Nie wiem, kto wymyślił temu bohaterowi imię, ale dla osób anglojęzycznych jest niemożebnie durnowate… Zupełnie jakby postacie cały czas przeklinały. No, ale co tam! Nie czepiam się dłużej, bo dalej nie przebija mojej ulubionej Saksonii Brandenburgii z gry „Steam Prison”. W każdym razie Christ jest kolejnym love interest na naszej liście, który dla odmiany – przynajmniej pozornie – jest takim samym uczniem, jak nasza MC. A czemu „dla odmiany”? Bo przypominam już, że mieliśmy wampiry oraz podstarzałego nauczyciela. Zresztą, to właśnie w gabinecie lekarskim tego ostatniego nasi protagoniści spotykają się po raz pierwszy. Leia Ephelis zajrzała tam, bo zgubiła się na uniwersytecie, a Christ trafił na oględziny z powodu ran.
Potem, przy ponownym spotkaniu, Christ nie rozpoznaje Lei, ale żeby jej się jakoś z powodu swojej słabej pamięci zrekompensować, oprowadza ją po kampusie, a nawet pokazuje jej swoje ulubione miejsce w mieście… sklep. W każdym razie tak zostają przyjaciółmi, a ich więź umacnia się jeszcze bardziej, gdy w prologu MC dowiaduje się, że ojciec, na którego tak bardzo czekała został zamordowany. To Christowi i Alison przypada rola osób, które pocieszają naszą bohaterkę i jako pierwsi oferują, że zawsze może liczyć na ich wsparcie. Nie wiedzą wtedy jeszcze, że Leia spotka się ze swoim stryjem Jude i to od niego pozna „prawdę” o tym straszliwym incydencie. Że niby jej ojca zamordowały wampiry, które wdarły się na teren kościoła i że teraz ukrywają się gdzieś w szkole. To dlatego Leia dostaje artefakt, aby je wytropić.
Dziwaczne to było jak diabli, bo nie mam pojęcia czemu, na wszystkie miejsca świata, przestępcy postanowili, że kampus będzie dla nich najbezpieczniejszy, a po drugie – to nie tak, że bohaterka się tym jakoś specjalnie przejmuje. Niby raz czy dwa jest jej przykro, że ktoś z jej znajomych mógłby okazać się sprawcą, bo zaprzyjaźniła się np. z Lockiem, ale to nie tak, że ta sytuacja spędza jej jakoś sens z powiek. Jest tak samo optymistyczną, dobroduszną i naiwną bohaterką gier otome, jak tysiące przed nią.
Dla odmiany Christ ma znacznie bardziej interesujący problem. Wraz z rozwojem fabuły dowiadujemy się, że tak naprawdę jest on mieszańcem. Jego matka była kochanką lidera wampirczego rodu Bruch, ale została przez niego porzucona, a niedługo potem umarła. Christa wychowywała więc w rzeczywistości babcia i nie potrafił on pojąć, dlaczego jego rodzicielka do ostatniej chwili kochała mężczyznę, który potraktował ją jak śmiecia. Zresztą sam Christ znosił z powodu swojej sytuacji ciągłe prześladowanie ze strony innych dzieci. Nie miał żadnych bliskich, nie rozumiał do końca swojej natury i pieczołowicie pielęgnował nienawiść do ojca. To dlatego w sumie po części został rycerzem i chciał być coraz silniejszy, aby przygotować się na stawienie mu czoła.
Lider rodu Bruch faktycznie się w fabule pojawia i okazuje się strasznie aroganckim bucem. Zainteresował się synem, bo chciał sprawdzić, czy ten jest dość silny, aby zostać jego następcą. Christ, co prawda, przegrywa ten pojedynek, ale w zamian za to dowiaduje się czegoś interesującego. Tatulo sugeruje bowiem, że wcale nie porzucił żony z dzieckiem, ale kobieta najzwyczajniej od niego uciekła. Bohaterowie zaś postanawiają zbadać ten trop i faktycznie, w liście pozostawionym przez matkę, Christ potwierdza, że kobieta była mocno związana z Kościołem i to dlatego nie wyobrażała sobie, że kiedykolwiek mogłaby zostać przemieniona i żyć wiecznie. Na dodatek ciążyło jej to, że jej ukochany poświęcał tyle czasu na podróżowanie i szukanie dla niej lekarstw, bo bardzo podupadła na zdrowiu po porodzie. To dlatego, pewnego dnia, postanowiła zabrać ze sobą syna i odejść. Na dodatek ukryć jakimś cudem swoją obecność – tak by wampir jej nie wytropił. A resztę opowieści znamy… W efekcie Christ wychował się bez żadnego ze swoich rodziców, bo byli egoistami.
