Utsusemi to prawdopodobnie jeden z najmilszych bohaterów w całym uniwersum „Men of Yoshiwara”. Uśmiech nie znika z jego twarzy, zawsze dba on o innych i nigdy się nie żali. A chociaż życie w dzielnicy czerwonych latarni, to dla większości kurtyzan czy gejsz absolutne piekło, on znosił swoją sytuację z niesamowitą pogodą ducha. Głównie dlatego, że traktował pracujących w Ohgiya kolegów, jak swoją rodzinę. Surowy, zdystansowany Gakuto był jego starszym bratem, a dobroduszny uczeń Ageha, chłopcem, którym się opiekował. I pewnie właśnie dlatego, ponieważ myślał o Ohgiya jak o domu, Utsusemi nie cierpiał w wyniku utraconej wolności, tak jak pozostali panowie. Jak sam będzie wielokrotnie podkreślał i tak nie miałby się dokąd udać, potrafił tylko tańczyć i śpiewać, więc mógł zapomnieć o sensownej pracy, a na dodatek nikt go w wielkim świecie nie potrzebował. Stąd na wyspie, gdzie rodziły się tylko kobiety, zmuszone korzystać z przybytków rozkoszy, czuł się jak ryba w wodzie i wiele mu do szczęście wcale nie było potrzeba.
Co nie znaczy, że cała sytuacja mu absolutnie odpowiadała. Jak każdy człowiek Utsusemi miał też swoje marzenia. Niektóre związane z zżyciem w Yoshiwarze – jak własna, wystawna procesja, a inne bardziej przyziemne – jak znalezienie kobiety, dla której mógł być jedynym mężczyzną. Oba te cele pomoże mu z kolei zrealizować nasza pracowita protagonistka, która w tej części gry nie jest jakąś przypadkową dziewuszką, ale dziedziczką rodziny Somei, znanej z posiadania słynnego zakładu krawieckiego. Kiyoha, bo tak brzmi jej domyślne imię, przybywa do Yoshiwary z polecenia matki, by znaleźć dla siebie odpowiedniego partnera. Zgodnie z tradycją wyspy, na której podobno nie rodzą się mężczyźni (co w sumie, jak się okazuje, nie jest prawdą – po prostu rodzą się rzadziej), mieszkanki udają się do Yoshiwary nie tylko w celach rozrywkowych, ale i… poczęcia dziecka. Kiyoha jest z kolei już w odpowiednim wieku, aby urodzić kolejną dziedziczkę rodu Somei.
A chociaż nasza MC jest bardzo obowiązkowa, to wcale nie podejmuje decyzji łatwo. W końcu jej potencjalny partner musi być na tyle prestiżowy, aby przyczynił się do podniesienia sławy jej rodu, ale także chce, by okazał się miłą osobą, bo Kiyoha w sprawach damsko-męskich nie ma żadnego doświadczenia. I właśnie dlatego, pierwszego dnia, chociaż bankiet i poznane męskie-gejsze robią na niej pozytywne wrażenie, to nie udaje się jej polubić dostatecznie żadnego z nich. Dopiero przypadkowe spotkanie poza Ohgiyą, gdy jakiś natręt narzuca się MC, a Utsusumi ją przed tym ratuje, sprawia, że Kiyoha decyduje się przyjąć jego zaproszenie i kontynuować znajomość. Po prostu, dzięki jego wstawiennictwu, poczuła się bezpieczna. Chciała więc dowiedzieć się więcej o mężczyźnie, który ciągle się uśmiechał, ale nie był tak słynny i rozchwytywany przez klientki jak Gakuto czy Tokigawa.
Co zresztą – jak się potem dowiadujemy – samego Utsusumiego bardzo uradowało. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest często wybierany. Jak sam wyznaje, zwykle interesują się nim tylko starsze, miłe panie, które widzą w nim czarującego chłopca. Stąd bycie w końcu zauważonym przez kogoś takiego jak Kiyoha, młodą, piękną kobietę z poważnego rodu, było dla niego jak specjalne wyróżnienie i nagroda poza zasięgiem. Dość szybko stracił więc dla dziewczyny głowę, a nawet próbował się przed nią popisać w iście chłopięcy sposób. Utsusumi zaprosił bowiem Kiyohę do świątyni na specjalne pokazy konnego łucznictwa, gdzie mogła zobaczyć jego umiejętności strzeleckie. Co – naturalnie – MC bardzo zaimponowało, bo do tej pory nie miała okazji uczestniczyć w niczym podobnym, Utsusumi trafił w pełnym galopie do każdego celu, no i ogólnie dobrze się bawiła.
Tym bardziej upewniła się w swoim wyborze, kiedy poznała nieco więcej z przeszłości Utsusumiego i przekonała się jak empatyczną jest on osobą. Pomimo bycia gejszą i pewnie doświadczenia wielu okrucieństw w Yoshiwarze, mężczyzna nie próbował jej jakoś specjalnie uwodzić czy okłamywać. Zamiast tego szczerze zawsze mówił jej, co myśli. Traktował ją też z najwyższym szacunkiem i nigdy nie przekraczał granicy, które wyznaczała. Jeśli nie był pewny jak postąpić, informował MC o tym wprost, śmiejąc się z tego jaką jest beznadziejną gejszą, skoro nie wie, jak się obchodzić z własnym klientem. Jego otwartość, na wielu płaszczyznach, była więc całkiem urzekająca, zwłaszcza że łączyła się ze smutnym backstory.
