Nie jest żadną tajemnicą, że nie lubiłam Sasazuki w pierwszej części gry. Moim zdaniem przekraczał tę delikatną granicę, która sprawia, że archetyp tsundere pozostaje znośny, a nie zmienia się w agresywnego palanta. Po cichu liczyłam więc, że jak zobaczę jego spacyfikowaną wersję – czyli w stanie zakochania – to może wreszcie zmienię zdanie o całej postaci. Czy tak się stało? W pewnym sensie tak. Takeru i Ichika w fandiscu są wreszcie wobec siebie lovey-dovey i dzielą razem sporo uroczych scen… ale nie wpłynęło to jakoś drastycznie na moje podejście względem tego LI. Choć podejrzewam, że jego fani będą zadowoleni. Ich ulubieniec nie stracił ze swojej zadziorności, ale pokazał też delikatniejszą stronę.
Opowieść Sasazuki koncentruje się w 99% na wątkach obyczajowych. Niby w tle toczy się jakieś tam śledztwo – ponownie powiązane z handlem bronią i strzelaninami – ale to tylko taki dodatek. Od samego początku jesteśmy świadkami, jak nasza parka bardzo jest zapracowana i jak w sumie ma przez to dla siebie niewiele czasu. Jako policjanci pracują w innych godzinach, Takeru przeniósł się do innego budynku, a jeszcze ciągle muszą harować za dwóch, bo nawet jeśli kryzys z Adonisem został zakończony, to nie oznacza automatycznie, że w Japonii zapanował wreszcie spokój.
Sasazukę dręczy więc samotność i to nie bardziej niż Ichikę. Zwłaszcza gdy Okazaki uprzejmie informuje go, podczas wspólnego, wymuszonego lunchu, że Kazuki żalił się telefonicznie, iż jego siostra chodzi ciągle przygnębiona. Nie pomaga również fakt, że SP wprost oznajmia, że jeśli coś by się między nimi popsuło – chociaż szczerze im kibicuje – to chętnie zajmie miejsce Takeru, bo z Ichiki to ładna i fajna dziewczyna.
Może właśnie dlatego, pomimo bardzo złego samopoczucia, Sasazuka zmusza się, by pójść na randkę, skoro już wreszcie po tygodniach rozłąki udało im się zaplanować wspólny dzień. Niestety, jego poświęcenie kończy się utratą przytomności, bo wychodzi na jaw, że był przeziębiony, a przepracowanie i łażenie potem jeszcze po mieście, bynajmniej nie pomogło w zregenerowaniu sił. (Teraz musieli mi walnąć ten motyw? Gdy sama jestem po 2-tygodniowej rekonwalescencji z identycznego powodu? XD).
W każdym razie dowiadujemy się wtedy, że naszego lubującego się w pączkach hakera dalej dręczą koszmary z przeszłości i wspomina śmierć swojej matki. Co więcej, przygnębia go myśl, że kobieta nigdy go już nie pocieszy, nie zaopiekuje się nim, nie zaśpiewa mu kołysanki… (dude, ty masz 25 lat…?), ale wtedy odkrywa, że jednak ktoś jest u jego boku. Ciepła, delikatna dłoń należy do Ichiki! Kiedy bowiem zemdlał, dziewczyna zaprowadziła go do mieszkania, a potem została przy jego boku, bo bardzo zmartwił ją stan ukochanego. I to jak się odżywia. W jego śmietniku znalazła tylko opakowania po zupkach instant i pączkach. (Chciałabym w takim razie usłyszeć, jakim cudem on miał jeszcze tak smukłe ciało? Chociaż może do trzydziestki to jeszcze jako tako prawdopodobne… Potem pewnie siadłoby mu wszystko i wyglądał jak wujek Stasiek, spod Poznania, co to widujesz go tylko na weselach). Stąd MC postanowiła zrobić mu obiadek i ogólnie zadbać o to, by stanął na nogi.
