Recenzję zacznę nietypowo, bo od pożalenia się, że niepotrzebnie zaufałam różnym poradnikom i zaczęłam przygodę z Even If Tempest od tej ścieżki. Gra zbudowana jest bowiem w taki sposób, że w pierwszej kolejności musimy wybrać kartę „Siły” lub „Sprawiedliwości”, które prowadzą nas kolejno do historii Sir Cirusa albo Inkwizytora Tyrila, nim w ogóle odblokujemy pozostałych panów… I ja zdecydowałam się na „Siłę”, by odkryć, że przez to przez 90% fabuły towarzyszyło mi ciągłe WTF? Czułam się trochę, jakby jego opowieść była zbudowana na zasadzie: … nic… nic… GORE… nic… nic… GORE… nic… randka = udaję grę otome… GORE GORE GORE… W efekcie, bardzo szybko byłam zmęczona, skołowana i nieufna. Już sobie myślałam, że wywaliłam kasę w błoto na zupełnie niewartą tego grę. Dlatego przestrzegam Was, byście nie popełniali mojego błędu. Opowieść Criusa Castlerocka NIE JEST DOBRA NA POCZĄTEK, bo nie wyjaśni Wam nawet podstawowych pojęć, którymi będą posługiwali się bohaterowie. Nie wspominając już w ogóle o tym, że bez kontekstu z historii Inkwizytora, wiele z przedstawionych tu wydarzeń, w ogóle nie miało sensu… Ale do rzeczy!
Sir Crius Castlerock jest szlachcicem, ale także rycerzem i zastępcą dowódcy nietypowego Zakonu nazywającego się Wings of Garuda. Nie są oni może najbardziej popularni w królestwie Hystorica, bo niektórzy uważają, że należący do ugrupowania wojownicy są zbyt staroświeccy (np. nie używają broni palnej), a na dodatek ich utrzymanie pochłania ogromną kasę z budżetu państwa, przy wyraźnie małej użyteczności publicznej… Pełną jednak ważną rolę symboliczną. Tytułowe w ich nazwie Garudy to gigantyczne ptaki, na których rycerze ruszają do boju, niczym podniebna kawaleria, a które zostały podobne zesłane ludziom przez samą Boginię Stworzenia — Nornę. Opieka nad nimi miała więc po części charakter religijny, stąd jakby mieszkańcy królestwa na Zakon nie utyskiwali, to jego rozwiązanie byłoby grzechem.
Przypomnijmy jednak, że nasza bohaterka, czerwono włosa i czerwono oka Anastasia Lynzel nie trafiła do Zakonu ze względów światopoglądowych. Nie, potrzebowała po prostu kryjówki przed swoją okrutną rodziną, nieczułym ojcem i sadystyczną macochą, którzy zresztą o mało jej nie wykończyli i absolutnie nie upodlili w innej linii czasowej. Nasza bohaterka dysponuje bowiem nietypową mocą podróżowania do przeszłości… pod warunkiem, że się zabije. Nie jest więc to może najwygodniejsza metoda i Anastasia zdecydowanie wolałaby jakąś futurystyczną kapsułę czy portal, ale z braku laku bierze się, co jest. Zwłaszcza że dziewczyna pragnie dokonać na rodzinie markizów Lynzel zemsty. Dziwna moc umożliwia jej również naprawianie wcześniej popełnionych błędów. W tym uratowanie bliskich sobie osób.
W każdym razie Sir Crius nie patrzy na kandydaturę dziewczyny zbyt przychylnie. Pozwala jej zostać, bo podejrzewa, że szybko się złamie i wróci do rodziny, a trochę przypominała mu siostrę, stąd kierowało nim głównie współczucie. Na dodatek Anastasia nie miała alternatyw, bo inaczej czekał ją tylko Kościół, z którym Sir Crius nie sympatyzował. Potem jednak lata zaczęły upływać, a dziewczyna udowodniła, że idealnie zaadaptowała się do nowych warunków i zdołała zaprzyjaźnić z resztą kadetów. Kiedy chłopacy byli w stanie przebiec 50 okrążeń, ona robiła 80. Kiedy trenowali walkę, ona nie wychodziła z sali, póki jej ciało odmawiało posłuszeństwa… I wiele więcej. A Sir Crius, naturalnie, widział to wszystko i doceniał, czasami wręcz zmuszając dziewczynę, by zrobiła sobie przerwę, choć sam również był pracoholikiem. Innymi słowy, zauroczył się nią, ale wciąż utrzymywali relacje na poziomie przełożonego i podwładnego.
