Nie przepadam za ścieżkami kanonicznymi*. Zwykle mój gust nie pokrywa się z tym, co za najlepsze rozwiązanie uważał scenarzysta. Na dodatek, zwłaszcza w nowszych grach, Otomate ma brzydką tendencję, by ze ścieżek głównego love interest robić przy okazji wyjaśnienie całej, growej fabuły. Co zawsze odbywa się kosztem czasu antenowego danej postaci: tak było z Lupinem w „Code:Realize”, z Misyrem w „Cafe Enchante” czy Yanagim w „Collar x Malice”. Panom obrywało się wtedy solidnie, stąd ich romans był prowadzony pospiesznie, trochę offscrenowo i często dopiero w fandiskach dowiadywaliśmy się, jakie z nich spoko chłopaki. W przypadku Allana wykorzystano pewien, sprytny fortel, jak cały zabieg z „zakochaniem się” przyspieszyć, aby wywalczyć trochę rozdziałów dla stuffu naszpikowanego spoilerami i plot twistami, ale wciąż – przez to jak ważną postacią okazał się Allan, czułam się jak zbrodniarz, że w ogóle rozważałam swatanie Lynette z kimś innym. XD
No to już sobie trochę pomarudziłam we wstępie. Obiecuję, że dalej będzie mniej żółci i tylko sama słodycz! Allan to w sumie gość, który zainteresował mnie najbardziej od samego początku… Eee… może nie jego stylizacja na wokalistę zespołu HIM i modny niegdyś look emo, ale problem i sposób bycia. Powiedźmy sobie szczerze, że jako Thieving Parasite, miał najbardziej wykolejone podejście do małżeństwa z całej grupy. Chociaż w jego wypadku nie powinno się w sumie nawet mówić o poważnym poszukiwaniu partnerki na stałe. Nie po to dołączył przecież do agencji Cupid Corporation, aby się z kimś związać. Nope! Dość szybko – bo już w common route – dowiadujemy się, że Allan jest po prostu inkubem. Stąd te jego biadolenie, że interesują go niby tylko babki, które już do kogoś należą i takiej relacji szuka, nie było prawdziwe.
Czemu? Ano, czas na mały wykład z demonologii! Coś, co pewnie ucieszyłoby Raula. Inkuby to demony wywodzące się z chrześcijaństwa, które pojawiały się pod postacią uwodzicielsko przystojnych mężczyzn i miały sypiać z kobietami, często w celu spłodzenia potomka. (Ich żeńskimi odpowiednikami były sukuby). W tym celu nierzadko używały snów, stąd chętnie tłumaczono np. fantazje erotyczne, działaniem nadprzyrodzonych sił. I za nim ktoś oburzy się, jakim cudem zdołano połączyć mitologię grecką z biblijnymi demonami, warto wspomnieć o istotach znanych jako empuzy czy lamie. (Ta ostatnia miała być nawet kochanką Zeusa). Stąd w Wulgacie (= przekładzie Biblii na łacinę) znajdziemy Lilith utożsamianą z nocnym upiorem – czyli w zasadzie mówimy o protoplastce naszego poczciwego sukuba. Z kolei jej męski odpowiednik – Lilû – debiutował w wierzeniach semickich ludów Mezopotamii… ale to już tyle na ten temat, bo odbiegam coraz dalej od recenzji wątku… W każdym razie to nie tak, że jednej czy drugiej grupie potwory uwodzące i pożerające nieświadome, senne ofiary były obce. Ale wierzenia różnych ludów czy cywilizacji mają to do siebie, że czasami łączą się w zaskakujący sposób.
Wracając do Allana, jego romansowanie z wieloma kobietami, było zatem ściśle powiązane z dietą. Facet potrzebował żerować na snach, a najbardziej „smaczne” dla demona były, oczywiście, marzenia zakochanych ofiar… co niechybnie prowadziło do rozbijania związków. To, czego bowiem kobiety doświadczały w snach, było znacznie lepsze od rzeczywistości. I to właśnie z tego powodu, już po common route, drogi Lynette i Allana ponownie się krzyżują. Na dodatek z inicjatywy dziewczyny.
