Become the master who brings the handsome demon brothers down to their knees and enjoy life at the Academy in the Devildom! You have been selected to become an exchange student at RAD, a school for demons. Awaiting you are 7 demon brothers and a mountain of tasks…?! There is only 1 rule you have to remember to survive… One Master to RULE them all! (źródło: https://obey-me.fandom.com)
- Tytuł: Obey Me!
- Developer: NTT Solmare Corporation
- Wydawca: NTT Solmare Corporation
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Obey Me! Nightbringer
Bohaterowie
Główna postać:
Imię: Yuki Postać reprezentowana w grze przez uroczą owieczkę. Może mieć dowolne imię czy płeć. |
Dostępni love interest i inni (uwaga: w grze nie ma odrębnych ścieżek dla postaci):
Lucifer Awatar Pychy upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Mammon Awatar Chciwości upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Leviathan Awatar Zazdrości upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Satan Awatar Gniewu demon <<RECENZJA>> | |
Asmodeus Awatar Pożądania upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Beelzebub Awatar Obżarstwa upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Belphegor Awatar Lenistwa upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Diavolo Książe Devildom demon <<BRAK>> | |
Barbatos Lokaj Diavolo demon <<BRAK>> | |
Simeon Uczeń z Celestial Realm anioł <<BRAK>> | |
Luke Uczeń z Celestial Realm anioł <<BRAK>> | |
Simeon Czarnoksiężnk człowiek <<BRAK>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Lucifer ⊳ Barbatos ⊳ Diavolo ⊳ Mammon ⊳ Satan ⊳ Simeon ⊳ Leviathan ⊳ Belphegor ⊳ Luke ⊳ Asmodeus ⊳ Beelzebub (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Aktualizacja (2023 r.): gra oferuje tylko 80 lekcji fabularnych i jest kontynuowana w odrębnej aplikacji Obey Me: Nightbrigner, która jest jakby resetem świata przedstawionego. Teoretycznie możliwe jest zaczęcie zabawy od razu od nowszej apki, ale stracicie wtedy sporo smaczków. Z drugiej strony podstawowe Obey Me otrzymuje obecnie ograniczone wsparcie ze strony twórców.
Aktualizacja (2025 r.): Obie części gry nie będą już wspierane przez twórców od grudnia 2024 roku.
„Obey Me!” to gra, którą absolutnie nie byłam zainteresowana. Przeważnie, gdy Japończycy biorą się za coś „europejskiego” nie wychodzi to dobrze, podobnie jak da się wyczuć „rękę gaijina” w przypadku gier, które jedynie naśladują azjatyckie produkcje. Dlatego jakoś nie podchodziłam entuzjastycznie do faktu, że łączymy ze sobą tak dwie różne kultury. Na dodatek temat anioły kontra diabły jakoś średnio mnie bawił, bo takich aplikacji/filmów/powieści, też widziałam od groma. No, ale pomyślałam, że zainstaluję, aby chociaż zobaczyć, z czym to się je. Ot, tak, z czystej ciekawości: bo opening nawet spoko. Co okazało się w sumie całkiem dobrym pomysłem.
Zacznijmy od tego, że aplikacja „Obey Me!” jest dostępna w trybie free to play. W sensie, teoretycznie, wszystko, co w niej znajdziemy dostępne jej za darmo, ale w praktyce możemy płacić prawdziwą walutą za np. szybsze odnawianie energii (która będzie nam potrzebna w minigrach) czy za zakup dodatkowych kart (zawierających mini historyjki z konkretnymibohaterami). Możemy też zdecydowac się na abonament, który da nam dostep m.in do odcinków anime wewnątrz aplikacji, dodatkowych pracóników, czy przewijania pewnych bitw. Nim jednak zagłębie się bardziej w mechanikę, przedstawię najpierw krótki rys fabularny.