Tymczasem nadchodzi dzień wielkiego turnieju i różni wojownicy w królestwie mają się zmierzyć w trzech kategoriach. Anatasia staje się wtedy reprezentantką Wings of Garuda w konkursie łuczniczym, który – a jakże – wygrywa w imponujący sposób, co sprawia, że Sir Crius decyduje się dać jej szansę. Zaprowadza ją do ptaszarni, gdzie przebywa niebieskopióra Garuda, należąca do poprzedniego dowódcy Sir Kyle’a i mówi, że daje jej tydzień, aby nakłoniła Humę, by ta zjadła z jej ręki. Jeśli to zrobi, zostanie pełnoprawnym rycerzem ich Zakonu, a także pierwszą kobietą, której w ogóle to się udało.
Dziewczyna podchodzi jednak do wyzwania z entuzjazmem ani na moment nie próbując się wycofać, chociaż potężne stworzenie mogło ją rozszarpać szponami. Zaczyna też spać w ptaszarni, aby przyzwyczaić Humę do swojej obecności. Co w efekcie sprawia, że przechodzi zapachem zwierząt… ale nie zniechęca w żaden sposób jej love boya. Sir Crius – z jakiegoś powodu – od dziecka kochał te mistyczne ptaki, więc dla niego ich smród był chlebem powszednim. Na dodatek podobało mu się, że Anastasia nie jest „klasyczną, delikatną pięknością”, bo mając taki status, urodę i urodzenie mógł przebierać w kandydatkach na lewo i prawo… Ale żadna mu do tej pory tak nie zaimponowała. Zaczął więc w naturalny sposób bardziej zwracać uwagę na swoją podopieczną, która wydawała się kompletnie odporna na jego subtelne zaloty.
Czemu? Po części z powodu zaangażowania w swoją zemstę. Nawet Sir Crius zauważył, że dziewczyna nie dołączyła do Zakonu bezinteresownie. Po drugie, wokół jej szefa krążyły dziwne, niepokojące plotki. Jedni twierdzili, że Sir Crius wie, że Wings of Garuda nie mają żadnej przyszłości i próbuje przenieść się do Straży Królewskiej, bo tam łatwo o sławę i splendor. Jeszcze inni szeptali, że ten przystojny mężczyzna, na dodatek szlachcic, sypia z innymi wysoko urodzonymi kobietami i doprowadza je do ruiny, przejmując ich majątki. Jeszcze inni, że na pewno jakimś szemranym sposobem doprowadził do usunięcia swojego dowódcy – Kyle’a, za co ten, wprost nazywa rycerza „męską d****”… Dla Anastasii najbardziej podejrzane jest jednak to, że pewnego dnia wprost zauważa sir Criusa na spotkaniu ze swoją macochą, co dosłownie mrozi jej krew. Nie wie wówczas jakie relacje ich łączą. Postanawia się więc mieć na baczności, ale trudno jej się wyzbyć respektu dowódcy, który zdobył w jej oczach na przestrzeni lat.
Tak czy inaczej, bohaterka znowu udowadnia swoją wartość. Jako jedyna, ośmieszając trochę weterynarza, zauważa, że wycofane zachowanie Humy wynika z tego… że Garuda jest w ciąży. Nikt nie wie, jak do tego doszło, ani w ogóle, kiedy spodziewać się pisklęcia. Dziewczyna rozpoznaje jednak charakterystyczne symptomy w zachowaniu samiczki, bo przyrównuje je do klaczy, którą kiedyś posiadała. W czym dobra wiadomość sprawia, że w królestwie wszyscy są wniebowzięci. Nowe ptaki rodziły się bardzo rzadko, a przecież symbolizowały łaskę bogów. Na Zakon spływają więc ni z gruchy, ni z pietruchy liczne dotacje od szlachty, co pomaga rozwiązać problem z finansami. A co z Anastastią? Cóż, nie tylko zostaje rycerzem, ale i oficjalnym jeźdźcem Humy. Zaczyna także podważać to, że nad Garudami nie prowadzi się żadnych badań czy zapisków na temat ich zdrowia i w ogóle nie zapewnia im przez to lepszej opieki. Jasne, niby nie wypada poznawać sekretów „boskich wysłanników”, jakby były każdymi innymi, prostymi zwierzętami, ale z drugiej strony jest to nieracjonalne i prowadzi do podobnych sytuacji.
