Wiosenna ścieżka Furutsugu rozpoczyna się od sceny, w której nasza MC, wciąż pod szlacheckim imieniem Raiko, pomaga wieśniakom w naprawach po pożarach i rozdaje wszystkim jedzenie. Widać, że cieszy się powszechną miłością i szacunkiem, bo ludzie wiedzą, iż niedługo stanie się członkiem rodziny Akishino. Nawet jeśli sama Shiki zwraca uprzejmie uwagę, że jest tylko narzeczoną Furutsugu i nikim więcej. Czuje się również nieco zażenowana, gdy przybywa jej przyszły mąż i, bez skrępowania, przy obcych, zaczyna gładzić jej policzek… co spotyka się ze złośliwymi komentarzami obserwujących. Zauważają, że pewnie trudno będzie mu zmienić swoje nawyki, bo był największym playboyem w stolicy i miał inną kobietę każdego dnia. Eee, okej? Nic dziwnego, że nasza MC reaguje na to dyskomfortem, a ja pragnę pogratulować sympatycznym wieśniakom taktu. Tutaj prosimy o zapomogę, a tu, o proszę, mała szpileczka w bok…
Tymczasem od wydarzeń z „jedynki” upłynął już pełen rok. Bohaterka przeniosła się na stałe do stolicy, ale wciąż martwi się o losy Kifu. Zwłaszcza gdy dostaje list, że Akifusa wkrótce ją odwiedzi, bo ma coś ważnego do oznajmienia. Stąd niepokój narzeczonej nie uchodzi uwadze Furutsugu i pyta, czy kobieta nie żałuje swojej decyzji. Czy nie wolała jednak zostać w dawnym domu… ale wtedy – tłumaczy MC – nie mogłaby razem z nim pracować nad „pokojem na świecie”. Shiki stała się dla wielu symbolem. Wojowniczką, która pokonała demona. Udało się jej dzięki temu przekonać do siebie nawet szlachtę, a bez ich wsparcia jakiekolwiek zmiany byłyby skazane na porażkę. (Nie to, by w Japonii nadeszła jakaś era pokoju po Heian, ale mówimy o settingu fantasy ;)). Dlatego jeszcze raz kobieta podkreśla, że nie żałuje swojej decyzji i wspólnie pije z Furutsugu sake, podziwiając księżyc. I byłoby to pewnie nawet romantyczne, gdyby nie drobna uszczypliwość, gdy księżniczka ostrzega, że nikt tak nienawidzi, jak zdradzona kobieta… Nic zatem dziwnego, że facet nazwał ją potem przerażającą. To się dopiero nazywa high level mood-killer!
Następnego dnia Shiki ma strasznego kaca. Furutsugu przynosi jej jakiś specyfik z Chin, aby poczuła się lepiej. Przekonuje ją również, że aby skutecznie mediować między stolicą a tsuchigumo, Shiki będzie musiała nauczyć się nieco… kłamać. A dyplomatyczne podejście w życiu się jej nie uda, jeśli będzie padać z wyczerpania. Stąd kobieta nie oponuje, a nawet daje się przekonać, by zrobić sobie przerwę od obowiązków. W końcu, od czasu do czasu, dobra żoneczka musi słuchać rozkazów męża. A tym żartem zapracowuje sobie na pospieszny pocałunek w czoło.
Niestety sprawy szybko komplikują się podczas tego całego „odpoczynku”. Znudzona brakiem zajęć Shiki postanawia się przejść po posiadłości i poszukać sobie jakiejś książki. Natrafia jednak zamiast tego na poemat, spisany ręką jej narzeczonego, do jakiejś wysoko urodzonej szlachcianki. Zatroskana MC staje więc przed wyborem: czy przeczytać wiadomość, czy nie? A ja, muszę dodać, że spodziewałam się, iż zazdrość tudzież zdrada może być głównym tematem tego wątku. Jakoś tak nie dało się tego uniknąć przy Furutsugu. 😉
W końcu w odwiedziny wpadają zapowiedziany Akifusa i bonusowo Tomonori. Ten pierwszy zachwycony, iż księżniczka stała się jeszcze piękniejsza niż ją zapamiętał. Potem wypytuje Furutsugu, czy przypadkiem nie traktował jego pani bez szacunku… czym znowu zasługuje sobie na zrąbę ze strony MC, bo jest po prostu nieuprzejmy. Ah, stary, dobry Akifusa! Mistrz niezręczności i niedomyślności! Furutsugu zachowuje jednak zimny spokój. Ba! Informuje nawet, że gdyby faktycznie kiedyś dopuścił się czegoś, co zrani Shiki, to daje Akifusie pełne prawo, aby go za karę zabił. Wow, po co ten cały dramatyzm, chłopaki? Na dodatek tak przy jedzeniu? Jakby tego było mało, Tomonori zaraz wtrąca, że w sumie to mają jeszcze jedną sprawę. Kobieta musi wrócić do Kifu, aby odprawili Rytuał Dziedziczenia. W końcu ktoś powinien zostać kolejną Księżniczką Tamayori. A przynajmniej tak twierdzi starszyzna wioski, bo przecież Miecz oficjalnie nie istnieje. Spanikowana MC mówi, że się nie zgadza i nigdy nie pozwoli, by ktoś dzielił jej straszliwy los… ale kumple uspokajają ją, że chodzi tylko o symboliczny rytuał, bo – jakby nie było – po jej rezygnacji potrzebują nowego lidera.
