Uwaga: gra porusza tematy takie jak przemoc, zaburzenia osobowości, próba samobójcza i inne.
Ścieżka Alice to w zasadzie jedyna, jaką dostajemy w epilogu, ale za to odpowiada na wszystkie pytania i rozwija to, o czym dowiedzieliśmy się z opowieści Wizarda. Tak naprawdę cofamy się do samych początków historii i mamy okazje poznać sytuację chłopca, którego życie bynajmniej nie oszczędzało, aż zdecydował się przedawkować tabletki i pogrążyć w śpiączce, aby postawić wszystko na jedną kartę.
No to kim jest Alice? A w zasadzie: Alistar? To dobrze urodzony, sympatyczny dzieciak, którego mama była Japonką, ale on sam miał mieszaną krew. To z tego powodu – romansu z cudzoziemcem – reszta rodziny odcięła się od nich, co nie stanowiło problemu, póki mieli siebie. Na dodatek, w trakcie jednego z przyjęć, Alistar poznaje wtedy dziewczynkę o niezwykłej urodzie. Airisu Yurikę (naszą przyszłą MC), która także ma problemy z odnalezieniem się w społeczności z powodu swojego wyglądu. Aby ją pocieszyć i pokazać się z jak najlepszej strony, Alistar po raz pierwszy przyjmuje wtedy maskę „Alice” (pyskatego, bystrego i zabawnego chłopaka), nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak ta zabawa w udawanie wymknie mu się spod kontroli i jak ogromny wpływ będzie miała na jego stan psychiczny. Okazuje się bowiem, że chłopak cierpiał na Dissociative identity disorder (DID), czyli po polsku zaburzenie dysocjacyjne tożsamości. Co na tym etapie, nie było jeszcze szczególnie niczym groźnym, bo dzieci często wymyślają sobie fikcyjnych znajomych. Zwłaszcza gdy są samotne i tak jak Alistar chcą sobie poprawić samoocenę. A dziecko wyraźnie czuło się nieszczęśliwe, że nie ma znajomych, że różni się od „idealnej i pięknej” matki, że nie wie, jak rozmawiać z obcymi…
Niemniej poważny problem pojawił się nieco później, wraz z falą kolejnych nieszczęść. Arisu Yurika musiała wyjechać, bo wraz z rodziną wyprowadziła się za granicę. To dlatego porzuciła swojego „księcia” i pierwszą miłość. Zaraz za rozłąką dzieci, pojawiły się trudności finansowe, wynikające z przesadnie dostatniego życia i złego zarządzania. Ojciec Alistara zniknął wtedy w podejrzany sposób, a on sam musiał przenieść się z wytwornej rezydencji do jakiejś zapadłej dziury. Jego matka zapracowywała się więc dzień i noc, aby radzić sobie jakoś z długami, ale nie mogła zapewnić synowi ani uwagi, ani ochrony. W rezultacie trauma spowodowała wykształcenie się u niego nowej osobowości o imieniu „Cinderella”. Kogoś, kto stracił pozycje „księcia” i dołączył do „gminu”. A my – skoro jesteśmy już po ukończeniu wiadomej ścieżki – wiemy mniej więcej, z czym się to wiązało i jakie wspomnienia Alistara posłużyły do jej utworzenia np. motyw z figurkami ze szkła, bogata narzeczona, problemy z oszczędzaniem itd. Btw. wszystkie kolejne wcielenia Alistara, poza Wizardem, którego nazwała MC, będą nosili baśniowe imiona, co reprezentowało jego miłość do literatury.
