Poznając Maddy w innych ścieżkach, nie pałałam do niej zbyt dużą sympatią i nie spodziewałam się wiele po jej indywidualnej historii. Jasne, z jednej strony istniała spora szansa, że ze względu na swoją orientację seksualną, której była jedyną reprezentantką w absolutnie konserwatywnym, religijnym, amerykańskim miasteczku poruszy jakieś ciekawe wątki czy problematykę, ale wyszło to jednak trochę karkołomnie i przynajmniej – w moim prywatnym odczuciu – nie oddało z powagą trudności, z jakimi wiązało się uporczywe prześladowanie. Tak naprawdę, bardziej z jej backstory dowiadywaliśmy się o tym, co przeszła. Ale nawet nie to było w tej ścieżce moim największym problemem. Mam wrażenie, że by trochę „podreperować” atrakcyjność Maddy (która – powiedźmy sobie szczerze – na tle pozostałych love interest wypadała dość blado: nie miała inteligencji Augusta czy wpływów i urody wampirów) postanowiono ją „podpakować” kosztem bohaterki.
Co mam na myśli? Tylko w ten jednej historii miałam tak silne odczucie, że nasza MC – Erika Wright – jest aż tak out of character. Do tej pory, nawet w common route, kobieta dała nam się poznać jako osoba niesamowicie silna, zdecydowana i uparta. W końcu była agentką FBI. Znała swoją wartość i patrzyła z góry na „zacofanych” mieszkańców Bataille. I to do tego stopnia, że odmówiła pomocy w akcji miejscowej policji, bo nie wierzyła w powodzenie ich planu i nie godziła się, by jacyś „wsiowi” dyktowali jej warunki. Tymczasem w tej ścieżce, niczym zagubiona owieczka (i to zaraz po zaczęciu romansu), Erika stanie się cholernie pasywna. Będzie po prostu podążać za pomysłami Maddy, jakby zatraciła zdolność samodzielnego myślenia i zapomniała, że to ona jest tutaj szeryfem…
Ale cofnijmy się na moment do samego początku. Jak dowiadujemy się z wprowadzenia do historii, Erika bynajmniej nie cieszyła się ze swojej nowej fuchy. Przyjęła ją, bo nie było wyjścia. Wszyscy pozostali policjanci umarli, gdy próbowali wysadzić wieże. Te same, które uwięziły Erikę w Bataille i które – dosłownie – wyrosły pewnego dnia spod ziemi i okazały się jakimiś laserowymi pułapkami. Można więc powiedzieć, że Erika zdecydowała się na „przeczekanie” problemu i obserwowanie, co stanie się dalej. Tyle że pewnego dnia, do biura szeryfa, przychodzi zrozpaczona matka, która poszukuje swojej córki – Jessiki oraz jej chłopaka… Tak bohaterka wplątuje się w przygodę, która doprowadzi ją aż do szokującego odkrycia, że Bataille zamieszkuje i kontroluje ród wampirów.
A jak się o tym przekonuje? Ano właśnie dzięki Maddy! Julian Bataille dosłownie wciska jej swoją byłą pracownicę jako asystentkę. Maddy od zawsze marzyła o pracy w policji, ale nie miała na to nigdy szansy. Poza tym na długi czas opuściła rodzinne strony, bo była przez swoich ziomków prześladowana. Jej pierwsza, romantyczna relacja z inną kobietą złamała Maddy serce… a potem w trakcie wypadku rękę. By jakoś znieść ból, dziewczyna najpierw uzależniła się od środków na receptę, a potem od heroiny. Tym sposobem osiągnęła przysłowiowe dno dna, a jedyną pomocną dłoń wyciągnął do niej wówczas właśnie Julian Bataille – oferując robotę w jednym ze swoich hoteli. Nic zatem dziwnego, że mu ufała i uważała za swojego wybawcę. Jak się okazało – zupełnie niepotrzebnie.