Ale to tyle, jeśli chodzi o jego smętne backstory. Całość jest nam w sumie potrzebna prawdopodobnie tylko dla jednego CG. I to takiego, na którym Christ próbuje ugryźć naszą bohaterkę. Że niby jak…? Ano, wychodzi na to, że półwampiry mają coś, co się nazywa „przebudzeniem” i wtedy ich natura się wreszcie ujawnia. W przypadku Christa do tej przemiany dochodzi niedługo po tym, jak nasza MC wyznaje mu miłość, a chłopakowi spada kamień z serca. Kochał się w niej bowiem już od jakiegoś czasu, ale zbyt bał się odtrącenia, aby przejąć inicjatywę i wyznać swoje uczucia. (Btw. w tej ścieżce dostaliśmy też chyba najnudniejszą wersję balu u Locke’a – bo Christ i Leia nie potrafią tańczyć, więc postanawiają po prostu razem nie uczestniczyć w zabawie, aby się nie ośmieszać…).
W każdym razie Lei udaje się uniknąć przegryzienia aorty, ale Christ traci po tym wszystkim przytomność. Locke zapewnia mu opiekę i tłumaczy, że to może nieco potrwać, ale nie przeszkadza to naszej MC warować przy łóżku śpiącego kilka dni i obiecać mu, że gdyby sytuacja się powtórzyła, to więcej się nie przestraszy. Znaczy… posypie szyję solą i pieprzem, a potem się nadstawi, aby bardziej mu smakowało czy jak?
Reszta fabuły jest wspólna dla wszystkich ścieżek. Czyli wychodzi na jaw absolutnie niezaskakujący fakt, że to stryjaszek Jude stał za porwaniami wampirów i zabójstwem ojca MC. Wszystko dlatego, że był świrniętym oraz zazdrosnym fanatykiem, stąd w piwnicy pod kościołem zbudował sobie laboratorium. To tam torturował swoich przeciwników oraz próbował odwrócić „Blood Code”, czyli sprawić, by krwiopijcy znowu nie mogli żyć w świetle dnia.
W pozytywnym zakończeniu dochodzi do konfrontacji między Leią, Christem i stryjkiem, z czego młodzi wychodzą zwycięsko dzięki artefaktowi pozostawionemu przez ojca MC. W efekcie wszystko prowadzi do ogromnego, tęczowego happy endingu. Jude zostaje skazany, a Leia i Christ biorą ślub. (Mając wtedy na sobie te same ubrania, co na balu w szkole! XD Ale, co tam, popieram ekologiczny tryb życia. Dobrze, że chociaż na CG projektanci się zreflektowali i dali im łaszki pasujące do okazji). Czy coś jeszcze? Tak. Christ godzi się z ojcem, wraca do rodziny i ród Bruch ma zagwarantowaną bezpieczną przyszłość.
W smutnym zakończeniu jest znacznie ciekawiej, a mianowicie przez głupie decyzje MC podczas finalnej konfrontacji Jude, co prawda, zostaje pokonany, ale Christ odnosi takie rany, że zapada w śpiączkę. Tatulo Bruch godzi się uratować swojego „głupiego syna” na prośbę Locke’a, ale pod warunkiem, że MC będzie się trzymać z dala od chłopaka, bo jej obecność zawsze będzie mu tylko wadzić i go osłabiać. Po wielu, wielu latach Leia powraca do szkoły i spotyka tam Christa. Facet jest dalej wesołym młodzieńcem, a ona pomarszczoną babcią z laską. Co prawda Christ jej nie rozpoznaje, ale to nie stanowi dla kobiety problemu. Cieszy się, że mogła go chociaż jeszcze raz ujrzeć, bo nigdy nie przestała go kochać. Okeeej… To była chyba jedyna scena, która podobała mi się w całej tej nudnej jak diabli grze. Po prostu trudno nie było żałować w tej sytuacji MC, a i CG z ich ostatniego spotkania wyglądało wyjątkowo fajnie.
Podsumowując, gdybyście już naprawdę z jakiegoś powodu uparli się, że chcecie przejść „Blood Code”, to chyba jedyna ścieżka, która fabularnie coś tam sobą reprezentowała. A przynajmniej bad ending miała dość przygnębiający. Cała reszta, niestety, przedstawiała standardowy dla tego tytułu poziom, choć i tak mam wrażenie, że Christowi dostało się chociaż kilka romantycznych scen, więc był tam jakiś development postaci. Ich relacja także wydawała mi się bardziej wiarygodna niż w przypadku pozostałych bohaterów, bo uczniów połączyła po prostu żałoba. Oboje stracili w przeszłości bliskie im osoby, więc potrafili się identyfikować z uczuciem opuszczenia i tęsknoty. Nawet jeśli Christ i tak stwierdzał, że „Leia jest inna niż wszystkie! Taka dobroduszna i wspaniała! Oh, ah…!”.
Na zachętę powiem jeszcze, że w tej ścieżce pojawia się bonusowo przedstawiciel innego, wampirczego rodu, który poważnie rozważa rozwalenie całej instytucji Kościoła, ale to taki poboczny wątek, który może kogoś zainteresuje.