„I pomyśleć, że ta osoba zagraża pokojowi na świecie…” Ha ha! Trudno się z opisem Villigera nie zgodzić, bo Maou – Władca Demonów – przedstawiony w grze zdecydowanie nie robi dobrego wrażenia, jako antagonista. Jest płaczliwy, często się rumieni, ciągle narzeka, a plotki głoszą, że brak mu doświadczenia z kobietami… Aby przykryć ten wizerunek fajtłapy, Demon Lord, niczym nastoletni chłopiec, cały czas wygłasza peany pochwale na temat swojej zajebistości, aby zaimponować jakoś MC. A dlaczego? Bo ma do niej ogromny uraz.
Trzecia część „Dot Kareshi”, podobnie jak dwie pierwsze, opiera się na tym samym pomyśle fabularnym. Jako gracze wcielamy się w bezimienną i pozbawioną twarzy bohaterkę, która w prawdziwym świecie zagrywała się w jRPG o nazwie „Ultimate Quest”. Niestety, dziewczyna nie przechodziła tytułu tak, jak twórcy przewidzieli, co doprowadziło do masy śmiesznych sytuacji. (I wpłynęło na postacie zamieszkujące pikselowe uniwersum np. Hero zaczął obsesyjnie rozbijać beczki, Knight kochał dostawać obrażenia, a Priest kazał się błagać o leczenie itd.). Skąd jednak bohaterka miała wiedzieć, że w wyniku bugu znajdzie się w pewnym momencie w rzeczywistości z gry? Na dodatek, aby się z niej wydostać, MC musi ukończyć questa w towarzystwie jednego z 4 panów w nowej odsłonie ostatniej gry: Slime’a, Villigeraq, Dark Knighta albo Demon Lorda. A ja w tej recenzji naturalnie zdecydowałam się na zadanie od Maou-sama, bo jak zaczynać przygodę to z wykopem!
W czym zadanie – w wielkim skrócie – polega na zdobyciu przedmiotu, który pozwoli Demon Lordowi zwiększyć swoje umiejętności. Kiedy bowiem MC przechodziła „Ultimate Quest” za pierwszym razem, to przelevelowała bohaterów z drużyny tak bardzo, że zdjęli finałowego bossa na jednego hita. Demon Lord ma więc o to ogromny żal do naszej bohaterki. Nie dała mu nawet czasu na wygłoszenie mowy wstępnej, przewinęła wszystkie dialogi i ubiła go, nim pokazał światu swoją ostatnią formę. (Twórcy przewidzieli bowiem, że walka finałowa będzie miała trzy przemiany, etapy walki z bossem, do czego nigdy nie doszło…).
Dlatego, aby pomóc Demon Lordowi, w następnym starciu z bohaterami w trakcie New Game+, drużyna decyduje się udać go jego własnego zamku, bo to właśnie tam powinien znajdować się potężny artefakt. Na miejscu nie przewidują jednak pewnego, istotnego problemu. Okazuje się, że potwory służące niegdyś Demon Lordowi nie rozpoznają go już jako swojego władcy – przez tamtą druzgoczącą porażkę. To dlatego odpalają się wszystkie pułapki, a moby otaczają drużynę, z zamiarem rozszarpania natrętów.
Jedynym wyjściem z sytuacji pozostaje zatem uwolnienie wspomnianej wcześniej, wyrąbistej formy, która pokaże wszystkim, że Demon Lord nie stracił swojej potęgi i pozwoli mu ponownie zapanować nad potworami. Jest tylko pewien problem. Aby to zrobić, Maou-sama powinien zostać „skąpany we krwi sprawiedliwości”. Innymi słowy, w trakcie potyczki z Hero i z jego kompanami, ubrudziliby się posoką w naturalny sposób i to wywołałoby przemianę. Tutaj mają jednak z tym kłopot, bo np. krew Villigera nie ma w sobie odpowiedniej dawki „sprawiedliwości”, Slime to tylko słaby mob, a Dark Knight to zdrajca i antybohater. Pozostaje więc jedynie nasza MC, która godzi się pomóc pod warunkiem, że tym sposobem uratują wszystkich.
Co rzeczywiście ma miejsce, bo Demon Lord wypija jej krew, a my dostajemy w zamian CG w „wampirczym stylu”. Zaraz potem faktycznie ma miejsce jego przemiana. Staje się potężniejszą i jeszcze bardziej arogancką wersją samego siebie, co jednak było dość uroczę, bo tak jak zwykle nie przepadam za tsundere, tak tym razem jego dziecięce zachowanie wyjątkowo mnie bawiło. Zwłaszcza gdy się przechwalał, a chwile później unikał z zakłopotaniem bohaterki.