Osamotniony i przygnębiony Alistar zaczął miewać problemy w szkole. Nie wiedział jeszcze, co się wtedy z nim dzieje, ale ludzie uważali go za kłamcę z powodu rzeczy, które prawdopodobnie opowiadał Cinderella. W międzyczasie narodził się jeszcze „Akazukin”, który zaprzyjaźnił z Woolfiem i uciekał z domu wbrew poleceniu matki, by szukać gdziekolwiek ciepła oraz uwagi oraz zawsze smutny, zamknięty w czterech ścianach „Shirayuki”, który poznał Ryoshiego i ujawnił mu, że od jakiegoś czasu mieszka ze zwłokami. Okazało się bowiem, że na jakimś etapie opowieści kobieta umarła z przepracowania, a dzieciak cały ten czas przebywał z nią w tym samym pomieszczeniu… O czym dowiadujemy się zresztą więcej ze ścieżki Shirayukiego. A co uważam za szczególnie ciekawe, to fakt, że te dwie osobowości „Czerwony Kapturek” oraz „Śnieżka” jako jedyne nawiązały przyjaźnie z ludźmi ze świata zewnętrznego. Widzimy więc powoli, jak zaczynają opanowywać oryginał i egzystować sobie własnym trybem…
Od tej pory życie Alistara przypomniało niekończące się pasmo koszmarów. W domu dla sierot, do którego potem trafił, wykształciła się u niego kolejna, bardzo destrukcyjna osobowość – myślący o samobójstwie „Kaguya”, który był zresztą oskarżany przez resztę o nakłonienie jednej z ich koleżanek do odebrania sobie życia. (O czym Alistar nic nie wiedział i niczego nie pamiętał, więc nie wiedział w sumie, czy to prawda, czy nie). W międzyczasie chłopak był przekazywany z ręki do ręki, od rodziny do rodziny, ale nikt nie chciał zatrzymać go na dłużej z powodu jego „dziwactwa”. To sprawiło, że miał poważne braki w nauce i coraz bardziej zamykał się w sobie. (W końcu nawet jego własna, kochająca matka, w momencie załamania nerwowego, wytknęła mu, że nie jest jej synem i już go nie rozpoznaje… prawdopodobnie po kontakcie, z którąś z osobowości).
Po kolejnym przypadku amnezji Alistar trafił do szpitala, gdzie miał się nim zaopiekować przyjazny doktor. Chłopak po raz pierwszy usłyszał wtedy, co mu naprawdę dolega, ale jego radość nie miała trwać długo. Gdy okazało się, że plan leczenia nie przynosi rezultatów – czyli stworzenie odrębnej, idealnej osobowości, pozbawionej traum i najbliższej oryginałowi = Wizarda – to doktor porzucił swojego pacjenta, bo nie chciał już na niego tracić więcej czasu. To wtedy na scenie ponownie pojawia się Ryoshi, przejmuje kontrolę nad leczeniem Alistara, a także zapoznaje z wszystkimi, jego dotychczasowymi osobowościami.
I po tym następuje część fabuły, która pomimo tego, jak pozytywne wywarła na mnie wrażenie, to jednak miała trochę dziur logicznych. Z jakiegoś powodu Ryoshi uznaje, że nic tak nie pomoże w leczeniu chłopaka, jak przyjęcie go do swojej rodziny. Staruszkowie rodzeństwa Arisu są bowiem doktorami. Na dodatek Yurika jest prze szczęśliwa, że po latach odnajduje swoją dawną miłość – co uważa za przeznaczenie. Tylko czemu potem zdecydowano, że zostawią dwójkę niestabilnych nastolatków, z czego jednego z tak poważnymi problemami, pod jednym dachem bez nadzoru? Tego już wytłumaczyć racjonalnie nie jestem w stanie. I – oczywiście – doprowadziło do tragedii.
Skoro teraz byli jakby rodzeństwem, ale Alistar pożądał swojej siostry, to wykształcił się „Gretel”, który dla Yuriki był gotowy zrobić wszystko. Nawet zabić – co sprowadziło na bohatera masę problemów. Budził się bowiem niekiedy z transu, odkrywając, że kogoś pobił. Albo, że ma na rękach krew nieznanego pochodzenia. Albo, że Yurika jawnie romansuje sobie z „Gretelem”, bo nagle leży z głową na jej kolanach. Czyli zupełnie jakby zdradzała go emocjonalnie… a wkrótce również fizycznie.
