Uwaga: w grze pojawia się motyw narzucania się, molestowania i kontaktu fizycznego bez zgody MC.
Uwaga: Każda ścieżka w grze posiada wersje „Stay” i „Non-Stay”. Oznacza to, że Alice może: albo mieszkać na tym samym terytorium (Posiadłość Kapelusznika, Zamek Kier, Wesołe Miasteczko, Wieża Zegarowa), co postać, której ścieżkę chcemy poznać, albo mieszkać na obszarze innego terytorium i jedynie danego bohatera odwiedzać. W przypadku niektórych postaci pojawiają się też dodatkowe endingi i sub-eventy – ale w ramach tej serii recenzji będę o nich wspominać tylko, jeśli mają jakieś istotniejsze znaczenie.
Kiedy zaczęłam grać w Anniversary no Kuni no Alice, pomyślałam, że ta gra jest naszpikowana postaciami w stylu yandere… Ze względu na dziwaczne prawa tegoż uniwersum, wszyscy tubylcy z miejsca czuli słabość do outsiderów. Zakochiwali się więc w MC błyskawicznie i bez specjalnego, dodatkowego powodu. Ot, za sam fakt, że pojawiła się w ich nudnym, żmudnym i pozbawionym sensu życiu… Tymczasem Peter White, czyli biały królik, okazał się zupełnie inną ligą na skali obłędu. Każdy z love interest, jakich poznaliśmy do tej pory, był walnięty, ale Prime Minister Zamku Kier i tak ich prześcigał.
W każdym razie Petera poznajemy na najwcześniejszym etapie gry, bo to on ściągnął Alice do Wonderlandu. Zmusił ją – pocałunkami – do wypicia zawartości jakiegoś podejrzanego flakonu (nazywanego potem „lekarstwem”), który musiała rzekomo wypełnić ponownie, budując więzi z mieszkańcami, aby móc wrócić do swojego świata. Nic zatem dziwnego, że przynajmniej na wstępie, dziewczyna królika najzwyczajniej nie cierpi. To przez niego znalazła się w beznadziejnej sytuacji, a jeszcze – bez skrępowania – zaczął ją molestować…
Potem gra tradycyjnie pozwala nam zdecydować się na scenariusz w wersji Stay (czyli gdy MC mieszka z love interest w tej samej lokacji – tutaj: w Zamku Kier) lub Non-stay (gdy tylko odwiedza love interest z innego miejsca: w moim przypadku z Domu Kapelusznika).
Zacznijmy od wersji Stay. Skoro „dostęp” do Alice nie jest niczym utrudniony, to namolny królik cały czas ją nachodzi i proklamuje swoją miłość. MC ma tego, naturalnie, serdecznie dość. Na nic zdaje się zamykanie drzwi w pokoju gościnnym, bo Peter ma zapasowe klucze i może się do niej w każdej chwili włamać. To samo, gdy próbuje zmienić pokoje – królik zawsze ją znajduje.
Zmęczona Alice ulega więc wreszcie jego natręctwu i pozwala spędzać ze sobą czas, chociaż uważa, że przystojna twarz, to jego jedyna pozytywna cecha… (Dla odmiany Peter twierdzi, że kochałby MC, nawet gdyby była zdeformowana, bo wciąż pozostawałaby Alicją). W każdym razie bohaterowie, powolutku, zbliżają się do siebie, chociaż MC dalej okazuje mu ogromny chłód. Na przykład twierdzi, że nie lubi w nim… wszystkiego. Zwłaszcza tego, że jest królikiem, choć wpada w panikę, gdy Peter – aby się jej przypodobać – sugeruje, że może obciąć sobie uszy. Kij tam, że skona – ważne, że da dowód swojej miłości!
Z czasem atmosfera robi się jednak między nimi przyjaźniejsza, a przełom następuje, gdy na prośbę Alice, Peter przybiera swoją zwierzęcą formę. Czyli zmienia się w słodkiego, małego króliczka w kamizelce i z zegarkiem, za którym kiedyś goniła. Dziewczyna jest wtedy tak nim oczarowana, że pozwala mu na wszystko, na co nie zezwoliłaby mu w ludzkiej postaci. Włącznie z przytulaniem się do siebie, siedzeniem na kolanach, czy spaniem w jednym łóżku… Cóż, łatwo ją było przekupić.
Z drugiej strony, Alice martwi, że pomimo zakochiwania się w Peterze, to jednak nie do końca rozumie i ogarnia jego „mroczniejszą” stronę. Jasne, przezywała go od stalkerów, ale to było coś znacznie poważniejszego. Zasadniczo Peter był okrutny i gardził wszystkimi, którzy nie byli MC. Takie osoby zabijał za najmniejsze potknięcia (a czasem bez powodu), a także brzydził się kontaktu z nimi, bo rzekomo zarażali bakteriami. Dlatego Alice była pierwszą osobą, którą pocałował i która go nie odstraszała. Dla przykładu wszystkie pokojówki uważał za wstrętne. Choć widzę tu pewną niekonsekwencje, bo w ścieżce Vivaldii królik poważnie rozważał trójkąt z Alice i Królową.
