Senkimaru był demonem, który przyciągnął moją uwagę ze względu na ciekawy, nieco ulotny projekt postaci, ale z drugiej strony zastanawiałam się, jak ten chłopaczek ma niby funkcjonować w fabule, skoro wyglądał przy Yukinie jak jej młodszy brat? Szybko okazało się, że no właśnie nie bardzo. A przynajmniej nie w swojej pierwotnej formie. I chociaż ta ścieżka pod wieloma względami mogłaby uchodzić za kanoniczną – nikt w niej nie ginie, konflikt z wygnanymi klanami zostaje rozwiązany, MC odkrywa prawdę o swoim pochodzeniu – to jednak jawiła mi się jako dość… zimna. Właśnie dlatego, że przez sporą część opowieści naszą parkę dzieli najpierw „wiek”, a potem nawarstwiają się kolejne kłopoty. Ku swojemu zaskoczeniu bardzo polubiłam jednak Senkimaru. Nawet jeśli nie przepadam zwykle za typem wrednych, cholerycznych dzieciaków, ale „Demons’ Bond – The Path of Exile” kończyłam tak dawno, że możliwe, iż wtedy wydawał mi się jeszcze oryginalny.
Ale do rzeczy! W „Demons’ Bond – The Path of Exile” wcielamy się w – jak już zespoilerowałam – bohaterkę o domyślnym imieniu Yukina. Jest ona głową własnego klanu Suzumori, który wraz z innymi tworzy tzw. Ten-Demon Alliance, czyli sojusz wszystkich oni pod kierunkiem umiejącej patrzeć w przyszłość księżniczki Yase – Kazuhy. Nasza MC nie tylko jest jej ochroniarzem, ale posiada też wiele innych, przydatnych umiejętności jak tropienie, walka wręcz, ukrywanie itd. W skrócie: mamy możliwość wcielić się w protagonistkę, która pełni tą samą rolę co Kimigiku dla Sen w „Hakuoki”.
W każdym razie opowieść zaczyna się od tego, że kolejni przywódcy klanów demonów, a zarazem reprezentanci Sojuszu, przybywają do wioski Yase, gdzie rezyduje księżniczka-medium, aby wysłuchać jej przepowiedni. Kobieta ostrzega aroganckich, młodych liderów, by zerwali jakikolwiek kontakt z ludźmi, bo doprowadzi to do katastrofy. A chociaż było to niezgodne z prawem, to praktycznie każdy z nich, na boku, był już uwikłany w jakieś układy z różnymi daimyō, bo fabuła gry przypada na okres Sengoku-jidai. Można więc powiedzieć, że bardzo trudno było im zachować neutralność polityczną, gdy prawie cały kraj był wówczas pogrążony w wojnie.
Niemniej przepowiednia przepowiednią, a szybko okazuje się, że demoniczne klany mają na głowie znacznie większy problem. Księżniczka Yase zostaje nocą zaatakowana przez zamaskowanego sprawcę, który podaje jej jakąś truciznę. Odtąd pozostaje pogrążona w śpiączce, a Yukina obwinia się za niedopełnienie swoich obowiązków. Wkrótce potem do wioski przybywa jeszcze jakiś tajemniczy obcy. Ot, na pierwszy rzut oka, zwykły dzieciak. Szybko jednak okazuje się, że tak naprawdę to lider Hatsushimo – jednego z wygnanych klanów oni. Jak sam wyjaśnia, wcale nie zamierzał przybywać do Yase, ale otrzymał specjalne zaproszenie od księżniczki, która ewidentnie chciała porozmawiać z nim o przyszłości ich rasy. A chociaż wszyscy są wobec Senkimaru bardzo podejrzliwi, to wkrótce decydują, że lepiej będzie po prostu go przytrzymać na „przymusowej gościnie”, bo jednak list, który posiadał, był prawdziwy, ale nie można było wykluczyć udziału dzieciaka w zamachu.
