Kasumi to bliźniaczy brat Akito (chyba najbardziej nieprzychylnego bohaterce z lisów), który w odróżnieniu od swojego oniisana, nie darzy ludzi żadną nienawiścią czy uprzedzeniami. Nope, to była dość dziwna ścieżka, bo w zasadzie trudno w niej mówić o rozwoju jakiegokolwiek romansu. I nie mam tu bynajmniej na myśli braku wątków miłosnych – scen z fluffem jest aż nadto, ale prosty fakt, że Kasumi zadurzył się w naszej MC już od startu. W czym nie bardzo ogarniałam, za co właściwie? Bo na etapie fabuły, w którym lisek informuje nas, że właśnie jest w trakcie „przeżywania swojej pierwszej miłości” to jedyne, co udało nam się w sumie dokonać to trochę pomóc mu w sprzątaniu mieszkania. Może pozostali panowie generują taki syf, że faktycznie był to nie lada wyczyn? Cholera wie. Tak czy inaczej, MC trochę pozamiatała, pomogła zrobić pranie i proszę! Już ma jedzącego jej z ręki, tresowanego ayakashi. Kto by tak nie chciał?
Ale tak sobie bezwstydnie ironizuję, a by tradycji stała się zadość potrzebna jeszcze standardowego wprowadzenia. W „Ayakashi Koi Gikyoku” wcielamy się w pozbawiony osobowości, humanoidalny kawałek drewna o imieniu Suzuno. Pewnego dnia dziewczyna udaje się na koncert razem ze swoim kuzynem, który jest managerem zespołu Fox Ears. Niestety bądź stety, w trakcie wydarzenia, dziedziczony od pokoleń w linii żeńskiej tajemniczy naszyjnik nagle rozbłyska i tak MC ląduje na zapleczu, otoczona przez zatroskanych muzyków. I uwaga, niesamowity spoiler, ale oni faktycznie są lisami. Co więcej, chcą zdobyć Magatamę – wspomniany naszyjnik, bo jest w nim zapieczętowana moc ich przodka, potężnego ayakashi. Suzuno ani jednak myśli rozstawać się z błyskotką dobrowolnie. Chłopaki obmyślają więc szczwany plan – w końcu są kitsune – że zrobią z niej swoją asystentkę, a to jakoś, w przyszłości, pozwoli im zdobyć artefakt.
A że omdlenia to bardzo niebezpieczna rzecz, to naszej bohaterce musiało coś się stać w międzyczasie również z głową, bo beztrosko przyjmuje nową robotę i nie pamięta już, że muzycy zwracali się do niej „człowieku” i nazywali siebie „lisami”. Uważa, że to po prostu część ich scenicznej kreacji – więc nie ma co się przejmować. (Poważnie, jeśli to był efekt mocy Keisuke, to nie wspomniano o tym ani słowa…).
I tym sposobem właśnie Suzuno spędza z lisami coraz więcej czasu, ale – jak już wspominałam – niebieskowłosy ayakashi zakochał się w niej w sumie błyskawicznie. Szybko więc się do niej niejako „przykleił” i nawet inne listy zauważyły, że bez konsultacji z resztą zmonopolizował sobie towarzystwo uroczej asystentki. Co nie podobało się zwłaszcza Akito, który przecież wciąż darzył ogromną nienawiścią ludzi i kompletnie nie rozumiał wtedy jeszcze zachowania swojego brata. Co zresztą jest w sumie dość zabawne, bo wiążę się z idiotyczną motywacją. Okazuje się, że JAKOŚ Kasumi wszedł w posiadanie dokumentu, w którym wyjaśniono, że tak naprawdę ich przodek nie został przed onmyoji oszukany, ale się w niej zakochał i dobrowolnie dał się zamknąć w amulecie. Nie bardzo wiadomo, czemu w klanie lisów powtarzano kłamliwą wersję historii. Być może ze wstydu, ale Akito miał pecha, nie potknął się o „pilnie strzeżony papier”, więc wierzył w teorię spiskową o manipulacji. W odróżnieniu od Kasumiego. Ten nie tylko poznał prawdę, ale i potwierdził ją u Keisuke, który też z jakiegoś powodu znał przeszłość…
I tak sobie nasi milusińscy spędzają razem czas, pracują, zwiedzają, rozmawiają, aż pewnego dnia wybierają razem zobaczyć ocean i gwieździste niebo, bo nachodzi ich taka ochota, a Suzuno dalej uważa, że nie ma w tym absolutnie niczego romantycznego i łączą ich relacje stricte zawodowe. Kiedy jednak, podczas siedzenia na piasku, Kasumiego dopada kaszel, to MC troskliwie głaszczę jego plecy, chcąc mu trochę ulżyć w niedoli… co sprawia, że z głowy mężczyzny wyrastają uszy. A to prowadzi do odkrycia sekretu i pojawienia się Keisuke. Teraz to dla odmiany Kasumi zemdlał, ale parka się tym nie przejmuje, ładuje jego nieruchome truchło do auta i kontynuuje rozmowę. Biały lis tłumaczy, że tak naprawdę to jego robota polega na pilnowaniu, by nie dochodziło do takich wypadków (to świetnie ci idzie!) i wymazywaniu ludziom wspomnień – w razie czego. Ponieważ jednak MC, ani się ich nie boi, ani nie przysłużyłoby się to postępom w zdobyciu amuletu, to tym razem Keisuke sobie odpuści.
