Yuki, czy też U!ki, jak lubi się luzacko podpisywać, to kolejny z lisów-przystojniaków, których możemy poderwać w grze „Ayakashi Koi Gikyoku”. Jest on zarazem perkusistą i geniuszem, bo potrafi napisać piosenki, gdy te dosłownie objawiają mu się w chwili natchnienia. Jest więc odpowiedzialny za większość hitów zespołu Fox Ears, do którego należą zresztą także pozostałe ayakashi, bo chłopaki wymyśliły sobie taką świetną kryjówkę/nazwę dla niepoznaki. Btw. to w sumie pierwsza ścieżka, gdzie jakoś szerzej poruszono problem zespołu kitsune w świecie ludzi. A może ja po prostu dopiero teraz to załapałam? Co tu bowiem dużo ukrywać, angielskie tłumaczenie było tak kiepskie, że dzięki bogom za japońskich lektorów, bo w ogóle nie wiedziałabym, co się w fabule dzieje…
Ale do rzeczy! „Ayakashi Koi Gikyoku” wcielamy się w młodą kobietę o imieniu Suzuno, która ma mniej więcej tyle osobowości, co moja lewa skarpeta. Dziewczyna jest więc typową bohaterką gry otome, dobroduszną, naiwną i pacyfistyczną mimozą, co w samo w sobie, by mi jeszcze nie przeszkadzało, gdyby nie to, że ona nie jest zdolna do negatywnych emocji, wybacza każdą obrazę i ogólnie nie robi w fabule nic poza martwieniem się i powtarzaniem „Yuki-kun!”.
Los jednak chciał, że nasza MC jest w posiadaniu potężnej magatamy (= naszyjnika), w której został zapieczętowany (wieki temu) przywódca lisich demonów. A to dlatego, że stracił serce do pięknej onmyoji, której Suzuno jest potomkinią. No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że lisy chcą odzyskać moc zamkniętą w magatamie, ale naszyjnik broni swojej właścicielki i nie chce dać się odebrać. A to oznacza, że do złamania pieczęci, będzie potrzebne nawiązanie więzi z Suzuno, aby przestała postrzegać ayakashi jako zagrożenie. Lisy wpadają zatem na plan, by uczynić z niej managerkę swojego zespołu… i ot, to już całe wprowadzenie fabularne.
W czym trzeba przyznać, że Yuki od początku był wobec dziewczyny bardzo życzliwy, bo nie podzielał zdania reszty, że ayakashi i ludzie są sobie naturalnymi wrogami. Co więcej, zaprosił ją do swojego domu, aby mogła się lepiej zapoznać z każdym z zespołu, co szybko sprawiło, że MC zapałała do niego sympatią. (I lis się przy okazji zakochał – podobno od pierwszego wejrzenia). W każdym razie od tej pory parka stała się prawie nieodłączna. Spędzali coraz więcej czasu razem, nie tylko w pracy, na nagraniach, ale i poza nią, a Suzuno pomagała Yukiemu w różnych sytuacjach np. gdy dopadł go blok twórczy i potrzebował, aby ktoś mu kibicował.
To właśnie wtedy Suzuno po raz pierwszy dowiaduje się również, że z radosnym, pociesznym Yuki jest coś nie tak. Czasami bowiem, gdy się jej przyglądał, jego zachowanie stawało się bardzo zimne… I to do tego stopnia, że dziewczyna czuła się, jakby perkusista zmieniał się w zupełnie inną osobę.
Z rozwiązaniem tej zagadki musimy jednak jeszcze trochę poczekać, bo najpierw Yuki zaprasza MC na wspólny trening kendo. To znaczy, że on macha shinaiem, a ona go tylko obserwuje i podziwia. Kiedy jednak wyraża zainteresowanie ćwiczeniami, to chłopak postanawia jej pokazać jak wykonać prawidłowo „men” (= czyli atak na głowę). A że sytuacja staje się nieoczekiwanie dla Suzuno intymna, to spanikowana bierze zbyt wielki zamach i zdziela naszego love boya w łeb… na którym wyrastają automatycznie, z szoku, lisie uszy. Yuki traci przytomność, MC panikuje, a na miejscu pojawia się Keisuke. Jak w każdej ścieżce – niczym bohater filmy „Man in Black” – białowłosy lis tłumaczy, że tak naprawdę jest opiekunem-strażnikiem młodych ayakashi i pomaga im właśnie w unikaniu podobnych sytuacji w świecie ludzi. W tym, w razie czego, wymazuje wspomnienia świadków. O Yukiego wcale nie musi się martwić, bo niedługo się przebudzi. Pyta jednak, co Suzuno zamierza zrobić z tym faktem, teraz, jak już zna ich sekret. Skoro jednak dziewczyna nie wydaje się zaniepokojona i stwierdza, że dalej uważa chłopaków z Fox Ears za swoich pracodawców, to nie muszą się tym wszystkim w żaden sposób przejmować.
