Olympia to dziewczyna, o której można powiedzieć, że ma szczęście w nieszczęściu. Jest jedyną ocalałą z „Białych”, co w świecie, gdzie panuje system kastowy, oparty na podziale kolorystycznym, ma nie lada znaczenie. Kobiety z Białych od zawsze dbały o bezpieczeństwo całego świata, bo tylko dzięki ich specjalnemu tańcowi, ku czci Amaterasu, słońce nad archipelagiem wstawało każdego dnia. Na barkach naszej młodej MC spoczywa zatem ogromny obowiązek… no i w trybie błyskawicznym musi przedłużyć swój ród. Inaczej poranki trafi szlag, dlatego Akaza, szef jednostki Kotowari, daje jej rok na znalezienie sobie męża. Jeśli tego nie zrobi, to facet „dokona poświęcenia”, uczyni z niej swoją żonę i zasili ród Białych własnymi genami.
A chociaż Olympia jest nieziemsko piękna i posiada super moce, to przecież nie tak, że może podejść do pierwszego lepszego typa i zapytać: „hej, czy nie chciałbyś uratować świat i mnie zapłodnić?”. Nope, MC będzie przez całą grę polować na „drugą połówkę swojej duszy”, bo tak przysięgła matce i tylko wtedy będzie naprawdę szczęśliwa. (Legendy zaś wspominają, że przejmując kolor i zdolności kochanka, kobiety z Białych stają się jeszcze potężniejsze).
W ścieżce Riku, jak można się domyślić, to surowy, zdyscyplinowany żołnierz z Niebieskich, będzie naszym potencjalnym kandydatem na love boya. Niestety, jego pierwsze interakcje z Olympią są jednak bardzo zimne, bo uprzywilejowany, dobrze urodzony i utalentowany młodzieniec ma brzydką tendencję patrzeć na wszystkich z góry. Zwłaszcza kastowych wyrzutków i przestępców zamieszkujących Yomi, gdzie promienie słońca nigdy nie docierają. Wszystko dlatego, że Riku naprawdę wierzy, że taki podział na kolory – czyli lepszych i gorszych – jest słuszny i zgodny z wiarą. Nie potrafi więc zrozumieć, dlaczego ktoś tak wyjątkowy, jak Pani Olympia z Białych, chce w ogóle odwiedzać biedotę i ryzykować, że ją „skalą” swoją obecnością.
Kiedy więc Olympia widzi, z jaką łatwością żołnierzykowi przychodzi wyciąganie miecza przeciwko mieszkańcom Yomi, dochodzi do wniosku, że na jej liście potencjalnych kandydatów na męża, Riku mógłby rywalizować z Akazą o przedostatnie miejsce. Ma zatem pewną satysfakcję w tym, że może mu pomachać przed nosem przepustką i przywitać ironicznym „dzień dobry”, ilekroć udawała się na spacer do Yomi, a on akurat miał w tym samym czasie warte przy bramie.
Niemniej dziewczyna wtedy nawet nie podejrzewała, że to właśnie Riku skradnie jej serce. A konkretniej jego taniec. Podczas jednej ze swoich misji dostarczania listów pomiędzy dzielnicami (co pozwalało jej lepiej poznawać mieszkańców i wypatrywać męża), Olympia jest świadkiem rytualnego, pogrzebowego tańca w dzielnicy Niebieskich. Ze względu na makijaż i tłum nie udaje jej się rozpoznać, że artysta, którego zaczęła darzyć tak ogromnym szacunkiem, to nie kto inny jak jej zrzędliwy znajomy strażnik. Ba! Dziewczyna nawet próbowała potem wymusić na Riku, aby przedstawił jej tego tancerza i zapytał, czy nie przyjąłby ją na ucznia, wygłaszając przy okazji jeden komplement za drugim. I to był zarazem moment, kiedy bardzo polubiłam jego postać. Jasne, wiedziałam, że Riku nie będzie zawsze napuszonym paniczykiem z kijem w tyłku i że kiedyś pokaże łagodniejsze oblicze, ale kiedy zaczął się rumienić, panikować i zaprzeczać, by cokolwiek wiedział o tożsamości tancerza, kupił mnie w 100%.
Potem parka miała jeszcze jeden iskrzący moment w swoich relacjach. Riku ogólnie słabo radził sobie z tym, że zaczął się w pięknej Olympii najzwyczajniej zakochiwać. Głównie dlatego, że jak potem odkrywamy, skrywał on potężny sekret. Tak naprawdę nie urodził się w kaście Niebieskich. Był efektem nielegalnego związku między ludźmi niepasujących do siebie kolorów i dzieciństwo spędził w Yomi. Kiedy jednak coraz mniej liczni Niebiescy odkryli, że w dzielnicy biedoty jest dzieciak, który posiada potężne Batsu (moc przemieniania duszy w kryształy) i na dodatek wygląda fizycznie, jak oni, to szybko zmajstrowali intrygę, że niby był siostrzeńcem obecnej liderki. Co więcej, ze względu na szalejącą wśród wysoko urodzonych chorobę o nazwie „haku” – Riku był izolowany od towarzystwa kobiet. Miał się ożenić dopiero po 30, a do tego czasu prowadzić wstrzemięźliwe i cnotliwe życie.
