Uwaga: w grze pojawia się motyw m.in. morderstwa, samobójstwa, uzależnień i przemocy wobec MC.
Ścieżka kolejnego love interest z „Bustafellows”, to najlepszy dowód na to, że niepotrzebnie miałam obawy wobec tej gry. Jasne, jej plot nie był zbyt skomplikowany – w sensie, chyba wszyscy, jako gracze, domyśliliśmy się od razu, kim jest antagonista, ale w najmniejszym stopniu nie umniejszyło mi to przyjemności z jej przechodzenia. Może dlatego, że sam Mozu błyskawicznie zdobył moją sympatię. Ta ścieżka nie była fizyczna, ale bardzo emocjonalna. Bohaterowie nie czuli do siebie atrakcji na poziomie biologicznym (chociaż to również pojawiło się z czasem), ale po prostu doskonale im się rozmawiało, mogli wymieniać się poglądami, opiniami i Mozu zawsze okazywał MC, młodziutkiej dziennikarce o imieniu Teuta, wiele respektu.
W tej opowieści pojawiają się także motywy bardziej kryminalistyczne. Jeszcze w common route dowiadujemy się, że Mozu poszukuje swojej młodszej siostry o imieniu Yuzu. Dziewczyna zaginęła w niewyjaśniony sposób, a że była najbliższą i jedyną krewną mężczyzny, to jej zniknięcie bardzo się na nim odbiło. Przede wszystkim, logicznie myślący koroner, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że statystyki nie są po jego stronie. Że jeśli ktoś nie daje po sobie żadnego śladu życia, przez co najmniej rok, to prawdopodobnie nie ma go już na tym świecie. A – jako typowy kuudere – Mozu skrywał swoje myśli i zmartwienia głęboko przed wszystkimi. Włącznie z przyjaciółmi z paczki fixerów, wraz z którymi podejmował się różnych spraw, by niczym Robin Hood naprawiać świat tam, gdzie prawo nie potrafiło sobie poradzić.
W czym początki jego budowania zażyłości z Teutą, już we własnej ścieżce, są bardzo ciekawe. Młodziutka dziennikarka, o nietypowej mocy skakania przez czas, zostaje poproszona przez swoją przyjaciółkę Lukę, z miejscowego wydziału zabójstw, do udania się na miejsce zbrodni w Akademii. Luka chce, by to właśnie Teuta napisała w imieniu policji oświadczenie prasowe. Wierzy bowiem, że będzie w swoich relacjach najdokładniejsza i neutralna, więc nie przysporzy funkcjonariuszom problemów, nim zlecą się miłośnicy teorii spiskowych i medialne sępy. Co samo w sobie było dość zabawne w założeniach, bo zwykle urzędy mają specjalnie wyszkolonych i wyznaczonych do tego ludzi, a nie korzystają z pomocy znajomych freelancerów, ale już nie czepiajmy się szczegółów…
Teuta ma tam po prostu robotę do wykonania. Podobnie zresztą jak Mozu, który będąc policyjnym koronerem, musi dokonać pierwszych oględzin miejsca zbrodni i zwłok. Na terenie uczelni doszło bowiem prawdopodobnie do samobójstwa – powiesił się na drzewie młody mężczyzna, ale Mozu szybko wyklucza taki scenariusz, wskazując jednak na próbę tuszowania morderstwa.
Parką spacerującą po terenach uczelni szybko interesuje się profesor Troy. Facet, który wykładał biologię, a który był lubiany przez studentów, zwłaszcza płci żeńskiej, i któremu Teuta wyraźnie wpadła w oko. Z czego będzie sobie potem szydził Helvetica, bo zauważy, że Troy nie raz i nie dwa, będzie szukał sposobności, aby spędzić z MC nieco czasu sam na sam. Ogólnie jednak ten gościu był tak śliski i podejrzany, jak tylko się dało, kiedy więc tylko pojawił się na scenie, od razu było wiadomo, że jest jakoś w całą sprawę zaangażowany. Zwłaszcza gdy władze uczelni zaczęły się upierać, aby całe śledztwo szybko zamknąć i najlepiej zatuszować.