Przypomnijmy jeszcze, że nasza MC, bogini Cupid, zaczęła pracować w Cupid Corporation z powodu zakładu z bogiem Marsem. Chciała udowodnić ojcu, że stare metody swatania są do niczego i czas oddać ludziom los w ich własne ręce — bez boskiej interwencji. To dlatego przybyła na Ziemie i dostała sprawę Parasite 5, czyli przypadków beznadziejnych, którym nikt w branży matrymonialnej nie chciał już nawet pomagać. I nawet Lynette musiała przyznać, że Thieving Parasite był po prostu obrzydzający. Przystawiał się i filtrował z każdą kobietą jak niewyżyty nastolatek. Prawie każde jego zdanie miało jakąś aluzję erotyczną. W zasadzie to obmacał i praktycznie zmolestował Lynette podczas wykładu z uwodzenia… A dziewczyna, by się od niego opędzić, musiała raz dosłownie kopnąć go w krocze. Innymi słowy, wcale mnie nie dziwi, że wielu recenzentów miało z nim problem, chociaż mnie od początku zaintrygował, bo lubię odważnych bohaterów, więc nawet trafiał do mnie ten jego, nieco namolny, czar. No, może poza tym idiotycznym zwrotem „our darling”, ale ogólnie nie jestem fanem „misiów”, „słoneczek”, „żabek”, i innych słodkich przezwisk.
Podczas randki treningowej Lynette głęboko wierzyła, że uda jej się jakoś wpłynąć na Allana i zawrócić go z niemoralnej drogi. (Czuła się za niego odpowiedzialna nie tylko jako agentka, ale też bogini zakochanych). Niestety, facet nie był tym w najmniejszym stopniu zainteresowany, bo przecież nie mógł jej powiedzieć wprost „hej, chcesz zagłodzić mnie na śmierć?”. A przynajmniej nie w momencie, gdy jeszcze ukrywał swoją naturę. Potem takie pytania padły. Dlatego na randce później Lynette obserwuje go w sklepie i widzi, jak uwodzi swoje klientki. Allan prowadził punkt z luksusowymi poduszkami, co ułatwiało mu potem jego demoniczne polowanie. Później parka udaje się do parku zjeść hot dogi i napić się buble tea, a MC odkrywa, że coś jest nie tak, ze zmysłem smaku jej kompana. Rzeczy słodkie uważał za słone.
A chociaż koniec końców Allan rezygnuje z członkostwa w Cupid Corporation, po prostu anulując swoją subskrypcję bez słowa, to Lynette odkrywa potem, że jej podopieczny… został wykopany – za złamanie zasad firmy, która nie pozwalała romansować z kilkoma osobami jednocześnie i doprowadzać do sprzeczek. Na domiar złego agencja coraz słabiej przędzie, bo kolejne kobiety porzucają swoich chłopaków i biadolą coś o niesamowitych snach… Lynette postanawia więc to zbadać i odnajduje Allana, by przyłapać go na gorącym uczynku, jak właśnie hipnotyzował i żywił się snami jednej z klientek.
Czy się przestraszyła? W żadnym razie. Z radością uznała, że spotkała drugiego boga, bo do tej pory idea demonów nie była jej znana. Dopiero Allan wyjaśnił jej, że jest strasznym inkubem i powinna się trzymać od niego z daleka. Pożarł także sen bogini i był zachwycony jego smakiem, mimo to odmówił dalszej współpracy. Lynette próbowała bowiem cały problem z rozpadającymi się małżeństwami rozwiązać tak, by odtąd demon żerował tylko na niej i zostawił resztę w spokoju. Dla Allana smakowitsze były jednak sny zakochanych niż kogoś, kto nawet nie rozumie miłości.
Pchnięta do desperacji Lynette postanawia użyć łuku i zmusić Allana, by zrozumiał błąd swojego rozumowania. Kiedy jednak demon wykrzykuje, że boski artefakt zamieni go w proch, MC reflektuje się i sama przyjmuje strzałę… Co sprawia, że zakochuje się w Allanie na 30 dni. I to chyba najsłodszy etap ścieżki, bo inkub jest dla swojej przymusowej dziewczyny przeuroczy. Nawet Lynette zaskakuje jego nieoczekiwana dobroć i przywiązanie, bo do tej pory pokazywał się tylko z najgorsze strony. Gotuje dla niej posiłki, choć wcale nie musi sam jeść. Chodzą razem na randki. Zabiera na przejażdżki rowerowe. (Da się bez prywatnego samolotu, prawda? Pozdrowienia Raul!). I ogólnie układa im się świetnie. Do tego stopnia, że Lynette jest przekonana, iż nie odkocha się po 30 dniach. Ba! Będąc świadkiem tego, jak dał się pobić chłopakowi jednej ze swoich ofiar, na której żerował wcześniej – MC nawet potwierdziła u niego coś w rodzaju wyrzutów sumienia. W końcu nie jeden raz nie dwa, mężczyzna mówił o sobie, że jest „brudny” i „niegodzien”, by chociaż dotykać Lynette…
W całej tej relacji był tylko jeden problem. Okazuje się, że Allan nie był z MC szczery i planował ją zamordować… czego dopuszcza się ich ostatniego, wspólnego dnia, wbijając dziewczynie sztylet głęboko w pierś. Czas więc teraz na zdradzenie wreszcie głównej fabuły. Dawno, dawno temu (4 tys. lat dokładnie) w Elysium żyły sobie dwa anioły. A w zasadzie po połówce jednego. Wiecie, takie co to są przedstawiane z jednym skrzydłem, więc by latać, muszą się obejmować. I były razem szczęśliwe, chociaż nie posiadały imion i nie potrafiły mówić, bo w ich wymiarze nie było żadnego dźwięku. Jednak pewnego dnia idylla aniołów została przerwana. Pojawili się bowiem bogowie – Jupiter i Merkury, którzy potrzebowali zastępstwa dla nowego Kupidyna. Jak się bowiem okazało, wszyscy młodsi bogowie byli „wymieniani” i „znikali”, kiedy wyczerpywała się ich moc. Mniej więcej po 400 latach potrzebny był im nowy amorek. Dlatego wybrali jedną połówkę z przedzielonego anioła – naszą Lynette i uczynili nowym Kupidynem. Pozbawionym wspomnień i sobie posłusznym. W tym czasie druga połowa – Allan – z rozpaczy przeklął bogów, przez co upadł, trafił do podziemi i zamienił się w demona. Znaleziony tam przez sukuba Claris, poprzysiągł sobie, że zostanie potężnym inkubem i zapewni swojej dawnej miłości bezpieczeństwo.
