Dark Knight to jedna z tych postaci, która ma najbardziej przygnębiającą historię ze wszystkich. Bynajmniej nie z powodu bad endingów, czy cokolwiek, ale MC „Dot Kareshii” naprawdę dała mu popalić. Dlaczego? Przypomnijmy, że głównym założeniem tej gry jest wędrówka między światami. Oto nasza bezimienna i pozbawiona twarzy bohaterka przenosi się do pikselowego uniwersum wskutek zwykłego buga. To tam spotyka bohaterów ze swojego ulubionego jRPG (w tej części antagonistów), którzy mają do niej pretensje za całą masę rzeczy. Jakby bowiem nie patrzeć, nasza MC jest prawdopodobnie jedną z najgorszych graczek na świecie… nie kończyła questów, pomijała fabułę, expiła wciąż na tych samych potworach, obsesyjnie rozwalała beczki, itd.… No, a jej unikatowy styl odbił się na panach, często dokonując ogromnych zmian w ich psychice (np. Paladyna zmieniła w masochistę).
Aby wrócić do domu, bohaterka symbolicznie musi najpierw „naprawić swój błąd” i ukończyć questa dowolnej postaci. W przypadku ścieżki Dark Knighta jest to, oczywiście, jego misja, ale cała przygoda rozpoczyna się od wściekłego monologu… Mężczyzna wyjaśnia towarzyszom, że cały jego wątek miał być piękną historią o odkupieniu. Tak naprawdę nigdy nie chciał służyć Demon Lordowi ani siłom zła. Zrobił to tylko dlatego, bo potrzebował przedmiotu, aby wskrzesić swoją zmarłą siostrę. Dziewczyna została bowiem uwiedziona przez jakiegoś niskolevelowego wampira i pogrążyła się w letargu. A Dark Knight, aby ją ocalić, poświęcił swoją dumę i poczucie sprawiedliwości… Przynajmniej na jakiś czas. Bo zgodnie z założeniami scenariusza miał potem dołączyć do drużyny herosów i być ich nowym kompanem.
To dlatego Knight czekał i czekał, wkładając w swoją role antagonisty wiele wysiłku przy przypadkowych spotkaniach. Tyle że nasza MC nigdy nie była zainteresowana jego rekrutacją. Zamiast tego wolała sobie po prostu grindować, aż wreszcie różnica poziomów między rycerzykiem a herosami stała się tak ogromna, że został od do nich przyłączony „z automatu”, a nie przez „wybory fabularne”, stąd nigdy nie opuścił poczekalni. Najzwyczajniej popadł w zapomnienie i z mini-bossa stał się postacią nie bardziej istotną od Wieśniaka. Nic zatem dziwnego, że żywił do dziewczyny tak ogromny uraz i reszta paczki musiała go potem uspokajać. Nawet Demon Lord zaoferował się pomóc, chociaż nie przypominał sobie, by jakiś wskrzeszający przedmiot znajdował się w jego posiadaniu.
Zaraz potem ekipa kieruje swe kroki do zamku Królowej Wampirów. W końcu to z jej polecenia siostra Knighta została zmanipulowana, uprowadzona i pogrążyła się w letargu. Potworzyca zapewniała sobie bowiem w ten sposób wieczną młodość – spijając krew z różnych nastolatek. Ale już sama konfrontacja nie należy do najłatwiejszych. Przede wszystkim dlatego, że ani Demon Lord, ani Knight nie mogą tak naprawdę uczynić Królowej nic, bo sami należą do tej samej, mrocznej klasy magii i ich ataki się neutralizują. Na dodatek z Wieśniaka nie jest żaden healer. Ma tylko trochę potionów. A Slime to przecież niskopoziomowy mob. Kiedy więc dochodzi do konfrontacji, wydaje się, że nasi śmiałkowie znajdują się wyraźnie w defensywie.
Z pomocą przychodzi jednak spóźniona scenka z „odkupieniem”. Dark Knight osłania MC przed śmiertelnym ciosem, a to wreszcie odblokowuje jego zdolności specjalne i przywraca go na stronę jasności. Po druzgoczącym, finalnym ataku, osiągnięcie zwycięstwa i ukończenie misji jest już banalnie proste, ale ich radość nie trwa długo. Przede wszystkim dlatego, że przedmiot, który zdobyli, owszem, potrafi wskrzeszać, ale zmienia cel w bezmyślną marionetkę. Gdyby więc Knight użył tego na siostrze, to stałaby się tylko czymś w rodzaju golema. Ale nie podcina to jego skrzydeł. Ochrona MC przypomniała mu o tym, czym był honor i co było kiedyś dla niego w życiu ważne.