Jakiś czas później gra serwuje nam wspomniane przeze mnie gore w dużych dawkach, zaczynając od śmierci Mayi Kirkland – kobiety, która była dla Anastasii niczym służąca, matka i przyjaciółka w jednym. I to w zasadzie zaraz po tym, jak MC próbowała kupić jej prezent, korzystając z pomocy dowódcy, który miał jej podpowiedzieć, czego pragną kobiety, ale średnio się z tego wywiązał… To chyba miała być z założenia scenka romantyczna, ale jakoś tego nie czułam. Głównie dlatego, że Sir Crius bredził coś o tym, że stare kobiety trzeba odmładzać, a młode postarzać, gdy się do nich zwraca…
Później, pewnej nocy, bez żadnych sygnałów ostrzegawczych, że coś jest nie tak, dziewczyna znajduje po prostu rozczłonkowane ciało Mayi, porozrzucane po całym domu. Nie jest to, naturalnie, przyjemne doświadczenie, ale bohaterka wierzy, że wszystko będzie dobrze, jeśli spróbuje cofnąć czas i zapobiec morderstwu. Ilekroć jednak by nie próbowała – to scena zawsze kończy się tak samo… z pewnym wyjątkiem. Na szyi Anastasii pojawia się obroża, sugerująca, że jest teraz oskarżona o morderstwo (czyli Sacrificia) i musi wziąć udział w specjalnym procesie: dla wiedźmy, od wiedźm i z wiedźmami, nazywanego Carnival.
I to chyba najbardziej pokręcony etap gry, który przy przechodzeniu pierwszej ścieżki nieźle mnie skołował. W każdym razie Anastasia, mając u boku przystojnego dowódcę, który przyszedł dać jej się wypłakać na swoim ramieniu, bawi się w detektywa, oskarżonego i własnego obrońcę jednocześnie. Ma kilka godzin, by pogadać z innymi osobami posądzonymi o morderstwo – które również noszą obrożę, a potem weźmie udział w zabawie, z której nie ma ucieczki. Ktoś musi zostać skazany i osądzony. Inaczej wiedźma, która rozpoczęła Carnival, nigdy nie wypuści ich z magicznej sali sądowej. Dlatego Anastasia zbiera dowody, podpatrując, z jaką łatwością sir Cirus zdobywa sobie przychylność ludzi, a to schlebiając im, a to udając przyjacielskiego, a potem bohaterka przenosi się na proces.
Konkluzja sądu jest taka, że książę Lucien zabija się sam, bo chce powstrzymać innych przed skazaniem na śmierć Anastasii, a ta poruszona jego aktem odwagi odnajduje prawdziwego sprawcę… czyli swoją przyszywaną siostrę Orlę. Po ucieczce Anastasii z domu Lynzel, cała złość macochy skupiła się na rodzonej córce. Orla pod wpływem torturowania psychicznego i fizycznego po prostu zwariowała. Ubzdurała sobie, że musi urodzić idealne, złotowłose dziecko, aby matka ją wreszcie pokochała. Tyle że jej potencjalny partner – książę Lucien – wydawał się zainteresowany jedynie Anastasią. Stąd Orla chciała zranić siostrę, odbierając jej Mayę, a potem pozbyć się jej w procesie czarownic… End of story.
No to trup się ścieli gęsto, Carnival się kończy, Orla jest Membrum (= czyli winną), a Sir Crius wyskakuje do bohaterki z propozycją „czy nie poszłaby z nim na randkę?”. Facet jest w dobrym humorze, bo po wygranym procesie doszło do kolejnych, dwóch pozytywnych zdarzeń. Po pierwsze Huma złożyła jajo bez przeszkód, a po drugie… zmieniła kolor na czerwony. A czemu to miało znaczenie? Bo podobno rycerz cierpiał na jakąś rzadką chorobę, która odbierała smak i węch, z czasem możliwość widzenia kolorów, oraz wrażliwość na ból. To dlatego spotykał się z macochą Anastasii, bo ta podobno chorowała na to samo. W każdym razie składnikiem leku było właśnie czerwone pióro Garudy, więc mężczyzna nie wierzył, że kiedykolwiek wyzdrowieje i w jego oczach doszło do prawdziwego cudu. (Przecież podobno nikt nie prowadził nad tymi ptakami badań? Więc skąd oni to wiedzieli? Na dodatek może i znaleźli Membrum, ale zaraz mogło pojawić się kolejne, jeśli nie dopadną w Królestwie wiedźmy… czy to nie powinno być priorytetem?).
