Kolejna ścieżka z „Dot Kareshi II” za mną i po raz kolejny upewniam się, że zdecydowanie wolę ekipę z drugiej części gry. Nawet jeśli Dancer nie wywarł na mnie zbyt dobrego wrażenia, bo nie przepadam za bakadere, to i tak serdecznie się ubawiłam, czytając docinki pomiędzy bohaterami z drużyny i obserwując, jak, mimo wszystko, doskonale ze sobą współpracują.
W ramach krótkiego wstępu przypomnę tylko, że „Dot Kareshi II” to gra z rodzaju insekai. Nasza MC, w wyniku buga, przenosi się do świata ze swojej ulubionej gry jRPG. Cały problem polega na tym, że jej nietuzinkowy sposób przechodzenia „Unlimited Quest” – bardzo agresywny i pospieszny, z pomijaniem questów, bez kolekcjonowania ekwipunku i z nieustannym narażaniem sterowanych przez siebie bohaterów na obrażenia – doprowadziły do wypaczenia psychiki protagonistów. To dlatego wszyscy panowie, chociaż jednogłośnie zakochani w MC, to jednak są dość, delikatnie mówiąc, ekscentryczni. Nim jednak dziewczyna będzie się mogła od nich uwolnić i wrócić do domu, musi najpierw wykonać w towarzystwie któregoś z nich wybranego questa. Tylko tak ominie buga, otworzy portal i będzie mogła o pikselowym świecie ponownie zapomnieć. A przynajmniej dopóki ponownie ze zagra…
Ścieżka Dancera zaczyna się więc zaraz po tym, jak decydujemy się na podjęcie jego zadania, co spotyka się z bardzo zabawną reakcją pozostałych członków drużyny. Poważnie, wszyscy, bez wyjątków, uznają, że to musi być jakiś żart, bo przecież Dancer jest najsłabszym, najbardziej bezużytecznym i najgłupszym z nich. Ba! Czują się obrażeni do tego stopnia, że Beastmaster chce wysłać swojego peta, aby ten zagryzł Dancera, ale zostaje powstrzymany przez Knighta… tylko dlatego, że mężczyzna woli zatłuc swojego towarzysza osobiście. Ostatecznie jednak MC udaje się przekonać ich do współpracy za sprawą zwykłej logiki. Zadanie Dancera polega bowiem na zdobyciu jakiegoś leczącego artefaktu, który będzie dla wszystkich bardzo przydatny. W końcu Dancer jest jedyną healującą osobą w ich ekipie. (I przynajmniej nie każe się błagać o pomoc jak Priest).
Tym sposobem, zaprzęgnięci do questa, bohaterowie udają się razem we wspólną podróż, w której trakcie Dancer decyduje się pokazać bohaterce jedną ze swoich technik. Innymi słowy, uczy ją tańca, który przywraca HP… ale tak naprawdę wykorzystuje okazje, aby ją trochę obłapić. Podobnie jak Monk, który bierze MC w ramiona, tylko po to, by potem o mało nie skonać od krwotoku z nosa. Tak bardzo podekscytował go kontakt z jej krągłościami i miękkościami. Cóż, trzeba przyznać panom, że w celu postawienia na swoim i zbliżenia się do bohaterki, nie marnowali żadnej szansy!
Samo zadanie – jak możecie się zapewne domyśleć – było zasadniczo równie komiczne. W jakiejś zapomnianej świątyni NPC wyjaśnia bohaterom, że w istocie posiada niezwykły artefakt – a dokładniej magiczną biżuterię. Cały problem polega na tym, że jest ona przeklęta. Jeśli się ją założy i kiedykolwiek w niej zatańczy, to już nie będzie można przestać. Nieszczęśnik zostanie bowiem zmuszony do pląsania, aż do swojej śmierci, co przypomniało mi sentymentalnie o potworach znanych jako Upiorni Tancerze, ze starego RPG-a o nazwie „Earthdawn: Przebudzenie Ziemi”. Niemniej nasi śmiałkowie nie są tym ostrzeżeniem zbytnio zrażeni, bo jak komentują, gdyby nawet na ich Dancera padła taka klątwa… to nie zauważyliby różnicy w jego zachowaniu. Ich zdaniem i tak przecież bezustannie wykręca te swoje piruety, a tak przynajmniej byłby z niego jakiś pożytek, gdyby przy okazji regenerował MP i HP.
Niestety nie mają okazji się zastanowić, co z tym problemem klątwy zrobić, bo Dancer nagle decyduje się przymierzyć biżuterie! I to nie dlatego, by przełamać zaklęcie, ale ponieważ uważał, że była ładna. Zaraz też pada ofiarą złośliwego ducha, który przejmuje nad nim kontrolę i zmusza, a jakże, do szalonego tańca – zgodnie z ostrzeżeniem NPCa.
