Czy czas albo odległość osłabią więź łączącą MC z demonicznymi braćmi? Powróć do Devildom, aby się o tym przekonać! Ale chwileczkę… dlaczego nikt cię nie pamięta i wszystko wydaje się wywrócone do góry nogami?! RAD nie istnieje, pakty nie działają, a jeszcze okazuje się, że trafiasz do uniwersum zaraz po buncie aniołów! Czy MC uda się w tym okolicznościach wrócić do domu? Czy już zawsze będzie trzeba udawać demona, aby przetrwać? I kim w zasadzie jest Nightbringer?!
- Tytuł: Obey Me! Nightbringer
- Developer: NTT Solmare Corporation
- Wydawca: NTT Solmare Corporation
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Obey Me!
Bohaterowie
Główna postać:
Imię: Yuki Postać reprezentowana w grze przez uroczą owieczkę. Może mieć dowolne imię czy płeć. |
Dostępni love interest i inni (uwaga: w grze nie ma odrębnych ścieżek dla postaci):
Lucifer Awatar Pychy upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Mammon Awatar Chciwości upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Leviathan Awatar Zazdrości upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Satan Awatar Gniewu demon <<RECENZJA>> | |
Asmodeus Awatar Pożądania upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Beelzebub Awatar Obżarstwa upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Belphegor Awatar Lenistwa upadły anioł <<RECENZJA>> | |
Diavolo Książe Devildom demon <<BRAK>> | |
Barbatos Lokaj Diavolo demon <<BRAK>> | |
Simeon Uczeń z Celestial Realm anioł <<BRAK>> | |
Luke Uczeń z Celestial Realm anioł <<BRAK>> | |
Simeon Czarnoksiężnk człowiek <<BRAK>> |
Ocena postaci: (*♡∀♡) Lucifer ⊳ Barbatos ⊳ Diavolo ⊳ Mammon ⊳ Satan ⊳ Simeon ⊳ Leviathan ⊳ Belphegor ⊳ Luke ⊳ Asmodeus ⊳ Beelzebub (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Aktualizacja (2025 r.): Obie części gry nie będą już wspierane przez twórców od grudnia 2024 roku.
Aplikacja „Obey Me!” została już przeze mnie opisana w poprzedniej recenzji, którą znajdziecie TUTAJ (już zaktualizowaną o pewne zmiany, które zaszły w 2023 roku). W tym tekście chciałabym więc skupić się na tym, czym obie wersje się od siebie różnią, co może niektórym z Was odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle warto zaczynać przygodę z historią demonicznych braci?
Na samym wstępie wyjaśnię, czym w zasadzie „Obey Me! Nightbringer” jest i skąd wziął się pomysł na taką aplikację. Fani serii zapewne wiedzą, że od dłuższego czasu (około roku, jeśli się nie mylę) podstawowa wersja gry nie dostawała żadnych aktualizacji. W efekcie oferowała 80 lekcji, ale potem opowieść nagle się urywała… W międzyczasie twórcy pracowali w tle nad zupełnie nową apką, która miała wyróżniać się odświeżonym interfejsem, ale i mechaniką. Zdecydowano się bowiem na coś, co jest popularną obecnie grą muzyczną. Czymś, o czym zawsze marzono, ale na co brakowało funduszy. A przynajmniej do momentu, nim „Obey Me!” nie zarobiło dość kasy na siebie, a i jeszcze przyoszczędzono na dobre, pozbywając się nierentownego „Story Jar”.
Stworzeniu nowej aplikacji przyświecał też kolejny cel. Chodziło mianowicie o przyciągnięcie świeżych graczy. Dotarliśmy bowiem do punktu, gdzie odblokowywanie kolejnych lekcji, bez przepakowanych kart, było w podstawowej grze bardzo trudne. No i dysproporcja pomiędzy weteranami a nowicjuszami stawała się coraz większa. Nie wspominając już w ogóle o fakcie, że „Obey Me!” było bardzo free user friendly, więc ktoś dokonał chyba stosownych kalkulacji i uznał, że nowa apka powinna mocniej oprzeć się na modelu subskrypcji, aby zapewnić sobie długowieczność.