Jakiś czas później, gdy bohaterowie wracają z wywiadu, Suzuno o mało nie zostaje zadeptana przez fanów. Kasumie wpada wtedy we wściekłość… oczywiście na MC, że w ogóle o siebie nie dba i naraża go przez to na stres. Następnie zabiera ją, w ramionach, w bezpieczne miejsce, aby opatrzyć jej rany (a właściwie to skręconą kostkę), ale dziewczyna nie chce, aby ją obłapiał, podnosił jej spódnice itd., więc tłumaczy się szybko, że cała ta troska jest niepotrzebna, bo od zawsze jej obrażenia szybko się regenerowały. Co, prawdopodobnie, było po prostu efektem działania amuletu. Dało się bowiem zauważyć, że zamknięty w nim „lis” reagował na stany emocjonalne bohaterki. Jeśli coś jej zagrażało, to atakował wrogów. Jeśli była spokojna, to żadna moc się nie aktywowała itd. Dlaczego nie ochronił ją przed fanami? Nie wiadomo. Może MC nie postrzegała ich jako prawdziwe zagrożenie albo po prostu powinna zgłosić do swojej pra pra prababki reklamacje.
Zresztą rozwrzeszczane fanki to nie główny problem tej ścieżki, bo prawdziwym dramatem jest kondycja Kasumiego. Od uprzejmych antagonistów, czyli innego zespołu ayakashi o nazwie Pierose, w skład którego wchodzą m.in. tanuki i nezumi dowiadujemy się, że kitsune nie mają już takiego znaczenia jak kiedyś. Ich siła osłabła i to dlatego są zdesperowani, aby odzyskać Magatamę. Najgorszym rozczarowaniem jest jednak Kasumi – który z jednej strony jest nawet potężniejszy od swojego brata, Akito, ale z drugiej – jego ciało nie jest w stanie sobie poradzić z taką mocą. To dlatego lisek tak często słania się z wyczerpania, kaszle i mdleje, jakby trawiło go jakieś choróbsko. Pierose wyzywają jeszcze klan kitsune na pojedynek, a ci ochoczo zgadzają się na starcie – już po koncertach. Tyle że później wrogowie i tak nie dotrzymują słowa, a Kasumi musi użyć swoich zdolności, by ofiarą potyczki nie padli przypadkowi ludzie. To ostatecznie ścina go z nóg i prowadzi do najdziwniejszego i chyba najdurniejszego zwrotu fabularnego tej ścieżki.
Keisuke proponuje, aby MC hajtnęła się z Akito. Dlaczego? Bo to zapewni sojusz między ludźmi i lisami. W końcu czerwonowłosy kitsune miał być w przyszłości liderem całego klanu. (Chwila… a tego samego nie mówiliście wcześniej o Kouseiu? Pogubiłam się w tym…). A co z tego Suzuno będzie mieć dla siebie? Poza, naturalnie, mężem? Ano sama nie dałaby rady kontrolować Magatany, ale z pomocą przywódcy wszystkich lisków, to już nie będzie problemem i będą mogli wyleczyć Kasumiego. A skoro tak, to nasza MC bez wahania się zgadza i jest od tej pory cały czas uśmiechnięta. Poważnie, ja miałam wrażenie, że ją bardziej obchodziło, czy będzie dobrze wyglądać w sukience i czy Akito już zawsze będzie wobec niej taki oziębły, niż fakt, że w sumie to złamała Kasumiemu serce.