Główną bohaterką/bohaterem „Obey Me!” jest bliżej nieokreślona persona, która domyślnie nazywa się Yuki i jest reprezentowana przez awatar różowej, słodkiej owieczki. Wbrew swojej woli, MC zostaje przetransportowana/y do szkoły dla demonów (RAD), gdzie jest zmuszona/y spędzić rok w towarzystwie piekielnej siódemki. Czemu upadłe anioły chodzą na lekcje? Nawet nie pytajcie! Nie ma sensu zastanawiać się nad takimi pierdołami, bo „Obey Me!” to najzwyczajniejsza komedia, która pełnymi garściami czerpie ze znanych motywów, tylko po to, by przedstawiać je w zabawny, parodiujący sposób. W każdym razie MC musi jakoś przetrwać, a jej/jego głównym celem, niczym protagonisty Pokemonów, jest „zebranie ich wszystkich” = nawiązanie paktu z każdym z demonów. Dlaczego? Bo wtedy będzie mogła/mógł pomóc tajemniczej osobie uwięzionej na strychu. I to w zasadzie tyle. Nie spodziewajcie się żadnej większej głębi. Prawda, że wystarczająca motywacja? (A co, myśleliście, że będzie głównie myślał/a o ucieczce do domu? Ha!). …No dobra, małe sprostowanie, tak prezentowała się fabuła sezonu 1. Potem dzieje się jednak trochę więcej.
Panów jest zasadniczo siedmiu, ale w momencie, gdy piszę tę recenzję, do rąk graczy oddano jedynie 15 rozdziałów opowieści, więc zabrakło mi 2 demonów do pełni szczęścia = kolekcji. Aktualizacja: na tą chwile możemy ukończyć 80 rozdziałów w trybach normal i hard, co pozwoli nam fabularnie przejść 4 lata studiów i spotkać się z rodzeństwem jeszcze potem, poza krainą demonów. A trzeba przyznać, że rogaci/skrzydlaci/kopytni bracia to bardzo dziwaczna banda. W życiu bym nie powiedziała, że którykolwiek z nich nadaje się na love interest… ale i tak ich szczerze polubiłam. Za co? Ano, właśnie za to, jacy są pokręceni, kłótliwi, małostkowi, dziecinni i ogólnie egoistyczni. (*^‿^*) W końcu to demony, prawda? Nie ma co się spodziewać po nich, że będą myśleli o czymś więcej niż czubek własnego nosa.
Pierwszy z nich, najstarszy i najsurowszy, to awatar pychy – Lucyfer, który jest zarazem kimś w rodzaju klasowego przewodniczego. To on stara się trzymać resztę paczki, krótko „za mordy” – a sam wchodzi w tyłek synowi króla Devildom. (Nie mylić z Piekłem. To inna kraina). A przypomnijmy przy okazji, że demony do miłych istot nie należą, więc jak trzeba, to Lucyfer może posunąć się do gróźb czy tortur. Ogólnie jednak zachowuje się, jakby zawsze miał kij tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, i jest najbardziej podejrzliwy względem MC.
Drugi, Mammon, to mój ulubieniec – za niesamowity dystans do siebie. Awatar chciwości, który jest tak głupi, że nawet ziemniak zdołałby go przechytrzyć. Facet nie robi sobie jednak wiele z tego, bo w jego życiu liczy się tylko Goldie = karta kredytowa. Chociaż jako pierwszy okazuje jakieś tam zauroczenie MC – czemu natychmiast zaprzecza, jeśli zapyta się go o to wprost. Jest też najbardziej „empatyczny” i… ten… no… przyjazny? O ile w przypadku demonów to w ogóle możliwe.
Trzeci to Leviathan, awatar zazdrości, gostek który jest 101% otaku. Całe dnie spędza, grając, oglądając anime, kupując gadżety np. poduszki do snu z ulubionymi postaciami itd. Szczerze powiedziawszy, przez ten cały slang, ledwo rozumiałam, co on niekiedy bohaterce/bohaterowi próbował zakomunikować. By nie powiedzieć, że Levi mnie przerażał. I to nie ponieważ był demonem, ale zbyt obsesyjnym fanem (⌒_⌒;). I jeszcze ta jego tendencja, aby hodować ciągle uciekające mu do świata ludzi węże, które nazywał tym samym imieniem Henry… Brrr!
Czwarty to Szatan, awatar gniewu, którego jedyną przyjemnością z istnienia jest wkurzanie Lucyfera i… fascynacja serialami detektywistycznymi oraz kotami. Bo czemu by nie? Poza tym lubi czytać książki i bywa dość cyniczny. Ah, i pomaga bezdomnym zwierzętom znaleźć nowy dom. W końcu każdy musi mieć jakieś hobby – poza pożeraniem ludzkich dusz. A jak się okazuje słabością Szatana są puchaci, bezbronni przyjaciele… Hm, a wspominałam, że jakimś cudem ten facet ma kontakty i znajomych dosłownie w całym demoniczym świecie?