Kroplą, która przepełniła czarę goryczy była sytuacja z Wizardem, z którym – według Alistara – Yurika się po prostu przespała, co już zahaczało o wykorzystanie seksualne. Bo jak inaczej interpretować sytuacje, gdy ktoś używa sobie naszego ciała, nad którym nie mamy kontroli, bo chwilowo kieruje nim inna osoba? (Co prawda w perspektywie Yuriki, w scenariuszu „The other side” bohaterka zaprzecza, aby doszło między nimi do fizycznego zbliżenia, ale nie zgadza się to wtedy z tym, co Wizard mówił w swojej własnej ścieżce. Także jeden ze świadków kłamie, wysoki sądzie. Pytanie, który? Na domiar złego oboje nie są jakoś szczególnie godni zaufania… Z Yuriki była niezła, mała manipulantka, a z Wizarda dość bezwzględny i sprytny typ. W końcu to on w głównej mierze torturował Alistara swoimi słowami, ilekroć ten spojrzał w lustro).
Nie zmienia to jednak faktu, że kapitalnie oddano rosnące przerażenie Alistara. Nic dziwnego, że nie miał już pojęcia, co się dzieje, kim jest, co ma robić. Seiyuu doskonale odegrał jego rozpacz, gdy chłopak wyjaśniał bohaterce, że czuje się, jakby ktoś go śledził, jakby chciał mu odebrać ciało i doprowadzić do jego zniknięcia. Co nie było niczym dziwnym, bo Yurika kochała się we wszystkich „osobowościach”, a oni przejawiali wobec niej słabość ze wzajemnością. Zwłaszcza Kaguya, Gretel i Wizard byli niebezpieczni, bo jak podkreślał sam doktor Ryoshi, każdy z tej trójki mógł doprowadzić do nieszczęścia, krzywdząc samego Alistara. (I dalej, pomimo tego, że widziałeś, co się dzieje Ryoshi, nie próbowałeś interweniować, hę? W zasadzie, jako jedyny dorosły i lekarz w otoczeniu, ponosisz pełną odpowiedzialność za resztę wypadków…).
W szczęśliwym zakończeniu chłopak nie jest w stanie tego dłużej znieść i tolerować. Połyka tabletki nasenne, wprowadza się w śpiączkę i postanawia skonfrontować ze swoimi osobowościami, o których do tej pory słyszał, ale nigdy nie poznał. Tym sposobem może zapytać chłopaków, demokratycznie, jakie jest ich zdanie i co powinni zrobić, mając na uwadze przede wszystkim szczęście Yuriki. A ponieważ ta ścieżka przeplatała się ze scenami ze snów, gdzie odrębna osobowość, tym razem „Yurika” szukała „Alice”, to przy okazji odwiedzała też pozostałych love interest w ich indywidualnych światach. Po każdym takim spotkaniu panowie dochodzili do wniosku, że oryginał Yuriki czy jej kopie im nie odpowiadają. Że każdy chce tylko tej swojej jedynej, stworzonej specjalnie dla niego MC, aby czuć szczęście. Choćby to miał być naprawdę sen. Dlatego chętnie zgadzają się, aby Alistar przejął na stałe kontrole. (No, może poza Wizardem, który jednak pragnął oryginału-MC, ale ustępuje, bo dla jej dobra zrobiłby wszystko). W skrócie: panowie, czyli spersonifikowane traumy, wycofują się w głąb swoich światów, gdzie czeka na nich wyobrażenie Yuriki (innymi słowy – dezaktywują się), Alice (czyli pierwsza osobowość) odchodzi z „Yuriką” (ostatnią osobowością) w stronę tęczy, a Alistar (oryginał) wraca do ukochanej (oryginału), która czekała na niego w szpitalu i niczym Szeherezada snuła swoje opowieści…
W nieszczęśliwym zakończeniu osobowość „Yuriki” przejmuje kontrolę nad fizycznym Alistarem i postanawia zabić oryginał MC. Dlaczego? Bo uważa, że to dziewczyna jest największym źródłem nieszczęścia dla chłopaka. Gdyby nie ona, to Alistar, by tak nie cierpiał. A Yurika-oryginał zgadza się z tym rozumowaniem i dokańcza to, co zaczął jej oprawca, dźgając ją jakimś nożem i pogłębiając swoją ranę. Taaa… Na pewno chłopak z miejsca poczułby się lepiej, gdyby odkrył, czego znowu się dopuścił. Co prawda Wizard próbuje zapobiec takiemu obrotowi spraw, ale jest zbyt słaby. No i znowu się zastanawiam, dlaczego Ryoshi, ani nikt z rodziny Arisu, nie zauważył, że MC także potrzebuje pomocy psychologicznej, czy psychiatrycznej. Btw. pamięta ktoś finalną scenę ze ścieżki Kaguyi? Naprawdę chylę czoła nad złożonością tej fabuły.
