Ze wszystkich dostępnych love interest Semi Tokitsugu to bohater, na którego czekałam najbardziej. W ścieżce Akuroou, podczas walki, pokazał się z cholernie kakkoi strony, jego żartowanie z podwładnych, chłopięce chwalenie się, a jednocześnie troska o ayakashi, MC czy rodzinę sprawiały, że z miejsca zapałałam do niego sympatią. Zwłaszcza że seiyuu – Toshiyuki Toyonaga – odwalił tutaj kawał świetnej roboty. Sposób mówienia Semiego był bardzo unikalny. Na tyle, że włożył w te pare spiritów ducha oraz osobowość, których wielu „chłopcom z plakatu” od Otomate brakowało. Niestety – i powtórzę z prawdziwym bólem – NIESTETY, ścieżka Semiego okazała się jednocześnie jedną z najbardziej rozczarowujących. I to nie dlatego, że postać tego typu lepiej sprawdzała się na drugim planie. Po prostu mam wrażenie, że gdzieś po drodze pogubiono proporcje i zapomniano, że ta gra jest o Akitsu Shino, która miała bronić ayakashi i przy okazji nawiązać romans, a nie o Semim i jego fanklubie. Do którego należeli chyba sami scenarzyści, bo takich peanów pochwalnych na temat jednej postaci dawno nie widziałam…
A nic nie zapowiadało, że będzie tak źle. Semiego poznajemy przecież już w prologu i jest tam niebywale zabawny. Po raz pierwszy pojawia się w trakcie egzaminu naszej bohaterki, która z założenia starała się o wygodną posadzkę w urzędzie. Nie przewidziała, że stojący przy automatach mężczyzna odkryje jej nadnaturalne zdolności do dostrzegania rzeczy, które nie istnieją i zrekrutuje ją do specjalnego oddziału Szóstego – Dairoku, a właściwie Ayakashimori, czyli takich „Facetów i Babek w Czerni” od bakemono. Tym sposobem Semi został szefem Shino, a chociaż drażnią ją jego nieustające żarty, to jednak ma ogromny szacunek do jego ciężkiej pracy. Było widać, że mężczyźnie naprawdę leży na sercu dobro Sakuratani – zaświatu zamieszkiwanego przez Ayakashi – i każdą chwilę oraz zdrowie poświęcał swojej robocie. (Jak przystało na stereotypowego Japończyka. Nic zatem dziwnego, że zgarniał najwyższe noty w azjatyckich ankietach popularności).
No to w czym problem? – Ktoś mógłby zapytać. Przecież ten opis nie brzmi źle. Ano moje niezadowolenie zaczęło narastać stopniowo. Jeszcze w common roucie, aby przy ścieżce indywidualnej osiągnąć apogeum. Dotychczas bowiem pozostałe historie były zbudowane w podobny sposób. Bohaterka poznawała love boya, miała z nim cutne scenki, w głównej historii pojawiał się jakiś problem, to poddawało ich uczucia próbie i – BAM! – mieliśmy wyznanie. Tymczasem tutaj powstała pewna niezręczność. Semi był szefem naszej protagonistki, więc nie mogli sobie po prostu filtrować. Jasne, pomagał jej w trakcie treningu, zaniósł ją do domu, gdy skręciła kostkę, czy dał własny, stary podręcznik z notatkami do nauki zaklęć, aby się podszkoliła… ale cały czas siedzieliśmy z postaciami w biurze i w pewnym momencie poczułam się, jakbym sama była w robocie.
Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że większość rozdziałów poświęcono nie na interakcje Shino z głównym love interest, ale na opowiadanie nam o jego zajebistości ustami innych postaci. Najczęściej Yakumo – drugiego z pracowników lub jakiś randomów. To z takich scenek dowiadywaliśmy się, że Semi pochodzi z super słynnej i utalentowanej rodziny onmyoji, że zawsze był pracoholikiem (sam siebie nazywa „geniuszem”), że wszyscy mu zazdroszczą, ale go szanują, że ayakashi go uwielbiają i że w sumie nie ma wad… Poważnie, jest nawet scena, w której bohaterka łazi po Sakuratani i wypytuje ayakashi, czy jej szef ma jakieś słabości, a ci twierdzą, że nie, bo taki jest idealny… No, poza Akuroou, kumplem Semiego do picia, który wykrzesał z siebie chociaż jedną, zabawną historyjkę o początkach kariery naszego mister perfect. A to wszystko sprawiało, że moje zainteresowanie historią się rozmywało, bo to przypominało grupę nastolatków rozmawiających o swoim idolu, a nie grę o długowiecznych, potężnych bytach…
Wkrótce jednak do fabuły dołącza jeszcze jeden onmyoji, młodszy brat Semiego – Tokitaka (co jak słusznie skomentował Shiratsuki: dało nam rodzeństwo – „Toki-Toki” XD), aby dorzucić do tej beczki miodu trochę goryczy. Junior tak naprawdę pracował w oddziale Pierwszym, a Szóstkę miał wesprzeć tylko tymczasowo z powodu braku zasobów. Tokitsugu umyślił jednak sobie, że może jeśli Shino pogada z jego rodziną, to uda jej się odkryć, z czego wnikał opór jego braciszka przed pracowaniem w tym samym oddziale. Nie mogła to być bowiem kwestia braku kompetencji, bo zdolności Juniorowi nie brakowało. Starszy Semi stawiał więc na jakiś kompleks niższości lub chęć rywalizacji… jak na kogoś zadufanego w sobie przystało.
