After Story:
Erik był moim ulubieńcem w podstawowej części gry, a mam jakiegoś takiego dziwnego pecha, że wszyscy moi faworyci zawsze wypadają słabo w fandiskach. Co tutaj zresztą się potwierdziło, bo w „After Story” pełno jest dziwnych zwrotów akcji czy dramatów (które dałoby się rozwiązać rozmową w 5 minut) oraz krzywdzących stereotypów. Również Tiana – która do tej pory była nam pokazywana jako bohaterka silna i zdecydowana – zamienia się w kontynuacji w płaczący co chwile, bezużyteczny wrak, którego reakcją na każdą trudność życiową jest demonstracyjna histeria.
Ale po kolei: po wydarzeniach z poprzedniej części gry nasza parka musiała się rozstać, bo Erik wrócił do Akademii, a Tiana została w rodzinnych stronach i dalej szkoliła się na beastmastera. Zakochani utrzymywali jednak ze sobą ciągły kontakt listowny, co pozwalało im jakoś zapomnieć o trudach związku na dystans. Niestety, pewnego dnia, wiadomości się urywają, co automatycznie sprawia, że Tiana zaczyna nachodzić Klausa, który do tej pory robił im za listonosza. Zupełnie jakby doradca króla nie miał innych obowiązków, jak wspierać ją w tym całym romansowaniu. Zatroskana dziewczyna zaczyna się zastanawiać – zresztą wpędzona dodatkowo w obawy przez przyjaciółkę – czy nie jest po prostu tak, że młody książę o niej zapomniał. W końcu teraz jak już odzyskał ludzką formę i swoją pozycję, to na pewno ma ciekawsze zajęcia na głowie niż wspominanie jakiejś wieśniaczki.
I tu z pomocą przychodzi jej Klaus, który sugeruje, by towarzyszyła mu w wyprawie dyplomatycznej. Będzie mogła odwiedzić wtedy Erika w Akademii, czyli zrobić ukochanemu niespodziankę i zaleczyć jakoś swoją samotność. Na miejscu okazuje się jednak, że dziewczyna znowu się z młodym księciem rozminęła, bo nie ma go już w szkole, a wrócił do Fassan. Wszystko z powodu pogarszającego się zdrowia jego matki – lady Edith, która zawsze bardzo dużo chorowała, więc nie jest to niczym nowym. Zresztą Tiana dowiaduje się więc wszystkiego od Lucii, ale nie sprawia to bynajmniej, że nie zrobi kolejnej dramy, bo uciekła i poszła wypłakać się w jakimś porcie, czy gdzie ona była, przeżarta przez swoje lęki i obawy. Poważnie, ja miałam wrażenie, że ten związek będzie ją za chwilę kosztował nieustanne wizyty u terapeuty… (Nie to bym miała coś przeciwko pomocom psychologicznym, ale nie bardzo kumałam, z czym ci bohaterowie mieli aż taki problem?).
W każdym razie Erik pojawia się nieoczekiwanie i bierze ukochaną w ramiona. Okazuje się, że jednak wrócił i chce zabrać Tianę do Fassan, by ta mogła poznać jego matkę, gdy poczuje się już lepiej. (Te statki są tam chyba szybsze od japońskich pociągów). Niemniej MC ochoczo na to przystaje, bo nigdy nie była w rodzinnych stronach księcia, no i wypada pokazać się wreszcie przyszłej teściowej. Na pokładzie Erik wspomina jeszcze, jak nie znosi morskiego podróżowania – po tym wszystkim, co ich spotkało, bo jako królik był absolutnie zdany na łaskę Matheusa. Inaczej poszedłby na dno. Później jednak odbija sobie smutne wspomnienia, obdarowując Tianę pocałunkami i zapewniając, że hormony w nim buzują, więc chętnie zrobiłby więcej.