Na szczęście, nic nie idzie zgodnie z planem rektorki. Teuta i Mozu trafiają na interesujący trop, a właściwie to na świadka. Młodziutką dziewczynę o imieniu Ivy z klubu fotograficznego, która początkowo ma opory, aby współpracować z policją, ale powoli otwiera się przed naszymi bohaterami. Głównie dlatego, że Teuta świetnie dogadywała się z nastolatką. Praktycznie od razu złapała z nią bliski kontakt, a jak jeszcze wyciągnęła ją na wagary, to były już jak BFF. Mozu z kolei widział w Ivy jakby odbicie swojej zaginionej siostry. Zwłaszcza że dziewczyny się znały i szybko okazało się, że zniknięcie Yuzu było jakoś powiązane z trzema innymi zgonami i zaginięciami na prestiżowej uczelni. Zupełnie jakby władzom placówki, w celu uniknięcia skandali, zależało, aby nikt zbytnio nie przyglądał się bogatej, ale też skłonnej do przemocy, młodzieży.
Poza jednak interesującym wątkiem kryminalnym ta ścieżka ma też fajnie zarysowane motywy romantyczne. Mozu, jako kuudere, jest bardzo oszczędny w ekspresjach, ale dość szybko zauważamy, że zaczyna patrzeć na MC inaczej, zwłaszcza po dość przygnębiającej scenie w kostnicy. Pewnego dnia Teuta postanawia zajechać po Mozu do jego pracy, bo rozpadał się straszliwy deszcz, a dziewczyna wie, że musiałby on wracać do domu na rowerze. Jest jednak absolutnie zdziwiona, kiedy znajduje go przemoczonego i smutnego na ziemi, wtulonego w martwe ciało szczeniaka. Okazuje się, że ktoś przejechał na parkingu matkę zwierzęcia, a choć Mozu próbował udzielić mu pomocy, to szczenię także wkrótce zmarło. W przeciętnej grze otome, skończyłoby się więc pewnie na tym, że Teuta pocieszyłaby swojego love boya, ale tutaj tak nie jest. Dziewczyna od razu decyduje, że nie może sprawy tak zostawić. Pakuje zwłoki w swój płaszcz, bynajmniej nie brzydząc się kontaktu z nimi, i wspólnie dokonują z Mozu pochówku. Dlaczego? Bo przynajmniej tak chcieli pożegnać niewinne stworzenie, które tak bezsensownie utraciło życie. A doskonale widziała, że mężczyzna jest zbyt przybity, aby sam to zrobić.
Od tej pory miałam wrażenie, że Mozu był już nią faktycznie, fizycznie zainteresowany. Może dlatego okazywał nawet, na swój sposób, zazdrość o Troya, ale nie potrafił tego jeszcze poprawnie wyrazić. W sumie nic dziwnego, bo chłopaka prześladowała naprawdę traumatyczna przeszłość. W wieku 11 lat stracił rodziców, których ciała został zmuszony, jako dziecko, zidentyfikować. To właśnie wtedy uderzyło go, że tak naprawdę nie rozumie śmierci. Jasne, wiedział, że jego mama i tata już się nie obudzą, ale zapragnął pójść krok dalej i podjąć własną próbę ogarnięcia tego zjawiska. To dlatego zdecydował się na zostanie koronerem, który w młodym wieku odniósł same sukcesy. Ba! Chociaż zasłyną z dziwaczności i np. gadania do zwłok, to szybko stanął na czele całego biura.
