Jakimś czasie na redditowym kanale poświęconym grom otome pojawił się wątek, w którym gracze wpisywali najromantyczniejsze — ich zdaniem – ścieżki, jakie kiedykolwiek przechodzili. I zgadnijcie co? Chyba żadna nie była tak często wymieniana, jak ta Minamoto no Yoritomo. Mnie jednakże trudno się z tą opinią nie zgodzić, bo gdyby nakręcono na jej podstawie jakąś historyczną dramę, to wyłabym pewnie jak przysłowiowy bóbr. Yoritomo i Shanao to tak piękny, słodziaśny duecik, wręcz połączony przez Niebiosa, że trudno było im nie kibicować. A chociaż uwielbiałam w tej grze zarówno Noritsune, jak i Tomomoriego, to jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że tym razem to „Chłopak z plakatów” w pełni zasłużył sobie na zdobycie serca dziewczyny.
Co jest o tyle zabawne, że w samej fabule pojawia się dość późno. Yoritomo był trzecim synem Yoshitomo, głowy klanu Minamoto (linii Seiwa Genji), i kobiety powiązanej więzami krwi z potężnym klanem Fujiwara. Miał też dość liczne rodzeństwo, z czego dwóch starszych braci: Yoshihira i Tomonaga wspomniani są w grze, a z przyrodnich, ze związku z Tokiwą Gozen, pojawia się tylko nasza MC, czyli ukrywająca pod imieniem Minamoto no Yoshitsune, 16-letnia wychowanka świątyni Kurama, udająca mężczyznę.
Stąd, w zasadzie aż do rozpoczęcia jego ścieżki, Yoritomo jest jedynie wspominany. Głównie dlatego, że chociaż Shanao często myśli o człowieku, którego uważa za brata i jedyną, żyjącą rodzinę, to jednak nie ma z nim żadnego kontaktu, bo ten został zmuszony żyć na wygnaniu. Innymi słowy, był runinem i to od 14 roku życia, co oznacza, że przez cały ten czas zmagał się z piętnem hańby, świadomością, że mordercy jego ojca, ród Heike, panoszą się w Kioto, oraz palącym pragnieniem zemsty. Tak naprawdę wszyscy przeczuwali, że Yoritomo kiedyś zamieni się w buntownika i wznieci powstanie przeciwko Heike. Nawet Shanao, dlatego wiedziała, że musi być w gotowości. Nikt jednak nie był pewien, jak długo jeszcze przyjdzie im czekać. A wrogowie popełnili zasadniczo głupstwo, zostawiając go przy życiu, no ale jest to jakoś tam w fabule uzasadnione…
To dlatego, uciekając z Kioto przed Heike, Shanao postanawia, że musi chociaż raz, po drodze zobaczyć swojego brata. Głównie dlatego, że chce się dowiedzieć, jakim jest człowiekiem oraz złożyć mu przysięgę lojalności. Oczywiście, wszędzie czaili się szpiedzy. Dlatego musiała być ostrożna. I tak zamierzała jednak schować się potem na ziemiach klanu Fujiwara, bo po tym jak Taira no Tomomori zaczął mieć na jej punkcie obsesje, dziewczynie nie zostało nic innego jak gdzieś się zaszyć. W końcu Heike byli gotowi nawet zaatakować świątynię w odwecie za to, że Shanao pokonała w Kioto Noritsune… Nie było więc z nimi żartów i lepiej było zachować ostrożność.
Tak czy inaczej, zdenerwowana Shanao i jej wasale, niedługo po tym jak uciekli przed Tomomorim, przeprawiając się przez jezioro Biwa, docierają do Izu, gdzie Yoritomo spędza swoje wygnanie. MC nie wie, czego się spodziewać, ale i tak jest zaskoczona. Gdy klęczy i czeka, aby poznać swojego starszego brata, ukazuje jej się człowiek imponującej postury, o lodowatym spojrzeniu i bardzo oszczędny w słowach. Jego twarz nie wyraża żadnych uczuć, ale wzrok ma iście kalkulujący. Shanao nie odbiera od niego żadnego przejawu braterskiego ciepła ani chociażby, zwykłego, ludzkiego zainteresowania. Wręcz przeciwnie. Yoritomo dość oschle pyta, czego szuka w Izu, a na jej wyjaśnienia, że chciała spotkać się z jedynym, bliskim jej krewnym, nie drga mu nawet brew. Odpowiada tylko enigmatycznie, że jego zadaniem w przyszłości jest wypełnienie roli, jaką przeznaczyły dla niego Niebiosa… i to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o ich pierwsze spotkanie.
