Trollowania część dalsza… poważnie, nie rozumiem, czemu Musashi nie ma własnej ścieżki, skoro to już druga opowieść, w której wypada lepiej od love interest. Chociaż powiedźmy sobie szczerze, nietrudno zaprezentować się pozytywniej od płaczliwego, nudnego Agehy, o którym tak często mówiono, że jest „pure”, że gdybym dostawała kasę za każdym razem, gdy użyto tego słowa, to już bym pewnie rzuciła robotę i do końca życia utrzymywała się tylko z tego… No to, ten, zespoilerowałam Wam, co myślę o tej ścieżce już we wstępie. Nie od dziś jednak wiadomo, że nie lubię archetypu shota, bo często sprawia, że czuję się niekomfortowo. W tym wypadku Ageha co prawda wyglądał jak w pełni rozwinięty młodzieniec, więc shotą bynajmniej nie jest, ale mentalnie przypominał mi dzieciaka. Co może i było prawdą, bo nie mam pojęcia, ile domyślnie ten bohater miał mieć lat – poza często podkreślanym faktem, że jest młodszy od MC.
Heh… A historia nie zaczęła się znowu tak źle, bo z prawdziwym wykopem. Zgodnie z założeniami gry, nasza MC, czyli młodziutka, ale dobrze urodzona Somei Kiyoha, właścicielka sklepu z ubraniami, udaje się do Domu Ohgiya, by wybrać sobie pana do towarzystwa. Wszystko dlatego, że jej ród potrzebuje dziedzica, a z jakiegoś podejrzanego powodu, na wyspie, którą MC zamieszkuje, rodzą się tylko dziewczynki – stąd kobiety są zmuszone korzystać z pomocy męskich-kurtyzan, aby zostać zapłodnione. Nie jest to zatem nic zdrożnego, ale część ich dziwacznej kultury. Nie mi ten pomysł na uniwersum oceniać.
Sprawy szybko się jednak komplikują, kiedy podczas pierwszego bankietu, zamiast skupić się na prestiżowych i sławnych gejszach, uwaga Kiyohy absolutnie koncentruje się na urodziwym, ale jeszcze zielonym uczniu. Właściciel Domu Ohgiya wierzył, że przed Agehą jest co prawda dobra przyszłość, niemniej dzieciak potrzebował czasu na zakończenie szkolenia, no i… rozprawiczenie. Do tej pory nie miał bowiem doświadczenia z kobietami, a za możliwość przespania się z przyszłą gejszą zwykle płaciło się sporo kasy.
Tymczasem zabawa podczas bankietu trwa w najlepsze, Kiyoha żartuje z zebranymi, poznaje ich trochę lepiej, a nawet godzi się zagrać w grę, która polega na rozpoznawaniu gatunku sake po smaku, bo uczestnicy muszą mieć zawiązane oczy. Ponieważ jednak Ageha jest już mocno wstawiony i ma niską odporność na alkohol, wykorzystuje ten moment, żeby skraść klientce całusa. Co spotyka się z absolutnie przerażoną reakcją ze strony Gakuto i Utsusumiego. W końcu panowie odpowiadali za wyczyny podopiecznego, a to, czego się dopuścił, bez pozwolenia Kiyohy i będąc tylko uczniem, mogło poważnie zszargać reputację ich Domu.
Gry otome dzielą się jednak zwykle na takie, w których romans albo rozpoczyna się pocałunkiem, albo kończy. W tym wypadku mamy ten pierwszy wariant, bo zaraz po wspomnianych wydarzeniach, Kiyoha zaczyna mieć na punkcie Agehy obsesje. Dosłownie. Nie nazwę tego miłością, bo mnie jej zachowanie poważnie niepokoiło. Aby się z nim przespać i być tą „jedyną”, była naprawdę gotowa sporo poświęcić, masę osób okłamać, a jeszcze więcej wykorzystać. Zasadniczo, cały czas pozwalała potem, aby ktoś się dla niej narażał, byle tylko jej tajemny romansik trwał. A wszystko dlatego, że chociaż obiecała Gakuto nie mówić nikomu o feralnym pocałunku, by nie sprowadzać na ich Dom problemów, to durna dziewczyna nie wytrzymała z wrażenia i musiała wysłać do Agehy list z ostrzeżeniem, by nie przystawiał się po pijaku do innych pań, bo będzie zazdrosna. Tym sposobem manager Ohgiya dowiedział się o wszystkim i postanowił ukarać głównych zamieszanych. Agehę za sam czyn, a Gakuto i Utsusumiego za ukrywanie tego występku.
W każdym razie, po odkryciu prawdy, gryziona przez poczucie sumienia Kiyoha zachowuje się coraz bardziej irracjonalnie. Postanawia ni z gruchy, ni z pietruchy wykupić Agehę, co spotyka się ze zdecydowanym sprzeciwem jej matki. Głównie dlatego, że MC jest tylko dziedziczką i nie rozporządza jeszcze majątkiem rodu, po drugie naraża ich reputacje, zadając się z kimś, kto nie jest nawet gejszą, a po trzecie, bo Ageha po prostu nie będzie dla nich w żaden sposób przydatny. Jasne, miał ładną buzię, ale nie znał się na handlu, na ubraniach, na transporcie itd. Nawet Musashi, który wspierał naszą bohaterkę, jak tylko mógł, chociaż serce mu się łamało, gdy widział swoją panią nieszczęśliwą i zagubioną, zauważył, że to delikatnie mówiąc, szalony plan.
