Uwaga: ze względu na to, że „Obey me!” nie posiada indywidualnych ścieżek postaci (a jedynie krótkie scenki fabularne z kart kolekcjonerskich) nie jest to recenzja konkretnej historii, ale ogólna analiza postaci w oparciu o dostępne w aplikacji rozdziały. (Zawiera spoilery!).
Na potrzeby recenzji zakładam również, że MC to kobieta, ale w grze jest zupełna dowolność, jeśli chodzi o wybór płci bohatera/bohaterki.
Asmodeus to piąty w kolejce z rodzeństwa upadłych aniołów. Jest Awatarem Pożądania i ogromnym narcyzem, bo jeśli ten demon w ogóle, potrafi kogoś lub coś kochać, to jest to jego własna osoba. Zresztą nie bez powodu dysponuje unikatową mocą, która sprawia, że ktokolwiek spojrzy mu w oczy, zapała do niego natychmiastową miłością. Zgodnie jednak z logiką gier otome nasza bohaterka (tudzież bohater – bo w „Obey me!” nie ma określonej płci MC) jest z jakiegoś powodu na tę zdolność odporna. W końcu inaczej demon owinąłby sobie ją wokół palca, rozkochał w sobie, a potem porzucił – jak wszystko w swoim otoczeniu. A ja muszę przyznać, że mam bardzo… ambiwalentne podejście do jego kreacji postaci.
Z jednej strony Asmodeus wydawał mi się dość interesujący, bo w porównaniu z resztą paczki jest najbardziej androgeniczny. Ma delikatniejszą budowę, zainteresowania i wiedzę, jak moda czy kosmetyki – stereotypowo przypisywane kobietom (np. to on maluje wszystkim braciom paznokcie na te cudaczne kolory, zna się na najnowszych odżywkach, szamponach, ciągle chodzi w maseczkach itd.) oraz brzydzi się rozwiązaniami siłowymi, ale z drugiej potrafi być niezwykle uwodzicielski, czarujący i kiedy trzeba, to walczy o swoje. Nawet jeśli raczej słowem czy wpływami, a nie pięściami. Trzyma się również najbliżej z Szatanem, który podobnie jak on, chce przeważnie być zostawiony w spokoju i nie mieszać się w głupie pomysły braci. Jest na to po prostu zbyt zajęty. Co więcej Asmodeus uważa się za „dar dla tego świata”, a w związku z tym codzienne rytuały pielęgnacyjne i prowadzenie kanałów społecznościowych dla swoich fanów zajmuje mu już za dużo czasu, by interesował go konflikt z Lucyferem czy inne problemy demonicznej społeczności.
Już przy pierwszym poznaniu z bohaterką, Asmodeus próbuje użyć na niej swoich mocy i jest zaskoczony, że te nie zadziałały. To jednak go nie rozczarowuje, a jedynie intryguje. W końcu nie spotkał się jeszcze z takim przypadkiem. Co ciekawe, dość szybko ujawnia przed nami jeszcze jeden, interesujący fakt, a mianowicie nie uważa, by zawarcie paktu z człowiekiem było czymś niezwykłym. Sam ma już bowiem identyczną więź z Solomonem, podstępnym czarodziejem, co jest o tyle ciekawym nawiązaniem, że w judaizmie faktycznie istnieją legendy na ten temat. Król miał rzekomo przechytrzyć demona i wymusić na nim pomoc w zbudowaniu świątyni. Jednak wiele z tekstów opisujących ich jakiekolwiek relacje nie wchodzi w skład kanonicznych pism. Dla przykładu w „Testamencie Salomona” dowiadujemy się, że głównym zajęciem Asmodeusza było rzekomo skłócanie ze sobą nowożeńców, np. przez doprowadzanie do grzechu i małżeńskiej zdrady.
Ale odbiegam od tematu! Asmodeus pojawia się potem na moment w lekcji 3, aby poprowadzić konkurs między MC a Leviathanem. Ma tam jednak tylko symboliczną rolę. Dopiero w rozdziale 7 dowiadujemy się nieco więcej na temat jego przeszłości, gdy poznajemy Helene, która jest… obrazem. A dokładniej to wiedźmą uwięzioną w dziele sztuki, w zamku samego Diavolo. Helene była czarownicą, której piękno przyciągało wielu mężczyzn, w tym anioły i demony. Kiedy jednak została uwiedziona przez Asmodeusa i miała z nim romans, doprowadziło to do wojny i jej przeklęcia. W rezultacie czarownik imieniem Demetrios zapieczętował ją za karę w obrazie. Asmodeusa niewiele jednak obchodził jej los i cierpienia, jakich doznała przez te setki lat, bo – co tu dużo ukrywać – dawno się w niej odkochał, a co się z tym wiąże, w ogóle zapomniał o jej istnieniu.
Wściekła Helene próbowała dokonać zemsty, „wciągając” MC, Asmodeusa, Mammona, Leviathana, Beelzebuba i Solomona do swojego wnętrza. A konkretniej to przeniosła ich do labiryntu, gdzie rezydował Henry 1.0. Pupil Awatara Zazdrości, który z małego zwierzątka, zdążył wyrosnąć na niebezpieczne i ogromne monstrum. Czarownik pokazuje wtedy po raz pierwszy naszej bohaterce, że demony można do siebie przyzywać, jeśli zna się odpowiednią inkantację i tak „teleportuje” do siebie Asmodeusa, aby mieli dodatkową pomoc. Co okazuje się niezwykle trafionym pomysłem, bo gdy tylko pojawia się gigantyczny wąż, jedynie moce Asmodeusa są w stanie go uspokoić.