I tym sposobem docieramy do pierwszej, istotnej zmiany, która dla wielu z odbiorców może być czynnikiem decydującym, jeśli chodzi o migracje do nowej aplikacji. Chodzi oczywiście o kasożerność, a ja nie będę ukrywać, że choć należę do osób, które wydają dużo na gry i raczej nie mają z tym oporów, to jednak zauważyłam sporą różnicę. Wiele rzeczy, w tym takie banały jak koszt energii, czy dostęp do ubranek i innych duperelów, zostały ukrytych za pieniężną barierą. Niegdyś dziennie bez problemu zdobywaliśmy po 20 diamentów dziennie i mogliśmy sobie tak odłożyć środki na zakup biletów na karty premium. Teraz za wykonywanie questów dziennych analogicznie czeka na nas 18 diamentów, a o kupowaniu za nie biletów możemy najzwyczajniej zapomnieć… A to naprawdę tylko malutki przykład takich ukrytych, podwyższonych kosztów.
Drugą z rzeczy, na którą często narzekają gracze, jest pewna blokada, jeśli chodzi o rozwój kart. Teraz, aby w drzewku umiejętności uzyskać dostęp do takich rzeczy jak dodatkowe historyjki, ubranka, czy powitania, musimy wbić poziom umiejętności do minimum lvl 2. Przypomnę, że level rozwija się poprzez kolekcjonowanie duplikatów tej samej karty. O ile więc nie jest to trudne w przypadku kart SSR, to już UR czy UR+ mogą stanowić wyzwanie. Choć tutaj, pragnę sprostować, że wprowadzono jokery, które kupowane za pióra Lucyfera, pomagają nam te poziomy rozwijać. Nie jestem więc do końca w obozie osób, które kompletnie hejtują to nowe rozwiązanie. Głównie dlatego, że grając długo w podstawowe „Obey Me!”, miałam od cholery kart UR i UR+, których i tak nigdy nie udało mi się w pełni odblokować, z powodu braku surowców, które wolałam przeznaczyć na coś innego. Myślę więc, że tutaj będzie podobnie i wcale tych ograniczeń nie odczuję.
No dobra, trochę ponarzekałam. To może przejdziemy teraz do pozytywów? Przede wszystkim za największy plus „Obey Me! Nightbringer” uważam zmiany w fabulę. I nie mam tu na myśli samego resetu świata przedstawionego. Rozumiem bowiem z czego to wynika, że zdecydowano się przenieść bohaterkę/bohatera do przeszłości, gdzie nie ma paktów z braćmi i gdzie nikt (poza Salomonem) jej/jego nie pamięta. (Choć na starcie, podczas rozmowy z tajemniczym Nightbringerem, który prawdopodobnie odpowiada za całe te czasowe zawirowanie- to my możemy zdecydować, czy kojarzymy Lucyfera & Co. czy nie). Potrzebowano w końcu jakiegoś punktu zaczepnego dla nowych graczy, którzy nic o tym uniwersum nie wiedzą. Stąd to rozwiązanie może się komuś podobać albo nie. Mnie absolutnie ani nie ziębiło, ani nie grzało, bo w końcu twórcy obiecali, że kiedyś wrócimy do „współczesnej” linii czasowej. A dokładniej, to że „Obey Me! Nightbringer” w pewnym momencie będzie kontynuowało lekcje zawieszone po rozdziale 80. Gdy tylko, jak twierdzi Salomon, odzyskamy pakty z braćmi i nie namieszamy za bardzo w przeszłości. Musimy bowiem rzekomo wystrzegać się pradoksu. Choć czarnoksiężnik jest w swoich postępowaniach tak hipokrytyczny i szemrany, że nie wiem, czy warto mu wierzyć…
W każdym razie mie mam jakiegoś parcia na szybki powrót, bo całkiem przyjemnie zaczęło mi się siedzieć w tej przeszłości, tuż po upadku braci i zakończeniu wojny, gdy inne demony patrzą na nich podejrzliwie, a MC przypada rola „attendant”, czyli opiekuna tej hałaśliwej zgrai. Nie mieszka więc już dłużej z nimi, ale Salomonem w odrębnym domu, za to rozwiązuje dla nich różne, trudne sprawy, bo upadłe anioły nie potrafią się odnaleźć w Devildom, a udając demona, MC ma na temat tego miejsca większą wiedzę od siedmiu braci czy aniołów. Tak, Luke i Simeon wracają, chociaż RAD jeszcze nie postał. Podobnie jak Trzynastka, Rafael czy Mefistofeles, których poznaliśmy w sezonie 4, ale w zupełnie innych rolach.