Julian był właśnie jednym z wampirów i wykorzystywał Maddy do spijania z niej krwi. Co więcej, zahipnotyzował ją i zadbał o to, by sabotowała śledztwo Eriki, oczyszczając całe miejsce zbrodni z dowodów wskazujących na jego rodzinę, a aby jeszcze dodatkowo się zabezpieczyć, wmówił kobiecie, że ślady ukłucia na jej ręku to dowód, że wróciła do ćpania. I gdyby nie fakt, że MC przyłapała go na gorącym uczynku, Maddy pewnie wszystko to łyknęłaby jak pelikan, który pożera młode rybki. Kiedy jednak dowiedziała się prawdy o Julianie, wpadła w taką furię, że była gotowa roznieść wampiry gołymi rękoma. Od tej pory pomagała już Erice szczerze. I bardzo chciała opowiedzieć się w tym konflikcie po stronie ludzi, nawet jeśli mieszkańcy nią gardzili.
Ścieżka Maddy, tak jak wszystkie inne, zaczyna się więc od tego, że Erika wybiera ją oficjalnie na swojego partnera w śledztwie, aby odkryć kim są The Bataille Repatriation Society od których listy otrzymywała, a którzy podobno znali sposób na opuszczenie miasta pomimo obecności wież. I jest to zarazem moment, w którym panna Wright, jak wspominałam, absolutnie się wycofuje i oddaje swojej towarzyszce kierownice. Dosłownie – wszystkie decyzje będą odtąd podejmowane przez Maddy, w tym takie, które wydawały mi się dość szalone, jak np. zupełnie pierwsza, gdy kobieta, po części w zemście, decyduje się oszukać i nafaszerować narkotykami Juliana Bataille, by wyciągnąć od niego informacje. A to wszystko za plecami Eriki, która pomagała w planie, ale była w niego kompletnie niewtajemniczona. I – chociaż sama scena była dość zabawna, gdy Julian bredził coś na haju – to jednak negatywne konsekwencje potrafiłoby przewidzieć nawet dziecko. Wampiry są wściekłe. Zwłaszcza Charlotte, która nie potrafi znieść, że ktoś skrzywdził i upokorzył jej brata, więc chce dziewczyny po prostu rozszarpać na szmaty.
No to co robią nasze bohaterki? Muszą się ukryć. Narażają przy tym cywila – kobietę, z którą Erika mieszkała, a potem decydują, że trzeba się udać do jedynego miejsca, gdzie Charlotte i Julian nie będą mogli swobodnie wejść. Zgodnie bowiem z jakimś dziwnym prawem fizycznym, wampir musiał zostać najpierw zaproszony do domostwa, inaczej czekały go przykre, bolesne konsekwencje. A jedynym mieszkańcem Bataille, o którym bohaterki wiedziały, że na pewno nie sprzymierzył się z krwiopijcami, był seryjny morderca August Flynn.
Dziewczyny chowają się więc u niego, tylko że pierwsze co Maddy na miejscu robi, to wdaje się z Augustem w bójkę. (Choć ten drugi też nie jest bez winy, bo celowo prowokował kobietę, nazywając ją „tym” – a to tylko dlatego, że nie potrafił przeboleć decyzji Eriki). Parka się szamocze. Maddy udaje się nadepnąć Augustowi na krocze i tym samym zmusić go do poddania, a ten grozi, że jeśli spróbuje tego następnym razem, to skręci jej kark… i jakoś się udaje im dogadać. A co na to Erika? Znowu patrzy jak ta krowa na granicy, chociaż powinna chyba mieć na tyle rozsądku, by wiedzieć, że wkurzanie gościa, który był podejrzany o zabójstwo 7 osób i na 99% był winny, to nie jest najlepszy pomysł… No ale dziewczyny takich przemyśleń nie mają. Zamiast tego śpieszno im do zrzucenia łaszków, aby się nawzajem przeszukać, czy żadna z nich nie została na pewno ugryziona przez wampira i nie jest magicznie manipulowana. Stąd robi się trochę niezręcznie, a ma być chyba trochę romantycznie… chociaż mnie ta sceneria – z nawalonym seryjnym mordercą za ścianą średnio pozwalała wczuć się w klimat. XD
Aby jednak nie było, że tylko narzekam, ta ścieżka miała też spory potencjał, bo poruszała wątek bodaj jednej z najciekawszych zagadek w całej grze. A mianowicie pociągu, który przyjeżdżał do miasta z zapasami, a który był sterowany automatycznie i w sumie nie wiadomo było kto go i po co wysyłał. Dziewczyny postanawiają rozgryźć tę tajemnicę, a w tym celu muszą sprzymierzyć się z Freedom’s Dawn. W każdym razie takie instrukcje dostają w listach od The Bataille Repatriation Society. Tyle że lider organizacji bojowników o wolność – Wagner jest bodaj jednym z największych buraków w całym Bataille, redneckiem, miłośnikiem teorii spiskowych i nietolerancyjnym dupkiem. Chcąc dodatkowo upokorzyć Maddy, wymusza na niej, by wyrzekła się swojej grzesznej seksualności i przyznała do winy. Ta – co prawda – czyni to dla dobra śledztwa, ale potem obraża się na Erikę, że jej dostatecznie nie wsparła czy tam nie wybroniła… Ej, lala, to była znowu twoja decyzja, zapomniałaś? Może więc przestaniesz odreagowywać traumy na partnerce? Chociaż MC znowu nie okazała się lepsza, bo jej profesjonalizm pojechał na długą wycieczkę i nie wrócił. Bardziej po tym wszystkim obawiała się o samopoczucie Maddy niż powodzenie misji. I – znowu – nawet groziła cywilowi bronią, bo znieważył jej (przyszłą) kochankę.