I to w sumie cały czas zakulisowo starał się osiągnąć. Gdy Lynette trafiła na Ziemię, starał się ją zeswatać z kimkolwiek – nawet gościem z Parasite 5, byle tylko zamieniła się w człowieka i uniknęła losu Kupidyna, bo kończył się jej czas. Zresztą siły życiowe Lynette uległy dodatkowemu skróceniu, gdy parce nie udało się powstrzymać swoich żądz i Allan najpierw ją pocałował, a potem spędzili razem noc. Co odbiło się negatywnie na „żywotności” MC. (Chociaż, ciekawostka, dla demona również był to „pierwszy raz”, bo do tej pory tylko zsyłał kobietom erotyczne fantazje w snach, ale z żadną fizycznie nie współżył). A skąd w zasadzie o tym wszystkim w ogóle wiedział? Znaczy: o umierających bogach i zbrodniach 12 Olimpijczyków? I to chyba najsłabszy motyw tej ścieżki, bo po prostu z książki… Ot, w podziemiach, gdzie były niegdyś potężne demony (jak np. Szatan czy Lucyfer), leżał sobie tom z takimi cennymi informacjami.
Dlatego rozumiejąc, że nic nie może dla MC więcej zrobić, Allan dźgnął dziewczyny sztyletem, który uwięził jej duszę, a potem demon reinkarnował ją jako człowieka i obserwował z oddali przez 20 lat… Co było dla mnie w sumie bardzo przykrym faktem, że wszyscy bohaterowie, których znałam i lubiłam, zniknęli nagle z opowieści. Lynette nie pamiętała swojego poprzedniego, boskiego życia. Na dodatek wciąż polowały na nią mniejsze demony i nabawiła się traumy przed morzem, bo wielokrotnie próbowano ją utopić. Dopiero, jednak gdy Allan nie wytrzymuje, znowu ją ratuje i odnawia z nią kontakt, MC przypomina sobie nagle, kim był i jak bardzo go wtedy kochała… Czyli plan demona wziął w łeb, bo wraz ze wspomnieniami odzyskała też swoją boskość.
Potem na scenę wkracza niezadowolony Jupiter i znowu oddziela parę, bo teraz potrzebują nie tylko Kupidyna, ale też nowej Juno, która także porzuciła swoją rolę i cholera wie, co się z nią stało. Zabiera więc MC z powrotem do Niebios, raniąc przy tym poważnie Allana, ale cała ta akcja nie ma większego sensu, bo dziewczyna znowu ucieka i tym razem – w szczęśliwym zakończeniu – postanawia doprowadzić też do swojego „upadku”, by nigdy więcej nie być rozdzielona z ukochanym. Wraz z Allanem, który próbował po nią wrócić, pomimo ran, zeskakują w krawędzi Nieba i zostają wspólnie demonami. Chociaż to było bardzo dziwne rozwiązanie, bo w życiu MC niewiele się potem zmieniło. Dalej jadła jak człowiek. Spała jak człowiek. Nie miała demonicznych cech wyglądu – jedynie krótki ogonek. A nawet używała swoich mocy, aby swatać zakochanych. Co już mniej mi się podobało, bo przeczyło całej początkowej idei, aby bogowie zostawili ludzi w spokoju i oddali im los we własne ręce. Czy był więc to tak naprawdę happy ending? Sami oceńcie, ale to pierwsza ścieżka, gdzie zamiast komedii dostaliśmy tak wiele dramatu i cierpienia.
