Uwaga: w grze pojawia się motyw m.in. torturowania, samobójstwa, zaburzeń psychicznych i przemocy wobec MC.
Scarecrow to już ostatni z paczki fixerów – grupy zdeterminowanych specjalistów, którzy szukają okazji, by naprawiać świat, pomagać potrzebującym… ale też porządnie przy tym zarobić. Jest zarazem hakerem, który za sprawą przejmowania kontroli nad miejskim monitoringiem, może pomagać im w planowaniu akcji, włamywać się do cennych baz danych, czy po prostu sprawdzać podejrzane osoby, grzebiąc w ich komputerach osobistych. Sam nazywa się bossem podziemnego świata, ale szybko odkrywamy, że jest to określenie mocno na wyrost. Scarecrow to tak naprawdę sympatyczny, nieśmiały chłopak, który lubuje się w rysowaniu komiksów, przypomina trochę japońskiego otaku i ogólnie nie cieszy raczej dużym respektem w oczach drużyny. Inaczej czemu, w swoim własnym domu, musiałby trzymać słoik, do którego należy wpłacać karę, ilekroć się go za coś obrazi? (A taki Shu czy Limbo wolą po prostu wrzucić 70 dolców z góry i załatwić tym samym sobie abonament na lżenie młodocianego hakera XD).
Nawet kot przygarnięty przez MC, zdaje się nie mieć do niego żadnego respektu. Atakuje Scarecrowa, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja, uważając go chyba za rodzaj żywej zabawki i tylko Teuta, nasza bohaterka lituje się trochę nad chłopaczkiem… ale i to nie zawsze. Chociaż zawdzięcza mu dach nad głową – Scarecrow pozwolił dziewczynie zamieszkać u siebie razem z resztą paczki, po tym jak straciła dom – to i protagonistce zdarza się czasem wrzucać banknoty do słoika.
Ale akurat relacje Teuty i Scarecrowa to chyba jedne z najbardziej uroczych w całej grze. Nie trzeba być geniuszem, aby zauważyć, że haker ma na nią crusha w zasadzie „od pierwszego spojrzenia”. MC była nie tylko „w jego typie”, ale chyba nigdy wcześniej nie rozmawiał równie często i swobodnie z dziewczyną. Jasne, rumieni się przy tym, piszczy i zakrywa twarz dłońmi, niczym nastolatka, ale prowadzi to do szeregu zabawnych sytuacji. Przede wszystkim dlatego, że to głównie Teuta trzyma w garści kontrole nad ich kiełkującym romansem. Kiedy ma ochotę, kpi sobie delikatnie z hakera, czasami celowo go podpuszcza, ale nigdy z zamiarem zranienia go czy zrobienia mu krzywdy. Ot po prostu zachowuje się niekiedy, jak to zwykle postępują w grach otome pewni siebie love boye, przy których protagonistki są tą stroną niedoświadczoną i sparaliżowaną.
A chociaż Scarecrow zasadniczo reprezentuje archetyp genki – to on rozśmiesza drużynę, zdaje się zawsze pogodny, myśli o nich jak o rodzinie i troszczy się o wszystkich – to zgodnie z ideą gry „Bustafellows” skrywa w szafie trochę trupów. I to prawie w sensie dosłownym. Fabuła opowieści Scarecrowa zaczyna się bowiem od tajemniczego zlecenia, które chłopak chce wykonać w ramach znalezienia brudów na jakąś tajną organizacje. Początkowo jedynie Teuta zgadza mu się pomóc, za jakiś procent od zysków, ale z czasem dołączają do nich również pozostali fixerzy. W trakcie wykonywania misji, chociaż drużynie udaje się zdobyć dane, to na miejscu spotykają wyjątkowo silnego zabójcę (którego mogliśmy też poznać w ścieżce Shu). Ekipa musi zatem ewakuować się ucieczką. Cały problem polega jednak na tym, że gostek atakuje Scarecrowa, a to budzi w spokojnym dotąd hakerze… iście mordercze zapędy. Wpada on w swoisty trans, przerażony widokiem swojej krwi i staje niebywale agresywny. Jakby był drugą osobą.
Drużynie udaje się potem uciec, a nawet uspokoić Scarecrowa, ale Shu zaczyna podejrzewać, że przyjaciel nie jest z nimi do końca szczery. Zwłaszcza gdy wychodzi na jaw, że za plecami ekipy dzielił się danymi z jakimś innym hakerem, który pomógł mu w przeszłości, a o którego istnieniu nikt z obecnych fixerów nie wiedział. To dlatego w domu dochodzi do konfrontacji. Shu wyciąga broń i „domaga się”, aby Scarecrow powiedział im prawdę i to dopiero Limbo przywołuje całe to towarzystwo do porządku. W końcu nie wypada, by w czyimś mieszkaniu grozić właścicielowi spluwą. Na dodatek śmiertelnie przerazili taką formą przesłuchania Teutę, która bardzo martwiła się o Scarecrowa.