Następnie, wraz ze swoimi wasalami, czyli Benkeiem i Shugenem, Shanao przenosi się do Oshu, by tam przeczekać nadchodzące miesiące i obserwować sytuacje. Kiedy jednak do jej uszu dociera plotka, że Yoritomo ruszył wreszcie na wojnę z Heike, to nie zastanawia się dwa razy. Zbiera swoje skromne siły i rusza mu natychmiast z odsieczą, bo w zasadzie ratuje mu skórę. Dziedzic Genji zdołał wygrać pierwszą bitwę, ale druga okazała się porażką, więc musiał ukrywać się ze swoimi ludźmi w lesie. Ranny i ścigany przez wrogów, zaczął już podejrzewać, że czeka go podły koniec i zapomnienie, gdy nagle, dosłownie znikąd, pojawiła się Shanao i ocaliła swojego brata. Potem chciała mu jeszcze pomóc iść, czy zapewnić chociaż chwilę odpoczynku, ale ten uparcie odmawiał przyjęcia otwartej dłoni. Wreszcie jednak, gdy odprawił swoich ludzi (a dokładniej to kazał się im ewakuować i czekać na znak), pozwolił sobie na okazanie słabości. Osunął się pod drzewem, a zmartwiona Shanao trzymała go za dłonie, aż zasnął.
Od tej pory dziewczyna, powtarzając, że kieruje nią tylko braterska miłość do starszego rodzeństwa, które podziwiała, nie odstępowała Yoritomo na krok. A ten z jednej strony trzymał ją na dystans, a z drugiej zaczął obserwować z zainteresowaniem i baaardzo powolutku, jak to zwykle z archetypem kuudere bywa, odsłaniał przed nią swoje prawdziwe emocje. Pozwolił sobie zmienić bandaże, zgodził się na sugestie wasalów, że może dzielić z nią pokój, odpowiadał na jakieś tam jej pytania, chociaż zwykle w ogóle ledwo, co mówił… Shanao zaś była cała w skowronkach, bo dosłownie pokochała swojego „ani-ue” od pierwszego wejrzenia. Był dla niej wzorem generała, silny, dzielny, przystojny, dbający o ludzi, charyzmatyczny… może dlatego od początku nie wahała się powtarzać, że będzie dla niego walczyć, nawet zginie jak samuraj, chociaż Shungen ostrzegał ją, że Yoritomo może ją odtrącić, jak tylko przestanie być użyteczna.
Ale to tylko takie wróżenie z fusów, bo dziedzic Genji w gruncie rzeczy nie jest złym człowiekiem. Pewnego dnia Yoritomo pyta nawet o zdolności bojowe MC, bo słyszał, że była sławna w Kioto. Co więcej, przyznaje, że chciałby z nią trenować, co raduje Shanao, bo czuje, że dzięki temu zbliży się do brata. Tej samej nocy Shanao zauważa Yoritomo ćwiczącego samotnie kenjutsu i próbuje go przekonać, by wrócił odpoczywać (ledwo co zamknęły mu się rany) lub, aby pozwolił jej dołączyć, ale zostaje zimno odprawiona. Wiemy jednakże, że nasza MC jest uparta, dlatego oddala się tylko nieznacznie, chcąc obserwować brata z dystansu… Chociaż i ten plan bierze w łeb, bo wkrótce zasypia, oparta o kamień. Zgadnijcie, kto zaniósł ją potem do pokoju i komentował, że musi więcej jeść, bo od wojownika wymaga się nie tylko szybkości, ale też siły? A jej wyraźnie brakowało masy… Btw. niezły atleta z tego naszego love boya: jednego dnia wykrwawia się na śmierć, drugiego jest w stanie chodzić z kimś w ramionach.