Po wielu trudach dziewczynom udaje się przekraść na pociąg i spróbować wyjechać z Bataille. W bad endingu przekonujemy się, że był to wyjątkowo zły pomysł, bo lasery po prostu zabijają obie bohaterki. Stąd najzwyczajniej wpadły w pułapkę Charlotte i nie zorientowały się, że to ona podszywała się pod The Bataille Repatriation Society. W happy endingu: Maddy zmienia zdanie na temat opuszczenia miasta i wypycha Erikę z pociągu. Fajnie, że znowu sama podjęła decyzję… bez konsultacji… Potem dziewczyny sprzymierzają się z Liamem (który miał uraz do rodzeństwa za to, że próbowali wrobić go w morderstwo) i z Augustem, aby policzyć się z wampirami. W tej wersji zdarzeń nie chcą ich zabić, ale ujawnić prawdę na temat ich istnienia, sprawić, by odtąd pili krew tylko od osób, które dobrowolnie im ją oddadzą oraz osłabić ich kontrolę nad miastem. Maddy wpada na pomysł – dla odmiany całkiem fajny – aby zatruć zapasy banku krwi ołowiem, co będzie pewną formą sprawiedliwości, bo ród Bataille od wieków żerował na górnikach – wyzyskując ich i czerpiąc chore zyski z kopalni. A to doprowadza do tego, że opici i obolali Julian i Charlotte stają się zupełnie bezsilni i zdani na łaskę ludzi. Stąd godzą się na wszystkie warunki. W epilogu Erika oddaje odznakę Maddy, bo i tak nigdy nie chciała być szeryfem Battallie… oraz otrzymujemy list od prawdziwego The Bataille Repatriation Society: z pytaniem dlaczego odrzucono przysłane zapasy? Tyle że nigdy nie dowiadujemy się na jego temat więcej, bo ścieżka się kończy. A wracając do podsumowania, które po części zrobiłam już we wstępie: nie lubiłam Eriki w tym wydaniu, bo nie taką bohaterkę mi przedstawiono wcześniej i nie z taką zdążyłam się zżyć. Sama Maddy drażniła mnie tym, że w zasadzie robiła, co chciała, a potem tylko szukała pomocy w radzeniu sobie z konsekwencjami. Może mam brzydką tendencję do niepotrzebnego przegadywania problemów, zamiast podejmować spontaniczne decyzje, ale ktoś, kto nigdy nie liczyłby się z moim zdaniem, działałby mi na nerwy. Oczywiście, nie twierdzę, że to źle napisana postać. Nie, Maddy jest bardzo wiarygodną kreacją, po prostu dla mnie mało atrakcyjną jako love interest. Chyba już nawet bardziej spodobałaby mi się w tej roli Charlotte, za swoją przebiegłość, pomimo bycia tak kreskówkowym antagonistą. Choć ja bym pewnie cieszyła się najbardziej, gdyby po prostu sklonowali Erikę, bo to była najbardziej hot żeńska bohaterka z całej tej paczki. 😉