Przy okazji dowiadujemy się, że wcześniej Peter zakładał, że wystarczy mu fakt, iż Alice i on będą przebywali w tym samym świecie. Dzięki temu mógł ją obserwować także „poza swoją godziną” – cokolwiek to znaczy. Teraz jednak, gdy miał ją tak blisko, zrozumiał, że nie byłby w stanie widzieć dziewczyny szczęśliwą u boku innego mieszkańca Wonderlandu. Prędzej by go zabił. (Zresztą, on często groził innym osobom, np. Ace’owi). Chociaż samej Alice nigdy fizycznie nie skrzywdził. Co najwyżej związał jej ręce swoim krawatem podczas scenki sam na sam na balu Królowej (można sobie dopowiedzieć resztę…) albo pocałował siłą czy objął, ale nigdy np. nie uderzył czy uwięził.
Aby zatem powstrzymać jego mordercze instynkty (i przy okazji ochronić beztwarzowców na zamku), Alice grozi Peterowi, że nie będzie z nim więcej sypiać w jednym łóżku, jeśli nie będzie się zachowywał „jak dobry królik”. A dobre króliki nie zabijają. (Cóż… chyba nie widziała nigdy jak walczą…). Oczywiście, chociaż udaje potulnego, Prime Minister nie jest na tyle głupi, by nie zauważyć w tym szantażu szansy na rzucenie własnej groźby. W końcu dyktować warunki można w dwie strony i zawsze miękkie serduszko MC dałoby się wykorzystać lub zmanipulować. Stąd pokrętnie, ale jednak, Peter sugeruje, że Alice nie powinna mu się sprzeciwiać, bo jego paluszek zawsze może wylądować na spuście… i BAM! Kolejnego beztwarzowca mniej.
Po tym, jak Alice wreszcie godzi się być jego kochanką, Peter obnosi się z tym po całym pałacu. Mówi, że dziewczyna będzie jego żoną i urodzi mu mnóstwo dzieci. A wtedy do MC powoli dochodzi fakt, że to mogłyby być króliczki XD. Z czym im bardziej radosny się love interest staje, tym Alice coraz bardziej się boi, bo zbliża się czas jej powrotu. Kiedy jednak próbuje z Peterem o tym porozmawiać, ten z miejsca mówi, że nie obchodzi go, co ona czuje, bo jego miłość jest tak silna, że starczy za wszystko. Będzie ją kochał, nawet jeśli sprawi mu cierpienie, bo przyjmie od niej każdy objaw zainteresowania. Okeeej…
W finale Alice decyduje się jednak z nim zostać, bo nie potrafi znieść jego łez. Nie wie, czy to kolejna manipulacja, czy nie, ale przywiązała się do królika za bardzo i odwzajemniła wreszcie jego obsesyjną miłość.
Ścieżka non-stay zaczyna się od tego, że Alice po prostu daje się namówić na spędzanie czasu w pokoju Petera i sama nie rozumie, kiedy zdołała go na tyle polubić, by przestać się go bać. Królik jest w tej wersji tak samo fanatyczny jak poprzednio. Wciąż powtarza, że kocha dziewczynę, ale Alice podświadomie czuje, że coś z tym wyznaniem jest nie tak. Że brzmi ono dość „pusto”. Nie tak, jak powinno być, gdy młody mężczyzna zachwyca się swoją ukochaną.
Jakiś czas później królik zdradza również swoją bardziej zwodniczą naturę. Najpierw w trakcie treningu Ace’a. Alice lubi ogądać ćwiczenia rycerza, bo podziwia jego naturalny talent do broni białej. Niezadowolony Peter godzi się wtedy stanąć z Acem do sparingu, bo ma dość tego, że Alice patrzy na innego mężczyznę, a go zupełnie ignoruje. To wtedy okazuje się, że królik może zmienić swój zegarek w miecz (lub dowolną broń), ale zwykle tego nie robi, bo uważa walkę w bezpośrednim kontakcie za mało elegancką. A dokładniej to nie lubi się brudzić. Niemniej Peter – ku zaskoczeniu dziewczyny – jest bardzo silnym i zwinnym przeciwnikiem, który dodatkowo potrafi miarkować ciosy w sposób, w który wciąga w różne pułapki. Co Ace, naturalnie, komentuje, wytykając, że długouchy jest po prostu doskonały we wszystkim, ale lubi Petera i jego pokręconą osobowość, więc mu to nie przeszkadza. Na dodatek od początku wiedział, że wygra, bo… jest Rycerzem. Czyi przez swoją „role” jest naturalnie silniejszy.