Utsusumi nie trafił do domu publicznego z powodu długów, ale po części przez przypadek. Przez wiele lat uważał, że był sierotą, ale tak naprawdę nosił imię Yoshifumi i został uprowadzony z kontynentu. Długo nikt nie mógł jednak potwierdzić jego pochodzenia. Gdy został znaleziony jako dziecko, na szyi miał tylko tabliczkę z nazwą, od której potem wziął swoje imię, a w Ohgiya przygarnęli go, wyszkolili i dalej dach nad głową. To dlatego odczuwał on taką wdzięczność względem pozostałych gejsz oraz nie skarżył się na swój los. Utsusumi myślał bowiem, że został porzucony (nie znając prawdy o swoim pochodzeniu). A skoro tak, to tym bardziej zaimponowało mu, że w końcu został przez kogoś wybrany, bo przekonanie, iż jest „bezwartościowy” długo go prześladowało. I to właśnie był dodatkowy powód, dlaczego zawsze tak starał się wszystkim przypodobać – udawał zawsze szczęśliwego, rozśmieszał innych itd. Po prostu wierzył, że wtedy nie zostanie znowu odtrącony.
Niestety, sprawy bardziej się komplikują, gdy na tajemniczą wyspę przybywa dawna znajoma MC – Yoko, która pochodzi z kontynentu. Okazuje się, że dziewczyna rozpoznaje w Utsusumim zaginionego syna jakiegoś rodu, który był właścicielem całkiem prężenie działającego interesu. Dziewczyna umyśliła więc sobie, że sprowadzi do Ohgiya jego rodziców, ujawni prawdziwe pochodzenie mężczyzny, a potem, z wdzięczności, ci uczynią z niej swoją synową. Bo, jakby nie było, dzięki niej odzyskają dziedzica. (A Yoko dorobi się fajnej i bogatej pozycji. Mniejsza o to, że złamie „przyjaciółce” serce, bo doskonale wiedziała, że Kiyoha ma z Utsusumim romans).
Mężczyźnie takie rozwiązanie wcale jednak nie jest na rękę, bo po pierwsze: powrót na kontynent oznaczałby rozstanie z Kiyohą. Nawet jeśli dzięki temu nie musiałby wieść dłużej życia gejszy. Po drugie: żal mu Agehy, który był dla niego jak młodszy brat, a który wyjątkowo źle znosił swoją inicjację. Chłopak praktycznie uciekł z sypialni przed klientką, czym zszargał reputacje ich przybytku. A ponieważ Utsusumi był facetem o tak dobrym sercu, postanowił – z pomocą przyjaciół – opracować małą intrygę. Wmówił rodzicom, że tak naprawdę to Ageha jest ich zaginionym synem. Spreparowali nawet rodowy sztylet i bliznę, dzięki której matka miała niby rozpoznać swoje dziecko. I chociaż początkowo młodzieniec odmawiał, to potem dał się przekonać, by skorzystać z szansy, jaką Utsusumi dla niego stworzył. Dzięki temu Ageha mógł opuścić Yoshiware, a Utsusumi pożegnał go z uśmiechem, pozwalając sobie na uronienie łez tylko gdy został sam na sam z ukochaną. Jakby bowiem nie patrzeć okłamał własnych rodziców, stracił szansę na ucieczkę z dzielnicy czerwonych latarni, no i jeszcze rozstał się z „przybranym” bratem. Zrobił jednak to wszystko, by nie stracić Kiyohy i dla dobra przyjaciół.
W szczęśliwym zakończeniu, MC pracuje ciężko, aby zostać głową rodu Somei, a gdy to się wreszcie udaje, po prostu wykupuje Utsusumiego, który jest już wtedy znaną i cenioną gejszą, więc dołącza do jej rodziny bez większych problemów. Parka może odtąd razem prowadzić sklep i reklamować ubrania potencjalnym klientom. W drugim, mniej optymistycznym zakończeniu, Utsusumi dalej pracuje w Ohgiya, wciąż spotyka się z Kiyohą, ale też ma wreszcie swoją wymarzoną procesje, dzięki czemu dorównuje sławą najbardziej rozchwytywanym gejszom z Yoshiwary.
A przechodząc do podsumowania, chociaż ta gra miała różne, drobne śmiesznostki logiczne, to i tak przechodziło mi się ścieżkę Utsusumiego bez większych narzekań. Może dlatego, że lubię taki typ postaci? Serdecznych, dbających o innych i szczerych ludzi, którzy potrafią się poświęcić w imię czegoś dobrego? Postawa mężczyzny, zwłaszcza jego troska o Agehę, naprawdę zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Podobało mi się również, że zobaczyliśmy gościnnie tyle postaci z poprzedniej gry – o pracownikach domu Kikuya, w tym Kagerou, Kagurę i Tokiwę. Pojawiły się nawet wątki fabularne, które bezpośrednio nawiązywały do wydarzeń z „jedynki”. Jeśli więc nie przeszkadza Wam, że ta gra ma raczej przeciętną, dość nawiną fabułę, a romans bierze się tu dosłownie znikąd, to powinniście się bawić przy niej dobrze. Utsusumi był osobą o niesamowicie pozytywnej osobowości. Absolutnie nie pasował więc do zakłamanej, iluzorycznej i okrutnej Yoshiwary.