Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że miałam do tej ścieżki trzy podejścia. TRZY podejścia. Co powinno najlepiej zobrazować, jak czasami trudno – zwłaszcza grając bez solucji – jest otrzymać konkretne zakończenia w tej grze. Lloyd to taka jakby „opcja dodatkowa”, w tym sensie, że nie możemy z nim nawiązać relacji romantycznej – ze względu na jego orientację seksualną – ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby nasza MC i optymistyczny reżyser stali się dla siebie dobrymi kumplami i współpracownikami. Innymi słowy, to nieczęsto widywana w grach otome/amare ścieżka przyjaźni. I właśnie dlatego o niej wspominam, bo chociaż nie jest bynajmniej długa i nie obfituje w masę scenek, to jednak wyróżnia się na tle innych.
Jak już zdradziłam, Lloyd jest reżyserem. Gdy go poznajemy, jest w trakcie pracy nad swoim nowym projektem – serialem kryminalnym o nazwie „Vice/Versus”. Nasza MC – Sian Goodin – młoda studentka i początkująca makijażystka poznaje go przez innego, wspólnego znajomego – brytyjskiego aktora Johna Brandona, który jest zarazem menadżerem jej znajomego z dzieciństwa – piosenkarza Adama Eatona. Tak, wiem, trochę to skomplikowane. Ale doskonale pokazuje realia show-biznesu, w których naszym bohaterom przyszło żyć. Czyli bez koneksji ani rusz. Co widać nawet po osobach zatrudnionych do współpracy przy „Vice/Versus”. Są to w większości kontakty Lloyda – jego przyjaciele i dalsi kumple.
W każdym razie MC przypadkowo trafia na Lloyda i Johna, gdy ci dyskutują nad losami serialu. Aby projekt dostał zielone światło od sponsorów, potrzebny jest „wyrazisty, męski bohater”. Nadziani panowie musieli, oczywiście, być dość szowinistyczni, stąd nie przemawiała do nich formuła o silnej, odważnej policjantce, co zakładał pierwotny scenariusz. A przynajmniej nie do momentu, aż nie uwikłali jej postaci w romans. Stąd to właśnie Sian zasugerowała Lloydowi, że można by w roli „męskiego bohatera” obsadzić Johna, który wcieliłby się w antagonistę. Do tej pory przeciwnik policjantki ukrywał się gdzieś w cieniu, ale pokazanie go odbiorcom, mogłoby pozytywniej wpłynąć na oglądalność serialu. Na dodatek John chciał się odciąć od wizerunku heroicznych protagonistów, do których został zaszufladkowany przez swoje wcześniejsze projekty. Pozwoliłoby mu to więc wreszcie spróbować czegoś nowego…
I to właśnie tą propozycją Sian zdobyła sobie przychylność Lloyda, który od tej pory nie tylko chętnie widywał się z nią na planie, ale również poza nim. Ot, po prostu wyskakując wspólnie na lunch, czy odwiedzając bohaterkę na jej kampusie, aby razem obejrzeć premierę serialu w pokoju w bibliotece. Z drugiej strony, zaczął też coraz bardziej na MC polegać. Nie tylko jako na makijażystce, ale zaproponował jej fuchę co-producenta, który wspierałby go w zarządzaniu projektem. Lloyd brał na siebie kontakty z partnerami biznesowymi, bo Sian miała dość silne lęki społeczne, a dziewczyna w zamian za to, czuwała nad pracą na planie.
Ogólnie więc mieli całkiem fajną dynamikę, zwłaszcza że Lloyd to najbardziej otwarty i wesoły z wszystkich bohaterów. Aż trochę żałowałam, że nie był love interest, bo w pozostałych wątkach tylko problemy i dramy. Tymczasem on miał bardzo przyjemną osobowość i backstory. Początkowo próbował swoich sił w aktorstwie, ale szło mu średnio. Jeszcze w trakcie czasów studenckich zaczął reżyserować przedstawienia koła teatralnego i odkrył, że sprawia mu to sporą frajdę. To dlatego porzucił swoje pierwsze plany o zostaniu księgowym i poświęcił się show-biznesowi. Po drodze gdzieś tam poznał Celinę Harroway (która wcielała się w „Vice/Versus” w role policjantki) oraz Johna (z którym łączył go nawet przelotny romans).
Większość tej ścieżki toczy się jednak tym samym schematem, co w przypadku pozostałych panów. Mamy imprezę halloweenową, którą Sian postanawia spędzić ze współpracownikami i 90% czasu cieszy się z Celiną z tego, jakie są antyspołeczne. (Chyba nigdy tego nie zrozumiem… w sensie, nie mam nic przeciwko introwertykom i sama nie lubię imprez tego typu, zwłaszcza firmowych – ale wtedy po prostu na takie nie chodzę, a nie siedzę i demonstracyjnie rozpaczam, jak źle się bawię, bo nie pasuję do grupy… I to na tyle zauważalnie, by wiedzieli o tym wszyscy obecni. Ale co tam!). Potem są ferie zimowe, wspólne spędzanie świąt, urodzin… obsypywanie się podarunkami, aż wreszcie koniec roku…
„Vice/Versus” odnosi w międzyczasie ogromny sukces i zgrania nawet sporo nagród. W tym Sian może świętować osobiste zwycięstwo, bo zostaje odznaczona w kategorii najlepszego makijażu, ale – niestety – sponsorzy decydują się nie inwestować w powstanie drugiego sezonu, bo jednak większe zyski z reklam przynosi im jakieś tam show muzyczne. Ekipa zostaje więc z niczym, ale nie przejmują się tym zbytnio, bo takie są prawa ich branży. Co tylko udowadnia, jak to całe siedzenie na nadgodzinach i wypruwanie sobie żył było bez sensu, bo koniec końców – jakby się nie starali – ich wysiłki nie przekładały się na powodzenie serialu.
Lloyd nie chce jednak urywać swojej znajomości z Sian i w tym zakończeniu proponuje jej, aby do niego dołączyła przy kolejnym projekcie. W efekcie stają się bardzo kreatywną, zgraną i rozpoznawalną w branży parą, która stworzyła razem niejeden serial, ale także każdy z nich dynamicznie pracował nad własnym portfolio. Można więc powiedzieć, że cała ta przygoda z „Vice/Versus” bardzo opłaciła się Sian, bo zyskała nie tylko przyjaciela, ale też fajnego mentora, który nauczył ją wszystkiego, co sam potrafił. I miał przy okazji ogromne zrozumienie, dla jej napadów paniki.
Ogólnie całkiem sympatycznie się przechodziło tę ścieżkę. Jak wspominałam, była sporym zaskoczeniem, bo nie spodziewałam się aż tylu różnych endingów w „Backstage Pass”. No i dzięki temu poznaliśmy też lepiej postacie poboczne, bo spędzaliśmy z nimi więcej czasu. Polecam więc raczej zostawić sobie ten wątek na koniec. Już po przejściu opowieści love interest. Dla mnie było to przyjemne pożegnanie z grą, ale nie na tyle, bym jeszcze kiedyś do tej ścieżki wróciła. Ot, taki tam przeciętny filler.