Uwaga: ze względu na to, że „Obey me!” nie posiada indywidualnych ścieżek postaci (a jedynie krótkie scenki fabularne z kart kolekcjonerskich) nie jest to recenzja konkretnej historii, ale ogólna analiza postaci w oparciu o dostępne w aplikacji rozdziały. (Zawiera spoilery!).
Na potrzeby recenzji zakładam również, że MC to kobieta, ale w grze jest zupełna dowolność, jeśli chodzi o wybór płci bohatera/bohaterki.
Belphegor to najmłodszy z demonicznych braci, który jest znany jako Awatar Lenistwa. To wokół niego kręci się fabuła całego, pierwszego sezonu – bo to on jest tajemniczą osobą z materiałów promujących apkę, uwięzioną przez Lucyfera na strychu za sprzeciwienie się Lordowi Diavolo. Kiedy wiecznie zaspany demon usłyszał o planie wymiany studenckiej z ludźmi – to chyba pierwszy raz od dawna tak się ożywił i wpadł w autentyczny szał. Groził nawet samemu władcy domeny demonów, a wszystko z powodu swojej głębokiej, od dawna pielęgnowanej nienawiści do ludzi. W czym trzeba zaznaczyć, że zaraz po wydarzeniach z sezonu pierwszego, Belphegor niejako odsuwa się w cień. Co niestety jest smutnym losem praktycznie każdego z bohaterów tej gry. W sensie: niewielki czas antenowy i brak faktycznego developmentu…
Ale skąd właściwie bohaterka albo bohater (bo w „Obey me!” wybieramy sobie płeć) go zna? Ano MC jest właśnie człowiekiem, który rzekomo „przypadkowo” zostaje wybrany na wymianę studencką. W trakcie licznych przygód w Devildom dziewczyna poznaje całą siódemkę demonicznego rodzeństwa, ale to dopiero spotkanie z tajemniczym, uwięzionym na strychu jegomościem, który przekonuje ją, że jest człowiekiem, sprawia, że zaczyna nawiązywać z nimi pakty. Instruowana przez Belphegora MC buduje więź kolejno z Mammonem, Leviathanem, Beelzebubem, Asmodeusem i Szatanem. Stąd ostatnią przeszkodą na drodze do wypuszczenia zamkniętego demona pozostaje więc z czasem tylko Lucyfer, ale najgroźniejszy z rodzeństwa zaczął już patrzeć na bohaterkę przychylniej, po licznych przygodach z jego braćmi. Zauważył po prostu, jaki MC ma na nich dobry wpływ.
Z czasem zresztą dziewczyna orientuje się, że mężczyzna ze strychu, to właśnie Belphegor. Najmłodszy z braci, który namówił ją do paktów i okłamał ją na temat własnego pochodzenia, bo podobno nie wierzył, że zaufa mu, jeśli z miejsca przedstawi się jako demon. Oczywiście Awatar Lenistwa dalej coś kręci, pomimo współpracy, ale dziewczyna i tak zdecydowała się już na tym etapie, że go uwolni. Zwłaszcza że zaprzyjaźniła się z Beelzebubem, bliźniaczym bratem Belphegora, i lepiej zrozumiała ich emocje przez poznanie przeszłości upadłych aniołów. Nie chciała więc zostawiać Awatara Głodu samotnego i zagubionego.
Jeszcze w Niebiańskim Wymiarze Belphegor, jego bliźniak Beelzebub i ich siostra Lilith zawsze trzymali się razem. W tamtych czasach Belphegor był absolutnie zafascynowany ludźmi. Zdumiewało go, jak wiele są w stanie stworzyć, bez pomocy magii, a swoim zainteresowaniem zaraził wkrótce młodszą siostrę, która – będąc aniołem – straciła serce dla człowieka. Niestety, narastające konflikty doprowadziły w Niebiańskim Wymiarze do wydarzenia znanego jako „Bunt Lucyfera”. Anioły zaczęły walczyć między sobą, a w wyniku bitewnego chaosu Beelzebub stanął przed trudnym wyborem. Zauważył, że w jego rodzeństwo wymierzony jest śmiertelny atak – ale mógł ocalić tylko jedno z nich. Wybrał Belphegora, czego sam zresztą długo nie mógł sobie wybaczyć. Lilith została trafiona, spadła z Niebios i – zgodnie z tym, co myśleli bracia – zginęła, a wszystko dlatego, że pokochała człowieka, co doprowadziło do eskalacji wojny.
Tymczasem, w rzeczywistości, Lilith przeżyła tamte tragiczne wydarzenia, tylko w zmienionej formie. Załamany Lucyfer ubłagał władcę świata demonów – Lorda Diavolo by ocalił jego siostrę w zamian za przysięgę wiecznej służby. Co też się stało. Lilith zmieniła się w człowieka, żyła szczęśliwa i nieświadoma ze swoim ukochanym, a z czasem jej daleki potomek, nasza obecna MC, spotkała się z jej rodzeństwem, aby uleczyć ich zdruzgotane, mroczne i owładnięte przez grzechy serca… O czym, oczywiście, dowiadujemy się dopiero w finalne sezonu pierwszego, zaraz potem, gdy uwolniony Belphegor zabija radośnie bohaterkę, aby podziękować jej tym samym za pomoc. I muszę przyznać, że lubię gdy panowie przypominają nam od czasu do czasu, że są demonami, bo przy tej ogólnie trwającej sielance czasami bardzo łatwo o tym zapomnieć.
