Często macie tak, że jakaś postać bardzo się Wam podoba, bo jest fajnie napisana, ale całkowicie Wam nie podeszła jako love interest? Ja już dawno się z tym nie spotkałam, chociaż Julian Bataille doskonale się wpisuje w ten typ. Co tu dużo ukrywać, to naprawdę ślizgi, zdradziecki i w sumie tchórzliwy skurczybyk. Poważnie, im więcej się na jego temat dowiadywałam, tym bardziej żałowałam, że MC znalazła się w tym układzie, ale z drugiej strony… no, da się polubić palanta. Właśnie za to, że był tak zaskakującą, dwulicową gadziną ze struną grzbietową zamiast kręgosłupa. Idealnym antagonistą we wszystkich ścieżkach. Nawet trochę we własnej.
Erika Wright poznaje Juliana, gdy ten odwiedza ją na posterunku. Czyli już po tym, jak nasza MC zostaje uwięziona w mieście przez tajemnicze wieże i w sumie nie wie, jaki czeka ją los poza tym, że z agentki FBI stała się lokalnym szeryfem, czego wprost nie znosi. Facet przychodzi niby tylko po to, aby się przedstawić i podać pomocną dłoń, ale zachowanie jego i jego stukniętej siostrzyczki Charlotte przypominało przysłowiowe „obsikiwanie terenu”. Pokazali się Erice, delikatnie przypomnieli jej, że są jedyni z najbardziej wpływowych osób w okolicy i niby zaoferowali swoją przyjaźń. A tak naprawdę wcisnęli jej Maddy jako asystentkę i szpiega oraz uwolnili aresztowanego przez MC, a podejrzanego o bycie seryjnym mordercą, Augusta Flynna. Dlaczego? Bo mogli. Bo byli Batallie i to ich rodowi miasto zawdzięczało swoją nazwę, a niegdyś też bogactwo dzięki kopalniom.
Nic dziwnego, że Erika nie zapałała do nich sympatią, chociaż sposób, w jaki działał na nią Julian, wydał się jej podejrzany. Jego uroda (wierzę na słowo, bo CG w tej grze są paskudne) wprost ją hipnotyzowała i miała wrażenie, że temu człowiekowi nie da się odmówić. Na szczęście gramy dziewuchą o żelaznej woli, więc jakoś tam się otrząsnęła. W końcu miała sprawę do rozwiązania. A dokładniej śledztwo w sprawie dwójki zaginionych nastolatków, co z jakiegoś powodu bardzo interesowało rodzeństwo Bataille. Do tego stopnia, że kazali Maddy „wyczyścić” miejsce zbrodni, co bardzo wkurzyło Erikę, ale szybko odkryła, że jest w sumie bezsilna. Bataille kontrolowali tajemniczy pociąg, czyli jedyne źródło dostaw do miasteczka, odkąd to zostało uwięzione przez dziwaczne, ogromne wieże. Na dodatek mieli wsparcie mieszkańców, bo ich ród żył w okolicy od dawna, oferując ludziom pracę. Byli też ważnymi członkami kościoła. Innymi słowy, dla dziewczyny znikąd, outsiderki i byłej agentki pozostawali po prostu nietykalni. Nawet jeśli coraz bardziej podejrzewała, że odpowiadają za morderstwo.
W każdym razie muszę przyznać, że twórcy dość zabawnie zadrwili sobie ze standardowego archetypu przystojnego, potężnego wampira. Julian jest bardzo sierotowaty i na początku opowieści praktycznie cały czas dostajemy dowód tego, że możemy sobie z niego wraz z Eriką kpić. Np. nie zauważa, że przychodzi na komisariat w ubraniu brudnym od krwi… i zakłopotany wypala, że to ślad po obiedzie. Potem, gdy zaprasza Erikę na niby randkę, zapomina, że w mieście jest tylko jedna restauracja i pozwala jej „wybrać miejsce”, z czego dziewczyna bezlitośnie szydzi. Jeszcze później, gdy próbuje udawać człowieka i zjeść przy niej stek, to o mało nie wymiotuje z odrazy. Mało? No to najbardziej upokarzająca scena była dopiero przed nami. Zaczęła się dokładnie po common route, kiedy Erika postanawia przyjąć ofertę Juliana i wybrać go na swojego partnera w śledztwie, by odkryć czym jest organizacja „BRS”.