Ale ta przygoda to za mało, aby zbudować z demonem więź. Asmodeus informuje MC, że zgodzi się na pakt, tylko jeśli dostarczy mu zdjęcie śpiącego Lucyfera – w czym pomagają jej Beelzebub, Mammon i Leviathan w ramach operacji „Photograph Lucifer Sleeping”. Kiedy jednak próbują otworzyć drzwi jego sypialni, to natrafiają na Cerebrusa, ponownie lądują w labiryncie i muszą znowu zmierzyć się z Henrim 1.0. I tak samo jak poprzednio, z pomocą przychodzi im Awatar Pożądania, którego sprowadza zaklęcie zapożyczone przez MC od Solomona. Co ciekawe przyzwany w ten sposób demon jest niezwykle potężny. Jak nie zdarzyło mu się do tej pory. Jest więc mocami kobiety tak zafascynowany, że bez oporów przystaje tym razem na pakt.
Od tej pory Asmodeus był wobec MC bardzo przylepny, oglądał ją sobie, podziwiał jej dłonie, tulił do niej bez powodu i próbował uwodzić. Jako jeden z nielicznych braci (poza Mammonem), nigdy jednak nie próbował jej skrzywdzić w swojej demonicznej formie (tylko dlatego, że wpadł w gniew) i chętnie dzielił się z nią plotkami oraz opowieściami z przeszłości, gdy wszyscy bracia byli jeszcze aniołami. (Asmodeus pracował wtedy dla Rafaela, co bardzo go wyczerpywało, bo ciągle dostawał opieprz od swojego szefa).
Co ciekawe, seiyuu, który podkłada mu głos, Ayme Miura odpowiada również za wykonanie kilku piosenek z „Obey me!”, np. „Sinful Indulgence”, „Loveless” czy „Celestial Ray”. Nic zatem dziwnego, iż w opinii braci to Asmodeus ma z nich wszystkich najlepszy głos i będą, np. pozwalali mu zabłysnąć w późniejszych sezonach, gdzie pojawi się nieprzyjemny klub karaoke – pułapka. A fanów „Obey me!” z pewnością ucieszy informacja, że wokalistę można obejrzeć w „Demonicznej stylizacji” w powstałych na potrzeby gry teledyskach.
Jak wspominałam jednak na początku, Asmodeus nie był zaangażowany w konflikt na linii Lucyfer i Belphegor. A chociaż kochał Lilith jak wszyscy bracia, to jej śmierć nie miała na niego aż tak potężnego wpływu jak na resztę. Może dlatego, jako bohater, demon znika potem z fabuły na długi czas, a jego development jest zasadniczo żaden. Jasne, wciąż pomaga MC w knuciu planów jak nawiązać pakty z pozostałymi braćmi, by uwolnić tajemniczego „więźnia ze strychu” (chociaż kobieta ukrywa przed demonami swoje prawdziwe motywy), ale nie dało się zauważyć, że tak jakby zniknął. Dopiero w kolejnym sezonie dostaje wreszcie swój własny mini-arc z problemem. A mianowicie próbuje wygrać konkurs popularności z Lucyferem, co bardzo podważa jego wiarę w siebie i nie obchodzi się bez pomocy MC, która musi przypomnieć demonowi, kim naprawdę jest i za co kochają go jego fani. Że nie musi się zmieniać, aby rywalizować z Awatarem Próżności, bo w ten sposób tylko ich do siebie zniechęca. W końcu piękno Asmodeusa, jego pewność siebie i irytująca niekiedy szczerość, były jego największymi atutami.
Stąd może dlatego, za brak faktycznego wpływu na fabułę i jakiegoś istotniejszego developmentu, Asmodeus zamyka dół mojej prywatnej listy sympatii. Nie jest to źle napisana postać, z pewnością ma o wiele więcej cech charakteru niż np. taki Beelzebub, który tylko gada o jedzeniu, ale twórcy wciąż nie dali mu zabłysnąć i pokazać niczego wyróżniającego. Z pewnością przydałoby się jakieś szersze uzasadnienie, z czego wynikała jego więź z Solomonem. Awatar Pożądania miał też ogromną wiedzę na temat przeszłości, mógł więc w końcu zacząć dzielić się zdjęciami, o których ciągle tylko wspominał i gadał. A tak? Wydawał mi się nieco jak bohater z drugiego planu. Gdzieś tam w fabule, ale jednak nigdy niedopuszczony do głosu. Co jest o tyle paradoksalne, że zważywszy na grzech, jaki reprezentował, spodziewałam się raczej bardziej odważnej, przebojowej i głośnej postaci. Tymczasem to taki spokojny, kochający piękno w każdej postaci, młodszy braciszek… Bodaj najbardziej szaloną rzeczą, jaką zrobił, było sprezentowanie Lukowi bielizny na święta, zdarzyło mu się również raz pokłócić z Szatanem, ale panowie szybko się pogodzili i razem wyleczyli jakiegoś kiciusia. (Asmodeus znowu użył wtedy swoich mocy, aby uspokoić zdenerwowane zwierzę). Ten demon ma więc fabularnie spory potencjał i z przyjemnością zobaczyłabym jakiś kawałek historii, który został dedykowany tylko jemu… ale coś czuję, że jeszcze sobie długo na to poczekam.