Ale do rzeczy! Czas na odrobinę backstory. Okazuje się, że nasz sympatyczny haker nie zawsze był tak potulnym, grzecznym chłopaczkiem, za jakiego go mieliśmy. Bardzo szybko stracił matkę i wychowywał się tylko z ojcem, aż do czasu, gdy ten również zginął w wypadku. W wieku 11 lat Crow Miller (bo tak brzmi jego prawdziwe imię) był już absolutnie sam. Nie odnajdował się wśród rówieśników ani w szkole, bo przewyższał inne dzieci intelektem. To dlatego szybko przeszedł na nauczanie zdalne, a potem szukał sobie wrażeń. Jednym z takich szczeniackich wyzwań miało być zatrzymanie dostaw prądu w całym mieście na 15 minut… Scarecrow uważał to wówczas za zabawne, bo nie przewidział, że w wyniku tego durnego żartu zostanie oficjalnie cyber terrorystą, a wielu ludzi straci przez niego życie. Wyobraźmy sobie bowiem, co to oznacza dla szpitali…
W każdym razie chłopak za późno zrozumiał swój błąd. Na dodatek przyciągnął uwagę organizacji, która postanowiła zrobić z jego umiejętności użytek podle własnego uznania. Scarecrow stał się ich zakładnikiem. Gdy odmawiał współpracy, to torturowali go albo jego rodzinę (Crow wyznaje potem, że przyczynił się do śmierci własnego ojca). W efekcie doznane krzywdy, zwłaszcza podtapianie, w celu złamania mu woli, doprowadziłby go do PTSD (zespołu stresu pourazowego). W sytuacjach zagrożenia, takich jak podczas misji, aby ratować siebie, Scarecrow zamieniał się dosłownie w inną osobę. (Nie mylmy jednak jego objawów z rozdwojeniem osobowości). Był to raczej rodzaj transu, który za wszelką cenę miał zagwarantować mu przetrwanie. To dlatego chłopak czasami zachowywał się dziwnie. No i miał zaburzenia pamięci. W tym sensie, że potrafił przywołać dowolną scenę z przeszłości, ale oglądał ją jakby „z boku”, a nie jak ktoś, kto w tym wszystkim uczestniczył. Co także jest dość znanym w psychologii mechanizmem obronnym.
Oczywiście, po tym wyznaniu chłopaki nie przekreślają przyjaźni ze Scarecrowem (co było dla niego poważnym powodem do obaw – bo nie chciał znowu zostać sam), ale argumentują, że każdy z nich skrywa własne, brudne sekrety i doskonale go rozumieją. To dlatego polecam zasadniczo przejść ścieżkę hakera na końcu, bo można lepiej zrozumieć, co mają na myśli, gdy poznamy backstory każdego z fixerów. No, może jedna Teuta nie nadwyrężyła w znaczącym stopniu swojego sumienia, ale też nie znamy dokładnie efektów jej podróży w czasie i wpływania na otoczenie…
Po tym wzruszającym wyznaniu ekipa postanawia przyjacielowi pomóc. Do tej pory Scarecrow ukrywał się przed swoimi prześladowcami, od których udało mu się uciec tylko dzięki pomocy tajemniczego hakera, ale tak naprawdę było to rozwiązanie tymczasowe. Nawet fingując swoją śmierć, nie miał gwarancji, że nie wpadną na jego trop, że znowu go nie uprowadzą, albo nie wezmą kogoś z jego otoczenia na zakładników… (co zresztą będzie miało miejsce – ale nie uprzedzajmy faktów).
Niemniej podjęcie się misji wykiwania wroga i zdobycia większej ilości danych nie jest bułką z masłem. Scarecrow, Shu i Teuta udają się do mieszczącego pod wodą kompleksu, gdzie już czeka na nich spotkany wcześniej zabójca – Closer oraz… ojciec Crowa! Tak, staruszek nie zginął, ale cały czas był przetrzymywany przez organizacje. Wciąż jednak pomagał synowi najlepiej jak mógł, udając innego hakera, bo tylko na takie gesty w swojej sytuacji mógł sobie pozwolić. …No, ale mniejsza o ten wątek. Z perspektywy fana otome znacznie bardziej interesujące było to, co działo się potem. Zabójca i tatulo uciekli, całe pomieszczenie trafił szlag i wszystko znalazło się pod wodą. Shu i Teuta zdołali jakoś wypłynąć, ale Scarecrow utknął. Stąd ekipa postanowiła, że muszą się rozdzielić. Shu popłynie po pomoc, ale dziewczyna zostanie, by zlokalizować hakera. Co było bez sensu, bo w takich sytuacjach bardziej przydałby się ktoś z większą staminą… ale co tam! W oczekiwaniu na ratunek, ponieważ noga mężczyzny utknęła w jakimś dziadostwie pod wodą, Teuta „karmi” Scarecrowa pocałunkami z powietrza, co było strasznie fajową sceną, bo rzadko widuje MC z takimi cojones. Wiecie, ona musiała w kółko nurkować i wypływać, i tak ciągle, i ciągle… aż Shu wróci z pomocą… obserwując z przerażeniem, jak Scarecrow traci wolę walki i się w pewnym momencie poddaje.
