Leo jest nauczycielem Magii Jasności na uniwersytecie Star-mirror, w świecie, który jest kopią naszego z tą różnicą, że wampiry żyją tu sobie szczęśliwie z ludźmi w zgodzie. A przynajmniej tak to wygląda z wierzchu. Nieoficjalnie wiele osób ma problem z tym, iż krwiopijcy nie muszą już unikać słońca i ogólnie zaprzestano odwiecznej, międzyrasowej wojny.
W każdym razie naszą MC jest młoda uczennica Leia Ephelis, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest miła, opiekuńcza i zawsze optymistyczna. Czyli taka typowa bohaterka gier otome. Nawet gdy traci w tajemniczych okolicznościach ojca, to pozostaje pozytywnie nastawiona do świata i trudno w ogóle pamiętać, że przechodzi żałobę. Zamiast tego od razu godzi się pomagać swojemu stryjowi w tropieniu wampirów, które podobno skryły się na kampusie (czemu akurat tam?) i które podobno odpowiadają za zamordowanie jej staruszka. A przynajmniej tak twierdzi jej krewny, podejrzany typ – stryjeczek Jude, który nagle się pojawił, był we wiecznym konflikcie z jej ojcem i jeszcze dał MC osłabiający ją artefakt, który co prawda, potrafi wykryć wampiry, ale dzieje się to kosztem zdrowia dziewczyny…
Jeśli zaś chodzi o samego Leo, to jest to taki love interest do znudzenia idealny. Perfekcyjny nauczyciel, który nawet ze swoimi podopiecznymi jest na „ty”. Stąd głównie będziemy widzieli jego interakcje z bohaterką, gdy ta będzie potrzebować jakiejś pomocy, jak np. na początku fabuły, gdy się zgubiła, potrzebowała, aby ktoś wskazał jej drogę i tak trafiła do gabinetu lekarskiego. Poza bowiem byciem wzorowym nauczycielem, Leo jest też głównym lekarzem, dorabia w bibliotece, a i jeszcze w kawiarni można liczyć na jego pomocną dłoń… No, zabiegany był facet. Nie powiem. Zupełnie jakby chciał czerpać z życia w pełni i wykorzystać każdą chwilę, co miało nawet sens i fabularne uzasadnienie.
W każdym razie jedyną skazą na jego portrecie, było to, że co jakiś czas rzucał dziwnymi żarcikami np. gdy nazywał Leię grubą albo tłumaczył swój krwawiący nos tym, że MC weszła na drabinę. Ktoś mógłby uznać takie zachowanie za molestowanie, ale w tym uniwersum najwyraźniej luźne i nieprofesjonalne kontakty z nieletnimi są absolutnie dozwolone, bo nie zauważyłam, by chociaż jedna osoba miała z tym problem. Poza mną. Ale to bardziej dlatego, że to już drugi love interest, który czepia się wagi bohaterki. Nawet jeśli tylko w żartach. Wiecie, na całym świecie cały czas się trąbi o tym, jak zwłaszcza młode dziewczyny mają problem z samoakceptacją, a tu proszę, w pierwszej lepszej grze otome, czyli docelowo skierowanej właśnie do graczek, znowu muszą one – pośrednio – słuchać, że coś jest z nimi nie tak.
Niemniej Leia i Leo (brzmi jak imiona bohaterów jakiejś kreskówki) zaczynają ze sobą na poważnie bardziej romansować, gdy „łączy ich” praca w kawiarni. Facet chodzi tam, bo ma do spłacenia jakiś dług wdzięczności wobec właścicielki – a MC z nudów. Ich głównym zadaniem jest więc obsługa sali konsumenckiej + spędzanie klientów. Czym głównie zajmuje się Leo, bo w stroju kelnera, wyhacza potencjalne klientki prosto z ulicy…
Relacje szybko się jednak pogłębiają. Zwłaszcza gdy Leia zaczyna mieć prywatne korepetycje, bo pewnego dnia znajduje ranne zwierzę i Leo pomaga jej w leczeniu. Okazuje się, że magia światła doskonale nadaje się do takich zadań, a mężczyzna jest więcej niż szczęśliwy, mogąc przekazywać dziewczynie swoją wiedzę z tego zakresu. Wkrótce jednak, po części znowu z braku zajęć, Leia zaczyna również asystować nauczycielowi/doktorowi w gabinecie lekarskim. Co prawda jej rola ogranicza się głównie do pocieszania i uspokajania pacjentów (może wtedy wygłaszać peany pochwale na cześć Leo, tłumacząc uczennicom, że nie muszą się bać, bo znalazły się w dobrych rękach), ale zawsze coś.
Do pierwszego konfliktu między parką dochodzi więc dopiero, gdy Leia omdlewa, bo przesadziła z używaniem artefaktu. Leo jest wtedy mocno niezadowolony, że dziewczyna, coś przed nim ukrywa, bo uważa, że to powątpiewanie w ich przyjaźń. Potem się jednak reflektuje i przeprasza za swoje wcześniejsze zachowanie, bo dochodzi do wniosku, że każdy ma prawo do jakichś sekretów. A Leia była dodatkowo rozdarta, gdyż po stracie ojca stryjek stał się jej jedyną, żyjącą rodziną. Na dodatek zaprzyjaźniła się w szkole z wampirami, więc trudno było jej podejrzewać nowych kolegów o tak potworną zbrodnię.
