Gakuto jest uważany za „numer 2”, jeśli chodzi o popularność i urodę panów z Ohgiya, choć wielu klientów (czy raczej klientek) twierdzi, że przewyższa Takigawę, bo jest bardziej męski i tajemniczy. Słynie również z tego, że nigdy nie pozwala zbliżać się do siebie i trzyma emocjonalną barierę. To dlatego kobiety, których już nie stać na jego usługi, kończą zapłakane i żebrzące przed budynkiem, bo skoro nie są w stanie zapłacić, to nie zasługują na jego uwagę.
W tej wersji opowieści nasza MC – Somei Kiyoha – również jest córką bogatej właścicielki sklepu z ubraniami. Nie musi więc jak bohaterka poprzedniej części „The Men of Yoshiwara: Kikuya” martwić się o pieniądze. Zamiast tego udaje się do Dzielnicy Rozkoszy, aby po pierwsze: dopełnić rytuału pełnoletności, po drugie: podnieść prestiż swojego rodu przez kontakty ze słynną gejszą i po trzecie: być może sprzedać i rozreklamować tam kimona własnej produkcji. To dlatego, gdy decyduje się na spotkanie z Gakuto, nie chodzi jej bynajmniej o jego towarzystwo czy urodę, ale potrzebuje jego imienia, aby rozsławić rodzinny biznes.
Spotkanie nie przebiega jednak tak, jak dziewczyna sobie to wyobrażała. Gakuto zauważa, że MC jest niezadowolona (głównie dlatego, że idea kupowania sobie czyjejś miłości nie przemawia do niej, a na dodatek drażni ją arogancja gejszy), więc postanawia umilić jej czas… namiętnym pocałunkiem. Czego zasadniczo większość panów do towarzystwa przy pierwszych spotkaniach nie robi — w końcu chodzi o powolne budowanie zaufania. Jeszcze bardziej zirytowana i ośmieszona Kiyoha postanawia, że nie będzie dawała sobą manipulować i wypija zawartość całej czarki sake, którą miała dzielić z Gakuto i która miała być symbolem ich więzi (jeśli gejsza skorzystałby z poczęstunku – to znaczy, że akceptuje ją, jako swojego klienta, a jeśli nie – to że jej odmawia). Rozbawiony taką postawą mężczyzna decyduje się więc „napić” z pustego naczynia, bo MC dostatecznie go zaintrygowała i chciałby się z nią zobaczyć ponownie.
Połowicznie, można zatem uznać, że cel rodziny Somei został osiągnięty. Kiyoha dalej jednak nie jest szczęśliwa, bo znacznie więcej radości podczas pobytu w Ohgiya dała jej zabawa z dziećmi-uczniami niż towarzystwo gejsz, co najlepiej pokazuje, że potrzebowała jeszcze nieco czasu, aby dorosnąć. Kiedy więc Gakuto chce przystąpić „do rzeczy” w trakcie następnej wizyty, Kiyoha wprost informuje, że nie chce przechodzić na taki poziom bliskości. Mniejsza o to, że zapłaciła za usługi. Dla niej liczą się również emocje i okoliczności, czym absolutnie udaje się jej zafascynować Gakuto, bo do tej pory „nie spotkał nikogo tak czystego i szczerego”. *Ziew*… O której bohaterce otome ja tego nie słyszałam?
I tak sobie im czas upływa, na powolnym budowaniu zażyłości, aż mężczyzna przyznaje się ukochanej, że ma w życiu tylko jeden cel i bynajmniej nie jest nim odzyskanie wolności. Choć Gakuto dość otwarcie i bez ogródek opowiada o tym, że życie w Yoshiwarze to koszmar. Backstory time! Tak naprawdę Gakuto wychował się na kontynencie i został sprzedany do burdelu z powodu długów jego niestroniącej od alkoholu rodziny. Wychowywał się w strasznej biedzie, w miejscu, gdzie trudno było o żywność, bo prześladowały ich ciągłe zimy. Na dodatek, gdy trafił do Dzielnicy Rozkoszy, jego los bynajmniej nie odmienił się na lepsze. Pierwszy dom publiczny, w jakim pracował – Kirimise, przypominał burdel z koszmarów. Były tam tylko chore, stare i zniesławione gejsze/kurtyzany, które zostały wyrzucone z innych miejsc lub ledwo nadawały się do pracy. W niczym nie przypominało to splendoru Ohgiyi, ale właśnie w tak trudnych warunkach przyszło mu się wychowywać.
Aby zupełnie nie zwariować, Gakuto zaprzyjaźnił się z inną gejszą – Yoshino, któremu zwierzał się ze wszystkich swoich sekretów. Niestety, jego przyjaciel popełnił błąd, który w przypadku gejsz/kurtyzan zawsze kończy się tragicznie. Szczerze zakochał się w swojej klientce i uwierzył w jej zapewnienia, że razem uciekną. Kobieta nigdy jednak się nie pojawiła na umówionym miejscu spotkania, Yoshino został złapany i stracony, a Gakuto poprzysiągł wtedy, że się na niej zemści. Odebrała mu bowiem jedyną osobę, której wierzył i ufał. Na dodatek go oszpeciła, bo podczas jednej z burd, które wszczęła w domu publicznym, zraniła Gakuto w oko – to dlatego nosił opaskę i nigdy nie pokazywał swojej twarzy.