Niemniej, z jakiegoś powodu – chociaż sam przychodzi w mundurze – nie podoba mu się, że Anastasia na randce mu salutuje na przywitanie, jest w swoim uniformie i wciąż nazywa go „dowódcą”. Postanawia zatem kupić jej… sukienkę. Co dla mnie było takim se rozwiązaniem. Skoro dziewczyna mówi ci, że czuje się nienaturalnie, żee ją to żenuje i jest jej głupio, to na cholerę się upierasz, stary, i przebierasz ją jak swoją lalkę? W każdym razie dziewczyna nie potrafi znieść oceniającego wzroku przechodniów i ucieka do ogrodu. Sir Crius podąża za nią, całuje we włosy i nazywa piękną, zdradzając, że zaczął żywić do niej głębokie uczucia. No ok… skoro tak twierdzisz? Ten romans wydarzył się jednak całkowicie offscreenowo i bez naszego udziału. Rozumiem, że oni znali się całe lata, ale kompletnie nie czułam tutaj budowania relacji.
Potem idą sobie jeszcze do świątyni – cholera wie po co. Niby by MC kogoś tam poznała. Anastasia spotyka jednak kogoś innego — Hugo, czyli jednego z kadetów i postanawia wypytać go o zakonnicę, którą widziała w swoich snach. (Po wygranym procesie zyskała bowiem moce profetyczne). Co też było dla mnie kompletnie niedorzeczne. Jasne, miała koszmar, w którym widziała jak siostra Sir Criusa, zakonnica Isabelle, zostaje zamordowana… ale kto odpala takie pytanie do znajomego na „dzień dobry”? Hugo po tym wydarzeniu dosłownie świruje i odchodzi, a parka idzie jeszcze do pubu, gdzie przed wejściem zostają zaatakowani najpierw przez wiedźmę, a potem stwora – Mr. Endiego. Okeeej… Ja już na tym etapie przestawałam ogarniać, co się dzieje. Sir Crius powstrzymuje potwora, walcząc z nim po prostu mieczem, Endy się nudzi i odchodzi, a facet zmywa z randki pod pretekstem tego, że musi przemyć twarz, bo się zmęczył podczas pojedynku… Czekająca na niego w środku Anastasia nie wie, że została jeszcze wystawiona, ale to mały problem, bo zagaduje ją kumpel dowódcy – Zenn, tylko po to, by ją ostrzec, że ma przestać cofać czas.
Scenarzysta uznał chyba, że to jeszcze za mało porąbane, więc zaserwował nam kolejną dramę. Tym razem ktoś zamordował wszystkich siedmiu kardynałów ze świątyni. Inny przyjaciel Sir Criusa – inkwizytor Lister, pozwala Anastastii, po znajomości, poprowadzić własne śledztwo, bo jej dowódca jest głównym oskarżonym w tej zbrodni. Dlaczego? Bo ma miejscu masakry znaleziono pióro Garudy z jego munduru. No dobra… Nasza protagonistka rusza zatem do akcji, ale nie wie, gdzie znaleźć Sir Criusa, bo ten się ukrywa. Trafia jednak – w ramach akcji deus ex machina, dosłownie na ulicy – na Landona, innego z kadetów i swoich kumpli, który mówi, że wie, gdzie jest ich szef i ją tam zaprowadzi. Kiedy jednak oddalają się od centrum, coś mu odrąbało. Rzuca się na Anastasie z nożem, dźga ją i oznajmia, że to zemsta za Mayię, w której się kochał, a którą dziewczyna z pewnością zamordowała… No i wtedy na scenę teleportuje się, z nie wiadomo skąd, Sir Crius i „butuje” Landona. W sumie to prawie go zabija, ale MC udało się go w porę powstrzymać…
…by pogrążyć się w wizji. W tę nieszczęsną noc ich randki, gdy Anastasia rozmawiała z Hugo, Sir Crius zorientował się, że gadali o jego siostrze. Nie przewidział tylko, że chłopakowi odbije i zamorduje kardynałów… W każdym razie Hugo zrobił to, dlatego że w przeszłości kardynałowie, zgwałcili na jego oczach zakonnice – siostrę Criusa, lady Isabellę, która potem popełniła samobójstwo. Nie miałam na tym etapie pojęcia, czemu Hugo postanowił dokonać zemsty za niewinną ofiarę i to po tylu latach. Nie rozumiem też, czemu potem łyknął truciznę, chociaż Sir Crius próbował wziąć jego winę na siebie. (I to właśnie jeden z tych momentów, gdzie przydaje się kontekst ze ścieżki Tyrila, by lepiej rozumieć ich relacje i ślepe uwielbienie, jakim Hugo darzył swojego dowódcę).