Osobiście, uważam, że to wprowadzenie postaci było średnio poprowadzone, bo Senkimaru dosłownie pojawia się z wielkim napisem „Uwaga: zdrajca!” na czole. Nie, żeby twórcy się z tym jakoś szczególnie ukrywali, bo dostajemy potwierdzenie swoich przypuszczeń dosłownie chwilę później, na dodatek trudno było nie zauważyć jego podobieństwa do głównego antagonisty wszystkich pozostałych ścieżek – Shutendoujiego, ale i tak nie przepadam za motywem, gdy gracz wie więcej od postaci i czeka tylko aż fikcyjne twory doznają olśnienia.
Zresztą, co tu dużo ukrywać, na początku trudno z nim sympatyzować. Senkimaru i starszyzna przedstawiają nam pokrótce historię jego klanu, więc rozumiemy przynajmniej tyle, dlaczego jest taki zgryźliwy, ale też nie było za specjalnie powodu, aby Yukina żywiła do niego cieplejsze uczucia. Okazuje się, że dawno temu, klanem Hatsushimo dowodził bardzo chciwy i okrutny demon. To z jego rozkazu oni napadali i porywali ludzi, bo cenił on nade wszystko bogactwo i wpływy. A chociaż ówczesna Yase-hime dawała mu ostrzeżenia, by porzucił swój sposób życia, to jego arogancja była zbyt wielka. Wreszcie Hatsushimo zostali wykopani z Sojuszu i tak zaczęła się ich droga do upadku, biedy i nieszczęścia. Aby nie padać ofiarami ludzi, oni potrzebowali wskazówek i proroctw księżniczki Yase, podobnie jak pomocy od innych klanów. Pozbawieni tego wsparcia Hatsushimo stali się łatwym celem, bo odtąd musieli ukrywać się i przed ludźmi, i przed swoimi dawnymi braćmi, a to szybko doprowadziło ich na skraj nędzy. Senkimaru żywił więc uraz do Ten-Demon Alliance, że karali jego bliskich za zbrodnię, która miała miejsce tyle wieków temu. Drażniło go również, że Yukina nawet nie zna tej historii, nikt jej nie opowiada, ani nawet nie wspomina Hatsushimo, jakby już nie istnieli.
Potem – przez długi czas – relacje między MC, a Senkimaru budowane są offscreenowo. Wiemy, że spędzili razem w wiosce Yase przynajmniej 6 miesięcy, więc mieli dość okazji, aby się polubić, ale nie zmienia to faktu, że dla nas, jako graczy, ich przyjaźń nie miała żadnego, emocjonalnego znaczenia. Senkimaru od czasu do czasu wypytywał tylko Yukinę o stan księżniczki, coś tam marudził na niesprawiedliwość świata, a głównie padał celem wygłupów Chitose np. gdy ten kradł mu jedzenie. (Nie ma to jak wyżywać się na kimś, kto jest mniejszy…) lub towarzyszył Yukinie i starszyźnie w jakiś tam drobnych zadaniach. A dziadek Shiomi posuwa się nawet do tego, by srebrnowłosego dzieciaka przeprosić i oznajmić, że będą odtąd, zgodnie z wolą księżniczki, zastanawiali się jak przywrócić ich do Sojuszu – chociaż Senkimaru nie spodziewał się po tych obietnicach wiele. W wiosce wciąż okazują mu nieufność i MC musi mu towarzyszyć, nawet gdy idzie po zwykłą wodę. Zresztą bohaterce też taka sytuacja nie odpowiada, bo nie chce być nieżyczliwa wobec innego oni, ale nie może też ot tak zignorować rozkazów.
Pojawia się również niewielka scenka komediowa, gdy Senkimaru udaje podczas misji zmęczonego, stawia coraz mniejsze kroki, aż pojawia się propozycja, by jeden z mężczyzn go nosił. To oczywiście oburza młodego demona, podobnie jak propozycja, że jeśli nie chce „na barana”, bo wstydzi się kolegów, to może nie ma nic przeciwko, by podźwigała go Yukina? Szybko jednak okazuje się, że Senkimaru tylko udawał zmęczonego, a rozmowa przez jakiś czas krąży jeszcze wokół potencjalnego małżeństwa MC. Dziadkowie nie wyobrażają sobie, by ich kochana wychowanka miała ich kiedyś opuścić, chociaż wydaje się to logiczne, bo kobiety oni były rzadkie i na pewno ktoś prędzej czy później byłby zainteresowany jej ręką. Mnie zaś po raz kolejny rozbawiło, że jak na to całe gadanie o tym, że mężczyźni oni czują nadnaturalną potrzebę, by ochraniać swoje niewiasty (o tym samym ględzili w „Hakuoki”) to ani w jednej, ani w drugiej grze nie jesteśmy tego świadkiem, bo i Yukina, i Chizuru doznały sporo krzywdy od swoich współbraci.
