Akito to już ostatni z paczki lisów. Najbardziej wybuchowy i chyba rozpoznawalny, bo był też zarazem wokalistą zespołu. Przypomnijmy, że według założeń tej gry, ayakashi skrywają się pośród ludzi i „hipnotyzują” ich przy pomocy swoich głosów. To dlatego zakładają zespoły muzyczne i jest to dla nich forma wojny o dominacje z innymi, nadnaturalnymi stworzeniami np. tanuki. Kitsune mają jednak dodatkowy problem. Wieki temu ich przewódca został zapieczętowany w magatamie, naszyjniku odziedziczonym przez naszą MC. To znacznie osłabiło ich pozycję i sprawiło, że od lat poszukiwali nie tylko naszyjnika, ale i sposobu na uwolnienie swojego lidera z magicznego więzienia. I to z tego powodu trafili na Suzuno. Niczego nieświadomą bohaterkę, z której robią asystentkę swojego zespołu, aby tym łatwiej położyć łapy na jej pamiątce rodowej.
I, co tu dużo ukrywać, początkowo Akito jest dla MC absolutnym burakiem, jak to wszyscy tsundere mają w zwyczaju. Traktuje ją podle, bo jest dla niego potomkiem zdradzieckiej onmyoji, uważa, że wszyscy ludzie są tacy sami, no i musi się przecież na kimś wyżywać, bo ma stresującą pracę. Gdy dziewczyna przychodzi go obudzić, bo spóźnił się do roboty i ląduje w jego ramionach (typowa scena jak z komedii klasy Z, gdzie bohater, niby „przypadkowo”, wciąga kogoś do łóżka), to nie usłyszy żadnego „przepraszam”, ale jeszcze obrywa komentarzem, że wszystkie ludzkie kobiety są łatwe. A ja, powiem Wam szczerze, już po czymś takim miałabym go serdecznie gdzieś, bo jak pracodawca odpala ci podobne teksty, to czas przewartościować swoje życie i zastanowić się, co jeszcze tam robisz… No, ale to fikcja literacka, na dodatek Suzuno jest bohaterką gry otome, więc wiadomo, że jej to nie zbulwersowało, ani nie uraziło, bo nie ma godności własnej ani rozumku.
Nope, zamiast tego podziwia jakiś czas później, jak Akito zapierdala ciężko na próbach, a ponieważ mu wtedy usługuje, to i lisek zaczyna patrzeć na nią przychylniejszym okiem. Skoro widzi, że Suzuno wspiera jego karierę muzyczną – coś, co było dla niego naprawdę ważne, a nie służyło tylko oszukiwaniu ludzi – to zaczął się nawet przed nią trochę po szczeniacku popisywać, mówiąc, że nie powinna być zaskoczona, bo profesjonaliści zawsze dają z siebie wszystko. (Ta, ja tam od zawsze powtarzam, że nie ma nic zaszczytniejszego niż np. dać się wykończyć dla dobra jakiejś korpy. Potem na starość jak już jesteś ślepy, bezzęby i masz rozwalony kręgosłup, możesz umierać spokojnie, bo wiesz, że zarząd i prezes śpią spokojnie na stosach z kasy…). W każdym razie to ich wspólne, pracoholicze nastawienie sprawia, że wreszcie zaczynają pałać do siebie jakąś sympatią.
Ba! W ramach pojednania Akito zaprasza nawet Suzuno, aby mu towarzyszyła podczas festiwalu. W sumie to nosiła jego rzeczy, bo jest jego asystentką – ale co tam! Niemniej nie trzeba długo czekać, aby zrobił to, co każdy odpowiedzialny, dorosły facet, będąc w towarzystwie kobiety i swojego pracownika w jednym… upija się do takiego stopnia, że traci nad sobą kontrolę i przemienia się na jej oczach w lisa. Niby pojawiający się na ratunek Keisuke tłumaczy, że to dlatego, iż Akito ma po prostu słabą głowę, ale jak wiesz, że nie jesteś sam i na dodatek źle tolerujesz alkohol, to przecież nie tankujesz jak radziecki samochód, by zaraz odlecieć. I to tyle, jeśli chodzi o nazywanie się profesjonalistą…
Suzuno fakt istnienia ayakashi jednak nie przeraża. Podobnie jak to, że chcą jej odebrać magatamę, bo… w sumie, nie wiadomo. Pewnie dlatego, że nie miała żadnej osobowości. Albo dlatego, że już zaczęła się podkochiwać w Akito, bo zauważyła, że jest przystojny. Nawet jeśli on dalej nie lubił ludzi, chociaż jego brat twierdził, że z tą historią z ich liderem i onmyoji nie do końca było tak, jak przedstawiała to starszyzna. O czym dowiemy się zresztą z licznych retrospekcji i snów, którymi będzie naszpikowana cała ta ścieżka. Jeśli jednak chodzi o Kasumiego, to on po prostu przeczytał sobie prawdę… ze zwoju. Tak, moi drodzy. Pilnie strzeżona tajemnica na temat przeszłości ayakashi jest dostępna na jakiejś karteczce w bibliotece miejskiej, pewnie w dziale „księgi zakazane – uprzejmie prosimy nie dotykać”. Każdy głupi może się z nią zapoznać. Poza Akito. On na to nie wpadł. Wolał po prostu dalej nienawidzić ludzi. (Ta ścieżka poważnie pozbawiała mnie poczytalności… Czułam, jak z każdym rozdziałem umierają mi szare komórki…).