Potem następuje bardzo długi fragment wspólnych randek, bo wybieramy kolejno miejsca (sklepy, jezioro, stragany…), gdzie udajemy się z Erikiem na wycieczkę (skoro już przywitaliśmy się z Matheusem i Alfredem), co było chyba najnudniejszą i najdziwniejszą dla mnie częścią gry. Głównie za wspomniane stereotypy. Niestety, różnice kulturowe nigdy nie dają mi się tak bardzo we znaki, jak gdy w japońskich grach porusza się tematy takie jak prawa zwierząt czy podział ról na męskie i damskie. Dlatego przy straganach z kiełbachą, Erik bynajmniej nie czuje obrzydzenia ze względów ideologicznych, ale wyznaje, że jego wegetarianizm wynika stricte z niechęci do zapachu, bo samego jedzenia nigdy nie próbował, więc nie wie, czy jest smaczne, czy nie. Co, oczywiście, jest uważane przez jego braci za złe, bo „mężczyzna potrzebuje mięsa, aby urosnąć” i inne bzdury. Powinnam chyba jednak się cieszyć, że to w ogóle jedyny znany mi w japońskich grach wegetarianin, a nie kręcić nosem…
Szybko jednak gra dowaliła mi sceną, w której Tiana zauważa, iż fakt, że Erik dobrze się z nią bawi na zakupach świadczy o tym, że ma babskie cechy, bo Matheus, Alfred i Lucia zostaliby przepędzeni przez testosteron. Na co chłopak odpowiada, że kiedyś takie stwierdzenie, by go zabolało, gdyż wie, jak jego matka bardzo pragnęła córki, ale ukochanej może to wybaczyć. Każdego innego by zabił za „porównanie do kobiety”. No ba! Nie ma większej obrazy na świecie! Wszyscy wiedzą, że „dziewczęcy”, „niewieści” czy „kobiecy” to zwroty absolutnie pejoratywne. Ja sama się wkurzam, ilekroć ktoś powie do mnie „ty babo!” i wolałabym już, aby nawyzywał moją matkę, niż używał wobec mnie tak wulgarnych określeń… Eeeehhh… Ale, oczywiście, Tiana temu ochoczo przytakuje.
Tymczasem przenosimy się płynnie do kolejnej dramy, bo po zakupach, MC zostaje sama w pokoju. (Wcześniej Erik się do niej trochę dobierał, ale potem stwierdził, że zadowoli się całusem, bo na resztę musi trochę podrosnąć – bardzo rozsądnie jak na nastolatka…). Bohaterce towarzyszy wtedy tylko pokojówka, która ni z gruchy, ni z pietruchy, atakuje Tianę nożem i rani ją w ramie. Do komnaty wpada najpierw Alferd, który wymusza wyznanie na służącej, że do tego głupiego zamachu zmusiła ją lady Edith – matka Erika. I nie chodziło o to, aby MC zabić, ale skrzywdzić i nieco przestraszyć, aby dała ukochanemu syneczkowi spokój. Alfred wyprowadza najgorszego zamachowca świata, a Tiana znajduje pocieszenie w ramionach Matheusa, który wyjaśnia, że to nie przez niskie urodzenie bohaterki, ale przez jej kontrolę nad gwizdkiem podpadła przyszłej teściowej. Lady Edith nawet ucieszyłaby się z tego, że Erik związał się z wieśniaczką, więc nie będzie rywalizował o tron, ale obawia się potęgi Tiany, jako beastmasterki i tego, co może na młodego księcia sprowadzić.
W tej dziwacznej sytuacji zastaje ich Erik, który najpierw jest nieco zdziwiony, potem wkurzony i zazdrosny, a na koniec zszokowany reakcją Tiany. Ta wprost, zalana łzami, pyta go, czy porzucił swoje marzenia o zdobyciu tronu. A skoro nie odpowiedział jej od razu, to dziewczyna ucieka, wyjeżdża z Fassan i postanawia z nim zerwać, aby nikt z jego otoczenia nigdy nie wykorzystał gwizdka do własnych celów. Poza tym ma mu za złe, że ukrywał przed nią niechęć lady Edith. Mniejsza o to, że sama też chciała go okłamać i nie powiedzieć mu o zamachu, bo – jak widać – ich związek zbudowany jest na zaufaniu.
