Ścieżka Takigawy miała być chyba z założenia tą najbardziej kanoniczną, bo pod wieloma względami przypominała opowieść Takao z poprzedniej części gry. Zresztą Numer 1 z Domu Kikuya pojawia się tutaj gościnnie w roli rywala, chociaż nie przypada mu w fabule żadna, istotna funkcja.
Nasza MC, Somei Kiyoha, córka bogatej właścicielki sklepu z ubraniami, przybywa do Domu Ohgiya, aby zgodnie z tradycją wyspy, wybrać sobie „męża” i stać się „prawdziwą kobietą”. Czyli przespać się z jedną z męskich kurtyzan z Yoshiwary i pokazać dzięki temu innym, że jest się dostatecznie prestiżowym i zamożnym, aby to zrobić. Po poznaniu wszystkich panów dziewczyna decyduję się na Takigawę, nie ze względu na sympatię, ale tak podpowiada jej matka i ochroniarz. Wydaje się „bezpieczną” opcją, bo ma dobrą reputację, więc wywiążę się ze swojego zadania – podniesienia sławy rodu Somei – należycie.
Niemniej Kiyoha szybko dochodzi do wniosku, że w sumie to nie jest zadowolona, bo jednak nie lubi Takigawy. Dziewczyna marzy o prawdziwym uczuciu, a takie kupione i na chwile wydaje się jej niewarte zaangażowania emocjonalnego. Na dodatek sztuczne uśmiechy oraz komplementy tylko ją drażnią, chociaż mężczyzna nie szczędzi starań, aby udowodnić, że zna się na swoim fachu i MC podjęła dobrą decyzję. A chociaż bohaterowie dość szybko konsumują ten dziwaczny związek, to nie ma pomiędzy nimi prawdziwej bliskości i wzajemna sympatia jest budowana na przestrzeni kilku rozdziałów. Co w sumie nawet mi się podobało, bo – jak potem dowiemy się więcej z backstory Takigawy – to miało to swoje usprawiedliwienie w przeszłości.
Aby jednak nie było za różowo, ta ścieżka podejmuje bardzo trudny temat, jakim jest przemoc rodzinna. A właściwie brak miłości matki do swoich dzieci. MC staje się świadkiem sceny, gdy jakaś kobieta z rody Hiraraya bije dotkliwie kilkulatka, tylko dlatego, że urodził się mężczyzną. Zgodnie z prawem wyspy oznaczało to, że zostanie odebrany rodzicielce i prawdopodobnie odesłany do Yoshiwary, aby służył wszystkim kobietom. Cóż, koncepcja tego świata jest dość dziwaczna, ale nie ma co się nad nią znęcać, bo robiłam to już przy recenzji poprzedniej części.
Bohaterka angażuje się w ten konflikt i nawet pomaga chłopcowi – Tsumugiemu, a ten pyta ją wtedy, czy przypadkiem nie spotkała w Yoshiwarze jego starszego brata – Motochikę, ale to imię nie przywodzi jej wtedy żadnych skojarzeń. Poza tym jej myśli zajęte są przygotowaniem procesji kurtyzany dla Takigawy. Musi mu zamówić stroje, zaplanować wydarzenie itd. A wszystko po to, aby miał pochód znacznie bardziej pokazowy od Takao i aby wszyscy w Yoshiwarze mu zazdrościli. Co było zresztą typową praktyką patronów w Japonii. Ogólnie, większość wysoko urodzonych miała wtedy swoje konkubiny i uważano, że jeśli cię nie stać na utrzymanie kochanki, to najwidoczniej nie zasługujesz na respekt. Sam zaś przykład takiego pochodu można zobaczyć w wielu kultowych filmach z gatunku chanbara eiga. Btw. zwykle osobę pełniące usługi seksualne tytułowano oiran, a nie gejszą, ale w tłumaczeniu gry nie natkniemy się na takie rozróżnienie. Prawdopodobnie dlatego, że słowo gejsza jest bardziej na Zachodzie rozpoznawalne, a może dlatego, że nie chciano zrównywać pracowników Domu Ohgiya tylko z kurtyzanami? Ciężko mi powiedzieć, bo w porcie na Switcha nie ma voice actingu, więc nie wiem, jak było w oryginale.
W każdym razie pochód kończy się jednym, wielkim niepowodzeniem, bo nagle – specjalnie wybrane dla Takigawy – kimono z feniksem rozpada się na jego plecach. A wtedy zaskoczony tłum może zobaczyć dziwaczny tatuaż na jego ciele, który wygląda trochę jak… skrzydła? Niemniej pan-kurtyzan zostaje przez gapiów przyrównany do demona, ludzie widzą w nim potwora, albo cudaczną ciekawostkę.
Naturalnie Takigawa nie chciał o tym wspominać partnerce wcześniej, ale po tym wydarzeniu nie ma wyjścia. Okazuje się, że szpecący tatuaż to prezent pożegnalny od jego matki. Mężczyzna próbował go usunąć, ale i tak pojawia się w pewnych okolicznościach – zwłaszcza gdy jego skóra jest nagrzana. Dowiadujemy się również, że Takigawa znalazł się w Yoshiwarza na własne życzenie. W domu był niekochany i bity za to, że urodził się chłopcem. Miał więc nadzieje, że znajdzie schronienie w dzielnicy rozkoszy, gdzie przecież i tak, zgodnie z prawem, miał w końcu trafić. Takigawa nie przewidywał jednak, że stanie się tam więźniem. No i znowu spotkał się z przemocą. Poprzedni właściciele biczowali go tylko po to, aby tatuaż pojawiał się na jego plecach i aby przyciągał tym samym klientów. Często był poniżany, wyzyskiwany, a i inni mężczyźni zazdrościli mu sławy. (Takigawa podejrzewa w sumie, że kimono rozpadło się za sprawą któregoś z jego rywali, ale nigdy nie dowiadujemy się, którego dokładnie. Takao? Masz coś z tym wspólnego?).