Ale wszystko kończy się dobrze, a przynajmniej na jakiś czas. Przyjaciele wracają do domu, w nadziei, że będą mogli opracować nowy plan, lecz straumatyzowany Scarecrow, zaraz po swoim nagłym przebudzeniu, zaczyna dusić Teutę, która chciała tylko sprawdzić, czy u niego wszystko w porządku. Dzięki pomocy Limbo i Mozu hakera udaje się odciągnąć, ale nie zmienia to faktu, że załamał nam się chłopina kompletnie. Niedługo potem zaciąga pomocy psychologicznej i postanawia samodzielnie uratować swojego ojca. Nie chce bowiem narażać nikogo więcej, a także w sumie nie wierzy, że przyjaciele wciąż mu po tym wszystkim ufają i nie odwrócą się od niego.
W szczęśliwym zakończeniu oszukani przez Closera – Crow i pan Miller lądują uwięzieni w rozpędzonym pociągu, który ma się rozbić w ciągu 30 minut. Jedyne, co wspólnymi siłami udaje się im zrobić, to wysłać do Teuty zaszyfrowaną wiadomość, którą dziewczyna może rozpracować, używając swoich mocy podróży w czasie. W tym samym momencie, gdy czekają na ratunek, Scarecrow wyznaje przed ojcem, że jest przerażony. Że kocha Teutę i prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł jej tego powiedzieć… Jakimś jednak cholernym cudem, pociąg się rozbija, ale uwięzieni wychodzą z tego bez szwanku. Wprost na spotkanie z fixerami, którzy odkryli ich lokalizacje i czekali w pobliżu. WTF? Co tam się w sumie wydarzyło? No, nieważne! Istotne, że znowu możemy obserwować, jak bez powodzenia Scarecrow, próbuje powiedzieć Teucie, że ją kocha, a ona odpowiada radosne: „ja ciebie też…”, by potem sprostować „…wszyscy cię kochamy!”. XD
W smutnym zakończeniu: Teuta, zamiast skupić się na rozpracowaniu kodu, po swojej podróży w czasie, próbuje powstrzymać Scarecrowa przed spotkaniem z ojcem. W efekcie młody haker nigdy nie rusza mu na ratunek, więc sam nie ginie w wypadku, ale też nie może sobie wybaczyć, że tak odwrócił się od staruszka i skazał go na pewną śmierć. Stąd – po odnalezieniu ciała ojca – Scarecrow pogrąża się w rozpaczy i wybiera samobójstwo.
Ale to wszystko w części „A”. W części „B” Teuta i Crow są już oficjalnie razem i próbują różnych, romantycznych aktywności: jak wspólne pójście na piknik, oglądanie fajerwerków na nowy rok, czy… walka w błocie. Po tej niekończącej się akcji w głównej opowieści była to nagła zmiana tempa, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio, bo bohaterowie potrzebowali też trochę „czasu dla siebie”, abyśmy mogli zobaczyć coś więcej, niż tylko pościgi, wybuchy i sytuacje rodem jak z serii filmów szpiegowskich.
A przechodząc do podsumowania, to była bardzo sympatyczna ścieżka, choć na ocenę całości rzutuje mi dziwna, ostatnia scena. Chodzi mi o te cudowne ocalenie z pędzącego pociągu. Ani bowiem nie wiemy, czy oni z niego wyskoczyli, czy co się stało… Po całym tym budowanym dramatyzmie to zwyczajnie nie miało sensu. Miałam też wrażenie, że twórcy nie do końca potrafili się zdecydować, jakie mają być w przyszłości relacje Scarecrowa z jego staruszkiem. Niby panowie byli na tyle blisko, aby się sobie zwierzać i udzielać rad, aby po chwili chłopak nie był nawet pewien, czy ojciec będzie chciał go oglądać na spotkaniu noworocznym… Jakaś taka dziwna była ta ich więź. Wyraźnie niedopracowana.
Ale poza powyższym narzekaniem, to była kolejna, ciekawa opowieść i zdecydowanie jeden z najbardziej uroczych romansów w grze. Nie zliczę razy, ile się roześmiałam, gdy Teuta dosłownie ignorowała wyznania miłosne Crowa, albo traktowała go, jak fajnego, młodszego braciszka, z którym można pogadać o komiksach, ale nic więcej, kiedy ten wbijał w nią maślane spojrzenie, a serduszka latały w powietrzu… Wiem, że dla wielu recenzentów Scarecrow był numerem „jeden”. Zwłaszcza za świetną grę aktorską, a choć uważam, że spokojnie zasługuje na miejsce w czołówce, to jednak w moim prywatnym rankingu złoto powędrowało do kogoś innego. Co nie zmienia faktu, że polecam całą ścieżkę.