Tym sposobem Tiana wraca do rodzinnych stron, Klaus coś tam mamrocze, że od początku przeczuwał kłopoty i żałuje, że w ogóle na to pozwolił (a ktoś cię pytał o zdanie, dude?), a Lotte stwierdza, że to jednak trochę dziwaczne i MC powinna po prostu robić to, co da jej szczęście. Niemniej Tiana postanawia się upierać, że wszystko jest w porządku i próbuje dalej dawać pokazy z tańczącymi zwierzątkami, które jej nie wychodzą, bo te nie chcą jej słuchać, więc dziewczyna – tradycyjnie – zalewa się łzami… (Nie zliczę, który to już raz w tej krótkiej ścieżce…). Na szczęście dla jej zdrowia psychicznego na miejscu znowu pojawia się zza krzaka Erik, który gra na skrzypcach, pomaga jej dokończyć występ, a potem pokazuje papier, że oficjalnie zrzekł się praw do tronu, więc teraz już będzie spoko.
Trzy lata później bohaterowie spotykają się przed Akademią. Erik zmienił się w hot bisha, który spokojnie dorównuje Matheusowi, a na dodatek tak napalonego, że w sumie od razu chce iść z Tianą na stronę dokończyć to, co nie udało im się wcześniej w Fassan. Wcześniej jednak wspomina, że teraz jak ma już wykształcenie, to bez problemu znajdzie dobrą pracę, no i nie muszą się już obawiać uwikłania w królewską politykę – bo jest zasadniczo nikim. Nawet jego matka, po utraceniu statusu, przeniosła się do spokojnego życia w mieście. The end.
Poza ładnymi CG, które ta ścieżka miała do zaoferowania, to pod względem fabularnym uważam ją za absolutny dramat. Ani nie dostarczyła nam fajnego fluffu – czego oczekiwalibyśmy jednak po fandisku, ani jakiegoś sensownego story, bo jak mówiłam, nie byłoby całego tego biegania, płakania, krzyczenia… gdyby bohaterowie tylko szczerze pogadali. Zamiast tego woleli ściemniać, mówić półsłówkami, albo ogólnie udawać, że nie widzą problemu, a potem pogrążać się w swoim cierpieniu. W efekcie strasznie ciężko mi się to czytało, bo miałam ochotę nimi wszystkimi potrząsnąć. Ale, przyznaję, Erik dalej wypada najatrakcyjniej na tle wszystkich braci. Zwłaszcza w swoim starszym wydaniu. Aż szkoda, że jednak nie powalczy o ten tron, bo jednak lubiłam jego twarz „bad boya”, a mam wrażenie, że w kontynuacji był znacznie bardziej spacyfikowany.
Another Story:
Tiana dostaje zaproszenie od Matheusa na bal i panowie najpierw sprzeczają się, kto będzie ją uczył tańczyć. Erik jest oczywiście w swoim podejściu najbardziej flirciarski i sugeruje, że chętnie spędzi z dziewczyną całą noc – na tańcu i nie tylko. MC ubiera się potem w jedną z sukienek swojej matki i jest gotowa na imprezę. Na miejscu wychodzi z Erikiem na balkon, aby odpocząć od tłumu. Erik przyznaje wtedy, że martwi się o swój wzrost, bo obserwował Matheusa i widzi, z jaką łatwością prowadzi on w tańcu kobiety. Chłopak obawia się zatem, że zawsze już będzie mały przez swoją dietę, a na dodatek, że różnica wiekowa między nim a Tianą może stanowić problem. Nim jednak MC ma szansę go pocieszyć, czy zapewnić o swoim uczuciu, młodzieniec nagle ucieka… Jakiś czas później obcy przystawiają się do Tiany, lecz ta odmawia każdemu z nich. W pewnym momencie uwagę gości przyciąga tajemniczy, przystojny nieznajomy. Mężczyzna podchodzi do MC i prosi ją o taniec. Dziewczyna zaś rozpoznaje w nim Erika tylko po głosie. Okazuje się, że poprosił on Gerdę, by zrobiła dla niego eliksir, który postarzy go o jeden rok. (Gdyby coś spartaczyła, był gotów skręcić jej kark. Aaah… Stary, dobry króliczek!). A skoro teraz więc już wie, jak będzie wyglądał w przyszłości, to przestał się bać o swój wzrost. Co innego Tiana. Ponieważ jej facet jest uderzająco piękny – i podobny do Matheusa – MC lęka się o swoje biedne serce, jeśli będzie go tak oglądać codziennie. Całkiem zabawna, choć bardzo krótka scenka. Przynajmniej wszyscy bohaterowie byli w formie.