Julian absolutnie się tego nie spodziewał. Podobnie jak tego, że MC odwiedzi go w jego posiadłości, gdzie w samej bieliźnie gonił się z siostrą po pokojach w ramach jakiejś gry wstępnej i wymieniali się „słodkimi” przydomkami. Że co?! Ano tak, rodzeństwo Bataille, jak słusznie profesor August podejrzewał, miało się ku sobie bardziej, niż by wypadało. Ponieważ jednak ich narcyzm sprawiał, że wszystkich innych uważali za ludzi drugiego sortu, to średnio przejmowali się sianym zgorszeniem. Chociaż… może nie do końca, Julian jednak jakoś się tam przejmował, bo wyraźnie bycie przyłapanym bardzo go zakłopotało.
Od tego momentu Erika przyjmuje niby jego pomoc, choć tak naprawdę to chcę mieć po prostu na Bataille’ów oko. Wie już, że są wampirami i się nimi brzydzi. Na własne oczy widziała, jak Julian zaatakował Maddy, wypił z niej krew, a potem hipnozą zmusił do zniszczenia dowodów na miejscu zbrodni i wmówił jej, że wróciła do brania narkotyków. Stąd, mimo iż mężczyzna podobał się MC fizycznie, to odstraszała ją cała reszta. W tym bycie na krótkiej smyczy Charlotte, bo wierzcie mi, moi drodzy, takiego pantoflarza i gościa z kompleksem siostrzyczki dawno w żadnej grze otome nie widziałam. Brrrr…
No ale co to by była za visual novel z romansem w tle, gdyby bohaterowie się w końcu nie polubili? Dzieje się tak po tym, gdy MC próbuje jednak zbierać tropy na własną rękę i zostaje zbutowana przez dwójkę okolicznych rednecków tylko dlatego, że nie lubili glin. Poobijana i żądna zemsty Erika proponuje wtedy Julianowi, by użył na palantach swoich wampirczych mocy i wydobył od nich informacje. Co więcej, nie ma nic przeciwko, by wszczepił jednemu z tych homofobów erotyczne wizje na swój temat, po tym jak wypił z niego krew. Julianowi zaś zaczyna imponować jej odwaga, opanowanie, silna wola i to, że sama potrafiła się oprzeć jego zdolnościom hipnozy. W sumie cholera wie dlaczego? No ale przyznaje, że scenka i pomysł z zemstą na „amerykańskim patriocie” był nawet zabawny. Okrutny, ale zabawny.
Od tego mniej więcej momentu Julian i Erika mają się coraz bardziej ku sobie. Rozmawiają, wymieniają spostrzeżeniami na temat różnic rasowych, flirtują… Facet przyznaje, że chociaż MC może mu nie wierzyć, bo żeruje na krwi mieszkańców miasta, to jednak samo Bataille jest dla niego bardzo ważne. To dlatego nigdy nie wyjechał i uważał je za swoją „odpowiedzialność”. A jeśli chodzi o krwistą dietę… to nie tak, że miał jakieś wyjście. Jasne, zabił kilka osób, bo przesadził, ale od tamtych wypadków trzymał się żelaznej zasady, aby korzystać tylko z banków krwi. Współpracowali zresztą w tym celu z jedyną, działającą w okolicy kliniką. I nawet przemawiał do mnie argument, że rzeźnie i to, co ludzie robią zwierzętom, wcale nie jest etycznie lepsze.
Wreszcie, Erika zaczyna odwzajemniać jego uczucia, gdy po tym jak zostaje postrzelona przez rednecków ze zbuntowanego tłumu, Julian używa swoich wampirycznych mocy, aby wyjąc kulę z jej ramienia, uśmierzyć ból i przyspieszyć regeneracje. Niestety ten czar bliskości szybko pryska, gdy dochodzi do konfrontacji z Charlotte i Erika potwierdza to, co podejrzewała na samym początku. Że rodzeństwo było zamieszane w zniknięcie nastolatków i tylko ukrywali swoje zbrodnie. Co więcej, Julian tylko dlatego zaoferował pomoc w śledztwie, bo chciał je sabotować i wypełniał tym samym polecenia siostry.