Ale brak przystosowania do grupy, zwłaszcza po tragedii, utrudniał mu funkcjonowanie także na studiach. Mozu podzielił się z Teutą i Ivy wspomnieniem, jak kiedyś bardzo zapragnął zaimponować znajomym i podpowiedzieć im nazwę prestiżowej restauracji, która w jego oczach jawiła się jako super drogi lokal. Dopiero potem odkrył, że tak naprawdę uważał za taki zwykłego fast fooda i to dlatego znajomi zareagowali na jego propozycje szyderstwem. Oczywiście, dla reszty dzieciaków, nie było to nic wielkiego i szybko o całej sprawie zapomnieli, ale dla młodego człowieka, którym wówczas był takie wydarzenia, jawiły się jako koniec świata i przeszkody nie do pokonania… Czasami z drobniejszych powodów dochodzi w tym wieku do samobójstwa, co jest strasznie przygnębiające. Nierzadko bowiem wystarcza, aby ofiary prześladowań „przeczekały” najgorsze lata.
W każdym razie mnie to jego odstawanie od reszty jedynie oczarowywało, bo Mozu jest w swojej nieporadności cudowny. Rozbawiła mnie zwłaszcza scena, gdy podczas badania tropów, mężczyzna przycisnął nagle MC do szafki. Innymi słowy, zrobił jej kultowe kabedon, bo chciał potwierdzić, czy poczuje po tym seksualną ekscytację. Innymi słowy, czy Teuta go pociąga fizycznie, bo do tej pory nie odczuwał zainteresowania pornografią, ani płcią przeciwną – jak sam argumentował. W jego oczach był więc to tylko taki eksperyment, kiedy nasza bohaterka czuła się tym całym, nagłym wydarzeniem zakłopotana i zaskoczona.
Niestety, finał tej opowieści, nawet w happy endingu, nie jest zbyt różowy. Zgodnie z przewidywaniami prawdziwym sprawcą dziwnych wydarzeń na uczelni okazuje się m.in. Troy, który najpierw jedynie pomagał w usuwaniu zwłok ludzi, którzy padali ofiarami bogatych studentów, a potem sam zwariował i postanowił dokonać zbrodni. Sprowokowany do ostateczności postanowił zrzucić całą winę na Ivy. To dlatego prawie ją udusił, upozorował, że dziewczyna zaatakowała go nożem, a potem próbował porzucić ją w płonącym laboratorium.
Nie mógł oczywiście przewidzieć, że Teuta i Mozu pokrzyżują jego plany, bo byli tego dnia na uczelnianym balu. Zwłaszcza że dziewczyna mogła skorzystać z mocy podróżowania w czasie, aby ocalić Ivy. Powstrzymanie psychopaty nie rozwiązało jednak innego problemu. Zastraszony Troy przyznał się wreszcie, że maczał palce w zniknięciu Yuzu i przetrzymuje nastolatkę w piwnicach jakiegoś podejrzanego klubu pod uczelnią. Kiedy jednak Teuta i Mozu docierają na miejsce, okazuje się, że się spóźnili i dziewczynka nie żyje od jakiegoś czasu… A ja bez bicia przyznaję, że uciekła mi łezka, gdy zobaczyłam, jak brat tuli po raz ostatni swoją siostrę… Jasne, statystyka była bezlitosna i liczył się z takim rozwiązaniem, ale to nie sprawiło, że odkrycie prawdy było przez to mniej bolesne. Nic zatem dziwnego, że nawet bezemocjonalny Mozu nie mógł dłużej powstrzymywać rozpaczy i pozwolił sobie na żałobę u boku MC.
W smutnym zakończeniu Teucie nie udaje się zdążyć i tak naprawdę powraca do przeszłości tylko po to, by znaleźć umierającego i zranionego przez Troya Mozu. Dziewczyna nie może się pogodzić z takim rozwojem wypadków. Postanawia więc spróbować ponownie i ponownie… A chociaż pęka jej z bólu głowa, to – w zapętleniu – raz po raz powraca do tej samej chwili, wierząc, że może tym razem uda się jej kogoś ocalić i odmienić los.