To, co jednak uważam, za ogromną zmianę na plus, to podejście do rozwijania samych postaci. W końcu spędzamy z nimi więcej czasu i wychodzą poza swoje archetypy. Wreszcie klimat jest powoli budowany. W każdej scenie nie bombardują nas Lucyferem, ale znajduje się też moment na ukazanie uczuć czy myśli Barbatosa, Salomona, Diavolo… czy chociażby często pomijanych braci np. Asmodeusa czy Leviathana. Nawet Belphegor – znienawidzony przez fanów – jest tutaj ukazany bardzo serdecznie, bo nie zmaga się z trawiącą go od wieków nienawiścią do ludzi. I już za samo to, „Obey Me Nightbringer” scenariuszowo bije dla mnie podstawową apkę na głowę. No, może tylko Beelzebub dalej ciągle gada, że jest głodny, ale reszta zyskuje sporo czasu antenowego i pokazuje się z dużo lepszej strony, np. dowiadujemy się sporo o ich uczuciach na temat buntu Lucyfera, czy powodzie dlaczego Diavolo i Mefistofeles nie trzymają się ze sobą tak blisko jak kiedyś… Nawet Luke nie jest tak bardzo do demonów uprzedzony i przez to da się go znacznie szybciej polubić, bo nie powtarza ciągle, jak inne rasy są niegodne zaufania.
Najwięcej jednak na tych zmianach zyskuje Satan, bo obserwujemy go dosłownie zaraz po narodzinach. Nie jest więc tym ciągle gadającym o kotach i książkach nudziarzem, ale prawdziwym awatarem gniewu, kompletnie zagubionym, odtrąconym i …niewinnym? Trochę jak dziecko, które w imieniu MC od razu chcemy przygarnąć pod swoje skrzydła. A przynajmniej ja go tak odebrałam. Przez co podoba mi się teraz znacznie bardziej niż w podstawowej grze.
Domyślnie, twórcy obiecali również, że „Obey Me! Nightbringer” wróci do tego, czym miało być pierwotnie, tzn. grą skupioną na romansie, którego z czasem było w ich produkcji coraz mniej i mniej, kosztem relacji „przyjacielsko-rodzinnych”… Zupełnie jakby zapomniano, że wyjściowo miała to być gra otome. Póki co nie zauważyłam jednak poważnych zmian w tej kwestii. Dalej jednak mówimy o tytule skierowanych do młodszych odbiorców, więc poza okazjonalnym „cmok” w kartach, nie dzieje się więcej. (Chociaż, tutaj pewnym usprawiedliwieniem może być fakt, że bohaterowie nie mają powodu, by aż tak otwierać się przed MC, nawet jeśli – w jakiś magiczny sposób – czują, że jest im bardzo bliska/bliski i chyba go/ją kochają. Czas pokaże dokąd to zmierza…).