Kiedy więc w pierwszym zakończeniu po naszą bohaterkę przybywa teleportujące światło, aby zabrać ją z powrotem, do jej świata, to Knight wskakuje w jasność i przenosi się razem z nią. W ten sposób lądują pod jednym dachem, nawet jeśli mężczyznę męczą wyrzuty sumienia, że tak jakby porzucił swoją siostrę. Postanawia się jednak w końcu skoncentrować na swoim życiu… a to wymaga od niego między innymi znalezienia pracy. Co nie jest łatwe, jeśli twoją jedyną specjalizacją do tej pory była czarna magia, walka mieczem i bycie mini-bossem. Nasza MC szybko jednak podpowiada ukochanemu, jak może przeredagować swoje CV, aby nie wyszedł w oczach rekruterów na kompletnego dziwaka. A czy udało mu się znaleźć robotę? Tego już nie wiemy. Choć może wreszcie ktoś przyjął go dobrowolnie do swojej „drużyny”. XD
W drugim zakończeniu MC zostaje w świecie gry, a poprzedni bug powoduje kolejną, interesującą zmianę. W uniwersum „Ultimate Quest” pojawia się nowy kontynent, który Dark Knight, wraz z bohaterką, zamierzają zbadać. Po części dlatego, że mogą tam wreszcie znaleźć jakieś lekarstwo dla jego siostry, ale również z powodu zwykłej chęci wzięcia udziału w kolejnej przygodzie. Jakby bowiem nie patrzeć – mieli teraz siebie nawzajem, jako wsparcie. A MC doskonale odnajdowała się w nowej rzeczywistości, chociaż potwory ciągle ją trochę przerażały.
Jak oceniam całą ścieżkę? Była bardzo zabawna. Szczególnie gdy Dark Knight zaczął wylewać z siebie niekończące żale, co przypominało mi krążące po necie, kultowe copypasty z rantami w stylu „Mój stary to fanatyk wędkarstwa” i inne. Co prawda nie dziwie się, że na widok MC aż mu piana z pyszczka poszła, a w oczach pękły żyłki, ale reakcja pozostałych panów, którzy też uważali jego zachowanie za „lekko przesadzone”, nadała całości sympatycznego kontrastu.
No i trudno dziwić się Dark Knightowi, że był niezdrowo pewny siebie. Zwykle postacie tego rodzaju są bardzo lubiane i szanowane przez graczy, bo mimowolnie – przez bycie po obu stronach barykady – mają większą głębię charakteru czy ciekawsze backstory. W naturalny sposób darzymy też sympatią takich niepokornych bad boyów, co to nie dają sobą pomiatać, albo potrafią zaskoczyć decyzjami, bo ich moralność nie jest „czarno-biała”. No i często mają fajny design, jak w tym wypadku, gdzie Dark Knight nosił opaskę na oko tylko dla samego, kozackiego wyglądu.
A czy coś mi się nie podobało? Osobiście wolę drugie zakończenie: gdzie MC zostaje w świecie gry i razem z Knightem będzie szukała sposobu na ocalenie jego siostry. Jakoś podejście w stylu: „A, walić wszystko! Zapominam o osobie, dla której poświęciłem do tej pory samego siebie!” wydawało mi się mało realne, ale oczywiście rozumiem, że „Dot Kareshii” to tylko parodia i należy do jej bohaterów oraz przedstawionych wątków podchodzić z przymrużeniem oka.
Zdecydowanie jedna z ciekawszych ścieżek w całej produkcji. Ze względu na smutny los rycerzyka i to jak potraktowała go MC, nie trudno czuć do niego sympatie. W końcu kto na jego miejscu nie byłby wściekły? Pierwszy więc raz zrozumiałam frustracje love interest i to, dlaczego w ogóle mieli pretensje do naszej protagonistki. A choć zazwyczaj krzykliwy tsundere, to nie moja para trampek, to tym razem nie miałam z tym archetypem żadnego problemu! (I w mojej drużynie na pewno by się znalazł – bo lubię wątek nawróconych antagonistów. Guilty as charged!).