Kiyoha postanawia jednak brnąć w to wszystko jeszcze dalej i zostać „idealną córką”, jak oczekuje tego od niej matka, ale tylko na pokaz. Dowiaduje się bowiem, że zgodnie ze zwyczajem osoba, która rozprawiczy gejszę może ją potem taniej wykupić. Bierze sobie zatem za cel, aby „być jego pierwszą”, choć nie jest to znowu takie łatwe, bo nie wystarczy mieć pozycje oraz pieniądze. Trzeba jeszcze samemu mieć jakieś doświadczenie z mężczyznami, więc Kiyoha umyśla sobie, że poświęci się dla Agehy. Że sama straci dziewictwo z innym pracownikiem Domu Ohgiya, aby potem zostać kochanką mężczyzny, którego od początku pragnęła. A tak się składa, że pada na Asagiriego, który zawsze był dla niej bardzo miły. Tyle że z tej całej łóżkowej inicjacji nic nie wychodzi, bo Kiyoha jednak wpada w zbyt wielką panikę, drży, płacze i ogólnie wzdryga się przed każdym dotykiem. Asagiri godzi się więc udawać, że „związek” z klientką został skonsumowany, chociaż tak naprawdę do niczego nie doszło.
No i jeszcze, oczywiście, musiało dojść do sceny, w której Ageha dowiaduje się tylko części prawdy, więc myśli, że Kiyoha go zdradziła. Ucieka wtedy do swojego pokoju, zalany łzami, a dziewczyna musi go pocieszać i zapewniać, że powinien jej zaufać. Że od początku pracowała tylko nad ich wspólnym szczęściem, więc zawsze będzie mu wierna. Mnie zaś to wszystko zniechęcało coraz bardziej, bo miałam wrażenie, że Ageha dokładnie na każdy problem tego świata reagował płaczem, a najlepiej się bawił wcale nie z Kiyohą, ale kiedy żonglował sobie piłeczkami i śpiewał w ogrodzie. Zupełnie jak dziecko. Jakoś nie drażnił mnie tak bardzo w ścieżce Utsusugiego, gdzie przecież również pojawił się wątek uratowania „niewinnego i czystego” Agehy przed okrucieństwem Yoshiwary, ale tutaj był naprawdę ciężki do zniesienia.
Niemniej, pomimo wszystkich tych starań, wydaje się, że przeznaczenie jest przeciwko kochankom. Ktoś o znacznie wyższej pozycji od rodu Somei przekonuje właściciela, by ten zezwolił mu spędzić z Agehą pierwszą noc. A kiedy już wszystko wydaje się stracone, Kiyoha zostaje zaatakowana przed wejściem do dzielnicy rozkoszy przez jakiegoś zbira… Z pomocą przychodzi jej, oczywiście, Musashi, a nie ten utyskujący szczeniak, ale to nie zmienia faktu, że MC potrafi myśleć tylko o swoim nieskazitelnym wybranku. W ramach przeprosin, że doprowadzono do zranienia tak cennej klientki, właściciel Ohgiya zgadza się bohaterce odsprzedać wreszcie Agehę, więc jego dni pracy jako gejsza, kończą się zaraz po tym, jak tylko się zaczęły. No co za szczęśliwe zrządzenie losu! Aż cud, że Kiyoha sama na to nie wpadła i wszystkiego nie zaaranżowała… Heh…
Oczywiście, pani Somei nie jest zbytnio zadowolona, że córka sprowadziła sobie do domu tak bezużytecznego męża, ale z czasem przekonuje się do chłopaka i zaczyna go akceptować. W pierwszym endigu mamy okazje zobaczyć ślub parki, a w drugim dowiedzieć się, że Ageha rozpoczął szkolenie z ikebany, bo od zawsze bardzo go to interesowało. (Nawet jeśli sam się obawiał, że to może zbyt „babskie” zajęcie… Dude, poważnie? Nagle ci się poziom testosteronu podniósł?).
Oczywiście, powyższa opinia, może być sprzeczna z odczuciami wielu z Was. Może taki kiełkujący romans, gdzie obie strony dopiero uczą się o fizyczności, będzie dla kogoś interesujący? Z drugiej strony, w części „Kikuya” nie drażniła mnie postać ucznia, więc może ja ogólnie mam po prostu jakąś awersję? Albo nie podchodziła mi tak zdesperowana MC? Rozumiem, że można kogoś bardzo mocno kochać (chociaż tutaj oni się akurat ledwo znali), ale jej zachowanie w wielu wypadkach było dla mnie absolutnie przesadzone. Jasne, to co czekało Agehę, było losem bardzo okrutnym. Miałam jednak nieprzyjemne wrażenie, że Kiyoha nie tyle chce go ochronić przed kupczeniem ciałem, ile po prostu… zawłaszczyć dla siebie. Zastanawiam się, czy gdyby poznała go już jako zwykłego, doświadczonego pracownika, to w ogóle zwróciłaby na niego uwagę. W końcu wciąż powtarzała, że musi go chronić, aby nikt nie zagarnął jego „czystości” przed nią samą. I to właśnie był kolejny motyw, który mnie mocno zniechęcał. Czułam się trochę, jakbym grała początkującym yandere. XD Co jest o tyle zabawne, że lubię ten archetyp jako love interest, ale najwyraźniej nie jako MC.