Innym przykładem tej podstępnej natury jest scena, w której Alice próbuje wypytać Petera o lekarstwo i sposób powrotu do domu. Królik postanawia więc oszukać dziewczynę i mówi jej, że jeśli odtworzą tamtą sytuację = pójdą w ślinę, to jest szansa, że opuści Wonderland. No i faktycznie, zaczyna ją całować, a zakłopotana MC nie rozumie już wtedy swoich uczuć i nie wie, czemu się w sumie nie opiera… Co nie znaczy, że nie porzuca swoich poszukiwań. Jako następną wypytuje Królową, ale ta szybko zmienia temat i ględzi coś o herbacie. W końcu żaden z tubylców nie chciał, by Alice ich opuściła. Potem jednak daje się przekonać i wyjaśnia MC, że lekarstwo „nie ma wpływu na grę”, więc to, czy wróci do domu, czy nie, zależy tylko od woli dziewczyny… co bardzo nie podoba się Peterowi, który natychmiast się wtrąca i interweniuje. Widać zatem, że był gotowy po prostu manipulować MC, byle nie odkryła prawdy.
W każdym razie po tym wydarzeniu i po tym jak dziwaczne stało się jego zachowanie, Alice zaczęła się nawet królika bać. Otwarcie zaczął mówić, o tym, że nie pozwoli jej odejść. Gdy próbowała wypytać pokojówkę, by zdobyć jakieś wskazówki o lekarstwie, po prostu siłą ją odciągnął i zaczął całować… Czyli tak, drodzy Państwo, wpadł w full yandere mode. Do tego stopnia, że nie przeszkadzała mu nawet obecność gapiów, a zresztą i tak nie uważał „beztwarzowców” za osoby… a „brud”. Do tego stopnia, że bez problemu mógł ich zamordować bez mrugnięcia okiem. (Na miejscu MC, po czymś takim, zastanawiałabym się jak spierdzielić do domu dokładnie sekundę później… No, ale ona ciągle myśli, że to tylko sen. A Blood nawet otwarcie przyznaje, że wszyscy w Wonderlandzie są szaleni, więc nie ma, co się nad tym rozwodzić XD).
Niemniej, pomimo przerażenia i ostrzeżeń od różnych osób, Alice daje się wciągnąć w to szaleństwo, a Peter molestuje ją i staje się agresywny, ilekroć pyta o lekarstwo lub powrót. Cóż, miłość podobno jest ślepa… i głucha, i bezrozumna, i utykająca… ale co zrobić? W swoich snach Alice nawet ścigała królika, który uciekał przed nią, aby jej nie skrzywdzić, lecz i to było za mało, aby się zawahała nad swoimi życiowymi wyborami.
Epilog odtwarza w sumie scenę z klasyki. Alice budzi się w ogrodzie, widzi królika, który się gdzieś spieszy i zaczyna go ścigać. Zastanawia się nad wskoczeniem do dziury, gdy pojawia się Nightmare i ostrzega ją, że nie może mieć wszystkiego: ukochanego i domu. Potem Alice topi się w gigantycznej fiolce z lekarstwem, ale Peter ja ratuje… Ostatecznie więc MC decyduje się z nim zostać i zapomnieć o swoim domu. A my wreszcie poznajemy kawałeczek prawdy o lekarstwie. Peter tłumaczy, że fiolka zawiera coś, czego on sam nie posiada, ponieważ jest „pusty”. Alice może jednak wrócić do swojego świata, kiedy chce, bo fiolka jest dla niej kluczem.
Podsumowanie: Jeśli kochacie yandere, to będziecie oczarowani, bo macie tu wszystkie klasyczne elementy: nieco pikanterii, obsesje, ciągłe napady zazdrości i wszystkie inne toksyczne, pokręcone zachowania, które fani lubią w takich śmieciowych, podłych romansach – bezpiecznych tylko na pograniczu fantazji. Peter mnie dość zaskoczył, bo myślałam, że jego ścieżka będzie nudna, a on sam nie jawił mi się zupełnie jako ciekawy bohater. Tymczasem ta okrutna strona i ciągły strach przed opuszczeniem nadała mu jakiejś wyrazistości, chociaż wszyscy mieszkańcy Wonderlandu są do siebie bardzo podobni. Ten po prostu osiągnął nowy rekord w uwielbieniu dla MC. Fajnie też, że gdy czuła się niekomfortowo, Alice potrafiła przywalić czy się sprzeciwić, chociaż przez większość scen raczej króliczkowi ulegała. Niemniej dobrze, że pokazywała również pazura, a nie tylko zastraszona błąkała się po zamku i szukała ratunku. Z dwóch przedstawionych ścieżek osobiście bardziej podobała mi się Stay. Za dużo było tego gadania o lekarstwie w Non-stay, co w sumie do zupełnie niczego nas nie doprowadziło, bo dostaliśmy, ten sam co zawsze, enigmatyczny mumble-jumble. Ktoś ogarnął czemu nagle MC zaczęła się topić w giga flakonie? Nightmare ją tam uwięził, by ją zmanipulować i wepchnąć w ramiona Petera, czy jak?