W bad endingu: Erika próbuje postrzelić Charlotte, Julian osłania ukochaną siostrzyczkę własnym ciałem, a potem zamykają MC w lochu. Tak w lochu. Nie przesłyszeliście się. Na dodatek nie jest tam jedynym gościem, bo Bataille’owie trzymają też w piwnicy na łańcuchach swojego seniora. Tatusia, który z czasem, zamienił się w szalonego, żądnego krwi potwora i tylko niekiedy miał jeszcze jakieś prześwity świadomości. To właśnie on był odpowiedzialny za zabicie nastolatków, co rodzeństwo starało się ukryć przed światem, bo staruszek im czmychnął, gdy go niedostatecznie przypilnowali. Tak czy inaczej, Julian odwiedza osłabioną Erikę w lochach, by oznajmić, że jest nią rozczarowany. Myślał, że będzie dostatecznie silna, aby zdominować jego siostrę, ale najwyraźniej się pomylił, więc ich romans od początku nie miał sensu, gdyż Charlotte, by tego nie zaakceptowała… Dude, poważnie? Potem spuszcza tatka z łańcucha, a ten zjada przerażoną MC.
W happy endingu: Julian jednak szczerze kocha Erikę i, niechętnie, decyduje się nawet zdradzić siostrę, aby ją ocalić. To dlatego wspólnie uciekają z lochów, a wściekła siostrzyczka postanawia w zemście uwolnić ojczulka, by sterroryzował miasto. Potem jednak sama zauważa, że to durny plan, bo tatko zabija, kogo popadnie. Włącznie z burmistrzem i przydatnymi osobami… A jak wytłucze wszystkich, to nie zostanie im w sumie ani jeden dawca krwi na później… Rodzeństwo więc łączy siły, odnajdują Liama i w czwórkę, razem z MC, posyłają najstarszego z wampirów do aniołków.
W międzyczasie gracz może zdecydować, czy Erika poprosi Juliana o przemianę w wampira, czy też nie. W tej pierwszej wersji Charlotte jest tym rozwiązaniem oczarowana, bo „im więcej, tym zabawniej”, a miała już powoli dość towarzystwa tylko swoich braci, stąd jak możemy wywnioskować później Julian, Erika i Charlotte zbudowali razem bardzo bliską i toksyczną więź. Btw. ujawnili też przed mieszkańcami, że są wampirami i że od teraz wprowadzają tyranie, a jak się komuś nie podoba, to sprzątną go na miejscu. W drugiej wersji, gdy MC zachowuje człowieczeństwo, to wszystko wygląda praktycznie tak samo z tą tylko różnicą, że nie dzieli się Julianem z Charlotte.
Wreszcie, po liście płac, dostajemy też ciekawą scenkę, z której wynika, że to Charlotte stała w pewien sposób w przeszłości za pojawieniem się wież, bo odpaliła dziwny przycisk w opuszczonych kopalniach. Nikt nie wie, co to jest, ani dlaczego kobieta to zrobiła (po prostu czuła wtedy, że musiała – jakby coś ją kontrolowało). Na wszelki wypadek postanawiają więc zasypać tunel prowadzący do guzika, aby już nikt nie miał do niego dostępu. Czują bowiem, że za granicami wież, musi dziać się coś strasznego z resztą świata…
I to tyle, jeśli chodzi o szybkie streszczenie. Jak wspominałam na początku, bardzo podobało mi się, że Julian był tak złożoną postacią. Jego okrucieństwo, pomieszane z religijnością, strachem przed siostrą i dziwnym poczuciem odpowiedzialności za miasto i ojca stanowiło mieszankę wybuchową. Pewnie dla Eriki byłoby lepiej trzymać się od niego z daleka. Ba! Nie wiem jakim cudem tak szybko zdołała mu wybaczyć, bo ja na miejscu MC miałabym już serdecznie dość rodzeństwa i ich niezdrowej relacji, ale… cóż… Od czego mamy fikcje, jak nie od tego, by tolerować takie rzeczy? Pomimo więc braku entuzjazmu dla samego romansu, to pod względem fabularnym bawiłam się przy tej ścieżce dobrze. Cały czas próbując przewidzieć, o co naprawdę chodzi Bataille’om. Może nie dostałam jeszcze odpowiedzi na wszystkie pytania, ale był to solidny i bardzo interesujący kawałek historii. Nie jestem fanem wampirzych klimatów, stąd tym większy plus dla twórców, że tak zręcznie zadrwili z niektórych stereotypów. A inne? Cóż, powielili. Ale tylko i wyłącznie dla dobra opowieści. Ostrzegam tylko, że ta ścieżka może być niestrawna jak brokuły dla wampirów dla tych, którzy nie dadzą rady zignorować ciągłych dowodów miłości Juliana wobec siostrzyczki.