Oczywiście, Tokitaka otwiera się przed Shino (a jakże!) i wyjaśnia jej, że problem leży gdzie indziej. Tak naprawdę bardzo chciałby należeć do Szóstki i pracować jako Ayakashimori, ale odkrył w dzieciństwie straszny sekret. (Gościu… znasz ją jakieś 5 minut. Czemu jej o tym mówisz?). Włamał się kiedyś do piwniczki rodu Semi i znalazł tam dokument, wskazujący na to, że jego rodzina może być odpowiedzialna za zniszczenie Sakuratani. Że zawsze byli przeciwni powstaniu zaświatu i to obecność Semi wpływa zapewne na niestabilność krainy. A czemu o tym nikomu nie powiedział? No bo złamałby bratu serce, a ten przecież tak kocha swoją robotę… Dodatkowo wymusza na MC, by ona również się nie wygadała, co jak wiadomo jest doskonałym wstępem do większej dramy, gdy mamy przed swoimi bliskimi i przyjaciółmi sekrety.
Jak jednak do największych problemów doszło, woła już o pomstę do Nieba. Otóż wychodzi na to, że Tokitaka sam spierdzielił sprawę, bo zechciało mu się „westchnąć” w niewłaściwym momencie. I to – niestety – nie jest żart. Scenarzyści naprawdę użyli czegoś tak banalnego. Ot, powiedział coś pod nosem, gdy był w świecie fizycznym, o klątwie i rodzie Semi, a jakiś przypadkowy random przekręcił to i rozpowszechnił w taki sposób, że niby onmyoji z Semi planują zniszczyć Sakuratani… A że Tokitsugu – jak się nagle okazało, wcale nie był tak lubiany – pomimo całej tej zajebistości, o której nas przekonywano – to nagle wyszło na to, że wielu Ayakashimori mu zazdrości i chętnie zobaczyłoby jego upadek. Bo był za doskonały, a jak wiadomo, zawiść budzi w ludziach najgorsze instynkty.
Tymczasem Tokitsugu nagrabił sobie wśród innych zespołów czymś z pozoru bardzo niewinnym. Zaczął na własną rękę zaczytywać się w starych dokumentach na temat ochrony Sakuratani, bo próbował znaleźć sposób na ocalenie Zaświatu. Co zostało naturalnie zinterpretowane tak, że pewnie pracuje nad wspomnianą klątwą… Poważnie, ludzie? W biurze? Przy tylu światkach? Toż to nie miało nawet minimum sensu, ale z jakiegoś powodu nawet MC miała wątpliwości, a gdy plotki dotarły do ayakashi, to część z nich wpadła w szał. Słowem, zaczęły się buntować, wkurzone, że najpierw uwięziono je w Sakuratani, a teraz chciano im ten dom odebrać i zniszczyć. Musieli więc interweniować wszyscy Shire, aby uspokoić swoich agresywnych podwładnych.
I teraz w pozytywnym zakończeniu Shino dochodzi do wniosku, że żywi uczucia do swojego szefa i postanawia mu w tym wszystkim pomóc. A dokładniej to godzi ze sobą zwaśnione rodzeństwo i przekonuje Tokitsugiego, że musi wreszcie zacząć polegać na innych. Że jasne, jest zajebisty, nikt w to nie wątpi, ale sam, podczas treningu, uczył ją, że każdy potrzebuje czasem wsparcia. I on nie jest bynajmniej wyjątkiem. Stąd Starszy Semi wreszcie się przełamuje, przeprasza najpierw kolegów z Ayakashimori i wyjaśnia im całe nieporozumienie oraz przedmiot swoich badań, a potem – w zamian za to – otrzymuje od nich wsparcie, gdy musi się sam tłumaczyć przed radą, bo zamieszki wśród ayakashi nie podobały się dyrekcji ich agencji i chcieli kogoś pociągnąć do odpowiedzialności.