Jakiś czas później Yoritomo wraz z Kajiwarą Kagetokim każe Shanao poprowadzić zasadzkę na obóz Heikei, co ma pozwolić się jej wykazać na polu bitwy. Tyle że nieoczekiwanie Yoritomo postanawia również do tej misji dołączyć, rzekomo ze względu na jej istotność dla całej kampanii wojennej, ale musimy scenarzystom wybaczyć idiotyczność tego zwrotu akcji… W każdym razie, w dniu ataku, okazuje się, że Heike byli przygotowani na odparcie Genji, więc z odsieczą klanowi przybywają Noritsune i Shigehira. Shanao widzi, że Noritsune obezwładnia Yoritomo, więc w końcu uwalnia moc i pokonuje każdego wroga na swojej drodze. Benkei i Shungen próbują ją powstrzymać, ale Yoritomo zakazuje im interweniować, dopóki bitwa nie zostanie wygrana. To sprawia, że czują się nieswojo, ponieważ wiedzą, że Shanao całkowicie wymknęła się spod kontroli, ale nie mogą przecież zignorować bezpośredniego rozkazu swojego pana. Zresztą, rzeź nie trwa na szczęście długo. Shanao opada w końcu z sił, a Yoritomo łapie ją w ramiona i mówi, że dobrze się spisała.
Genji osiągają chwilowe zwycięstwo. Shanao odpoczywa więc w swoim pokoju (namiocie?), aby dojść do siebie po tej niekontrolowanej transformacji. Zresztą myślenie o tym bardzo ją przygnębia, bo niewiele pamięta i zaczyna się bać. Odwiedzona przez Yoritomo przyznaje, że to myśl o utracie brata pchnęła ją do ostateczności, a ten, wdzięczny za takie oddanie po raz drugi w tej ścieżce proponuje, by wybrała sobie nagrodę. Poprzednio Shanao odmówiła, twierdząc, że nie potrzebuje koni, mieczy czy bogactw, ale w zamian za to chętnie potrenowałaby razem kenjutsu. I tym razem jest dokładnie tak samo, bo spędzanie czasu z Yoritomo jest dla niej największym wyróżnieniem.
Przy okazji, to chyba na tym etapie da się zauważyć, że facet robi się o nią trochę zazdrosny. Jeszcze nie rozumie dlaczego, ale widzi, jak zawsze MC otacza się przyjaciółmi, jakie ma z nimi luźne relacje… Naturalnie, nie wie jeszcze, że Shanao jest kobietą. Można więc powiedzieć, że to zwykła zaborczość o uwagę kogoś, kto zaczyna się robić nam bliski. A Yoritomo był przecież cholernie samotny. Nikomu nie mógł ufać, nikomu nie mógł pokazać słabości, poza zemstą i budowaniem siły Genji, to nie miał nawet dla kogo żyć… Wiecznie uśmiechnięta Shanao, która wpatruje się w niego czule, obiecuje, że zrobi dla niego wszystko i nawet przynosi mu muszelkę-amulet, aby był bezpieczny, wydaje się faktycznie darem od Niebios. (A skoro już o tej scenie wspomniałam, to miałam cholernego banana na twarzy, gdy Shanao ze stresu nie potrafiła związać rzemienia na jego szyi, bo tak się cieszyła, że brat nie odrzucił jej prezentu i że będą nosili takie same naszyjniki podczas bitwy).
Sprawy komplikuje bunt ich kuzyna – Minamoto no Yoshinaki, który postanawia pobawić się w plądrowanie Kioto. Cesarz nie może pozostać obojętny na taką zniewagę i rozkazuje Genji pozbyć się „wściekłego psa”. W czym dla Shanao zwrócenie się przeciwko własnej krwi jest bardzo trudne do zrobienia i długo nie potrafi zrozumieć obojętności Yoritomo. Zresztą, nawet w innych ścieżkach, naszą dobroduszną MC zawsze boli, że brat tak stanowczo odmawia wysłuchiwania jakichkolwiek argumentów i zgodnie z wolą cesarza nie okazuje zdrajcy żadnej litości. Tak samo w tej historii to Shanao przypada w udziale smutny obowiązek pokonania Yoshinaki, co udaje się jej bez większego trudu, a potem zostaje w Kioto, by pilnować bezpieczeństwa mieszkańców.