Piąty to Asmodeus, awatar pożądania, który potrafi rozkochać w sobie wszystko, co żyje (i nie tylko – bo nawet posągi). Absolutny narcyz z obsesją na punkcie kosmetyków, dbania o skórę i innych zabiegów. Nie muszę mówić, że kocha tylko jedną istotę na świecie? Tak, siebie. Szykujcie się więc na setki pełnych samozachwytów monologów. (Btw. to głos jego seiyuu słyszmy w piosence z openingu).
Szósty to Beelzebub, awatar łakomstwa. Nalezy do drużyny sportowej, wydaje się dość przyjazny i nie ma konfliktów z innymi braćmi. Jest za to gotowy wpierdolić wszystko w zasięgu. Nawet obgryzać tynk ze ścian. Przez co mam wrażenie, że zabrakło na niego trochę pomysłu, bo przez 99% czasu antenowego powtarza po prostu, że jest głodny. Chociaż tyle w nim dobrego, że troszczy się jako tako o swojego bliźniaka. Czyli ostatniego z paczki…
…Belphegora, awatara lenistwa. O którym nie powiem nic więcej na tym etapie, bo byłby to zbyt duży spoiler dla sezonu 1. Belphy – jak wskazuje jego grzech – lubi jednak drzemać w różnych miejscach, wcinać fast foody, oglądać gwiazdy i jako jedyny czuje dużą niechęć do Diavolo – syna władcy Devildom, co mimowolnie nakręca jego konflikt z Lucyferem. Belphegor ma przy tym ważny powód, by szczerze nienawidzić ludzi, co nie ułatwie jego kontaktów z MC. Zalicza się też do tych bystrzejszych z braci. Co czyni go bardziej niebezpiecznym.
Razem z tą wesołą zgrają będziemy chodzili do szkoły, ale nie tylko. Co chwila bowiem w aplikacji dzieją się jakieś wykolejone przygody np. bohaterów wciąga do jakiegoś dating sim, gdzie muszą odgrywać rolę zakochanych w koleżance uczniaków, aby się wydostać. Innymi razy: zamieniają się ze sobą ciałami, itd. Słowem „klasyka klasyki” gier otome, dram czy haremówek. Mimo jednak absurdów śledzonych historii, przechodziło mi się te 80 rozdziałów nad wyraz zacnie (poza 4, gdzie zaobserwowałam wyraźny spadek jakości). Może dlatego, że spodziewałam się czegoś kompletnie innego? Kolejnej pseudo głęboko-romantyczno-tragicznej opowiastki fantasy?
Warto jeszcze nadmienić, że interfejs aplikacji też do codziennych nie należy, bo udaje zwykły telefon. Od czasu do czasu chłopaki będą więc do nas dzwonić albo smsować. Na szczęście nie ma żadnego durnego limitu i możemy sobie te wiadomości spokojnie sprawdzić, kiedy chcemy. Nie będziemy się też stresować, że jak nie odbierzemy telefonu w czasie rzeczywistym, to stracimy fabułę. (Wiecie chyba do czyjej gry uderzam…). Co mnie osobiście bardzo odpowiada, bo trudno by człowiek znalazł czas na granie w godzinach pracy.
Dodatkowo, z poziomu listy kontaktów, możemy zarządzać kartami – a tych będziemy potrzebować do minigier oraz eventów. W trakcie przechodzenia kolejnych rozdziałów będziemy bowiem musieli od czasu do czasu toczyć pojedynki… taneczne. A wtedy duże znaczenie, poza rodzajem i siłą karty, będzie miało to, kogo wystawimy do trzyosobowej drużyny. Każda walka toczy się na scenie z przeciwnikami pod konkretny typ „energii” – w tym wypadku, zamiast utartych do granicy możliwości żywiołów, karty zostały podzielone według grzechów. Mam więc pychę, lenistwo, gniew, zazdrość, pożądanie, łakomstwo i chciwość. I o ile same karty nie zawsze należą do najfajniejszych (jest ich pełno, obrazki bardzo podobne i nieco trudno się w tym początkowo połapać – dopiero te z kart preium cieszą oczy), to sama gierka była całkiem spoko – przede wszystkim dlatego, że jest bardzo krótka. Nie mamy więc wrażenia, że marnujemy na nią czas. Ot, 30 sekund gapienia się na taniec chibi postaci z okazjonalnym kliknięciem w serduszka.