W każdym razie Kiyohy to nie rozczarowuje, a wręcz przeciwnie upewnia ją we wcześniejszym postanowieniu, że w sumie to chyba się w końcu prawdziwie zakochała i chce swojego lubego po prostu wykupić. W odróżnieniu od bohaterki poprzedniej części gry, której zwykle pomagały sytuacje w stylu deus ex machina, ta naprawdę ma majątek i jedyne, co ją niepokoi, to jak taka decyzja odbije się na reputacji jej rodu i na interesie, który z matką prowadzą. Czy ludzie nie będą postrzegali przeciwstawiania się tradycji wyspy, jako coś niewłaściwego i czy nie odwrócą się od nich z tego powodu.
Wcześniej jednak MC odkryje jeszcze, że Takigawa to tak naprawdę jej znajomy z dzieciństwa (uważała go wtedy za dziewczynkę), który od zawsze kochał się w pięknej, eleganckiej i wpływowej córce rodu Somei. Był jednak zbyt nieśmiały, aby wyprowadzić ją z błędu i przyznać się, że tak naprawdę jest chłopcem. Dlatego tylko się rumienił i obserwował ją z ukrycia. Na dodatek Tsumugi to tak naprawdę jego brat. Rodzeństwo odnajduje się więc po latach i łączy ich takie samo, smutne doświadczenie z przemocą ze strony matki. Niemniej kiedy pani Hiraraya ma zostać wreszcie ścięta za znęcanie się nad rodziną, Takigawa – za namową MC – wstawia się za nią u stróży prawa, tylko po to, by nie spotkał ją najgorszy z możliwych losów. Nawet jeśli nie wybaczył jej wszystkich krzywd z przeszłości i zabiera spod jej opieki młodszego brata, aby przestała się nad nim znęcać. (Chociaż ja nigdy nie zrozumiem tego pokazywania w grach otome, dlaczego MUSISZ okazywać zrozumienie swojemu oprawcy – i to prawie zawsze z inicjatywy ludzi, którzy mają tylko bardzo ogólne rozeznanie w sytuacji – jak w tym przykładzie Kiyoha…).
W pozytywnym zakończeniu Kiyoha i Takigawa zamieszkują razem i zaczynają prowadzić wspólny biznes. Wykorzystując zdolności zdobyte w Yoshiwarze, Takigawa (już pod swoim dawnym imieniem: Motochika) osobiście prezentuje i reklamuje stroje nowym klientom. Co więcej, sprzedają sporo towaru innym kurtyzanom, które chętnie wspierają kolegę po znajomości. Jest więc to naprawdę taki szczęśliwy happy ending pełną parą, bo nawet matka MC przekonuje się, że pomoc mężczyźnie to była dobra decyzja i wspólnie roztaczają opiekę nad jego młodszym bratem. Przyszłość maluje się więc przed nimi jedynie w pozytywnych barwach.
W drugim zakończeniu: jest wciąż okej, bo Kiyoha i Takigawa zostają razem, ale już jego brat trafia do Yoshiwary, gdzie zaczyna pobierać nauki pod okiem Asagiriego. Tymczasem parka udaje się na zakupy na kontynent, a mężczyzna pyta nieśmiało ukochanej, czy nie założyłaby z nim rodziny i czy nie będzie przygnębiona, jeśli urodzi się im chłopiec. Ta jednak odpowiada, że oczywiście, że nie i na tym zasadniczo ich wspólna opowieść się kończy.
Czy podobała mi się ta ścieżka? Zawierała wiele tradycyjnych elementów typowych dla opowieści o kurtyzanach jak na przykład liczne refleksje nad okrucieństwem i niesprawiedliwością świata. Fajnie więc, że z MC nie była jakaś bezrozumna dziewucha, ale ktoś, kto szybko zauważył, że Takigawa jest w zasadzie jedynie „kupioną zabawką”, a piękna Yoshiwara, to nic innego jak iluzja, więzienie i przerażające miejsce, gdzie bynajmniej – wbrew powiedzeniu – nie spełniają się sny. No, chyba że uwzględnimy koszmary tamtejszych pracowników.
Sama ścieżka była jednak znacznie lepiej napisana od tych, które widziałam w poprzedniej części gry i było w niej mniej naiwności, chociaż niczym fabularnie nie zaskakuje. Naprawdę powiązanie Tokigawy z bitym Tsumugim nie było żadnym wyzwaniem czy niespodzianką, ale tym razem nawet mi to nie przeszkadzało. Te 10 rozdziałów czytało mi się przyjemnie. Może nie jest to jakieś arcydzieło wśród gier otome, ale całkiem zgrabnie zaprezentowano problem. A i Takigawa był w sumie sympatyczny, bo żal mi się nawet zrobiło faceta. Zwłaszcza gdy chciał sam zapracować na swoją emeryturę, byle tylko nie obciążać finansowo MC. Był przez to znacznie mniej egoistyczną i skoncentrowaną na sobie osobą niż rywalizujący z nim Takao. A ścieżkę – osobom lubiąca taką tematykę – spokojnie polecam, pod warunkiem, że podejdziecie do niej z dystansem.