Od tej pory Yuki przykleja się do Suzuno jeszcze bardziej, bo skoro odkrył, że jest przez nią w pełni akceptowany, nawet będąc ayakashim, to zauroczył się nią zupełnie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wspomniane przeze mnie wcześniej, dziwne zmiany nastroju. W pewnym momencie dochodzi nawet do sytuacji, w której Yuki, jakby opętany przez swoją zwierzęcą naturę, nazywa Suzune „pyszną” i gryzie jej szyje. Co powinno boleć jak cholera, bo te lisy mają ogromniaste kły, ale MC nie ma mu tego zbytnio za złe. Początkowo jest spanikowana i płacze, ale potem, gdy już przeprosił i obiecał, że to się nigdy więcej nie powtórzy, to obraca wszystko w żart.
Okazuje się, że Yuki jest tylko w połowie ayakashi, a w połowie człowiekiem. Czego dowiadujemy się od jak zawsze przyjaznego i niesamowicie interesującego zespołu PIEROSE, czyli takich cartoonowych antagonistów, również zwierzęcych demonów, którzy lubią sobie z lisów zakpić. Ojciec Yukiego był człowiekiem i porzucił jego matkę, gdy tylko odkrył jej prawdziwą naturę. Z tego powodu chłopak nigdy nie był tolerowany w wiosce. Pozostałe ayakashi traktowały go jak wyrzutka, a chociaż chłopaki z Fox Ears już wtedy byli wobec niego życzliwi, to sam się od nich izolował, czując się niegodnym ich towarzystwa. W rezultacie dopiero w świecie ludzi, zostając perkusistą, Yuki poczuł, że ma swoje miejsce na ziemi i zachłysnął się nowo zbudowaną przyjaźnią.
I to do tego stopnia, że gdy rywalizacja z PIEROSE się nasila, blondynowi tak zależy na udowodnieniu im swojej wartości, że praktycznie na każdym koncercie używa lisich mocy, nad którymi nie potrafi w pełni panować. (Okazuje się bowiem, że ayakashi wykorzystują muzykę, aby manipulować ludźmi i organizowanie koncertów to dla nich nic innego, jak sposób na poszerzanie swojej władzy). Co, oczywiście, musiało doprowadzić do tragedii. Yuki zatraca się w rywalizacji tak bardzo, że „zwierzęca natura” przejmuje nad nim kontrolę i gdy zmartwiona Suzuno próbuje z nim porozmawiać, to mężczyzna przypadkiem strąca ją ze schodów…
Ale trafienie do szpitala to wciąż za mało, by bohaterki gier otome żywiły jakiś uraz. Suzuno przekonuje Yukiego (który w międzyczasie zdołał uciec i ukryć się w jakiejś jaskini), że dalej jest spoko i nie ma między nimi wrogości. Że może na niej polegać, bo zawsze użyje mocy magatamy, aby pomóc mu w odzyskaniu nad sobą kontroli itd.
Skoro zaś jeden problem został rozwiązany, to musieli pojawić się nowi antagoniści, a w tej roli, wyjątkowo, występuje matka bliźniaków, starszyzna lisiej wioski i… Keisuke. Tak, białowłosy lisek zdradza, bo okazuje się, że ayakashi mają straszny ból puszystych zadków o to, że jakiś mieszaniec zdobyłby moc magatamy, która powinna trafić do kogoś bardziej wartościowego np. do Akito. Chłopaki z zespołu zostają więc pobici, a Yuki uprowadzony i uwięziony, bo chciano go w ten sposób odizolować od Suzuno. W czym nikt nie miał jakoś za specjalnie za złe Keisuke zdrady, bo od początku podejrzewali, że nie włożył w atak całego serca i ewidentnie tylko lekko ich poturbował.
