Czasami dobrze napisana postać potrafi udźwignąć na swoich fikcyjnych barkach cały scenariusz i uratować fabułę. Nie ma znaczenia czy mówimy o książce, filmie czy komiksie. I tak było w przypadku Shiratsukiego, bo – powiedźmy sobie szczerze – cały konflikt w jego ścieżce opierał się na jednym, smętnym nieporozumieniu i to nie takim, którego nie dałoby się wyjaśnić chwilką rozmowy z zainteresowanymi stronami. Mimo to polubiłam nieco ekscentrycznego skubańca. Może przez moją naturalną słabość do archetypu genki? Życzliwych typów, którzy jednak nie są idiotami, a za uprzejmością – jak w tym wypadku – skrywają jeszcze skłonność do filozofii, spostrzegawczość i intelekt.
W każdym razie Shiratsuki to zdecydowanie najmilszy i najbardziej pomocny ze wszystkich przywódców ayakashi, jakich spotyka nasza bohaterka Akitsu Shino, należąca do Ayakashimori, czyli organizacji rządowej zajmującej się sprawami na linii ludzie-istotny nadnaturalne. To dlatego MC przybywa do Sakuratani i tam, niczym policjantka, musi patrolować ulice i rozwiązywać naturalne spory. Wszystko w świecie zamieszkanym przez magiczne przedmioty, bakemono i duchy. Shiratsuki jest zresztą liderem/Shire i opiekunem jednej z najważniejszych części miasta: Kikutsune – dzielnicy zamieszkiwanej przez zmiennokształtne, zwierzęce demony, takie jak kitsune, nekomaci, czy inne dziwy. (Poza tanuki – bo lisy nie lubią się z szopami i mają z nimi wieczną wojnę). A chociaż sam Shiratsuki był niezwykle potężny, dorobił się tytułu kyūbiego, czyli dziewięcioogoniastego, jako jeden z nielicznych, to rządził swoim skrawkiem dzięki szacunkowi i sympatii mieszkańców, a nie przez strach. Nawet Kokko, inny kitsune i zarazem prawa ręka lidera, był po prostu jego przyjacielem, a nie sługą. Takim the best budy, z którym Shiratsuki przeglądał ludzkie magazyny o modzie i plotkował.
Kiedy więc nasza bohaterka stawia w zaświatach dopiero pierwsze kroki i uczy się skomplikowanych relacji między ayakashi, można powiedzieć, że Shiratsuki bez wahania wyciąga do niej pomocną dłoń (tudzież łapę). Jasne, wydaje się jej nieco ekscentryczny. Dla przykładu lis testuje charakter MC, proponując jej z miejsca, że może zostać jej Shikigami (czyli magicznym sługą, związanym z Ayakashimori kontraktem), ale dziewczyna wie, że to tylko podstęp, bo czemu ktoś taki jak kyūbi miałby chcieć pracować dla nic nieznaczącej agentki? Zadowolony taką postawą i skromnością (Shiratsuki miał bowiem dość podstępnych i nad ambitnych ludzi – za to z radością powitał „zwykłą dziewczynę”), lisek zaczął sprzedawać jej informacje i rady. A to jak pogodzić zwaśnionych zmiennokształtnych, nim konflikt eskaluje do bitwy, a to jak zorganizować event, by mieszkańcy Sakuratani, spuścili nieco z pary, a to udziela jej lekcji z anatomii, opisując np. „gorączkę”, która może dopaść ayakashi.
Ogólnie jednak znaczna część tej ścieżki to były ich wspólne zabawy, ilekroć bowiem Shino odwiedzała Kikutsune, to zawsze działo się tam coś śmiesznego, np. Shiratsuki kaligrafował swoim ogonem jakieś idiotyczne cytaty, a Kokko go za to opierdalał i ścigał, bo lis brudził potem tuszem wszystko na około. To znowu innego dnia jakieś dzieciaki przykleiły do futra przypadkowego nekomaty gumę do żucia i to Shino przypadł wątpliwy zaszczyt, by razem z Shiratsukim pomóc przerażonemu kotu się jej pozbyć. Jeszcze innym razem: Shiratsuki i Kinka (kolejny kotołak) urządzili sobie konkurs transformacji i poprosili MC, by była sędzią i rozpoznała, które z nich jest prawdziwe, a które się podszywa. Albo jakieś dzieciaki zmusiły ją, aby zagrała z nimi w piłkę. Albo Shiratsuki próbował wystraszyć MC, organizując z Kinką i Kokko najdurniejszy i najbardziej amatorski Dom Strachu w historii… (chociaż przynajmniej dowiedział się tyle, że Shino boi się insektów). To znowu MC była świadkiem, jak Kokko budzi swojego lidera, po prostu wykopując go z ogromną siłą z łóżka – bo inaczej Shiratsukiego podobno nie szło ocucić…