A przynajmniej planuje tam zostać, bo wkrótce pojawia się Yoritomo, który dosłownie wciąga ją na grzbiet konia i zabiera ze sobą na wycieczkę do świątyni Kurama. Pomyślał, że Yoshitsune, skoro już zawędrowali w rodzinne strony, będzie chciał/a spotkać się z mnichami. Niestety ich przyjemne randez-vous przerywa pojawienie się Shigehiry z oddziałem szpiegów z zatrutymi strzałkami. Młody Taira chce porwać MC dla swojego brata, ale w zamieszaniu, bohaterka zasłania Yoritomo i w efekcie sama zostaje ranna… Z powodu iście deus ex machina Shigehira traci wtedy zainteresowanie zarówno nią (bo uważa, że i tak zginie), jak i Yoritomo, chociaż jego zamordowanie odwróciłoby bieg wojny… Ale cóż poradzić? Ten scenariusz ma kilka takich śmiesznostek. W każdym razie przerażony Yoritomo rozbiera „braciszka”, by zobaczyć, gdzie dokładnie wbiła się strzałka, a wtedy odkrywa, że ma jednak „siostrzyczkę”.
Od tej pory Yoritomo zostawia MC w świątyni, a sam przeprowadza własne śledztwo. Nakazuje więc sprowadzić sobie byłą konkubinę ojca – Tokiwę Gozen (biedna babka, ta to już w ogóle miała straszny los…). Zastraszając kobietę, potwierdza, że nie była matką Shanao. Że to Ike no Zeni, przerażona tym, że Heike to ród demonów, które próbują skrzyżować swoje plugawe geny z krwią Cesarską, postanowiła temu zapobiec. Jak? Ano, po pierwsze, wcisnęła Tokiwie Gozen podejrzanego noworodka i nakazała wychować go jak mężczyznę. Pomimo więc, że Shanao pochodziła z Heike, miała myśleć, że należy do Genji i przysłużyć się do zgładzenia tych pierwszych. Po drugie, namówiła Taira no Kiyomoriego, by darował nastoletniemu Yoritomo życie i skazał go zamiast tego na wygnanie. Samemu chłopakowi przekazała zaś, że musi kiedyś pomścić ojca, a pomoże mu w tym tajemniczy, młodszy brat, który kiedyś do niego dołączy… Dzięki tym rewelacjom Yoritomo potwierdza więc przynajmniej kilka rzeczy: po pierwsze, chociaż bardzo się z tego cieszył, to z Shanao nie łączą go żadne, prawdziwe relacje rodzinne, po drugie: MC rzeczywiście miała moce podchodzące od potwora i po trzecie: przepowiednia z przeszłości się sprawdziła i połączyło go z bohaterką przeznaczenie. Ich zadaniem faktycznie było zmiażdżyć Heike i zaprowadzić na świecie nowy porządek.
Shanao jest co prawda trochę przerażona, że przy kolejnym spotkaniem z Yoritomo ten może ją za kłamstwo na temat swojej płci ukarać lub odprawić, ale nic z tych rzeczy. Poznanie prawdy o MC tylko bardziej rozczula naszego kuudere i nawet dzieli się z dziewczyną swoim backstory. Opowiada, jak jako 14-letni chłopiec, został zmuszony, w trakcie ucieczki z krewnymi, zabić swojego ojca i obu braci. Tomonaga bowiem był ranny i tylko ich spowalniał, a Yoshihira i Yoshitomo nie chcieli wpaść w ręce wrogów, którzy nie darowaliby im życia, a pewnie jeszcze jakoś upokorzyli. Tylko nastoletni Yoritomo miał szansę, że Heike okażą mu litość, dlatego, aby umocnić w nim pragnienie zemsty, to jemu nakazali, aby dokończył dzieła i dał swoich bliskim samurajską śmierć. Co jednakże, jak można się domyślić, bardzo go straumatyzowało. Nawet jako dorosły mężczyzna nie potrafił sobie tego wybaczyć, uważał, że nie zasługuje na szczęście i bał się kogokolwiek pokochać przed ponownym strachem przed stratą.
Ale Shanao uspokaja go, przytulając i mówiąc, że nie jest ani sam, ani słaby. Obiecuje także, że zawsze będzie już u jego boku. Co owocuje tylko tym, że facet już nawet nie kryje się z zazdrością. Nakazuje odtąd Shanao spać w osobnym namiocie, a nie, jak do tej pory ze swoimi wasalami. Jest też mocno podirytowany, gdy wpada na nią podczas beztroskiej kąpieli w rzeczce, bo przecież, ktoś mógł ją wtedy zobaczyć. Rozkazuje zatem, aby była bardziej świadoma swojego otoczenia. A biedna Shanao musi wysłuchiwać tej litanii krytyki, nie rozumiejąc nawet, że to tylko przykrywka dla prawdziwych emocji jej love boya.