Bohaterowie przystępują więc do walki, aby pomóc Dancerowi. W sumie to nie chcieli, ale MC ich zmusiła. Panowie byli bowiem absolutnie spoko z tym, żeby go tak zostawić. („Niech głupiec dostanie bolesną lekcję”). Ale i tak wiedzieli, że musi istnieć jakiś sposób na przełamanie klątwy, bo przecież inaczej gracze stwierdziliby, że quest jest zbugowany. Nie ma to jak bohaterowie świata gry, komentujący mechanikę. Tak czy inaczej, ekipa przystępuję do walki, odnosi obrażenia, ale udaje się im poważnie osłabić ducha. (Którego przy okazji przyrównują do zaginionego, bliźniaczego brata Dancera… bo czemu w przeciwnym razie mieliby tak podobnie wyglądać? Ah, same mózgi i asy były w ich ekipie…).
Dancera ostatecznie udaje się uwolnić, ale dopiero po tym, jak MC odtańczyła układ, którego nauczyła się od love interest wcześniej. To – i wsparcie drużyny – dało mu dość siły, aby zdominować ducha i odzyskać kontrolę nad własnym ciałem. Co prowadzi do tego, że quest kończy się sukcesem, drużyna zgarnia artefakty w nagrodę, a Dancer obściskuje ponownie dziewczynę, aby jej podziękować i zapewnić, że mógłby tańczyć z nią w ramionach wiecznie… Co obrzydza Beastmastera na tyle, że przerywa im dalsze flirtowanie.
W pierwszym zakończeniu, po wykonaniu zadania, MC otacza dziwne światło, aby zabrać ją do domu. Dancer dochodzi jednak do wniosku, że nie zniesie rozłąki i wskakuje za nią w przejście, co przenosi go do świata fizycznego. Tam bohaterowie zamieszkują razem, w jednym apartamencie, a Dancer robi dalej, to w czym jest najlepszy – czyli utrzymuje się z tańca, mając tym razem ukochaną przy boku. W finałowej scenie obserwujemy zatem, jak wymieniają czułości, a także dowiadujemy się, że mężczyzna zainteresował się modą. To dlatego załatwił dla siebie i swojej dziewczyny nowe ubrania, które pasują stylem do fizycznego uniwersum.
W drugim zakończeniu Dancer nie może pogodzić się z odejściem MC, ale zamiast iść jej śladem, to w ostatniej chwili wyciąga ją z portalu i zatrzymuje w pikselowym świecie. Bohaterka jednak wyraźnie nie ma mu tego za złe, bo widzimy, że dalej razem podróżują, a nawet uczą się wspólnie tańca, co pozwala nam wierzyć, że nasza MC chyba nabyła nową klasę postaci! Oczywiście, dziewczyna ma pewne opory, aby „kręcić biodrami w uwodzicielski sposób”, ale jej nowy chłopak zapewnia ją, że to niezbędne, aby umiejętności zadziałały jak należy. Jeśli jednak dalej będzie się upierać, to w odwecie pokaże jej kilka swoich, specjalnych skilli, jak „the courtship dance”, czyli de facto zaczyna gryźć ją w ucho i powtarzać jak się cieszy, że teraz już zawsze będą razem. Planuje bowiem dać jej wiele szczęścia.
I to tyle w ramach mikro streszczenia. Powiem szczerze, że o ile postać Dancera kompletnie mnie nie ciekawiła, to jednak dobrze bawiłam się przy tej ścieżce, głównie za sprawą innych postaci. Ich cięte komentarze i zabawne reakcje idealnie podsumowywały, co durniejsze motywy rodem z klasycznych RPG. Pomimo więc absolutnego niezainteresowania tymi szczątkowymi wątkami romansowymi (bo jednak w ścieżce mamy zaledwie parę zdań upchniętych w jakieś 4-5 scenek), to fabuła bynajmniej mi się nie dłużyła. Nie wiem, może to trochę wina projektu postaci, może tego, że Dancer faktycznie więcej po prostu pląsał po ekranie, niż gadał z MC, ale jakoś nie udało się zbudować między główną parką wiarygodnej więzi. Chociaż ta muzyczka w tle i sposób, w jaki skakał, gdy niby odstawiał swoje układy, zostały pokazane uroczo. Cóż za dopracowana animacja ruchu. XD Faktycznie jak z poprzedniej epoki!
Czy zatem polecam Wam jego ścieżkę? Tak, bo dalej się dzięki niej serdecznie ubawicie. Wszyscy bohaterowie są tutaj w formie: Beastmaster plujący jadem i sarkastyczny, Monk nieśmiały i zboczony, Knight szukający okazji, by przeżywać ekstazę dzięki obrażeniom i wreszcie Dancer, tępy jak stodoła, ale energiczny i ciągle radosny. Naprawdę nie sposób nie polubić drugiej ekipy. Wierzę więc, że Wasz odbiór gry będzie podobny do mojego.