Side Stories:
Poza tym fandisk oferuje jeszcze cztery, dosłownie paru minutowe opowiastki – każda z osobnym CG:
- Side story 1: Erik prosi Tianę, by zajęła się jego futrem. Mówi, że kiedyś się jej odwdzięczy i żałuje, że nie jest zwierzęciem, bo mógłby „zająć się” nią już teraz.
- Side story 2: Erik namawia Tianę, by pozwoliła mu się nakarmić deserem.
- Side story 3: Erik i Lucia sprzeczają się o porządki w pokoju. Najmłodszego księcia wkurza, że kaczor je w łóżku i zostawia wszędzie okruszki.
- Side story 4: Erik pomaga Alfredowi w robieniu pompek. Ponieważ wilk pozwolił sobie na krótką przerwę, to królik dokłada mu kolejne 50 powtórek.
I, będę brutalnie szczera, jeśli planowaliście poznać te opowieści z poziomu apki „Story Jar” to ich koszt w diamentach w stosunku do ilości contentu absolutnie się nie opłaca. Polecam więc je po prostu pominąć, jeśli komuś szkoda pieniędzy a nie ma dostępu do pełnej gry, bo zdecydowanie ktoś przesadził z ceną.
Dates:
Date 1 (w Sardine): Tiana odwiedza Erika w szkole. Ten prosi, by poczekała i cofa się po coś do akademika. W tym czasie do dziewczyny przyczepia się jakiś jegomościu, który mówi, że jest arystokratą z Sardine i zna takie, jak ona. Czyli babki warujące u bram królewskiej akademii, by zwrócić na siebie uwagę. Mimo iż Tiana prosi, by zostawił ją w spokoju, facet staje się coraz bardziej napastliwy, aż pojawia się Erik i grozi typowi śmiercią za dotknięcie jego dziewczyny. Po małej sprzeczce gostek wreszcie odchodzi, a Erik cieszy się, że zapamiętał jego twarz, bo podziękuje mu potem.
Date 2 (w Cattleya): Erik zaprasza Tianę do tego samego ogrodu, gdzie próbował jej wręczyć różę w grze głównej. Tym razem dziewczyna przystaje na test, by sprawdzić, czy ich miłość jest prawdziwa i silna, ale ma własne obawy. Pomimo jednak intensywnych poszukiwań Erikowi nie udaje się znaleźć żadnego magicznego pączka róży, bo wszystkie zabrali turyści. Nagle jednak bohaterowie słyszą jak parce obok udało się zdobyć ostatni kwiat. Erik planuje zatem odbyć z nimi „przyjazną” pogawędkę, by namówić do oddania róży, ale Tiana powstrzymuje go, deklarując, że ich uczucie jest tak silne, że nie potrzebują żadnego sprawdzianu. Zadowolony Erik sugeruje, by wrócili do jej domu, gdzie będzie mogła mu udowodnić, jak bardzo go kocha.
Date 3 (w Fasan): Tym razem młody książę zarezerwował dla siebie i Tiany pobyt w gorących źródłach. Dziewczyna jest początkowo bardzo zawstydzona i kilkakrotnie pyta, czy na pewno nie będzie widać nic przez parę. Na dodatek nie czuje się pewnie z pokazywaniem nago. Erik próbuje ją jednak zapewniać, że to nie problem, bo są przecież parą, a poza tym nie kierowały nim żadne niecne intencje i chciał po prostu, by mile spędzili czas. Już w kąpieli Tiana nie chce się do młodzieńca odwrócić. Ulega dopiero po którejś prośbie, a wtedy Erik skrada jej całusa. Rozgrzana – już nie tylko od wody – MC dochodzi do wniosku, że teraz już całe jej życie będzie tak wyglądało. Erik będzie ją doprowadzał do szału, a potem pacyfikował swoim pięknym uśmiechem.