Cała wyprawa staje się jednak tylko pretekstem, abyśmy mogli kontynuować wątek zdrady. Shiki udaje się z przyjaciółmi na zakupy, aby dosłownie zaraz potem natknąć na Furutsugu na mieście. Oczywiście, w towarzystwie jakiejś pięknej szlachcianki. MC upiera się jednak, że chce wierzyć narzeczonemu i to musiała być jakaś pomyłka. Ktoś bardzo podobny do niego w tłumie. (Zagubiony brat bliźniak. Fan naśladujący ubiór i uczesanie. Iluzja optyczna…). Nie wiem jakim idiotą on by musiał być, aby ją zdradzać swoją kobitę dosłownie na najbardziej ruchliwej ulicy, ale co tam… A ja zapomniałam już jaki irytujący i dziecinny był przy tym Akifusa, który tylko podkręcał niepokój MC. Może miał w tym jakiś interes? Nie wiem.
Wieczorem Furutsugu zauważa, że coś nie daje kobiecie spokoju. Próbuje ją o to wypytać, ale zażenowana Shiki nie chce się zdradzać z własnymi niezdrowymi emocjami. Zamiast tego mówi, iż martwi ją uroda narzeczonego, bo często czuje się go niegodna. Jest więc to tylko częściowa prawda na temat tego, co ją dręczy. Ostatecznie MC nie udaje się wyznać powodu swojego smutku, ale Furutsugu obiecał poczekać, aż będzie na rozmowę gotowa.
Tymczasem Shiki wpada w jeszcze gorszy stan. Następnego dnia wypytuje narzeczonego, ze szczegółami, o jego plany: z kim się spotyka, kiedy planuje wrócić, itd… Przez cały czas jego nieobecności zjada ją ogromny stres, który przeobraża się w gniew, gdy po rozmowie z Akifusą dowiaduje się, że ten znowu widział jej ukochanego na mieście z jakąś ślicznotką. Przyjaciele obiecują więc to dla niej „sprawdzić”, zgodnie z zasadą, że im więcej osób postronnych miesza się do problemu w czyimś związku, tym lepiej. Szczególnie gdy wszystkie podejrzenia opierają się tylko na plotkach i domysłach.
Kiedy jednak Shiki faktycznie znajduje Furutsugu na mieście, ten akurat wręcza swojej towarzyszce prezent – jakąś drogą ozdobę do włosów. Zaskoczony mężczyzna pyta, czy MC go śledziła, ale ta jest zbyt rozbita, aby się tłumaczyć. Zamiast tego jedynie przeprasza i zaczyna płakać, dukając coś na temat tropów, które doprowadziły ją do podejrzeń. Rozbawiony Furutsugu przyznaje, że spotykał się z przyjaciółką z Bureau of Devination (któremu przewodził jego ojciec), bo potrzebują nowego lidera, a jego relacje z tą organizacją są bardzo kiepskie i próbuje to jakoś naprawić. Dlatego bierze winę za nieporozumienie na siebie, bo wszystkie zaszyfrowane wiadomości do swoich kontaktów zwykł pisać w formie listów miłosnych. I stąd właśnie wzięła się jego reputacja playboya, co pomagało mu w pracy szpiega. (Poza tym chciał narzeczonej kupić prezent-niespodziankę i potrzebował od innej kobiety rady – ale to już w tym wszystkim taki szczegół).
Całość ścieżki kończy bonusowo historia o miłosnym życiu lorda Yoshikage. A ja za cholerę nie wiedziałam, po co scenarzyści nam ją wepchnęli. Kogoś obchodziło to, że martwy antagonista związał się z jakąś randomową wieśniaczką? Która notabene też umarła i to w strasznych cierpieniach, bo doznała licznych poparzeń ciała, ale wymusiła na Yoshikage ostatnim oddechem, by stworzył erę „pokoju i miłości”. Taaa… wszyscy wiemy, jak mu to wyszło.
W każdym razie Shiki i Furutsugu się godzą, spędzają razem noc i obiecują sobie wieczną miłość. The end! Czy podobała mi się ta ścieżka? Cóż, miała swoje dobre strony. Dla odmiany był tutaj jakoś wyraźniej zarysowany problem i dowiedzieliśmy się czegoś więcej o bohaterach. Na przykład, że wszystko, co rzekomo reprezentował sobą Furutsugu w stolicy, było tylko fasadą, więc chociaż pod tym względem, zawiało świeżością. Czy jednak po potwornościach, jakie przeszli bohaterowie (przypominam: ryzyko końca świata, zabójstwo ojca, walka z demonem), motyw rodem z amerykańskiej komedii romantycznej był tym, czego ta opowieść potrzebowała? W żadnym razie. Czułam się trochę tak, jakbym przechodziła grę o innych bohaterach. Na dodatek w innej konwencji – bo jakiejś ni z gruchy, ni z pietruchy obyczajowej. Trudno jest mi więc, po poznaniu już tylu ścieżek, nie być rozczarowaną tym fandiskiem. Nawet pomimo mojej wcześniejszej sympatii do Furutsugu.