Ponieważ dziewczyna się wykrwawia, to ukochany zabiera ją do lasu, psiocząc na temat tego, że powinna trafić do szpitala. A czemu tego nie zrobił? Bo w międzyczasie wyznał, że to on był kolejnym narzędziem wiedźmy = Membrum. I znowu, za cholerę nie wiedziałam, co to oznacza. Dowiedziałam się dopiero w innej historii, więc już wyjaśniam. Póki wiedźma nie została powstrzymana, to oferowała różnym ludziom super moc w ramach paktu. Ofiara mogła dzięki tym zdolnościom dokonać niemożliwego, o czym zawsze marzyła np. zemsty na wrogu, ale potem jej serce było „pożerane przez wiedźmę”. Sir Crius skusił się na ofertę, bo nienawidził kardynałów, ale ostatecznie nie dopuścił się żadnej zbrodni. A skoro złamał warunki paktu z wiedźmą, to spadła na niego klątwa.
Innymi słowy, Sir Crius wiedział, że umiera. To dlatego później nie miał już takich zahamowań, by otwarcie okazywać względy swojej podwładnej, bo niewiele mu zostało. Resztę czasu i tak poświęcił na zostawienie Zakonu w jak najlepszej sytuacji po swojej śmierci, np. dlatego pozbył się Kyle’a, który ich zadłużał i szargał reputację rycerzy. Sugeruje również, że macocha Anastasii nie jest taka zła. Że niby torturowała swoje dzieci, bo chciała nauczyć się, czym jest ból, cierpiąc na to samo schorzenie, co Sir Crius. I ogólnie, gdyby nie MC, to Sir Crius skończyłby ze sobą szybciej, ale pokochał ją i potem ciągle przeciągał swoją egzystencję… a to by zobaczyć turniej, potem narodziny Gerudy, potem proces, potem pójść na chociaż jedną randkę itd. Zawsze była jakaś wymówka.
Ale to wszystko, summa summarum, nie ma żadnego znaczenia! Anastasia umiera w ramionach ukochanego, mówiąc, że w pełni go akceptuje, a magiczny kotek z zaświatów, czyli Rune, wymazuje jej wspomnienia, aby nie cierpiała i aby mogła zacząć jeszcze raz! To tyle, jeśli chodziłoby o ścieżkę na tym etapie. Brak odpowiedzi, dziwaczne sceny romantyczne wplecione pośpiesznie między wylewające się ze zwłok flaki i sądowe procesy, oraz zero chemii w moim odczuciu. Na dodatek tajemnicza choroba love interest, która w symptomach ma daltonizm, znieczulenie na ból i brak smaku… ale facet głównie kaszle i ściemnia, że czuje niby fetor Garudy.
W bad/sad/czy black rose ending – jak zwał tak zwał – jest przy tym nie mniej dziwacznie. Wróćmy do sceny butowania Landona. Dowódca jest tak wściekły, że zabija swojego podwładnego, a Anastasia traci przytomność od upływu krwi. Tym razem budzi się jednak w gabinecie, w pokoju sir Criusa, a nie w lesie. Odkrywa również, że ktoś ją przebrał w suknie i opatrzył jej rany. Facet zaś jest kompletnie opętany przez żądze. Dobiera się do swojej podwładnej, gdy ta tylko odzyskuje przytomność, zaczyna ją całować i powtarza, że nie jest już człowiekiem. Dokonując mordu na Landonie, zamienił się w pełni w Membrum i dlatego ma charakterystyczną obrożę na szyi. Zamierza zniszczyć każdego, kto chciałby mu odebrać Anastasię, więc MC nie musi się już o nic martwić. Taki full yandere mode. Btw. CG z tego endingu to moje ulubione w grze… Guilty as charged.