Głównym problemem tego wątku jest więc niemożliwość dokonania wyboru, czy Gakuto woli skupić się na MC, którą – jak twierdzi — zdołał pokochać, czy jednak wybiera swoją zemstę. W czym muszę przyznać, że mnie szczerze rozbawiało jego podejście i nie czułam przez to żadnego dramatyzmu. Facet niby po to ciężko pracował, przeniósł się do prestiżowego Domu i zaprzyjaźnił z Utsusemim i Agehą, by zbierać tropy o miejscu pobytu swojego celu. Jak wiadomo, jako popularna gejsza, mógł rozpytywać klientki o „kobietę z blizną”, co zresztą zrobił nawet z Kiyohą, okłamując ją, że niby szuka swojej siostry. Kiedy jednak MC konfrontuje się z nim w celu poznania prawdy i pyta, co właściwie zamierza zrobić, gdy już tę kobietę odnajdzie… to Gakuto nie ma żadnego planu. Czyli on przez te wszystkie lata, kiedy niby cały czas o tym myślał, nie opracował nawet, jak się zemści?
O ile więc czekanie na odkrycie sekretu Gakuto było ciekawe, o tyle potem rozdziały zmieniły się w nieustanne dyskusje między MC („porzuć swoją zemstę – dam ci szczęście!”, np. przespała się z nim, chociaż wcale nie miała na to ochoty), a LI („nie, muszę, to zrobić, bo jego duch nie zazna spokoju!” – co w sumie w japońskiej kulturze i wierzeniach ma jeszcze sens). Paradoksalnie, okazuje się potem, że Gakuto brakowało dosłownie chwilkę czasu do spłacenia swojego długu. Jeśli więc facet naprawdę, by szczerze chciał się mścić, wystarczyło nieco poczekać, odzyskać wolność i mógł potem zrobić, co chciał, skoro później nawet wiedział, gdzie ukrywa się jego cel. Zamiast tego wolał wymyślić jakąś cudaczną intrygę, że niby namówi Utsusumiego do uwiedzenia kobiety i wspólnej ucieczki, a wtedy nakryje ich policja… Dude, pomijając to, że chciałeś narazić kumpla, to ona przecież już raz stchórzyła i się nie pojawiła. Czemu TERAZ miałoby być inaczej, duh?
W szczęśliwym zakończeniu: wredna baba zostaje zabita przez los – dosłownie wpada do jakiejś wody, gdy chciała wziąć Kiyohę na zakładniczkę (chociaż podobno, póki nie ma ciała, nie warto potwierdzać u antagonistów śmierci). Gakuto odzyskuje wolność, bo swoje odpracował i za zgodą starszej pani Somei zamieszkuje w sklepie, bo „ma smykałkę do interesów”. Pomaga więc w rodzinnym biznesie i ogólnie parka bierze wreszcie prawdziwy ślub, a o zemście mogą zapomnieć, bo Kami-sama wymierzyli sprawiedliwość za nich.
W drugim zakończeniu: Gakuto odzyskuje wolność… ale zostaje w Yoshiwarze i zastępuje ich dawnego managera, aby samemu kierować Ohgiyą. Rzekomo po to, by nieco zreformować to miejsce. MC jest jednak średnio zadowolona z tego rozwiązania, bo mężczyzna pracuje głównie nocami i nie widzi się z rodziną. Pyta więc, czy nie mogliby odtąd zająć się zarządzaniem Domem Publicznym wspólnie i zabiera nawet ich dziecko na spotkanie z ojcem, co owocuje całkiem spoko CG. Cóż, wątpię by w ten sposób przyczynili się do naprawdę jakiś istotnych zmian, ale nie mnie to osądzać. Może przynajmniej jedno pokolenie kurtyzan miało w miarę spokój?
A przechodząc do tradycyjnego podsumowania: cholera, jak ja się wynudziłam! Początek był nawet ciekawy, ale potem już tylko sanki w dół. Podobało mi się, że MC była bardziej zadziorna w tej ścieżce, ale szybko została spacyfikowana do roli typowej bohaterki otome – takiej martwiącej się i poświęcającej wszystko, włącznie ze zdrowym rozsądkiem, dla swojego love boya. Gakuto też trudno było polubić, bo cały czas nosił tę swoją maskę mściciela. Dopiero gdy dziewczyna zagroziła, że go zostawi, pokazał się z nieco „miększej” strony, ale trochę rozdziałów trzeba było na to poczekać. Myślę więc sobie, że to mogła być nawet spoko opowieść, gdyby po prostu dłużej nad nią posiedziano. Pomysł sam w sobie nie był zły. Jedynie realizacja zaczęła kuleć. Ba! Nawet zaintrygowałoby mnie, jak gejsza zamierza dokonać zemsty, gdyby nie fakt, że scenarzyści absolutnie nie mieli żadnego planu… Szkoda, bo mogłaby być z tego całkiem fajna, bardziej kryminalna ścieżka. Technicznie dalej jednak jest bardzo ładnie wykonana. Może więc komuś się spodoba? Ja tymczasem nie przewiduję, bym kiedykolwiek do niej wróciła.