Niemniej najważniejszym punktem tej ścieżki jest zdrada oraz ujawnienie przepakowanych mocy Senkimaru. Z których – co zabawne – nie będzie korzystał w żadnej innej sytuacji niż w konfrontacjach z Yukiną. Poważnie, gostek potrafił wydać magiczną komendę głosową, której musiałeś usłuchać… mimo to jakoś nie wpadał na to, by stosować to przeciwko antagonistom, chociaż to nie tak, że potrzebował czegokolwiek innego poza otwarciem japy! Co było dla mnie najsłabszym i najmniej logicznym fragmentem tej ścieżki, ale mniejsza chwilowo o to. Yukina pewnego dnia chce sprawdzić, z czego wynika alarmujące skrzeczenie Ginou – jej sokoła, ale wtedy słyszy nagłe „stop” i traci przytomność. Po jakimś czasie budzi się w pokoju, mając u boku czuwającego Senkimaru. Dziadek Toura pyta ją tej samej nocy, czy podczas ich nieobecności wydarzyło się coś dziwnego, ale Yukina postanawia milczeć, bo nie jest właściwie pewna.
Mijają kolejne miesiące, wojna rozkręca się na dobre i dziadkowie odchodzą, aby wzmocnić barierę wokół wioski. Senkimaru nagle znika i kiedy Yukina idzie go poszukać, sytuacja się powtarza, znów słyszy „stop” i traci przytomność, a kiedy ją odzyskuje widzi, jak Kazuha, która do tej pory była nieprzytomna, opuszcza Yase. Naturalnie, jako jej ochroniarz, MC próbuje księżniczkę powstrzymać, ale wpada wprost na zamaskowanego truciciela, z którym stacza krótki pojedynek nim znowu słyszy „stop”. Tym razem, dla odmiany, dziewczyna jest sparaliżowana, ale nie traci przytomności, dlatego bez problemu dostrzega Senkimaru, stojącego obok zabójców, i słyszy od niego, że jest idiotką. Chociaż inny członek Sojuszu powiedział jej, żeby nigdy nie wierzyła wygnanemu demonowi, takiemu jak on, okazała się tak samo naiwna jak Yase-hime. Długo po tym, jak Senkimaru, oraz jego kumple: Nagumo Shiyuu i Oboro Yachiyo zniknęli, Yukina w końcu odzyskała kontrolę nad swoim ciałem. Dziewczyna wróciła zatem do wioski, zdała raport i dowiedziała się, że mogą śledzić Yase-him dzięki papierowym shikigami dziadka Toury. Zaczyna się więc kolejny pościg i chyba najciekawsza część opowieści.
Strasznie spodobało mi się, że dla odmiany, to raz bohaterce gier otome pozwolono przechytrzyć love interest. Zwykle gramy naiwnymi, pozbawionymi kreatywnego myślenia blokami drewna, ale Yukina pozytywnie u mnie zapunktowała. Znając już moce Senkimaru, zakorkowała sobie uszy i gdy za pierwszym razem kazał się jej „zatrzymać”, tylko udawała, że zaklęcie zadziałało, czytając polecenia z jego ruchu ust, by przy ich drugim spotkaniu, w trakcie pościgu, zaskoczyć go nieoczekiwanym atakiem i przyszpilić dzieciaka do ziemi. Cała ta przewaga niewiele jej jednak daje, bo koniec końców i tak nie potrafi go zabić, co chłopak wykorzystuje, aby się uwolnić, odkorkować jej uszy (nie wiem, jak to zrobił – był od niej mniejszy i niższy) i wyszeptać jej kolejną, magiczną komendę. Tym razem Yukina nie mdleje, ale jakby zapada w sen i ma wizje dotyczącą klanu Hatsushimo. Widzi, jak bardzo cierpieli w przeszłości, jak umierali z głodu, jak wygnanie ich zniszczyło… Nie byli w stanie wyhodować jedzenia, a na dodatek wciąż prześladowali ich ludzie. A chociaż Senkimaru był głową klanu, to miał tak naprawdę zupełnie związane ręce – pozostawało mu więc tylko biernie obserwować tę nędzę i śmierć.