Ta sytuacja otworzyła przy okazji oczy Sasazuki na jeszcze jeden problem. Miał już dość bycia samotnym. Postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce i odbyć „męską” rozmowę z Kazukim. W skrócie przekonać go, by pomieszkał przez 2 tygodnie sam, bo zabiera Ichikę do siebie. W końcu drugi Hoshino był już dużym chłopcem. Najwyższy zatem czas, aby spróbował się usamodzielnić i potraktował to jako test. Mnie zaś bawiła niechęć Kazukiego do Takeru, bo chyba żadnego z LI nie traktował on aż tak wrogo. Co w sumie nie było tak zaskakujące, bo na jego miejscu też poważnie obawiałabym się o rodzeństwo. Nie jeden raz przecież słyszał, jak Sasazuki wyzywał ukochaną od idiotów i chociaż sam postępował identycznie, to mogło to być trochę martwiące.
Tym sposobem Ichika przeprowadza się do swojego chłopaka i próbują odtąd zbudować wspólne gniazdko. Dziewczyna jest dość zmęczona tym, że jej ukochany nie daje jej nocami wypoczywać, ale poza tym dogadują się świetnie. MC gotuje im wreszcie zdrowe posiłki, Sasazuka odpowiada za finanse i jakoś tak sobie egzystują bez większych konfliktów. Jedyny problem pojawia się, gdy facet kontynuuje swoje dziecięce czy kawalerskie nawyki np.: nie suszy włosów, gdy wychodzi z kąpieli albo ogólnie nie zakłada wtedy nic na siebie. Poza tym jesteśmy jednak świadkami absolutnej sielanki i morza fanserwisu. Zwłaszcza gdy parka spotyka się z Sakuragawą i Ichika musi odpowiedzieć koleżance z pracy, za co lubi swojego love boya najbardziej… i odpala, że za to, jaki jest uroczy! Że wygląda jak chomik, gdy je pączki, że zwija się w kłębuszek, gdy tuli się do poduszki itd. Więc tak, faktycznie mamy szansę poznać wrednego i zimnego Takeru, z zupełnie innej strony. Przede wszystkim bardziej bezbronnej. Szczególnie w scenach, gdy prosi ukochaną, by go nie zostawiała samego – jak zagubiony chłopiec.
Musiało jednak dojść do jakiegoś konfliktu i tym razem dostaliśmy mieszankę wybuchową dwóch charakterów. Ichika wciąż martwi się o swojego brata i chce zerwać umowę dania mu dwóch tygodni spokoju, aby upewnić się, czy ma co jeść, czy wyrzucił śmieci albo, czy nie potrzebuje pomocy z praniem. Zirytowany (i chyba nieco zazdrosny) Sasazuka pokazuje wtedy swoje pazury i mówi kobiecie, że nie pozwala jej wyjść, a jeśli to zrobi – to może już nie wracać. Stąd jego reakcja, gdy chwyta ją za ramię i przytrzymuje przy ścianie była znowu nad wyraz… agresywna? I nieco przerysowana. Zaczęłam się więc wtedy zastanawiać, czy on się faktycznie zmienił, czy jest tym samym napastliwym burakiem, jakim był w poprzedniej części? Zawsze jestem przeciwko pokazywaniu jakichkolwiek form przemocy jako coś atrakcyjnego czy akceptowalnego i na miejscu Ichiki wpadłabym wtedy z morderczy szał.
Kończy się jednak na „cichych dniach”. Sasazuka ma wyrzuty, że zareagował nieco zbyt ostro, więc tyle z tego dobrego, że ma tego świadomość, a Ichika postanawia przyjąć strategię, że „nic się nie stało”. Dalej wypisuje smsy do ukochanego, czekając na niego z obiadkiem, gdy ten odsyła jej w zamian suche odpowiedzi. Trochę więc drażniło mnie, z jaką łatwością wpisała się w rolę męczennika. Potem jednak uwagę parki odwraca inny problem. Dziewczyna znajduje w trakcie ulewy szczeniaka w kartonie i postanawia zabrać go do domu. Po długiej przerwie i wzajemnym unikaniu nie jest jej łatwo zapytać chłopaka, czy mogą zgubę na jakiś czas zatrzymać. Stąd, aby usprawnić rozmowę, z miejsca przeprasza Takeru za wcześniejszą sytuację i przygotowuje mu jeszcze w ramach „fajki pokoju” jego ulubione potrawy.