Niemniej dramat nie trwa długo, bo w końcu od czego są bohaterowie z mocą cofania czasu? Z pomocą przychodzi Barbatos – lokaj lorda Diavolo, usuwa martwą MC i zastępują ją żywym odpowiednikiem z innej linii czasowej, a kiedy Belphegor słyszy wreszcie od Lucyfera prawdę o wydarzeniach z wojny, o tym, że Lilith przeżyła, była szczęśliwa i że ogólnie najstarszy z rodzeństwa dźwigał te ciężkie brzemię konsekwencji swojego buntu przez tyle lat sam, to wybacza mu wreszcie – w pewnym stopniu – oszustwa i uwalnia się od swojej nienawiści do ludzi. A przynajmniej na tyle, by od teraz, wraz z resztą braci, mieć z MC pakt i być o nią zazdrosny, jak o ulubioną zabawkę.
To w sumie tyle i aż dziwię się sobie, że udało mi się zmieścić ze streszczeniem całej fabuły jednego sezonu w kilku akapitach. Cóż jednak poradzić skoro Belphiego było tam aż tak niewiele? Chociaż akcja kręciła się wokół jego problemu, to sam pojawiał się tylko od czasu do czasu, a w związku z tym nie mieliśmy dużo okazji, aby go lepiej poznać. Szczególnie że po tamtych wydarzeniach Belphie będzie już tylko radośnie polegiwał, najchętniej na kolanach MC i nie dawał od siebie nic więcej, rzekomo zbyt zmęczony, aby podjąć jakąkolwiek akcję…
Muszę jednak przyznać, że dość go lubiłam. Głównie dlatego, że był bystry. A przynajmniej wtedy, kiedy mu się chciało intrygować. Stąd nawet pomimo ciągłego spania miał dobre oceny w akademii demonów, a nawet założył z Szatanem „Anti-Lucifer League”, której jedynym zadaniem było żalenie się na starszego brata, wymyślanie jak mu dopiec, upokorzyć go, a najlepiej publicznie ośmieszyć. Co, oczywiście, zawsze koniec końców zwracało się przeciwko knującej dwójce, bo ich plany przypominały manipulacje cartoonowych antagonistów, a nie coś, co mogło komukolwiek, fizycznie zaszkodzić.
Bephie miał również bliską relację ze swoim bliźniaczym bratem, Beelzebubem, więc potrafili nawzajem czytać swoje myśli – a w związku z czym często uczestniczył w tych nudnych, powtarzających się dialogach o jedzeniu. Sam z kolei wykazywał ogromne zainteresowanie gwiazdami, które lubił oglądać przed snem, a potem wciągnął w swoje hobby także MC, aby razem mogli podrzemać i pogapić się na nocny nieboskłon. Co było już dla niego odpowiednią dawką interakcji społecznych, bo trzeba podkreślić, że ten bohater jest dość wycofany, nie lubi tłumów, nie interesuje się resztą rodzeństwa (często patrzy na nich z góry) i ogólnie ciężko wykrzesać z niego nieco życia, póki nie jest rozgniewany.
Naturalnie trochę szkoda, że nie pociągnięto wątku z jego przemianą dłużej, bo jednak fakt, że MC błyskawicznie zapomniała o swoim morderstwie był dość dziwaczny. Mogłaby chociaż przez chwile mieć jakieś lęki, no ale „Obey me!” nastawione jest stricte na komedie, a nie dramę, więc nie znajdziemy tam żadnych, głębszych wątków i mamy się po prostu z demonicznych braci śmiać. Nawet Beelzebub nie miał w sumie do Lucyfera większego żalu, że ten go okłamywał i wmawiał im wszystkim, że ostatni z rodzeństwa jest na wymianie studenckiej, kiedy tak naprawdę został uwięziony… Najwidoczniej więc po prostu w tym świecie nikt nie pielęgnuje uraz. A formą „przeprosin” w wykonaniu Awatara Lenistwa było to, że sam podszedł do MC i zaoferował jej po tym wszystkim pakt. Czyli tak po części – spłacenie jej długu w ramach służby, gdyby była w potrzebie.
Z zabawnych rzeczy dodam, że Belphie był podobno (nie wiem w jakim stopniu to prawdziwa plotka – moja ciekawość świata nie sięga tak daleko, aby ją weryfikować – a znalazłam ją na wikipedii) planowany jako postać w stylu yandere, ale zgaduję, że wycofano się z tego pomysłu, bo nie pasował do radosnej konwencji. Chociaż chyba faktycznie ze wszystkich braci, najłatwiej byłoby mi go sobie wyobrazić w tej roli, bo już udowodnił, że jak dochodzi co do czego, to potrafi być niebezpieczny, manipulacyjny i okrutny. Na szczęście dla MC nigdy jednak nie zwrócił się ponownie przeciwko niej. A chociaż nie był pierwszym w szeregu, aby ją bronić (przynajmniej nie fizycznie – od tego mieli Beelzebuba), to pilnował, aby nie była wyzyskiwana czy okłamywana przez inne demony.
Czy czeka nas jeszcze jakieś ciekawe wydarzenie z jego udziałem? Trudno powiedzieć. Póki co Belphegor dołącza do grona nieco zapomnianych, chociaż interesujących postaci z uniwersum „Obey me!” – a na dodatek daję mu dość wysokie miejsce na liście moich ulubieńców. No ale jakże mogłabym postąpić inaczej, skoro ma jedną z najzabawniejszych, demonicznych form ze wszystkich? Zastanawiam się tylko, co ta gigantyczna krówka ma symbolicznie wspólnego z lenistwem…? Nie znalazłam na ten temat żadnej informacji, a szkoda, bo na pewno wiąże się za tym jakaś ciekawa historia.