Druga, poważna zmiana, to taneczne misje. Wcześniej mieliśmy chibi postacie, które walczyły z jakimiś tam przeciwnikami, wykonując zabawne układy… i niby fajnie, ale było to cholernie nudne. Nawet, więc jeśli miałam odpowiednio silne karty, by przejść przez lekcje normal czy hard, to najzwyczajniej nie chciało mi się tego robić. Teraz mechanika wymaga od nas pewnej zręczności i refleksu, a funkcję tą przemianowano na RuriTunes (od ukochanej bohaterki z anime oglądanego nałogowo przez Leviathana). Bohaterowie (w 3-osobowych składach) dalej dla nas tańczą, ale tym razem musimy trafiać w odpowiednie nutki do zremiksowanych kawałków. Czasami przeskoczyć nad dziurą. Czasami rozwalić jakąś przeszkodę itd. I jest to najzwyczajniej dużo przyjemniejsze, bo nawet jeśli początkowo szło mi tak sobie, to po kilku próbach testowania, stałam się prawdziwym profesjonalistą! (Choć i tak pomocna bywa opcja skip, gdyby ktoś sobie absolutnie nie radził). Ah, no i za perfekcyjne combo otrzymujemy najlepszą walutę w grze, którą normalnie musielibyśmy kupić za prawdziwe złotóweczki. Jeśli zaś dysponujemy odpowiednimi ubrankami, to możemy naszych biegaczy przebrać, co odblokuje też nowe „zawołania bojowe” na początku misji. (Btw. na screenach znajdziecie dla przykładu Lucyfera w łaszkach z motywu szachowego. Uwaga: te ubrania nie są tym samym, co ciuszki awatara z ekranu interfejsu. Więc tak, musimy odblokowywać je niezależnie od siebie!).
Z czego wprowadzono także dwa dodatkowe przedmioty. Pożegnajcie bezużyteczne miecze czy kawałki kart w eventach, teraz w puli nagród znajdują się Tanuki-san (zwany pieszczotliwe przez fanów „tacos”), sztyleciki w dwóch rodzajach oraz nutki. Ten pierwszy, jeśli go użyjemy jako przedmiotu „wspierającego” w misji tanecznej, da nam 15 000 golda, drugi wzmocni siłę naszych kart, a trzeci zapewnia gwarantowany drop, czyli np. jak potrzebujemy słuchawek konkretnego typu, to możemy sobie takie grindowanie surowców ułatwić. A to tylko kilka z ułatwiających granie lifehacków, bo WRESZCIE pojawiła się opcja „pomiń” przy spotkaniach postaci, ikonka „get”, by pokazać, które ze story mamy w naszej kolekcji czy ukazywanie jakie przedmioty kryją się w ramach nagrody na poszczególnych etapach drzewka rozwoju karty.
Poza znanymi aplikacjami z „Obey Me!” jak: Devilgram – do czytania opowieści z kart, Akuzon – do kupowania pierdołów za różne waluty, DevilTube – do oglądania odcinków anime (jeśli mamy aktywną subskrypcję), czy Akuber – do grindowania surowców do ulepszania kart w ramach minigry na refleks, na interfejsie naszego telefonu pojawiły się też nowe funkcje:
Pierwszą z nich jest WW, czyli Wanderers Whereabouts, która pozwala nam podejrzeć, co robią postacie w różnych częściach domu i o różnej porze. W czym do animacji wykorzystano tutaj modele 3D, które czasami bywają koślawe, ale na osłodę dostajemy możliwość posłuchania głosów seiyuu. (Ogólnie, moim zdaniem, Obey Me Nightbringer jest o wiele szczodrzej udźwiękowione). W czym niektóre scenki odblokowujemy z kart, inne przechodząc główną fabułę, a jeszcze inne poprzez wręczanie postaciom specjalnych prezentów np. Lucyfer bardzo cieszy się z pejcza w ramach prezentu urodzinowego, a Asmodeus z piłki do ćwiczeń. (Takie przedmioty możemy też kupować za specjalne, białe diamenty w Akuzonie).
Kolejną nowością jest Fan Snap, czyli w zasadzie… taki TikTok? Bohaterowie wrzucają tam różne pierdoły, śmieszne lub złośliwe filmiki z sobą, obejmujące szkołę czy życie codzienne. W czym my, jako gracze, możemy je komentować, łącząc ze sobą dwa słowa z puli np. „Luke” + „Cute” lub przez wybór ikonki np. serduszka. I ponownie, wykorzystano tutaj modele 3D, których jakość bywa różna, ale seiyuu nadrabiali swoją pracą te niedociągnięcia. Poważnie, nawet jeśli pewne filmiki wyglądały dość cringowo (patrzę na ciebie Asmodeus!), to fajnie mi się ich słuchało.