Może dlatego nic dziwnego, że w pewnym momencie frustracja wzięła nad nim górę? Nawyzywał Olympię, widząc ją w ramionach Akazy, od kobiet lekkich obyczajów, bo źle zinterpretował całą sytuację, a kiedy dziewczyna uciekła zalana łzami, dopiero wtedy zrozumiał swój błąd. Naturalnie, Riku odwiedził potem MC w jej domu, aby przeprosić. Nie podejrzewał jednak, że tak szybko zostanie mu wybaczone i spotka się z ciepłym przyjęciem. Jednocześnie Olympia podzieliła się z nim słowami, które w efekcie okazały się dla mężczyzny szalenie inspirujące. A dokładniej, że to prawda, iż ciążą na nich ogromne obowiązki, od których nie powinni uciekać, ale to nie znaczy, że nie mogą znajdować małych sfer, gdzie mogą być sobą i postępować zgodnie z własnym pragnieniem. W jej przypadku było to dostarczanie listów.
Od tej pory Riku w zasadzie przepadł. Owszem, będą jeszcze między nim i Olympią pojawiać się różne, drobne przeszkody, ale było widać, że parka miała się ku sobie. Dziewczyna dość szybko postanowiła, że to Riku zostanie jej mężem, a on na różne sposoby to się od niej izolował, jak tchórz, oferując w zamian przyjaźń, to przyciągała go jak płomień ćmę – jak podczas wspólnych lekcji tańca. Summa summarum, było jednak widać, że cały wcześniejszy światopogląd Riku legł w gruzach, a fantazję o Olympii zdominowały większość jego snów. Nie potrafił już dłużej patrzeć na inne kasty z góry. Wcześniej robił to bardziej w ramach wyparcia, że sam do nich kiedyś należał. Zaczął też bardzo angażować się i interesować problemem nierówności, zwłaszcza w zakresie prawa, które zabraniało na związki pomiędzy wyznaczonymi grupami kolorystycznymi.
Punktem kulminacyjnym dla tej ścieżki jest jednak moment, w którym Riku, podczas procesu, zrzeka się swojego koloru i przenosi do Yomi. Dzieje się tak, bo Olympia zostaje przez kogoś zaatakowana i o mało nieuprowadzona. Mężczyzna przybywa jednak w samą porę, żeby ją ochronić, tyle że w gniewie chce użyć swojej mocy Batsu na sprawcach. Co było zabronione przez prawo. Wyrywać duszę i zamieniać ją w kryształ można tylko w przypadku zmarłych albo podczas oficjalnych egzekucji. Na szczęście mężczyzna w porę się powstrzymał, bo inaczej miałby ich krew na sumieniu.
W pozytywnym zakończeniu Riku odkrywa, że za próbą porwania Olympii stał jego przyjaciel i, prawie że przybrany ojciec – lekarz Sakyou z Fioletowych. To przez niego ostatnio tyle osób zostało oskarżonych o nielegalne romanse i skazanych, bo potrzebował więcej kryształów z egzekucji do badań, a wojsko mu w tym pomagało. Wszystko dlatego, że lekarz wierzył, iż uda mu się znaleźć sposób na wyleczenie „haku”. Choroby, która przypominała nasz trąd, bo prowadziła do gnicia ciała. No i właśnie z tegoż samego powodu chciał przebadać Olympię, bo w krwi Białych mogła skrywać się zagadka absolutnej odporności.
W każdym razie Sakyou zostaje aresztowany, Riku odzyskuje swój status i zobowiązuje się jako przyszły lider Niebieskich doprowadzić do reformy prawa, a rada oficjalnie zezwala, by Olympia wzięła sobie niepokornego żołnierzyka na męża. Tyle że parka ani myśli czekać na oficjalną ceremonię ze skonsumowaniem związku. W czym pomagają im przyjaciele, którzy „przypadkiem” zamykają ich w tym samym pokoju w łaźni i na dodatek gubią klucz… Mnie zaś znowu się podobało, jak aktywną postacią jest nasza MC. Chociaż w sprawach damsko-męskich była nie mniej zielona od Riku, to dokładnie wiedziała, czego chce. W końcu potrzebowała potomka. To dlatego dosłownie uwodzi mężczyznę i prowokuje, by się z nią przespał, co ten po krótkim stawianiu oporu (bo boi się „zbrukać” ukochaną swoimi żądzami) z radością czyni.
W pierwszym smutnym zakończeniu Riku nie daje rady opanować swojego gniewu i zabija sprawców niedoszłego porwania przy pomocy Batsu. To sprawia, że musi zostać odtąd katem i traci poprzednie imię oraz stanowisko. W pożegnalnym liście tłumaczy Olympii, że był gotowy podjąć takie ryzyko, ale już nigdy nie mogą się spotkać.
W drugim: w trakcie szamotaniny z lekarzem Sakyou na plaży obu mężczyzn porywa nagle ogromna fala, a ich ciała nigdy nie zostają odnalezione. Olympia ma więc absolutnie złamane serce, nie zamierza już tańczyć i wiadomo, że słońce nigdy nie wstanie…
O mój cię panie! Ale te ścieżki w „Olympia Soirée” są długie! Poważnie, to był tylko jeden route, a czułam się, jakbym przechodziła osobną grę. I to właśnie dlatego w tej recenzji nie byłam w stanie zawrzeć wszystkich wątków, komicznych czy romantycznych sytuacji, ani rozterek bohaterów. W skrócie jednak powiem, że opowieść bardzo mi się podobała, a Riku, love interest udający zdyscyplinowanego, ale panikujący i rumieniący się niczym nastolatek, w sekundę zdobył moją sympatię. Wydawał mi się przy tym konstrukcją bardzo wiarygodną. Ze wszystkimi swoimi wadami, uprzedzeniami, ale też zaletami. Na pewno wrócę jeszcze kiedyś do tej ścieżki, bo często przewijałam dialogi z absolutnym bananem na twarzy. Niczego konkretnego się nie spodziewałam, a wyszło naprawdę zacnie! Wierzę, że i Wam się spodoba!