EPILOG:
Ta część historii zostaje odblokowana dopiero po ukończeniu całej gry. Także może być trochę enigmatyczna. Anastasia powraca do królestwa Hystorici, po tym jak załatwiła sprawę z Norną i prosi o ponowne przyjęcie do Wings of Garuda. Przypomina sobie jednocześnie, że siedem lat temu nie chciała, by Sir Crius był jej instruktorem, bo onieśmielał ją jego uśmiech. Sama nie potrafiła wówczas odczuwać takiej radości… W każdym razie relacje pomiędzy nimi są dość niezręczne. Dziewczyna wciąż pamięta ich wspólną przeszłość w innej linii czasowej, ale obecny dowódca nic na ten temat nie wie. Co więcej, Anastasia sądzi, że prawda o jej pochodzeniu i mocy Fatal Rewind może budować między nimi bariery, a kiedy wspomina na dodatek coś o obejmowaniu, całowaniu włosów itd. to Crius jest już ogólnie skonfundowany.
Jakiś czas później kadeci, sir Crius, Maya i Anastasia spotykają się w domu tych ostatnich na wspólnej kolacji. Dyskutują na róże tematy, a kiedy dowódca nieoczekiwanie wyciera policzek podwładnej, bo miała tam jakiś pyłek… To Landon zaczyna spekulować i pytać, czy nie mają romansu. Dziewczyna natychmiast zaprzecza i Maya każe mu przestać wygadywać głupstwa, ale Crius tylko pije wino w milczeniu, przysłuchując się kłótni.
Później, gdy Anastasia odprowadza go do wyjścia i prosi, by o siebie dbał, mężczyzna wreszcie nie wytrzymuje i pyta, czemu nigdy nie wspominała wcześniej o łączącej ich relacji. MC tłumaczy wówczas, że za wiele się działo: Bogini, Ish, zniszczenie świata, rozliczenie PIT-u, wiecie, te wszystkie pilne sprawy, o których człowiek musi pamiętać. W każdym razie przyznaje wreszcie, że Sir Crius wyznał jej miłość, a ten bierze ją nieoczekiwanie w ramiona i prosi, by odtąd opowiedziała mu o wszystkim. Może i nie jest tą samą osobą, ale to, co czuje, jest równie mocne, więc bohaterka nie musi się niczego obawiać. Szczęśliwa Anastasia przystaje na wszystkie jego żądania, co pieczętują pocałunkiem.
Scenka kończy się dość zabawnie, bo Crius prosi, by dziewczyna nigdy nie spotykała się z Tyrilem, Lucienem czy Zennem bez jego obecności… przecież wszyscy żywili do niej silne uczucia, a on jest zazdrosnym człowiekiem. (Nawet nie masz pojęcia, stary, nawet nie masz pojęcia…).
PODSUMOWANIE:
Nasz przystojny dowódca miał spory potencjał jako love interest, ale scenarzyści potraktowali go po macoszemu. Nie dość, że jego ścieżka była najbardziej chaotyczna i poszarpana, to jeszcze z założenia miał iść na pierwszy ogień, czyli jako gracze zdołaliśmy już o nim zapomnieć, nim na dobre wróciliśmy do epilogu. Co więcej, Crius jest znacznie lepiej zarysowany w pobocznych ścieżkach niż w swojej własnej. Tam faktycznie widzimy, że dla dobra Zakonu jest gotowy uwodzić bogate kobiety, że całkiem sprawny z niego manipulator, że za „słonecznym” uśmiechem skrywa się kalkulujący człowiek, doskonale świadomy swojej wartości, ale że pomimo tych skaz na jego idealnym wizerunku, to wciąż świetny dowódca, wspierający przyjaciel i osoba godna zaufania. Nie ma się co dziwić, że Anastasia straciła dla niego serce. Szkoda tylko, że tego uczucia nie podzielali twórcy, bo na tle wszystkich panów, to właśnie Crius wypadł moim zdaniem najgorzej. Chłopina potrzebuje tego fandisku na gwałt. Trochę jednak popsioczę, że przez bardzo słabiutki wstęp z jego udziałem, o mało nie skreśliłam całego Even If Tempest…