Wreszcie zmiany zachodzą również w samej subskrypcji. Już na wstępie zaznaczyłam, że twórcy delikatnie dają nam do zrozumienia, że bez niej daleko nie zajdziemy. Wśród profitów jakie oferuje, znajdują się zatem: specjalne wyprzedaże (obejmujące karty czy diamenty), dostęp do nowego miejsca w aplikacji JOB (czyli tej do grindowania kasy) – który po 24 h daje nam 70 000 golda, możliwość zamienienia jednego z bohaterów na awatara Ruri Hana-chan, dostęp do contentu z DevilTube, bonusy z logowania dla VIP-ów, więcej AP z misji Lodówki, podwójny exp za wszystko i przydatną opcję skip w Akuberze. Szczerze? Trochę nie wyobrażam sobie grania bez tego, bo w puli mam jeszcze 160 punktów do wydawania np. na karty co miesiąc. Nie wiem zatem, jak poradzą sobie gracze free to play…
Przechodząc jednak do podsumowania, wiem, że wielu graczy czuje się trochę przez twórców „Obey Me!” oszukanych. Przede wszystkim informacja o tym, że podstawowa gra nie będzie kontynuowana, została przekazana odbiorcom cichaczem, podczas jakiegoś eventu, a nie jako oficjalne oświadczenie. Dużo osób nie miało więc o niczym pojęcia i dalej, miesiącami, grzecznie opłacało swoją subskrypcję, czekając aż wreszcie pojawi się jakiś content… aż tu nagle bum! – spada na nich wieść, że poza sezonem 4 nie zobaczą nic więcej, a „Obey Me! Nighbringer” jest nie tylko resetem świata, ale i poniekąd sequelem. Po drugie, niektórzy tęsknią za tamtym światem przedstawionym, to znaczy za sytuacją, gdzie MC była już całkiem niezłym użytkownikiem magii, miała pakty z wszystkimi, akcja działa się we współczesności… Teraz wiele rzeczy jest niejasnych np. postęp technologiczny, różnice w backgroundach postaci czy tożsamość tytułowego Nightbringera. Ja jednak nie zamierzam akurat za to iść na twórców ze smołą i widłami, bo mam wrażenie, że za tym wszystkim kryje się jakaś większa tajemnica… Wreszcie, po części, straciliśmy też swoją kolekcję kart, bo chociaż podstawowe „Obey Me!” nie zostało oficjalnie zamknięte, to chyba nikt sobie nie robi złudzeń, że to tylko kwestia czasu. Nawet eventy obie aplikacji mają wspólne, co z perspektywy tego, że MC jest w przeszłości, nie ma żadnego sensu i jasno implikuje, na której grze powinniśmy się skupić…
Ja zatem po prostu migrowałam. Zakończyłam swoją subskrypcję w podstawowej grze, opłakałam ulubione karty i teraz bawię się w „Nightbringerze”. Czy dobrze? I tu pojawia się problem, bo pomimo większych kosztów, moja odpowiedź brzmi… tak. A przypominam, że nie piszę recenzji sponsorowanych, więc nie musicie się obawiać, że ktoś mnie do takiej opinii „zachęcił”. Może po prostu wynika to z faktu, że dla mnie fabuła jest zawsze najważniejsza, a po tym jak jakość szybowała w dół, teraz zaskakuje mnie aż tak wyraźna tendencja zwyżkowa? Może dlatego, że po tylu latach przyzwyczaiłam się po prostu do braci i ciężko byłoby mi nie obserwować ich durnych intryg? A może dlatego, że wreszcie apka nie jest tak „niema”, mogę słuchać głosów seiyuu, czy to w piosenkach, czy w dialogach, więc całość zyskała dla mnie na atrakcyjności? Trudno jednoznacznie powiedzieć… Ale ja póki co jeszcze trochę się z tą nową odsłoną pobawię, a gdyby ktoś miał ochotę pograć wspólnie, to moje ID znajdziecie na stronie.