W dniu kolejnej bitwy Shanao zgodnie z obietnicą, by dać z siebie wszystko kosztem zwycięstwa Genji, ponownie uwalnia swoją moc. W efekcie traci kontrolę nad umysłem, więc zjeżdża konno ze wzniesienia i dosłownie wpada na Shigehirę, a następnie pokonuje go w okamgnieniu. Ponieważ jednak ciągle jest w szale bojowym, to jedna ofiara nie studzi jej zapału. Shanao siecze wszystkich na swojej drodze, aż dociera do Tomomoriego, który cieszy się, widząc ją pokrytą krwią i komentuje, że wygląda w ten sposób pięknie… Cóż, wszyscy wiemy, jaki on jest… W każdym razie starcie kończy się tradycyjnie, czyli MC po prostu opada z sił, a Yoritomo, po krótkiej walce z Tairą, ją stamtąd zabiera.
Gdy Shanao budzi się już po walce, jest ranna i zrozpaczona. Dociera do niej, że faktycznie nie jest człowiekiem, ani nawet Genji, a te wszystkie jadowite komentarzyki, jakie rzucił w jej stronę Tomomori, nie były kłamstwami. Dla Yoritomo nie ma to jednak żadnego znaczenia. Prosi, by ukochana skonsumowała jego ducha, bo chce ją jak najszybciej widzieć w zdrowiu. Poza tym absolutnie nie przejmuje się jej pochodzeniem, bo dla niego jest całym sensem życie. Parka po raz pierwszy wymienia więc pocałunki, Shanao faktycznie „zjada” trochę ducha Yoritomo, a ich ewentualne relacje bratersko-siostrzane zostają na zawsze pogrzebane, bo są o krok od zostania kochankami.
Przed samym zakończeniem akcji scenarzyści postanowili zaserwować nam z jeszcze jedną dramę. Orientując się, że wojsko jej teraz unika, bo uważają, że jest jakimś rodzajem potwora, Shanao ucieka z obozowiska Genji i ukrywa się przed wszystkimi. Nawet przed Yoritomo. Uświadamia sobie bowiem, że jej obecność tylko zaszkodzi pięknej przyszłości, jaką planował zbudować. Chce więc mu pomóc w bitwie, gdy nadejdzie pora, a potem zniknąć, ale facet się absolutnie na to nie godzi. W końcu jednak Yoritomo udaje się ją odnaleźć i jeszcze raz porozmawiać. Po raz kolejny potwierdza, że dla niego nie ma znaczenia, czy MC pochodzi od Heikę. Zresztą, wytyka jej, że przysięgała oddać za niego życie, a skoro tak, to on będzie nim rozporządzał i zabrania jej myśleć o poświęcaniu się. Po pokonaniu wrogów ma do niego wrócić i być już zawsze przy jego boku.
Przechodzimy do bitwy Dan no Ura, znanej z tego, że działa się w zatoce. Siły Heike próbują uciec przed oddziałami Genji, ale w naszej growej rzeczywistości sprawy wyglądają kiepsko. W końcu po drugiej stronie czeka na nich Tomomori, którego moc była dużo potężniejsza od Shanao. Dziewczyna wpada więc na pewien podstęp. Wykorzystując obsesje młodego Tairy na swoim punkcie, skoncentruje całą jego uwagę na sobie. Jak postanowiła, tak czyni. Doskakuje do jego statku, a potem pojedynkują się od nocy, aż do świtu, co sprawia, że mrok się rozpierzcha i łucznicy mogą dokończyć robotę. Wykorzystują ten sam rodzaj trucizny, który wcześniej podano MC, co skutecznie paraliżuje Tomomoriego. Na taką okoliczność czekał również Yoritomo, który dociera wreszcie do statku z ukochaną, i raz na zawsze pozbywają się swojego wroga numer 1.