Fox Ears organizują więc akcję ratunkową i zabierają ze sobą Suzuno, bo… bo cholera wie po co? Niby dlatego, że może użyć mocy magatamy i im jakoś pomóc, ale głównie dlatego, że ich o to poprosiła. Dziewczynie faktycznie udaje się trafić do Yukiego, na chwile przed tym, gdy miał dostać „propozycje nie do odrzucenia”. W sensie starszyzna obiecała, że nie będą go już stygmatyzować w wiosce, jeśli zrezygnuje z MC i pozwoli innym położyć łapy na magatamie. A ponieważ Yuki odmawia, to próbują skrzywdzić dziewczynę, w nadziei, że argumenty siłowe bardziej przemówią mu do rozsądku. I wtedy – niczym diabeł z pudełka – wyskakuje z naszyjnika prastary lis, by solidnie opierdolić swoich potomków i dawnych podwładnych. Mówi, że spodziewał się po nich więcej, mają odchrzanić się od Yukiego i Suzuno, a także życzy parce, by zrealizowali marzenie o międzygatunkowej miłości, które jemu samemu nigdy się nie udało, bo zabrakło mu wiary.
Happy ending jest więc dość dziwny. Lisy po prostu Yukiemu odpuszczają, bo wiedzą, że ze strażnikiem z magatamy i tak by nie wygrali. Keisuke zostaje wszystko wybaczone… bo czemu nie? A na miejscu, w świecie ludzi, chłopaki postanawiają, że od teraz będą już tylko grali prawdziwą muzykę, bo to całe hipnotyzowanie nie miało sensu, a czują się prawdziwymi artystami. Ah, no i Yuki i Suzuno zostają razem. W końcu dziewczyna nie mogła go po tym wszystkim zostawić, zwłaszcza gdy zadeklarował, że jest dla niego najważniejsza na świecie.
W bad endingu: parka musi radzić sobie sama bez pomocy starożytnego, super potężnego lisa. Yuki zmienia się więc w swoją formę ayakashi, aby pokonać starszych i uciec z Suzuno, ale potem okazuje się, że nie może już wrócić nigdy do kształtu człowieka. Że niby przekroczył jakoś limit – jak tłumaczy człowiek-ekspozycja K-suke, który znajduje ich poza wioską. Jest więc to de facto rozstanie. Yuki obiecuje, że będzie obserwował MC z daleka, zawsze ją kochał i chronił, a dziewczyna wraca po prostu do pracy w zespole. Pamięć o perkusiście została wymazana, a życie trwa dalej.
I teraz – paradoksalnie – nie bawiłam się przy tej ścieżce źle. Chyba najlepiej z trzech dotychczasowych, chociaż całe „Ayakashi Koi Gikyoku” reprezentuje bardzo niski poziom. Głównie dlatego, że dostaliśmy jakoś wyraźniej zarysowany problem. Yukiemu udało się lawirować pomiędzy osobowością yandere i genki, czyli bardzo lubianymi przeze mnie archetypami, gdy zmieniał się w swoją bardziej agresywną lub życzliwą wersję. Nie powiem, by ta ścieżka mnie dzięki temu urzekła, ale nie była też aż taka zła, jak się obawiałam. Szczególnie biorąc pod uwagę te potworne tłumaczenie. Podobało mi się również, że pogłębiono nieco sam świat przedstawiony: wyjaśniono, po co w sumie te koncerty, dlaczego onmyoji kręciła z ayakashi i że chłopaki potrafią np. regenerować się w pełni księżyca albo widzieć w ciemności. Pojawił się też motyw z „kitsunebi” (czyli błędnymi ognikami), które Yuki dla nich stworzył, a Suzune uznała za piękne, gdy zgubili się razem pewnego dnia i nie potrafili odnaleźć ścieżki. Lubię, gdy w opowieściach o ayakashi nie zapomina się o ich zdolnościach ani o inności. Stąd w porównaniu z tym, co widziałam do tej pory, to była spoko ścieżka, chociaż nie posunę się tak daleko i nie zaryzykuję stwierdzenia, że uratowała mi całą grę.