Sasazukę w sumie cieszy takie rozwiązanie (nic dziwnego, bo cały ciężar przepraszania MC wzięła na siebie), a my – dzięki jego rozmowie z przełożonym – mogliśmy się dowiedzieć, jak w zasadzie postrzegał ich konflikt. Facet uważał, że miał wtedy rację, a zwykle nie ma oporów z brutalną szczerością. Jeśli komuś się to nie podoba – to mógł sobie odejść i Sasazuka nie miałby najmniejszych wyrzutów, że urwała mu się z kimś jakakolwiek więź. Tym razem gryzło go jednak, że może doprowadzić do zerwania z Ichiką. Stąd niby chciał z nią szczerze porozmawiać, ale po prostu został uprzedzony.
Takeru i Ichika udają się następnie do Nowego Jorku, bo dziewczyna chciała, aby wybrali się wreszcie razem na randkę. Facet bardzo słabo sprawdza się w roli przewodnika, bo wszystko opisuje na zasadzie „przecież widać, jak wygląda”, mimo to bawią się dobrze, a przynajmniej do momentu spotkania, z jakimś typem, który próbuje sprzedać im „kompletnie legalny towar”. Po pozbyciu się natręta bohaterowie wchodzą w tryb pełnych gloryfikacji monologów nad wspaniałością Japonii, w której na szczęście, już nie wolno nosić broni, a ludzie „są w stanie rozwiązywać swoje problemy poprzez rozmowę”. Dodając, oczywiście szybko, że to nie tak, że kogoś krytykują, ale u nich jest po prostu lepiej, więc mają nadzieję, że ich ojczyzna się nigdy nie zmieni i „pozostanie taka, jaka jest obecnie”. Jasne. Po co usprawniać cokolwiek w kraju, gdzie coś takiego jak prawa kobiet, dzieci i zwierząt są dalej na krytycznie niskim poziomie, ale to taki szczególik. Mam po prostu uczulenie na wszelkie formy nacjonalizmu. (Nawet jeśli sama jestem przeciwko wolnemu dostępowi do broni). Zastanawiałam się jednak, jak tę scenkę odbierali amerykańscy gracze…? Podejrzewam, że przynajmniej kilku z nich było dość niekomfortowo. Wyszło bowiem na to, że w kraju Wujka Sama to tylko dragi, gangi i morderstwa. Dobrze, że Sasazuka stamtąd uciekł. W Japonii to chociaż kłopoty sprawiają jedynie uczciwi, religijno-fanatyczni terroryści, a nie takie potworności jak na Zachodzie.
Ta wycieczka miała jednak jeszcze ważniejszy cel – a było nim odwiedzenie grobu matki. Ichika dowiaduje się wtedy, że w sumie jest dość podobna z charakteru do zmarłej. (Okeeej, scenarzyści! Starczy już tych porównań, bo zrobi się creepnie!). Obiecuje również kobiecie, że zaopiekuje się jej synem i że będą razem szczęśliwi. Co się tyczy ojca Takeru, to facet tylko do niego dzwoni, ale szybko urywa rozmowę i stwierdza, że był to niepotrzebny gest. Traktuje więc swojego staruszka z taką samą oschłością jak innych.
Gdy parka wraca z wycieczki, odbierają swojego szczeniaka od Yanagiego. A chociaż detektyw w pełni zaopiekował się zwierzakiem, to w gratisie dostali szkolenie na „psa ninja” w wykonaniu Enomoto. Facet nauczył go reagować na takie komendy-techniki jak „doton no jutsu” – co oznaczało kopanie w ziemi, czy „kage bunshin no jutsu” – czyli skakanie z lewej na prawą. I muszę przyznać, że ten pomysł mnie tak urzekł, że muszę to kiedyś przetestować XD. Niestety, Spot nie został ostatecznie z Ichiką i Takeru, bo znaleźli dla niego nowy dom i oddali go Moriocę. (Niby był samotnym ojcem dwójki dzieci i marzył mu się do kompletu jeszcze pies).