A to prowadzi nas do happy endingu i bardzo uroczego epilogu. Shanao nosi już kobiece ubrania i wyznaje swoim przyjaciołom, że nie tylko pochodzi od Heike, ale okłamywała ich, że jest mężczyzną. Ci jednak nie mają jej tego za złe i nawet cieszą się z tego, że mogą ją teraz tytułować księżniczką. Jakiś czas później bohaterkę odwiedza Yoritomo, który wrócił z audiencji u Cesarza. Syn Niebios zasugerował mu, że nadeszła pora, aby dziedzic Genji się ożenił, co zasmuca dziewczynę do tego stopnia, że prosi ukochanego, by ją na moment zostawił, bo poczuła się gorzej. Yoritomo ani jednak myśli spełniać takie prośby. Zanosi bohaterkę do łóżka, kładzie się obok i pyta, czemu tak posmutniała? Jest to jednak tylko takie miłosne droczenie… Szybko bowiem oznajmia, że jedyną kobietą, którą zamierza poślubić, jest Shanao i teraz naprawdę będą mogli być rodziną. Oooo…
W smutnym zakończeniu Tommori udowadnia, że jest z niego pierwszorzędny psychopata. Wie już, że Heike przegrają i go również czeka śmierć, nim jednak oddaje swoje życie morzu, postanawia absolutnie zniszczyć Shanao. To znaczy kaleczy jej oczy, odbiera język i przecina wiązadła, by nie mogła się przemieszczać. W takim potwornym stanie, w ciemności, w bezruchu i w rozpaczy, nasza MC musi egzystować, bo Yoritomo, jak z bólem przyznaje, tuląc ją potem do siebie, już po wojnie, nie potrafi pozwolić jej odejść. Zbyt boi się samotności.
Uff! Streszczałam tę ścieżkę, jak tylko się dało, bo zawierała tyle fajnych scenek i ciekawych dialogów, że naprawdę trudno byłoby wszystko upchnąć w jeden tekst, a przecież nie planowałam pisać na ten temat powieści… Jak już wspomniałam na początku, absolutnie zgadzam się z opiniami, że ta parka miała cudowną dynamikę, a chemii było tu co niemiara. Doskonale się uzupełniali, stanowili świetną odpowiedź na swoją samotność i potrzebę posiadania silnych więzi, wreszcie faktycznie wyglądało to trochę tak, jakby Niebiosa wyznaczyły im pewną misję. W zasadzie to przeszłam już sumarycznie tę opowieść ze trzy razy i do tej pory mi się nie znudziła.
Nie przeszkadzał mi nawet ten niezręczny motyw „starszego brata”, bo chyba od początku wiedziałam po prostu, że to ściema, więc nie muszę się nim przejmować. Dlatego, jeśli kogoś takie tematy odstraszają, to uspokajam, że tutaj wszystko przedstawiono z wyczuciem. Gdy Shanao podziwia Yoritomo, jeszcze jako brata, to nie przekraczają granicy dobrego smaku, a gdy już wiadomo, że nie są spokrewnieni, to dopiero wtedy ich romans zaczyna się faktycznie rozwijać. Wcześniej bardziej biła od nich po prostu potrzeba bliskości drugiej osoby. Tęsknota za jakąkolwiek więzią. Nawet w celu samookreślenia siebie, wiecie, takiego trochę „osadzenia się” w jakimś kontekście rodowym. A jako ktoś, kto za swojego najlepszego przyjaciela uważa właśnie rodzeństwo, potrafię się z tym 100% identyfikować. W końcu respekt, przywiązanie, czułość i strach o zdrowie fizyczne czy psychiczne brata albo siostry nie jest niczym dziwnym. A jakby nie patrzeć, to żyjąc jako mężczyzna, Shanao długo wierzyła, że jej jedynym celem istnienia jest właśnie wspierać i służyć dziedzicowi Genji. Ok, to chyba tyle na ten temat. Stawiając zatem kropkę nad „i”, to kolejna, solidna historia na koncie tej gry.
A na zakończenie jeszcze historyczna ciekawostka: po wygranej wojnie Gempei, to właśnie Yoritamo został pierwszym shogunem Japonii. Zawdzięczamy mu także wprowadzenie funkcji administracyjnych shugo i jite, a więcej ciekawostek na jego temat możecie znaleźć TUTAJ. Można by zatem uznać, że wielkie zmiany, o których opowiada w grze nasz bohater, to przede wszystkim osłabienie pozycji dworu cesarskiego oraz umocnienie tej w rękach shogunatu.