No to teraz czas na pozostałe zakończenia, choć dla odmiany nie określę ich jako „złe”. 1#: Prawie to samo co w the best endingu, z tą różnicą, że po swoim upadku Lynette została sukubem i żywiła się potem snami – tak samo jak Allan. Polują więc odtąd razem i rozbijają pary. Dostajemy też CG, w którym możemy zobaczyć bohaterkę w jej nowym, demonicznym wydaniu. 2#: po uratowaniu dziewczyny przed innymi demonami w Grecji, Allan ponownie pieczętuje jej wspomnienia. Potem zamienia się w człowieka i jako „Guilty” próbuje się pożegnać, ale MC nie daje mu odejść, bo przypomina sobie, jak czuwał nad nią już od dziecka… i nie ma nic przeciwko romansowi z demonem. Innymi słowy, w tej wersji, dla odmiany, Lynette zachowuje człowieczeństwo, a Allan swoją prawdziwą naturę i towarzyszy jej odtąd wszędzie niewidoczny dla ludzkiego oka. (Nawet na wykładach w szkole, gdzie – tradycyjnie – się do niej dobierał, bo korzystał z tego, że nikt go nie widzi). 3#: Lynette używa mocy Juno, aby zmienić się z Allanem ponownie w anioły. Może nie mogą się komunikować, ale są szczęśliwi. A Jupiter chyba jest z takiego rozwiązania nawet bardziej kontenty od nich, bo prawo w niebiosach także zostało zmienione i już nigdy nie miały powstawać „połowiczne” anioły, aby nie powtarzać tego cierpienia. I błędu.
Kiedy więc tak sobie na to patrzę, to mam wrażenie, że twórcy zaserwowali nam praktycznie każde możliwe rozwiązanie scenariusza poza dwoma, na które chyba najbardziej liczyłam: 1# sytuację, w której Lynette pozostaje Kupidynem, ale nic jej nie grozi (szkoda, bo była w tym świetna) i żyje sobie wieczność z Allanem, albo 2# rozwiązanie, w którym oboje zostają ludźmi. Co ciekawe, zwykle jestem przeciwko zmienianiu natury love interest, więc powinnam się cieszyć, że Allan pozostał dokładnie tej samej rasy, co na początku… ale zamiast tego, niestety, straciłam Lynette. Moją idealną agentkę matrymonialną! :/
W dokładnie tak samo jak w każdej, recenzowanej przeze mnie ścieżce w tej grze, muszę pochwalić twórców za scenki romantyczne, bo i te, które opisywały fantazje Lynette, i wspólne plecenie bransoletek z koralików czy wreszcie spacery po plaży, były naprawdę ładnie pokazane. Łatwo się było wzruszyć, widząc cierpienie i samotność Allana. Nagle również pewne jego zakulisowe działania stały się bardziej zrozumiałe, np. to, że podsunął MC Claris jako szpiega. Dogadał się też z Minerwą, że jeśli mu pomoże, to odda jej artefakty Kupidyna. Manipulował Gillem, by wzbudzić jego zainteresowanie współlokatorką. Ba! Próbował ją nawet zeswatać z Shelbiem albo Ryukim, ale ten pierwszy nie miał w harmonogramie nawet malutkiego okienka na randki, a ten drugi zapomniał o istnieniu Lynette, bo miała zbyt mało punktów, aby jego mózg ją dalej rejestrował. XD A już po tym opisie można się domyślić, że wątki humorystyczne, jeśli się pojawiały, także trzymały poziom. Zwłaszcza konsternacja Allana, gdy Lynette absolutnie nic nie robiła sobie z jego straszliwej natury i zaoferowała się jako jedzenie. Miałam wrażenie, że ona jest gotowa się jeszcze polać keczupem i przyprawami, byle postawić na swoim…
No to co zawiodło? Jeśli już mam się czegoś przyczepić, to plan Allana był w ogólnym podsumowaniu dziurawy jak szwajcarski ser. Skoro miał do pomocy Claris, to mógł próbować zeswatać MC z kimkolwiek, a nie marnować czas oraz energię na Parasite 5. Mimo to przymykam oko na takie różne, drobne fabularne głupotki, bo bawiłam się dobrze, więc nie planuje się na tej ścieżce wyżywać. Zastanawiam się jednak teraz… co będzie działo się w fandisku, który został zapowiedziany? Czy skupią się tylko na jednym zakończeniu? I czy się dowiemy później, dlaczego Lynette została tylko takim niedorobionym demonem? Mam nadzieję. Pozostaje trzymać kciuki, by dodatek trafił też na Zachodni rynek. A póki co serdecznie polecam całą grę!
(*W „Cupid Parasite” jest jeszcze jedna, sekretna ścieżka, taka „prawdziwa najprawdziwsza”, ale i tak miałam wrażenie, że to opowieść Allana twórcy uważali za główną).