Inną ważną dla interfejsu apką w naszym wirtualnym telefonie jest „Akuzon” – więc pewnie domyślacie się do czego służy. To dzięki niemu możemy kupować dodatkowe waluty, ciuszki dla postaci na ekranie startowym, odnawiać energię, opłacać miesięczny abonament itd. Czyli standardowy sklepik, ale z zabawnym nawiązaniem.
Wreszcie mamy też Devilgram – czyli social media, gdzie chłopaki wrzucają swoje zdjęcia, a tak naprawdę jest to dla nas źródło dodatkowych historyjek powiązanych z unikatowymi kartami specjalnymi. Co ciekawe, każda z nich wykonana jest w nieco innym stylu, więc bohaterowie wyglądają niekiedy, jakby byli innymi postaciami. A cóż powiedzieć… Insta… znaczy Devilgram często zaśmiecają zdjęcia na różnym poziomie! (No i demony też publikują tam czasami… hmm… bardzo dziwne rzeczy). W czym warto nadmienić, że ponieważ w grze nie ma odrębnych ścieżek, to własnie w tych opowiastkach macie namiastkę randkowania i czasu sam na sam z wybranymi bohaterami. Nie będę jednak ukrywała, że jak na grę otome, to takich treści jest dość mało. Zwłaszcza że przy niskiem kategorii wiekowej, nie liczcie na więcej niż bardzo ugrzecznione, stonowane spotkania, jakby w tle towarzyszyła nam anielska przyzwoitka. Założeniem twórców było bowiem, aby każdy gracz czuł się konfortowo, stąd bohaterowie nawet za rękę nie wezmą nas bez wcześniejszego zapytania o zgodę. Ah, no i do ich odblokowywania, znaczy się story z Devilgramu, nie interakcji, potrzebujecie kluczy. Standardowo do kupienia za darmową lub płatną walutę.
Z panelu „Job” możemy z kolei wysyłać demonicznych braci do pracy, aby grindowali dla nas kryształy potrzebne do rozwijania kart, zdobywali kasę i by rosły nam u nich wpływy. Dzięki interakcjom, dawaniu prezentów (lub batów – tak, niektórzy wolą kij od marchewki) czy rozmowom na czatach podnosimy sobie poziom ich zażyłości z MC. Co ma chyba znaczenie tylko przy odblokowywaniu historyjek dodatkowych i rozmów telefonicznych. Nie zauważyłam bowiem, by było gdziekolwiek indziej wykorzystywane.
Na koniec: fabuła. A w zasadzie nasza „lista zadań szkolnych”. Jak wspominałam, na razie, mamy 80 rozdziałów czegoś, co najlepiej uznać za common route, podzielonego na 4 sezony po 20 odcinków. Nie mam pojęcia, czy w przyszłości każdy z bohaterów dostanie indywidualną ścieżkę. Pewnie nie, bo apka nie jest już wspierana, ale i tak nie jestem pewna, czy ktokolwiek z nich stanowi dobry materiał „na chłopaka”. XD To upadłe demony, żyjące ponad 5000 lat i na dodatek z tak wieloma problemami z osobowością, że czasami wszystkim im chce się kazać zamknąć pyski i iść bez kolacji do łóżek. Co nie znaczy, że ich nie pokochamy! Wiecie, trochę jak rozwrzeszczane, ale wciąż urocze, dzieci.
Stąd jedyne, nad czym mogę ubolewać, to fakt, że bardzo blado na ich tle wypada sama MC. A w zasadzie, to praktycznie nie istnieje. Niby coś tam odpowiadamy w jej/jego imieniu, ale poważnie, jest kompletnie przeźroczysta/y. Wątpię też, by kiedykolwiek pojawiał/a się na jakimś CG. Może dlatego, że twórcy reklamują ją/jego jako twór „bezpłciowy”: There is no gender selected for the main character, so anyone can play. – ale przynajmniej w tłumaczeniu, miałam wrażenie, że kilka razy jednak omyłkowo implikowano, że chodzi o kobietę. Co mogło być, oczywiście, przeoczeniem. A dla mnie w sumie płeć nie miałaby większego znaczenia, gdyby nie odbywało się to kosztem braku osobowości.
No to teraz czas na wady! A tych również znajdzie się kilka. Pierwsza to kwestia techniczna. Jasne, wszystkie postaci są podanimowane, mamy dodatkowe, japońskie głosy, muzyczka w tle nie drażni… Ale apka zaczęła premierę z poważnymi błędami, uniemożliwiającymi np. zakup rzeczy w sklepie czy budowanie relacji. (Mały update: większość z nich została już naprawiona, a twórcy są bardzo responsywni. Good job!).
