuca mu wtedy, że przecież nie miała pojęcia jak się z nim skontaktować i nie zostawił jej żadnych wskazówek. Była więc prawie pewna, że o niej zapomniał. A skoro plan z przeprowadzeniem i ukryciem klanu Kazama został już zrealizowany, to mężczyzna ponawia swoją ofertę, bierze ukochaną w objęcia i już oficjalnie wymieniają pocałunki przed domem, jako para. (Nawet jeśli miałoby to zgorszyć obserwujących ich sąsiadów).
I co tu dużo opowiadać? Jestem od początku fanką Kazamy, więc dla mnie ich ścieżka mogłaby spokojnie być jeszcze dłuższa. Podoba mi się, że w zasadzie tylko tutaj, Chizuru powraca do swojej rasy i jest z tego powodu szczęśliwa. Dowiadujemy się też więcej na temat nadnaturalnego świata, który w innych wątkach jedynie przewijał się gdzieś na poboczu fabuły. Mamy również sensowny, racjonalny podgląd na cały ten głupi ludzki konflikt, który niby tam był o jakieś ideały, ale z perspektywy historycznej doskonale wiemy, że tak naprawdę oba stronnictwa walczyły tylko o swoje interesy i słuszność jednej wizji kraju nad drugą. Bez względu na koszt. Miło było więc chociaż na moment się od tego odciąć i stanąć z boku, by oddać pamięć ofiarom, a nie tylko zachwycać się nad wspaniałością poległych wojowników = absolutnie zmarnowanych żyć młodych, zdolnych ludzi. Wreszcie Chizuru i Kazama to tak urocza, doskonale uzupełniająca się i zrównoważona para, która dobrze na siebie wpływa, że inni love interest mają dużą trudność, by rzucić im wyzwanie.
Zdecydowanie polecam Wam tę ścieżkę, ale na koniec, gdy już poznacie losy wszystkich wojowników, właśnie dlatego, że tak dużo w niej zakulisowej śmierci. To również ładne pożegnanie z całą serią. Może potraciliśmy po drodze wszystkich przyjaciół (w zasadzie, takiego wyboru po prostu dokonali), ale Chizuru jest bezpieczna i czeka przed nią zupełnie nowa przyszłość. Jest więc w tym wszystkim, chociaż tyle optymistycznego akcentu.
Uwielbiam tego bohaterka: jego design, seiyuu, to jak przeraża jako antagonista i to jak genialnie kontrastują ze sobą z Chizuru, gdy zbliżają się do siebie. Klan Yukimura i Kazama musiały się wreszcie połączyć… Dla mnie ta ścieżka jest więc jak drugi kanon, po Hijikacie.
Ojejku, przygodę z hakuoki zaczęłam od hakuoki movie i tam w pierwszej części Kazama był takim dupkiem jak w ścieżce Hijikaty, a druga była bardziej bazowana na ścieżce Kazamy i nagle ze strasznego demona mordercy przemienił się w super oni XD Pamiętam, że od nienawidzenia go w pierwszej części przeszłam do shipowania go z Chizuru w drugiej, do tego stopnia, że kiedy okazało się że (spoiler) nie byli razem w filmie to się wkurzyłam i sięgnełam po gre specjalnie żeby zobaczyć więcej mojego shipu (ach, moja pierwsza gra otome *ociera wielką, samotną, kryształową łzę z prawego policzka*).
Ścieżka mi sie podobała, bo *surprise* kocham Kazame, ale uważam, że mogłaby być lepsza, wydawała mi się krótka w porównaniu z niektórymi innymi z tej gry, mogłaby być dłuższa (naprawdę, nie obraziłabym się :D).
Super recenzja, aż mam ochotę znowu sięgnąć po ścieżke Kazia 😀
Też miałam nadzieję na więcej, gdy usłyszałam, że będzie nowa edycja „Hakuoki”, ale nawet w tym okrojonym wydaniu jest dużo lepiej niż w wersji podstawowej. Jak dla mnie Kazama spokojnie mógłby mieć dla siebie całą grę. (≧◡≦) ♡