Tak czy inaczej, kiedy by nie była w Kikutsune, MC bawiła się tam dobrze, zbliżała do wszystkich mieszkańców i przekonywała, że chociaż różnią się oni bardzo od ludzi, to nie mają złych intencji, bo ich pojmowanie takich rzeczy, jak grzech, przestępstwo czy chociażby kłamstwo jest zupełnie inne do ziemskiego. Gdy przesadzili w swoich żartach, często przepraszali, ale nie kierowała nimi chęć wyrządzenia nikomu prawdziwej krzywdy. Ot, po prostu zbyt się rozpędzali, próbując czymś pokonać nudę. W końcu byli praktycznie nieśmiertelnymi długowiecznymi i potężnymi bytami…
Na tym idealnym obrazku musiała jednak w końcu pojawić się rysa – co zresztą zainicjował wspomniany przeze mnie konkurs z transformacji. Shino uświadomiła sobie, że pomimo spędzania z Shiratsukim tyle czasu, to zasadniczo go nie zna i zrobiło się jej z tego powodu przykro. Odkryła już, że chociaż zawsze się uśmiecha, to w jego oczach często pojawia się smutek i nie mówił, co naprawdę myślał. Co więcej, nawet jego sposób wypowiedzi był tylko fasadą – bo lisek wysławiał się w stylu japońskiego dziadka, chyba że emocje nad nim brały górę i wtedy przemawiał zupełnie współcześnie. A im więcej takich nieścisłości odkrywała, tym bardziej ją to niepokoiło, aż wpadła na dość zaskakujące rozwiązanie. Postanowiła zaproponować Shiratsukiemu kontrakt Shikigami, ale… na czas określony. Jak dla freelancera. Dokładniej zaś do momentu, aż wspólnie zorganizują event dla wszystkich ayakashi i potem lisek będzie mógł zdecydować, czy chce go przedłużyć, czy rozwiązać.
Ta propozycja z kolei zaintrygowała go na tyle, że Shiratsuki postanowił na to przystać. Na początku próbował się nieco izolować od Shino, bo czuł, że się zbyt do niej przywiązuje, zwłaszcza po tym, jak opiekowała się nim w trakcie choroby czy pozwoliła drzemać na swoich kolanach, ale nie mógł odrzucić tak kuszącej oferty. Shiratsuki – najzwyczajniej zakochał się w naszej MC, nim ona w ogóle zdała sobie sprawę z własnych uczuć i bynajmniej tego nie ukrywał, bo słodził jej odtąd często i gęsto, kiedy tylko mógł, to szukał kontaktu fizycznego, ciągle się wszystkim lisom chwalił tym, jaką cudowną „właścicielkę” sobie znalazł i ogólnie chciał jej towarzyszyć we wszystkim, co robiła…
Jedynym konfliktem tej ścieżki jest więc tak naprawdę plotka, którą rozpuścił jakiś lisi dzieciak. W zazdrości o Shiratsukiego i w obawie, że ludzie go zranią, wmówił innemu Ayakashimori, że Shino zaszantażowała jakoś ich lidera i zmusiła do zawarcia kontraktu. Nieważne, że nie miała żadnej mocy, aby faktycznie wpłynąć na potężnego kyūbiego, ale kłamstwo zaczęło żyć własnym życiem i dotarło nawet do zatroskanych przełożonych naszej MC. Zresztą, dzieciak podszywał się nawet – dzięki transformacji – pod Shiratsukiego, by uprawdopodobnić plotki, a inni ayakashi mieli prawo podejrzewać, że coś jest nie w porządku, bo podobna historia spotkała już ich lidera w przeszłości. Jako zwykły lis, Shiratsuki zaprzyjaźnił się ze starym onmyoji, zyskał dzięki niemu potęgę, ale potem zawistni ludzie zamordowali jego przyjaciela i mistrza, bo chcieli zdobyć moc ayakashi dla siebie i zrobić z dziewięcioogoniastego swojego sługę. Stąd – gdyby nie Kokko – Shiratsuki dalej błąkałby się w żałobie po ziemi, bo onmyoji zakazał mu dokonać zemsty, a tak odnalazł chociaż spokój w Sakuratani.
W szczęśliwym zakończeniu: Shiratsuki piszę do MC list miłosny, a dokładniej to daje jej wykaligrafowany poemat (w tak archaicznym zapisie, że ona nie jest w stanie go nawet odczytać). Wiadomość zostaje jednak dziewczynie ukradziona przez wspomnianego dzieciaka, który próbuje nawet wmówić Shiratsukiemu, że człowiek nim wzgardził, wyrzucił wiadomość do śmieci i chciał go tylko oszukać. W tym samym czasie nasza bohaterka musi też skonfrontować się z innym Ayakashimori, który oskarża ją o to samo. O próbę manipulacji i okłamanie Shire Kikutsune. Na szczęście Shiratsuki nie jest tak durny, by nie domyślić się, że młody ayakashi próbował go wykiwać, przybywa do MC w porę, by osłonić ją przed ognistym zaklęciem i na miejscu bohaterowie wyjaśniają sobie całe nieporozumienie. Lisek przyznaje, że po prostu kocha MC i ani myśli zrywać z nią kontrakt. Co więcej, z ich oficjalnego odnowienia umowy organizuje potem coś w rodzaju weseliska. Zaprasza chyba wszystkich ayakashi w Sakuratani i urzędników Ayakashimori, jest jedzenie, zabawy i tańce, a złożenie przysięgi ma formę wymienienia pocałunków przy widowni i wśród oklasków.