Osobiście też nie podobają mi się projekty bohaterów. Ale to już kwestia gustu. Może do kogoś takie koncepty przemawiają. Dla mnie wszystkie postaci wyglądają po prostu zbyt podobnie. Szczególnie jak pojawili się czarnoksiężnicy i anioły, to kompletnie nie widziałam różnic między nimi a demonami. A przynajmniej póki ci ostatni nie przemienili się w połowie w potwory.
Dużo osób skarżyło się też na tutorial i rozumiem czemu. Gdyby nie jakieś tam doświadczenie z podobnymi grami, to też nie miałabym pojęcia, co się właściwie dzieje. Na szczęście, wiele z tych wymienionych wad, da się jakoś tam naprawić w przyszłości łatkami. Co zaś się tyczy samouczka, to gra broni się dobrym interfejsem, bo chociaż z samych lekcji wiele nie wynika, to „układ telefonu” jest bardzo intuicyjny.
Z pozytywnych aspektów, poza wspomnianym wcześniej humorem, wymieniłabym dość niską cenę. W sensie, w porównaniu z konkurencyjnymi grami o identycznym modelu, tutaj faktycznie możemy sobie pograć za darmo, oglądając reklamy. Energia odnawia się szybko, nawet unikatowe karty możemy wylosować, jeśli odczekamy odpowiednią ilość godzin. Nie to, żebym miała problem z wydawaniem kasy w grach. Wręcz przeciwnie, zawsze staram się coś kupić, by nagrodzić twórcom ich trud włożony w pracę, ale i tak było to miłe zaskoczenie. Nikt nie próbował mi wydrzeć portfela z kieszeni. (No, poza Mammonem w fabule ;)). O dziwo, możemy też zdobyć sporo growej waluty, wykonując po prostu dzienne questy w grze… co również bardzo doceniam, bo przeważnie gdy twórcy dają taką opcję, to okazuje się, że i tak zbierzemy jakieś ochłapy. A ja dzięki temu kupiłam sobie całkiem sporo kart bez najmniejszego problemu i inwestowania.
Dlatego, jeśli nie macie problemu z pseudo darmowymi grami na komórkę, to możecie dać „Obey Me!” szansę. Ja się pozytywnie rozczarowałam i w sumie uważam, że NTT Solmare Corporation rzuca poważne wyzwanie konkurencji. Pewnie wiele osób może uznać, że „Obey Me!” wymaga po prostu od nich mniej wysiłku czy nakładu finansowego niż podobne tytuły. Spodziewam się więc w przyszłości zaobserwować sporo migracji, ale to tylko takie moje wróżenie z fusów… Pewnie wrócę do tej recenzji za jakiś czas, by ją po kilku miesiącach zaktualizować.
A tymczasem jest już za mną sporo eventów i niespodzianka urodzinowa (telefony od wszystkich demonów, sporo rzeczy do rozwijania postaci i dostęp do jednej naprawdę unikatowej karty!). Mogę więc śmiało powiedzieć, że taka przyjazna polityka skłania, by pobawić się tą apką nieco dłużej.
Aktualizacja na rok 2023 r.: i faktycznie, spędziłam z Obey Me! ładne kilka lat. Przeszłam wszystkie rozdziały, eventy i ukończyłam chyba większość opowieści z Devilgrama. Obecnie zaś kontynuuję zabawę w Obey Me! Nightbringer. Myślę sobie więc, że nie dojdzie do zamknięcia serwerów, to z mniejszymi lub większymi przerwami z chłopakami już zostanę. Zwłaszcza że – póki co – nowa aplikacja naprawiła większość błędów, które zaczęły mnie drażnić w podstawowej grze np. fabuła jest bardziej dopracowana.
Zobacz również:
- Porównanie gier: Pojedynek: Obey Me! vs Ayakashi: Romance Reborn
- 01# audio drama z oficjalnego kanału z udziałem Lucifera
- 02# audio drama z oficjalnego kanału z udziałem Mammona i Satana
- 03# audio drama z oficjalnego kanału z udziałem Mammona i Leviathana
- 04# audio drama z oficjalnego kanału z udziałem Lucifera i Satana
- 05# audio drama z oficjalnego kanału z udziałem Asmodeusa i Leviathana