Po tych wydarzeniach Yukina znowu powraca do starszych i dopiero Kazuya podsuwa im kolejny trop. MC opuszcza więc resztę i spotyka się z Senkimaru, który próbuje ją przekonać, by odpuściła sobie Yase-hime. Yukina jednak obstaje przy swoim, twierdzi, że rozumie grzechy Sojuszu i chce je naprawić razem z księżniczką, a Senkimaru lepiej niż ktokolwiek inny powinien wiedzieć, że wojny oznaczają tylko więcej nienawiści i smutku. Zbolałym głosem Senkimaru pyta „co w takim razie powinien zrobić?”. Jego klan cudem przetrwał ostatnie lata i nie zostało im już nic. Poza tym złożył już obietnicę z Yachiyo i Shuu, że zniszczą Ten-Demon Alliance, więc nie widział dla siebie odwrotu. Wiadomo, kumpli nie wypada wystawiać do wiatru. To dlatego mały oni wypija zawartość tajemniczej butelki i przekształca się w swoją nową, demoniczną formę… która atakuje bezmyślnie wszystko i wszystkich. A konkretniej to rozszarpuje, dosłownie na szmaty, naszą MC nim pojawiają się Yachiyo i Shuu, by odciągnąć oszalałego Senkimaru. Zaraz potem wygnane demony uciekają… a Yukina ma szczęście, że jest oni, bo pomimo traumy, może się po tym potwornym doświadczeniu z czasem zregenerować.
Przerażeni dziadkowie oznajmiają wtedy Yukinie, że musi o tych potworach zapomnieć, przestać traktować wygnańców jak towarzyszy, a zbrodnie Senkimaru nie mogłyby być wybaczone nawet za tysiąc lat. Dziewczyna jest jednak uparta i znowu szuka przywódcy klanu Hatsushimo, by z nim pogadać. Udaje się więc na spotkanie bez wiedzy sojuszników, na terytorium wroga… i spotyka go w zupełnie nowej formie. Mały, słodki Senkimaru zmienił się w dorosłego bisha. Bohaterowie w ogóle jednak nie poruszają tego tematu, chociaż ja na miejscu Yukiny zastanawiałabym się pewnie „WTF?!”. A ponieważ nasz love interest traktuje bohaterkę z niebywałym chłodem, nawet gdy ta pyta zmartwiona o jego zdrowie, to musi mu najpierw dać dowód uczciwości i pozwolić zajrzeć do swojego umysłu. Tak wreszcie poznajemy bardzo interesującą prawdę na temat pochodzenia Yukiny. A w zasadzie to Senkimaru poznaje, ale się nią nie dzieli.
Okazuje się, że MC jest w rzeczywistości siostrą księżniczki Yase. Ponieważ jednak posiada nietypową, niebezpieczną moc – potrafi dotykiem przejmować zdolności innych demonów, to dziadkowie zdecydowali się rozdzielić rodzeństwo i mieć odtąd Yukinę pod ciągłą obserwacją na wypadek, gdyby musieli ją zabić. To dlatego przekazali ją do innego klanu i ukrywali przed nią prawdę. Senkimaru jest więc tym mocno poruszony, bo współczuje MC. Wie, jak bardzo wierzyła ona w swoich mistrzów, którzy jak się okazało okłamywali ją całe życie. Może dlatego trzyma ją przez chwile, pocieszająco w ramionach i zapewnia, że nie musi się martwić, bo nie zamierzają zabić Kazuhy, a „jedynie” użyć jej jako broni.