Ale to tyle, jeśli chodzi o ścieżkę „A”. W opowieści „B” akcja jest kontynuowana dokładnie od szczęśliwego zakończenia – czyli sceny, w której Mozu wyznał bohaterce szokującą prawdę. Niegdyś, podobnie jak Troy, także podjął się zlecenia, które polegało na usunięciu śladu po zwłokach. Nie zastanawiał się wtedy wiele nad moralnym aspektem tego zlecenia, bo potrzebował pieniędzy. Szybko jednak pożałował swojej decyzji, bo było to dla niego zbyt trudne do udźwignięcia. Na dodatek teraz, kiedy przeanalizował wszystkie informacje, jakie wtedy posiadał, zaczął podejrzewać, że zwłoki, którymi się zajmował, mogły należeć do zaginionego brata Teuty.
Nic zatem dziwnego, że po ujawnieniu tak szokującego sekretu, MC musiała się od niego zdystansować. Głównie dlatego, by poukładać sobie w głowie, czy obwinia go o to, co zrobił, m.in. jawnie przyczynił się do utrudnienia śledztwa. A choć nie było jej łatwo, to przez cały czas rozłąki, tęskniła za Mozu i ich wspólnymi rozmowami. Za tym, jak zawsze słuchał jej opowieści, jak zdawał się rozumieć bez słów, jak interesowały go jej najmniejsze gesty.
Urzekła mnie także ich finalna rozmowa, gdy Mozu przedstawia Teucie cały swój plan. Że zamierza na nią czekać, tak długo aż mu wybaczy. Że jeśli okaże się, że już wtedy kogoś ma, to poczeka, aż zmieni zdanie i za drugim razem wybierze jednak jego… Że jeśli nigdy nie będzie chciała już z nim rozmawiać, to i tak się nie podda, po prostu będzie w ciszy znosił swoją karę i trwał z nadzieją, że zmieni kiedyś zdanie… Na szczęście tak drastyczne metody nie były potrzebne, bo Teuta już wtedy jest w nim równie zakochana. Ostatecznie więc wybacza mu, co zrobił, chociaż to nie tak, że wszystko spływa po niej, jak po kaczce i ogólnie nie widzi żadnego problemu. Po prostu chciała być z Mozu i lepiej go zrozumieć. Nie mieli też pewności, że zwłoki faktycznie należały do jej brata, ani kto właściwie stał za tajemniczym zleceniem. Mogli więc wspólnie jeszcze to wybadać i może wreszcie doprowadzić tę sprawę do końca.
Czy podobała mi się ta ścieżka? Tak, bardzo! Bodaj jedynie fragment, w który Mozu dał Teucie z liścia, gdy ta wbiegła w płomienie, aby ratować Ivy, lekko mnie zniesmaczył, bo – jak wielokrotnie podkreślałam na tym blogu – jestem absolutnym przeciwnikiem przemocy, ale rozumiem, że w japońskiej kulturze często pojawia się motyw „najpierw plaskacza, a potem przytulenia”. Nie będę się więc nad tym pastwić, bo byłoby to z mojej strony niesprawiedliwe. Nawet jeśli z naszej perspektywy życie MC jest absolutnie jej własnością i jeśli chciała się narazić, by wyciągnąć kogoś z pożaru, to miała pełne prawo do heroicznego aktu i nikomu nie wolno jej za to karać, ani jej tego zabraniać. (No, może za wyjątkiem straży pożarnej, gdyby byli na miejscu).
Niemniej to zdecydowanie jedna z najlepszych opowieści w całej grze. Cały czas się przy niej śmiałam, wzruszałam, czy po prostu ciekawiło mnie, co będzie dalej i kiedy wreszcie wezmą się za Troya? Zdecydowanie polecam zostawić ją sobie raczej jako przedostatnią, bo pozytywnie podnosi ocenę całego „Bustafellows”. Jeśli zaś nie byliście przekonani do tego tytułu, to myślę, że warto dać mu szansę, choćby ze względu na tę właśnie opowieść.