W każdym razie, w nowej formie, pułapki same się dezaktywują, gdy się do nich zbliża, a potwory oddają mu cześć, albo uciekają w popłochu. Tym sposobem drużyna zdobywa wreszcie przeklęty przedmiot, który podniesie nieco umiejętności Lorda, nakładając na niego status, ale Dark Knight i Villager nie mają serca mu tego mówić, widząc, jak bardzo się cieszy. Summa summarum dochodzą do wniosku, że to w sumie lepiej, że znowu nie wygra, bo przecież wtedy zawładnąłby światem, a tak będzie z entuzjazmem wyczekiwał kolejnego starcia z protagonistami, nie podejrzewając nawet, że ich levele są tak wysokie, że gra określa je jako „poza skalą”.
Zaraz po wykonaniu questa bohaterowie postanawiają zostać na zamku, gdzie Demon Lord organizuje nawet ucztę, aby ich ugościć. W trakcie trwania biesiady opisuje w malowniczy sposób wszystkie „zabójcze”, „krwawe” czy „przeklęte” potrawy, które okazują się najzwyczajniejszym np. sokiem z owoców, ale ponownie panowie nie psują mu zabawy. Tymczasem nasza MC jest trochę zasmucona, bo bardzo polubiła swoich nowych towarzyszy i nie śpieszy jej się wcale z powrotem. Nawet jeśli bohaterowie pocieszają ją, że spotkają się ponownie w grze – chociaż wtedy będą pewnie znowu wrogami.
W pierwszym zakończeniu, gdy pojawia się światło, aby przeteleportować bohaterkę z powrotem do jej świata, Demon Lord dochodzi do wniosku, że nie zamierza godzić się „z wolą bogów/twórców” i udaje się przez portal razem z nią. To sprawia pewien kłopot, bo musi zamieszkać z MC w jej apartamencie, ale trzeba przyznać, że poświęcił z miłości do niej wiele. Przede wszystkim swoją ambicję, aby władać kiedyś całym światem. A żeby zająć czymś czas, znalazł sobie nawet nowe hobby – robienie na drutach. Dzięki temu uszył nawet dla MC sukienkę, a dziewczyna w zamian zaprezentowała mu czapkę, aby mógł ukryć swoje rogi i zacząć w spokoju wychodzić z mieszkania. Parka jeszcze wymienia pocałunki, a Maou-sama wspomina coś nawet o ślubie, więc ogólnie widać, że są bardzo zadowoleni z takiego obrotu spraw.
W drugim zakończeniu Demon Lord uniemożliwia MC powrót i zatrzymuje ją na swoim zamku. (W sumie – jak argumentuje – jego zadaniem jest czynienie zła, ha ha ha!). Od tej pory MC musi towarzyszyć w codziennym spotkaniu „komitetu do spraw opracowania planu pokonania bohaterów”, a wieczorami przesiadywać z Maou-sama, pocieszać go, gdy płacze, słuchać jak narzeka i ogólnie próbować podbudować mu poczucie własnej wartości. Jakby bowiem na to nie patrzeć, to ona jest bezpośrednim sprawcą jego traumy. A chociaż początkowo Demon Lord jest jej bliskością zakłopotany, to potem dochodzi do wniosku, że chce, aby plotkowano na temat jego tajemniczej kochanki, bo wreszcie będzie miał reputacje kobieciarza i sadysty, a nie kogoś, komu brakuje doświadczenia. Jak zawsze jest jednak mocny tylko w gębie, bo naszą MC traktuje z szacunkiem i uwielbieniem. Wręcz wprost stwierdza, że potrzebuje jej, bo gdy już zapanuje nad światem, to ona jedna będzie go potrafiła trzymać w ryzach, aby nie zniszczył wszystkiego.
No to co myślę o tej ścieżce? Była przeurocza! Może panowie nie mają takiej fajnej dynamiki jak ekipa z „Dot Kareshi II”, bo praktycznie cały czas skakali sobie do gardeł, ale ich wymiany banterów były przekomiczne. Twórcy wpletli do świata wiele żartów z mrugnięciem okiem dla RPG-owych wyjadaczy, jak np. sytuacje, w której zioła od NPCa potrafiły wyleczyć tylko 50 HP, bo „przedmioty od randomowych postaci zawsze są nic niewarte” albo moment, w którym Demon Lord odkrywa, że w swojej finalnej formie może wpływać na okno dialogowe.
Dlatego – ponownie – bawiłam się bardzo dobrze przy tej serii. A ścieżkę Demon Lorda uważam za jedną z najlepszych na tle całej trylogii. No i jeszcze komentarze, że stylizacja posiadłości wynika z umiłowania poprzednika do nurtu gothic lolitha… XD Zdecydowanie polecam!