I o ile do tego momentu było jeszcze ciekawie, o tyle następna konfrontacja bohaterów, to już czysta parodia. Yukina i Chitose uciekają do ludzkiego klanu Shimazu, z którymi klan Kazama miał sojusz. Tam postanawiają walczyć z armią stworzonych przez wygnańców, przy pomocy tajemniczego specyfiku = Sentanu (eliksiru „Mędrców”, pochodzącego z Chin), demonów, aby pomóc w ucieczce Shimazu, gdy wkrótce pojawiają się zdrajcy — w tym Senkimaru. Ujawniają, że ich zamiarem jest zniszczenie Sojuszu, ale to nie wszystko. Ofiarowali wsparcie Tokugawom, aby ludzie pozwolili im w nagrodę zbudować dla siebie królestwo, gdy wojna się skończy. W czym nawet Chitose zauważył, że to absurdalny pomysł i są po prostu wykorzystywani, ale oczywiście Yachiyo tego nie kupuje – zwłaszcza że Yase-hime ma moc, która pomaga zmienić ich marzenia w rzeczywistość. Najbardziej jednak skołowany i sfrajerowany jest w trakcie tego dialogu Senkimaru, który mówi coś w stylu „dude, nigdy mi nic na ten temat nie wspominaliście? Przecież mieliśmy sobie tylko zbudować nowy dom, a nie zakładać demoniczne imperium…”. A skoro zaczął robić problemy to Yachiyo i Shuu zamieniają go siłą znowu w bezmyślnego potwora, by w ich imieniu rozszarpał Chitose i Yukinę. Morał z tego taki, że zawsze trzeba dokładnie czytać wszystkie umowy. A kumplom to jednak nie warto w 100% wierzyć.
Nasz wesołkowaty Kazama jest tym razem absolutnie przerażony, Yukina jednak zachowuje zimną krew i chociaż odnosi wiele ran, to udaje się jej jakoś Senkimaru uspokoić i spowodować, że stracił przytomność. Od tej pory czuwała przy nim i błagała starszych, aby go nie stracili za zdradę. Po swoim przebudzeniu Senkimaru rozumie przynajmniej tyle, że ma przerąbane, że o mało znowu nie zabił MC i że teraz musi naprawić swoje błędy. Tajemnicą jednak pozostaje dla niego, dlaczego Yukina w ogóle przelewa dla kogoś takiego jak on łzy i wciąż się dla niego poświęca.
Nasi zakochani nie mają jednak zbyt wiele czasu na romans, bo teraz główną atrakcją na polu bitwy staje się zmieniona przez specyfik księżniczka Yase – która w formie potwora chce zgładzić wszystko i wszystkich. Yukina i Senkimaru, po części nie mając wyjścia, planują się z nią skonfrontować. To wtedy Yukina wreszcie poznaje prawdę o swoim pokrewieństwie z Kazuhą, a co więcej siostrzyczka zapewnia ją, że zniszczenie Sojuszu wyjdzie wszystkim na dobre. Tak naprawdę spostrzegawcza neesan zna serce swojego młodszego rodzeństwa i wie, że Yukina jest zakochana w Senkimaru, więc jeśli nie będą dzielić ich klany i durne ograniczenia, to nic nie będzie stało na drodze ich miłości. Senkimaru nie docenia jednak wsparcia potencjalnej szwagierki, każe się jej zamknąć, ale i tak nie może jej pokonać, bo Kazuha ma tę swoją cziterską moc przepowiadania przyszłości i wie, skąd nastąpi każdy atak.
Bohaterowie muszą się wycofać, Yukina zamyka się w pokoju, śmiertelnie obrażona na dziadków, którzy ją okłamywali, a Senkimaru próbuje ją pocieszać. Skoro kochała ich tyle czasu – argumentuje – to przecież nic się nie zmieniło. Dla nich to też nie było łatwe. Przy okazji chłopak wyjaśnia również wreszcie MC, że to przez ten sam specyfik, który kontroluje teraz Yase-hime = Sentan, udało mu się przeobrazić w dorosłą formę. Tak naprawdę, jego rzeczywistym wyglądem jest to widziane wcześniej ciało dziecka. Po prostu nie starzał się fizycznie, bo miał jakiś rzadki, recesywny gen. Podobny do tego, przez który Yukina ma moc zabierania innym ich zdolności. Są więc takimi unikatowymi rodzynkami i to prawdziwy cud, że ich ścieżki się skrzyżowały i zdołali się w sobie zakochać. Wreszcie Senkimaru ujawnia, że planuje nie tylko ocalić Yase-hime, ale też Shuu i Yachiyo, których wciąż uważa za swoich przyjaciół. Może popełnili po drodze wiele grzechów, ale to wszystko z żalu.