I teraz, chociaż cały scenariusz bardzo mi się podobał, podobnie jak finalne scenki z panami, gdy wracają do swoich snów i prywatnych wersji „Yuriki”, to mam jednak drobne zastrzeżenia do logiki tej opowieści. Z gry dowiadujemy się, że Yurika-oryginał opowiadała śpiącemu Alistarowi baśnie. To w ten sposób wysyła do jego umysłu swoje kopie, aby każda z osobowości dostała szczęśliwe zakończenie. Gdy jej się to nie udawało – opowieść nie doprowadzała do happy endingu – to Wizard mordował na polecenie ukochanej jej klony, aby mogły pojawić się następne. I teraz pytanie – skąd na boga Yurika wiedziała, że udało się jej wyleczyć konkretnego love interest i zacząć nową opowieść? Przecież ona nie miała żadnego wglądu na to, co działo się w głowie Alistara. To nie tak, że Wizard wysyłał jej info „słuchaj, ta kopia też zawiodła, czy możesz jeszcze raz opowiedzieć nam o Czerwonym Kapturku i nieco ulepszyć fabułę?”. No bo niby jak? Co innego gdybyśmy wiedzieli, że Wizard, co jakiś czas się fizycznie ujawnia i konsultuje z Yuriką, ale to nie było przecież możliwe, bo oryginał spał bez przerwy… Na dobrą sprawę, to MC nie miała też żadnego – poza nadzieją i wiarą – potwierdzenia, że jej strategia coś daje. Że jej „sojusznik/pionek”, jak go nazywała, faktycznie realizuje plan.
No ale to już naprawdę mój jedyny zarzut, bo byłam absolutnie oczarowana tą ścieżką. Alistar był cudownym bohaterem, podobnie jak Yurika polubiłam wszystkie jego osobowości, a i jeszcze dość tragiczny finał Wizarda wprost łamał serce. Na dodatek, w „Other side of the story” dostaliśmy tę samą historię, ale z perspektywy MC. Mogliśmy więc sami zobaczyć, jak nastolatkowie często po prostu źle się rozumieli, mimo dobrych chęci, i to doprowadzało do konfliktów. Jasne, trochę to przygnębiające, że ci wszyscy bohaterowie, których polubiłam to tylko spersonifikowane traumy, a każda Yurika, którą sterowałam to owoc marzeń sennych oryginalnego love interest, ale kurde, która gra otome może poszczycić się tak skomplikowanym settingiem i plot twistem? Gorąco polecam zapoznanie się z tym tytułem, jeśli z jakiegoś powodu tego jeszcze nie zrobiliście. Zobaczenie jak wszystkie ścieżki składają się w jedno, jest po prostu miodne i zachęca do ponownego przejścia całości, w celu wyszukania ukrytych smaczków. Z przyjemnością poznam również Wasze opinie, po ukończeniu epilogu, więc śmiało zostawiajcie komentarze. Alice, Alistar, Shirayuki, Kaguya, Akazukin, Cinderella, Gretel i Wizard… absolutnie podbili moje serce, a „Taisho x Alice” bez oporów nazwę jedną z najlepszych gier otome, z jaką miałam do czynienia!
Miejsce w rankingu: Numer 1. Ta gra to w zasadzie nic innego jak jedna, wielka historia Alistaira. Bohatera tak złożonego, że starczyło go na tyle różnych osobowości. Nie mogłam więc nie dać mu złota, bo bez tego chłopaka nie byłoby całego „Taisho x Alice”.