Ten zresztą nie poddaje się bez walki i postanawia MC po prostu uprowadzić. Dosłownie chwilę przed ceremonią. A chociaż uciekają kawałek za wioskę i chowają się w pierwszej, napotkanej po drodze opuszczonej chacie, to cały klan kitsune nie potrafi ich odnaleźć… Na tym etapie ta gra już nawet nie udawała, że ma jakikolwiek szacunek do inteligencji odbiorcy. W każdym razie Kasumi obejmuje MC, przeprasza ją, że jest taki beznadziejny i chce, chociaż spędzić z nią jeszcze jedną, ostatnią noc, bo całkiem możliwe, że zaraz padnie… I teraz w zależności od tego, czy udzielaliśmy poprawnych odpowiedzi, możemy zobaczyć jedno z dwóch zakończeń, po tym, jak Suzuno mocno pomodli się do lisa z Magatany, aby pomógł jej ocalić ukochanego.
W pierwszym z nich, następnego ranka, Kasumi prosi MC, aby w sumie to z nim się hajtnęła, bo jeśli użyczy mu mocy, to on zostanie przywódcą wioski i ich problem zostanie rozwiązany. Takie to proste… Czemu Keisuke od razu im tego nie podpowiedział? Bo chyba chciał ich strollować? Tak czy inaczej, Akito opieprza brata za tą ucieczkę, ale z uśmiechem dowiaduje się o jego planie, bo sam w sumie wolał wrócić między ludzi i kontynuować karierę muzyczną. Czego nie mógłby robić, jeśli faktycznie zostałby przywódcą. Można więc powiedzieć, że młodszy braciszek, przejmując to brzemię, oddał mu przysługę. A że wyleczy siebie przy okazji, to tylko lepiej. Kasumiemu zaś chyba na samą myśl o czekającym go ślubie kondycja się poprawiła, bo jeszcze przed wioską zaczął gadać z MC o płodzeniu dużej ilości dzieci. Naturalnie, starszyzna nie ma mu za złe tego wyskoku z porwaniem. Cierpliwie słuchają jego pomysłu na temat zostania przywódcą, a gdy zaczyna kaszleć, Suzuno go leczy i wszyscy dochodzą do wniosku, że ten układ sprawdzi się wspaniale, więc nie mają zastrzeżeń. Do dzieła! Władania lisami i chyżej prokreacji!
W „smutnym” zakończeniu: Kasumi obwieszcza MC, że wszystko sobie przemyślał… i postanowił, że zostanie liderem klanu. Nie, już jej nie potrzebuje. Z jego zdrowiem też nie ma problemu – bo po prostu otworzył się na swoją moc i ją zaakceptował. Co prawda stracił możliwość powrotu do ludzkiego kształtu, ale póki będzie przebywał w wiosce ayakashi, to nie będzie stanowiło problemu. Na dodatek zamierza kochać Suzuno aż do śmierci, ale zabrania jej kiedykolwiek się odwiedzać czy wracać do wioski lisów. Akito zresztą również wykopuje, bo jako nowy, samozwańczy lider, postanawia, że brat ma kontynuować karierę muzyczną. Na dodatek solo – bo reszta chłopaków woli zostać w domu, skoro nie muszą już polować na Magatamę. Po drodze pojawił się jeszcze idiotyczny argument, że tak naprawdę Kasumi zrobił to wszystko dla dobra ukochanej. Gdyby została między ayakashi, ktoś prędzej czy później mógłby ją zaatakować, a jak wiadomo, w świecie ludzi jest absolutnie bezpieczna, bo to nie tak, że nie przychodzą tam potwory… Pozdrowienia dla zespołu Pierose!
Co myślę o tej ścieżce? Pomijając, że ponownie przez tragiczne tłumaczenie jej przejście było istną drogą przez mękę? Ano, że najlepiej trzymać się od niej z daleka. O tym, jak bardzo nie miano na tę historię pomysłów, świetnie świadczy scena, w której MC ma opowiedzieć o swoich zainteresowaniach. Stwierdza wtedy po prostu, że nie ma żadnego hobby, nic ją nieciekawi, nie obchodzi, ale czasem słucha muzyki. Ten scenariusz wyglądał bardzo podobnie. Nikogo nie interesuje, nie ma ładu, nie ma sensu, ale pojawiają się w nim jakieś litery. I to już jedyne, co można pozytywnego na jego temat powiedzieć. Jest tak pasjonujący, jak osobowość naszej MC.
W zasadzie nawet potencjalnie ciekawy motyw, niechęci drugiego bliźniaka do ludzi, nie został w żaden sposób wykorzystany. Myślałam, że właśnie to będzie leżało u podłoża dramy, ale nie. To druga opowieść, o której myślę sobie, że choć seiyuu dał z siebie wszystko, to przecież sam nie da rady uratować nudnej gry. Odpalajcie tę ścieżkę tylko, jeśli absolutnie nie macie nic innego do roboty. Zastanówcie się jednak czy faktycznie jesteście aż tak zdesperowani? Stracicie ponad 2-3 godziny życia.