A tymczasem, od ilości punktów wpływów, zależy jedno z trzech zakończeń, jakie otrzymamy. Z czego jedno to po prostu śmierć, więc nie ma co się o nim rozpisywać. W każdym razie bohaterowie zaczynają walkę z Kazuhą i okazuje się, że dzięki swoim mocom Senkimaru może na moment zatrzymać czas, co uniemożliwia księżniczce przewidzenie przyszłości/ataku. Finalny cios należy więc do Yukiny, ale jeśli się zawaha… to Senkimaru ją wyręczy, mordując po prostu Kazuhę. I tym sposobem to MC zostaje nową księżniczką Yase, wszystko wraca na stary tor, a współpraca Sojuszu z wygnanymi demonami dopiero się zaczyna. Senkimaru nieśmiało zaznacza, że chciałby kiedyś pogadać z MC o swoich uczuciach i może w przyszłości, gdy czasy będą inne… ale w sumie to ucieka i nie wyjaśnia, co miał na myśli, bo teraz dzieli ich bardzo wiele. W pozytywnym zakończeniu Kazuha zostaje ranna, ale przeżywa jakimś cudem morderczy cios z ręki siostry. Senkimaru szykuje się powoli do powrotu do swojego klanu, a Yukina idzie go pożegnać. Spotykają się przy bramie torii, gdzie odbywają jeszcze „ostatnią” rozmowę. Srebrnowłosy demon pyta ze skrępowaniem MC, czy jej serce już do kogoś należy? A gdy ta odpowiada, że „tak”, to wycofuje się zakłopotany i zawstydzony, tylko po to by po chwili usłyszeć sprostowanie „do ciebie”. Parka więc obejmuje się na szczycie bramy i planuje wspólną przyszłość.
End that’s all folks! Jak już wspominałam, wątek miał swoje mocniejsze i słabsze momenty. Było w nim całkiem dużo absurdów, bo przy tak potężnych umiejętnościach tajemnicą pozostaje, dlaczego nigdy nie zostały wykorzystane i np. jakim cudem niektóre postacie były w stanie zmusić inne, tak szybko, do zrobienia czegoś wbrew ich woli: np. wypicia zawartości flaszki, nie spotykając się z żadnym oporem, ale cóż poradzić? Sam romans jest tutaj, naprawdę, naprawdę wolny i oszczędny… Po części dlatego, że gdy Senkimaru jest w swojej pierwszej formie, to robi trochę za figurę słodkiego, młodszego brata. Potem niby zaprzyjaźniają się offscreenowo, a później ta cała informacja o zakochaniu spada na nas po prostu znikąd. (Dobrze, że Kazuha miała te swoje nadnaturalne zdolności, bo nigdy byśmy się tego nie dowiedzieli!). Nie jest więc to dobrze napisane, a przynajmniej nie tak, by zaangażować nas emocjonalnie jako odbiorców. Podobało mi się jednak, że ten wątek odpowiada na wszystkie pytania z innych ścieżek, np. kim był Shutendouji? Albo jakie naprawdę więzi łączyły Yukinę i Kazuhę? Kto okazał się zdrajcą Sojuszu? Co planowali Senkimaru, Shuu i Yachiyo? Na czym polegała wyjątkowa moc Yukiny? Skąd się wziął i co powodował Sentan? Itd…
Jako podsumowanie wszystkich rozpoczętych wątków była więc to ścieżka dość udana. Jako samodzielna historia… taka sobie. Wciąż mogę ją Wam bez problemu polecić, zwłaszcza jeśli lubicie świat „Hakuoki” i całą tą wojenno-demoniczną dramę, bo znajdziecie tu sporo interesujących nawiązań do obu serii. No i Yukina, jako silna i zaradna bohaterka, wypada tu sympatycznie.