Paradoksalnie, jakiś czas później, Leo postępuje dokładnie tak samo – w sensie, ukrywa przed MC powód, dlaczego systematycznie krwawi mu nos. Początkowo dziewczyna to ignoruje, bo myśli, że to efekt zwykłego przemęczenia. W końcu, jak wspominałam, facet pracował na kilka etatów, więc trudno, żeby nie dopadało go osłabienie. Szybko jednak okazuje się, że krwawienie jest coraz częstsze i pojawia się bez wyraźnego powodu. Aby dociec prawdy, Leia przepytuje drugiego z doktorów, który zwykle asystował Leo. I tak dowiadujemy się wreszcie o przytłaczającym fakcie. Leo ma guza mózgu i nie wiadomo, ile jeszcze życia mu zostało. Choć to nie tak, że bohaterka pozostaje zupełnie bezsilna. Jeśli zdobędzie krew od wampira, to można przy jej pomocy zrobić serum, co powinno nieco załagodzić skutki guza i przywrócić Leo zdrowie. Może nie całkowicie, ale w znacznym stopniu.
A ja – powiem szczerze – nie wiedziałam za bardzo, na czym polegał problem, bo zdobycie serum kosztowało bohaterkę 5-minutową rozmowę z kolegami – tym razem z Jessem, który i tak miał wobec niej dług wdzięczności, więc trudno żeby robił problem.
Dlatego w pozytywnym zakończeniu, po tym jak Leia zostaje uprowadzona, przyjaciele przybywają, aby ją odbić, a szemrany stryj okazuje się tak nikczemny, jak było wiadome od samego początku. (To on tak naprawdę odpowiadał za śmierć ojca Lei, próbował zrzucić winę na wampiry i ogólnie w jakimś groteskowym laboratorium pod kościołem opracowywał metodę cofnięcia krwiopijcom odporności na światło słoneczne). W każdym razie Leo, Leia i spółka wychodzą z tego starcia zwycięsko, ale dziewczyna zaczyna przez jakiś czas unikać doktorka. Dlaczego? Ano, aby pokazać mu swoje niezadowolenie, że on także jej nie zaufał. Że przecież mógł jej powiedzieć o chorobie i pozwolić sobie pomóc, a tak zostawiłby ją absolutnie nieprzygotowaną i zrozpaczoną.
Potem akcja przenosi się 7 lat do przodu (WTF?), Leia i Leo najwyraźniej są razem, bo wyznają sobie wieczną miłość, obściskując na jakiejś kanapie, a ja chyba przeoczyłam moment, w którym ten romans w ogóle był budowany. Co jest całkiem możliwe, bo przy tej toporności mechaniki trudno było czasami nie zasnąć… Btw. po cholerę w ogóle budowano motyw tego, że Leo pracował wcześniej w kościele i odszedł z powodu konfliktu ze stryjem Lei, skoro nie prowadziło to do niczego ciekawego?
W smutnym zakończeniu Leo okłamuję Leię, że wyjeżdża na jakieś badania. Dziewczyna, naturalnie, bardzo za nim tęskni, aż nagle odkrywa, że widziano mężczyznę w okolicy gabinetu medycznego. Okazuje się, że nigdy nie opuścił kampusu, ale choroba zmogła go tak bardzo, że nie chciał, by MC go tak oglądała – dlatego skłamał. (Czy on nie miał domu, w którym mógł spędzić ostatnie chwile? Po co przyszedł do szkoły?). Kiedy więc spotykają się ponownie, Leia jest trochę na niego zła, ale ponieważ to jest zasadniczo ich pożegnanie, to postanawia się skupić jednak głównie na dziękowaniu Leo za wszystko, co dla niej zrobił. Że zawsze wskazywał jej drogę, doradzał, uczył, zapewniał dobrą zabawę i ogólnie był tak cudownym przyjacielem. Po śmierci Leo okazuje się, że facet zostawił MC jeszcze jakieś mikstury na różne okoliczności, np. gdyby się przeziębiła, więc do ostatniej chwili troszczył się i myślał o naszej bohaterce.
Czy podobała mi się ta ścieżka? Nie. Przy tym jak trzeba było się namęczyć, zarządzając statami i czasem, dostałam tak nudną opowieść, że aż nie wierzyłam, gdy dotarłam do końca, iż nie będzie nic więcej. Żadnego developmentu postaci, żadnych zaskakujących zwrotów, nawet innego, zaskakującego antagonisty się nie doczekałam… (A przecież Leo i Jude znali się dobrze, bo to z powodu korupcji w kościele, doktor opuścił tę organizację!). Przez moment wierzyłam jeszcze, że może ten drugi doktor będzie miał jakieś znaczenie, ale jego jedynym zadaniem było opowiedzieć MC o guzie… Dzięki czemu Leia mogła uratować swojego love boya, ale nic poza tym. Kompletnie zmarnowany czas i przestaje mnie dziwić niska cena tej otomki w sklepach.