Ale jedziemy dalej! Akito zaczyna się w Suzuno kochać. Zresztą ze wzajemnością. Co nie jest w smak pozostałym lisom, bo rudzielec ma zostać ich liderem, a tak cholera wie, jak to się znowu potoczy. Niemniej pojawiają się nasi ulubieni, cartoonowi antagoniści – konkurencyjny zespół Pierose. Porywają oni Suzuno podstępem – bo, oczywiście, pomimo zakazu, by dla bezpieczeństwa nie wychodziła z budynku, to pierwsze, co robi MC, to maszeruje wesoło w pułapkę… A to wszystko po to, by zrzucić ją demonstracyjnie z wysokości na scenę podczas koncertu Fox Ears. Akito ma więc do wyboru: albo pozwolić jej się zabić/połamać, albo ją uratować. W tym celu ujawnia swoją formę ayakashi, wykonuje giga skok i ratuje ukochaną przed upadkiem.
A potem robi się dramat, a ja nie bardzo wiedziałam dlaczego…? Ludzie zaczynają wrzeszczeć, że Akito jest potworem. Po pierwsze: on cały czas chodził w stroju lisa dla niepoznaki. Dlaczego nagle to, że ma uszy i ogon ma jakieś znaczenie? Gdyby chociaż jego projekty postaci wyglądały wtedy inaczej, gdy ma sztuczne elementy kostiumu, a kiedy jest w swojej prawdziwej formie… ale nie! Po drugie: to jest rąbany koncert visual kei band. Jeśli ja byłabym w tłumie i zobaczyła akrobacje wokalisty z ratowaniem jakiejś laski, pomyślałabym sobie, że mają tam niezłe efekty specjalne. Pewnie musieli to wszystko zaplanować, aby zaskoczyć tłum. No, ale fani nie byli tak łatwowierni jak ja i nie dali się tym razem oszukać. Po takim skandalu zespół musiał się rozpaść.
Aby dołożyć jeszcze soli do ran naszego czerwonowłosego liska, to gdy ukrywa się na zadupiu razem z Suzuno, bawiąc nieoficjalnie w męża i żonę, w jakiejś chatce w ciemnym lesie, to znajduje ich nieoczekiwanie Keisuke. I bynajmniej nie po to, aby dostarczyć im dla odmiany jakieś dobre wieści, ale aby się napierdzielać. Czytelników zaś uprzedzę, że dalsza część tekstu będzie zawierać liczne spoilery ze ścieżki białego kitsune. W każdym razie: Keisuke grozi, że zabije Suzuno, a skoro Akito reaguje jakoś niemrawo, to faktycznie rani ją poważnie, ale nie śmiertelnie. Wszystko dlatego, że jak ujawnia, chciał sprowokować Akito, pod wypływem emocji, do przełamania magatamy. Czyli niby działał w dobrej wierze. Nie przewidział tylko, że może tak spowodować więcej szkody niż dobrego, bo nie tylko o mało nie zamordował Suzuno, ale jeszcze Akito stracił kontrolę nad swoją mocą…
W pozytywnym zakończeniu Suzuno z pomocą Keisuke używa „świętej strzały”, by ponownie zapieczętować magatanę. To odbiera liskom przewagę, ale pozwala bohaterce dalej żyć z Akito w świecie ludzi bez większych przeszkód. Jakiś czas później nasza parka ma wizję dzieciaka, który jest niebywale potężny, bo urodził się ze związku onmyoji i kitsune. Akito dochodzi więc do wniosku, że przecież to doskonała metoda, aby odbudować siłę swego klanu, skoro nie udało im się zdobyć magatany. Wystarczy, że założy bardzo, bardzo, bardzo dużą rodzinę… Nie próbuję nawet rozpracować logiki, jaka stoi za tym argumentem. Skoro była to wiedza powszechna, to w sumie, dlaczego lisy nie uprowadzały sobie ludzkich nałożnic na potęgę? I to najlepiej PRZEZ WIEKI? Już dawno zdominowałyby cały świat. I dlaczego mieszaniec jest niby silniejszy od pełnokrwistego ayakashi, skoro wcześniej cały czas nawijano o tym, jak ważne jest bycie purebloodem? Bo partnerów musiało łączyć prawdziwe uczucie? Ktoś to zrozumiał? Bo ja już sama nie wiem, czy to kwestia beznadziejnego tłumaczenia, czy scenariusza…
W neutralnym zakończeniu: Akito i Keisuke zatrzymają magatamę, wrócą do wioski i będą pracować nad opanowaniem mocy. Z jakiegoś powodu muszą jednak z tego układu wykluczyć Suzuno. Bo była reinkarnacją/potomkiem tamtej onmyoji i źle się lisom kojarzyła? Cholera wie. Tak czy inaczej, parka nie może być po prostu w takim wypadku razem. Akito tworzy specjalną iluzję, spędzają tam razem szczęśliwy miesiąc, a potem się rozchodzą.
A to mnie prowadzi do podsumowania, że w sumie cieszę się, że mam już nie tylko ścieżkę, ale i całą grę za sobą. Była pełna dziur logicznych, slapstickowych momentów z komedii romantycznych, niekonsekwencji, patologicznych zachowań i ogólnie trudno w niej znaleźć pozytywy. A nie, już wiem, Akito miał jedne z lepszych CG, w porównaniu z resztą paczki. Seiyuu także się spisał, ale to już wszystko. A skoro tak, to odpalajcie tylko na własne ryzyko. Ja do tego wątku – ani całego tytułu – z pewnością już nigdy nie wrócę, bo zawierał w sobie wszystko, czego nie lubię w grach otome i archetypie tsundere.