Znacznie bardziej podobało mi się jednak zakończenie „friendship”, bo było subtelniejsze. Zamiast bezpośredniej konfrontacji z dzieciakiem i drugim Ayakashimori, Shiratsuki szybciej odkrywa, co się święci i załatwia sprawę zakulisowo, raz na zawsze ukręcając łeb wszystkim plotkom. Dalej kocha MC i wpatruje się w nią maślanym wzrokiem, ale ta nie jest świadoma jego uczuć, bo nie pada żadne wyznanie. Choć chyba tylko idiota, by się nie domyślił XD. Ayakashi daje też naszej bohaterce czas. Postanawia, że zawrze z nią oficjalną umowę na wieczną służbę, gdy dziewczynę zdobędzie trochę doświadczenia jako Ayakashimori, by poczuła się pewnie. (Inaczej by ją swoją potęgą i nadtroskliwością przytłoczył). I tak, co prawda, planował być przy jej boku, ale chciał widzieć, jak się rozwija i wspierać ją w tym. Dodatkową ciekawostką tego rozwiązania jest to, że za sprawą parki tymczasowe kontrakty stały się wśród ayakashi rodzajem mody i np. Kinka postanowiła zostać na jakiś czas sługą zadurzonego w niej Yakumo – co było nawet zabawne.
W trzecim zakończeniu, tym nieszczęśliwym, po rozmowie z przełożonymi MC zżera stres. Dochodzi do wniosku, że zawarcie z lisem umowy tymczasowej było błędem, bo teraz wszyscy ją obgadują i grozi im niebezpieczeństwo. Kiedy więc przegląda warunki zerwania kontraktu w aktach, tak się nieszczęśliwie składa, że odwiedza ją wtedy Shiratsuki. Lisek widzi, co robi dziewczyna i dochodzi między nimi do małej sprzeczki. Zamiast jednak wyjaśnić sobie nieporozumienie następnego dnia, Shino nie ma odwagi, by spotkać się z ayakashi i woli go odtąd unikać. To ostatecznie przekonuje Shiratsukiego, że bohaterka nigdy mu nie zaufa. Nie uwierzy, że mógłby ją przed tym wszystkim ochronić i ze złamanym sercem rozwiązuje ich umowę sam (niszczy magiczną bransoletkę), by odzyskała wolność i nie musiała dłużej znosić tego ciężaru. Yhh… Strasznie tchórzliwie i niedojrzale postępuje w tym wydaniu nasza MC, ale z drugiej strony, każdy, kto kiedyś doświadczył takiej presji społecznej, wie, że czasami można się załamać. Nie dziwiło mnie więc zbytnio czemu schowała głowę w piach. Biorę poprawkę na jej wiek i było to nawet wiarygodne, że bała się o pracę.
Jak zatem wspominałam, w tej ścieżce – tak ogólnie – nie dzieje się w sumie nic szczególnego, bo plotu w niej tyle, co nekomanta napłakał, ale i tak bawiłam się dobrze, bo Shiratsuki był po prostu strasznie pozytywny i zabawny. Bawiło mnie zwłaszcza, jak rywalizował z Kouyą o uwagę MC i jak dziecinny się czasem stawał, gdy górę brała jego lisia natura, więc płatał żarty jak każdy ayakashi, a nie zachowywał jak potężny lider frakcji z kijem w tyłku. Bardzo realistycznie przedstawiono również jego powolne zainteresowanie bohaterką. Od sporej rezerwy, do neutralności, zaintrygowania, a potem wręcz psiej wierności – bo merdał ogonem na jej widok XD. Ogólnie, jak sobie tak myślę, to ekipa z Kikutsune, to bodaj najsympatyczniejsze lisy, jakie do tej pory widziałam w grach otome. Inne kitsune zawsze były bowiem albo agresywne, albo sztywne, albo rozwiązłe… a tutaj, ot, po prostu ciągle chciały się bawić. Żałuję tylko, że ta gra ma tak mało spiritów, bo chętnie zobaczyłabym Shiratsukiego w jego prawdziwej, demonicznej postaci. Gdzie te 9 ogonów, pytam?* I, skoro już się czepiam, to jakim cudem Kouyą nie zauważył, że ktoś podwędził jego pani list, hm? Ale jak ostrzegałam, nie spodziewajcie się fajerwerków, a wtedy to będzie naprawdę spoko opowieść.
*Mały update: w final roucie doczekałam się wreszcie prawdziwej formy Shiratsukiego, ale szkoda, że pokazali ją tylko raz na dosłownie kilka sekund…