Ostatni rozdział kończy scena, w trakcie której Takeru, Ichika i Kazuki spędzają razem kolację z powodu urodzin tego pierwszego. Młodszy Hoshino jest dość zaskoczony, dlaczego w ogóle towarzyszy im w takich okolicznościach. Okazuje się, że Sasazuka zaplanował to celowo, bo chciał się oświadczyć i poprosić członka rodziny Ichiki o jej rękę. A skoro MC nie ma dobrych relacji z rodzicami, to postanowił otrzymać błogosławieństwo kogoś jej naprawdę bliskiego. Kazuki jest zdziwiony tą prośbą i niezbyt szczęśliwy, ale i tak planował wyprowadzić się już na stałe, a poza tym… skoro Ichika jest pewna swojego wyboru, to nie zamierza robić jej problemów. Nawet jeśli sam nie lubi Sasazuki.
Ścieżka Sasazuki pozwala nam również przyjrzeć się bardziej jego policyjnej pracy. Jest znacznie milszy i bardziej wyrozumiały dla kolegów. Dalej jednak zdarza mu się działać poza prawem, aby nieść swoją wersję sprawiedliwości. Nie musi już szukać zemsty na zabójcy swojej matki, bo ten i tak umarł zakulisowo, prawdopodobnie w jakiś tam potyczkach gangów, ale nie jest to dla LI teraz najważniejsze. Postanowił chronić słabych, a jeśli czasami się zapędzi, to ufa swojemu przełożonemu na tyle, że ten przywoła go do porządku. Nawiązała się więc między nim a Minegishim bardzo szczególna więź.
No to podsumujmy teraz, co do tej pory dostaliśmy. Czy Sasazuki stał się w jakimś momencie OFC? Nie, wręcz przeciwnie. Przeszedł pozytywną zmianę, dzięki czemu część graczy będzie mogła wreszcie z nim sympatyzować. Nie zmieniło się również jego postrzegania prawa – po prostu przestał być zaślepiony czy mieć fanatyczne skłonności, więc w takim stanie Adonis nigdy nie zdołałby go zrekrutować. Z Ichiki jedynie sobie żartował i nie był celowo przykry. (No, z wyjątkiem tej jednej, wspomnianej wcześniej sceny, ale powiedzmy, że wybaczymy mu ją ze względu na to, że jest dopiero na początku swojej transformacji).
Mogę jedynie podejrzewać, że dla fanów tej postaci, to była bardzo dobra ścieżka. Dla mnie była OK. Poza drobnymi rzeczami, które zarzuciłam jej wcześniej. Wciąż mam problemy z polubieniem Sasazuki, bo te przelotne chwile, gdy zachowuje się słodko, nie rekompensują mi 99% czasu, gdy mam ochotę go udusić. Myślę sobie jednak, że fandisc spełnił swoje zadanie w jego wypadku i dał to, czego odbiorcy oczekiwali: sporo romantycznych momentów, trochę dramy, jakąś ewolucję postaci, wgląd w jego przemyślenia odnośnie dawnej traumy i pragnienia zemsty oraz dużo humoru. Przechodzenie jego rozdziałów było więc znacznie większą przyjemnością, niż gdy musiałam czytać o Sasazuce w jego wrednej, wcześniejszej wersji, bo chyba żaden z bohaterów nie potrzebował aż tak bardzo ukazania w nowym świetle, jak on. Była to wręcz sprawa, do której zazwyczaj zatrudnia się specjalistów od kryzysu wizerunkowego. 😉 Co więcej, zabawna, nieco antagonistyczna relacja z Kazukim, dodawała rodzinnym scenom wreszcie serdecznego wydźwięku, a nie przypominała wspólne dręczenie Ichiki przez dwóch bucowatych samców. Ogólnie więc, ku własnemu zaskoczeniu, mam bardzo pozytywne wrażenie i wierzę, że Wam również się spodoba.
Słodki, ale szkoda, że niski ;c
Moje biedne 174 cm ;v