W ostatnich, dosłownie na chwile przed listą płac, scenkach dostajemy wreszcie trochę romantycznego contentu. Dowiadujemy się, że naszyjnik, który Tokitsugu podarował Shino to ich rodowa pamiątka i był to talizman ochronny przekazywany tylko przyszłym członkiniom rodu Semi. Coś jak pierścionek zaręczynowy, co jest o tyle paradoksalne, że bohaterowie nie byli nawet do tamtej pory na chociaż jednej randce i nic sobie oficjalnie nie powiedzieli. Potem zresztą mają gdzieś razem iść, ale Shino nie była w stanie wymyślić, jak chciałaby ze swoim chłopakiem spędzać wolny czas… Kończy się więc na obmacankach na pracowniczym biurku, rozochocony Semi proponuje, by przenieśli się do jego pokoju, ale MC mówi, że to dla niej za szybko, chociaż sama też inicjuje pocałunki… Poważnie, za szybko? Nie, no co ty! Przecież odbyliście może z 3 rozmowy na temat potencjalnego bycia parą! Mam wrażenie, że w tej ścieżce przeskoczono cały romans i Tokitsugu chciał płynnie przejść do małżeństwa i może płodzenia potomków… Zresztą, gdy w PoVie do ścieżki Semiego pada zdanie, że jedyne osoby, które nie zauważyły jego romantycznego zainteresowania bohaterką to Tadashi i ona sama, miałam ochotę krzyknąć „i dopiszcie jeszcze mnie do tej listy!”.
W przyjacielskim endingu dzieje się w zasadzie prawie to samo co powyżej, z tym wyjątkiem, że po raz pierwszy w historii tej gry Tokiwa jest kompetentny. Ukręca plotkom łeb na etapie, nim sprawa jest na tyle rozdmuchana, że dociera do zarządu. Zamiast tego więc Semi wyjaśnia sobie wszystko z kolegami z Ayakashimori pod wpływem nacisków szefa, a nie wsparcia MC. Dlatego nie ma między nimi bliższej relacji i motywacji do nawiązania romansu, chociaż dalej się bardzo lubią i możliwe, że coś by się z tego później narodziło. No i Tokitaka opuszcza oddział Szósty, bo jednak powraca do Jedynki.
W smutnym zakończeniu Semi ląduje na dywaniku zarządu i decyduje się ponieść najwyższą karę i złożyć wypowiedzenie. Tak w sumie, to cholera wie, za co. Bycie obiektem plotek? Przecież te ayakashi robił im burdel, co jakiś czas, agencji brakowało wyspecjalizowanych ludzi i tak, lekką ręką, pozbywali się wyszkolonego onmyoji, w którego tyle już zainwestowali… No, ale nieważne. Shino i Yakumo wierzą w niewinność swojego szefa i w to, że kiedyś do nich powróci. Nawet jeśli on sam postanowił się wycofać ze służby i przejąć obowiązki głowy rodu z Semi. Z samą MC pozostawał zaś w telefonicznym kontakcie, bo przecież dalej darzyli się sympatią.
No i co mam powiedzieć? Liczyłam na dużo i może dlatego się tak przejechałam. Cóż za straszliwie zmarnowany potencjał! Spodziewałam się, że właśnie w wątku Tokitsugu zobaczę jakieś świetne pojedynki onmyoji, wyrazistego antagonistę, magiczny romans – między zawistnymi Semi, którzy chcieli zniszczyć Sakuratani, a naszą poczciwą Shino…! Coś, co będzie doskonałym prologiem do finalnej ścieżki i wprowadzi do gry ten czynnik „WOW”! …A dostałam problemy HRowe, wspólne wypisywanie raportów, siedzenie w archiwum i plujących jadem współpracowników, wchodzących w rzyć jakiemuś dyrektorowi… To w ogóle była jeszcze gra fantasy? Bo jeszcze trochę, a scena romansowa polegałabym na tym, że Semi uczyłby Shino robić funkcje w Exelu albo używać niszczarki… Bodaj jedynym jasnym punktem tej ścieżki był ten króciutki, trwający ułamek moment z naszyjnikiem – gdy Tokitsugu wreszcie otworzył oczy – oraz żartowanie sobie z Yakumo, który w ramach dokumentacji dla szefa opisywał swoje randki i zalety Kinki…
Co więcej, zdumiało mnie praktycznie ostatnie zdanie w romantycznym epilogu, gdy Shino z przykrością stwierdza, że Tokitsugu dalej nosi przy niej maskę. Cały czas udaje pogodnego, silnego i creepniego uśmiechniętego. A ona tak bardzo chciałaby częściej widywać jego prawdziwe „ja” – jak wtedy, gdy trochę z powodu zmęczenia, a trochę dla żartu – zasnął na jej kolanach. Btw. te teksty innych Ayakashimori w stylu „tak wam zazdrościmy, że macie w oddziałach kawaii koleżankę” były tak cholernie szowinistyczne… Yhh… No, ale z założenia, gdy wprowadza się motyw romansowania z szefem, to balansuje się na bardzo cienkiej granicy, więc miło, że MC potrafiła się chociaż czasami odszczekać i np. zagrozić Semiemu, że na niego doniesie, jak przesadzi. Szkoda tylko, że takich ciętych wymian zdań było tak mało…
Nic nic, Semiego dalej bardzo lubię, ale lepiej się prezentował w innych ścieżkach. Gdy stał się love boyem scenarzyści stracili na niego cały pomysł i okazało się, że poza środowiskiem pracy ten bohater po prostu nie istnieje.