„Kitty Love” mnie do tej pory tylko bawiło. Obawiałam się więc jak będzie dalej. Na szczęście ścieżka Fujimoto doskonale wpisuje się w ogólny klimat tej gry i stanowi kolejną, uroczą, pozytywną opowiastkę, których aż czasami w otome brakuje, wśród wszech otaczającej dramy. W „Kitty Love” wcielamy się w Shinoda Honokę – dwudziestoletnią pracownicę kwiaciarni, która pewnego, pechowego dnia wypowiada nieprzemyślane życzenie, iż „fajnie byłoby być kotem” i pada przez to ofiarą klątwy. Odtąd, każdego wieczora, będzie zmieniać się w zwierzę, co dostarczy jej sporo kłopotów, ale też pozwoli spojrzeć na inne problemy z nowej perspektywy.
Już pierwszego dnia po przemianie w białą kicię, Honoka zostaje znaleziona przez starszą kobietę, która zabiera ją na posterunek policji. To tam poznajemy wreszcie naszego love interest, czyli Fujimoto Shougo, prawie trzydziestoletniego policjanta, który swoją zdystansowaną osobowością i rozmiarami odstrasza od siebie ludzi. W istocie jednak Fujimoto jest bardzo uprzejmy, lubi słodkie rzeczy, ma serce we właściwym miejscu i nigdy nie odmawia pomocy. Został policjantem, bo to rodzinna tradycja – wcześniej w służbach mundurowych pracowali też jego ojciec i dziadek. Fujimoto ma przez to nieco problemy z wyrażaniem samego siebie i rzadko podejmuje w życiu jakiekolwiek decyzje. Ot, robi to, czego od niego oczekują. Nie lubi więc słuchać komplementów, czy podziękowań, bo słowa zachwyconych jego odwagą obywateli wprawiają go w zakłopotanie.
Zresztą Honoka odbierała go raczej chłodno, kiedy odwiedzał ją wcześniej w kwiaciarni. Myślała wręcz, że jest niemiły, ale pod zwierzęcą postacią szybko odkryła, że nie mogła się bardziej pomylić. Fujimoto bez oporów prosi przełożonych, czy nie mógłby się zaopiekować kotkiem, póki nie znajdą się jego właściciele. I tym sposobem dziewczyna może wreszcie posłuchać jego monologów, przekonać się, że nie tylko ciężko pracuje, ale dba również o wszystkich, którzy mogą oczekiwać od niego pomocy. A od tego momentu droga do romansu jest już w zasadzie prosta.
Honoka odwiedza Fujimoto na posterunku, dzięki czemu coraz częściej ma wgląd w jego myśli, z którymi nigdy – przez swoją zdystansowaną osobowość – z nikim by się nie podzielił. To dlatego zaczyna również martwić się o jego zdrowie, kiedy dowiaduje się pewnego dnia, że mężczyzna jest chory i nie odbierze swojego zamówienia. Postanawia więc spotkać się z nim wtedy jako człowiek, odnajduje jego mieszkanie i przygotowuje kompresy, gdy Fujimoto leży osłabiony przeziębieniem. Czyli taka klasyka, klasyki. Od tego momentu facet nabiera wreszcie odwagi, aby zaprosić Honokę na oficjalną randkę. Już wcześniej wygadał się MC – jako kotu – że jest zainteresowany dziewczyną z kwiaciarni. Był np. bardzo szczęśliwy, gdy pewnego, przypadkowego dnia mógł ponieść dla niej ciężką doniczkę, chociaż po jego niezręcznych, oschłych dialogach, bardzo trudno by było się tego domyślić.
Dziewczyna, oczywiście, się zgadza, bo każda nowa chwila spędzona z Fujimoto była dla niej do tej pory przyjemnością. Nieważne czy odwiedzała go jako kotka, czy gawędziła z nim w swojej ludzkiej formie. Zresztą randka do pewnego momentu idzie im bardzo dobrze. Mężczyzna wprost przyznaje, że nie wie, co lubią kobiety, więc MC może o wszystkim decydować. Ta jednak przewrotnie proponuje mu, aby sam coś wybrał – i tak lądują w pobliskiej kociej kawiarni. A że czas im szybko mija, to dziewczyna nie orientuje się, że coś z jej klątwą stało się nie tak. Do tej pory zamieniała się bowiem w zwierzę tylko wieczorami – nagle jednak odcinek czasu spędzany w ludzkim ciele znacząco się skrócił. Przerażona Honoka ucieka, aby nie zostać przyłapana na „gorącym uczynku”. Z kolei załamany Fujimoto siedzi sam, w parku na ławce i zastanawia się, co zrobił, albo powiedział nie tak. Czy to dlatego, że wymusił na niej randkę? Czy od początku źle się bawiła?
Ale MC może próbować pocieszać go już tylko w ciele kota. Ogólnie bowiem, jak w każdym z wcześniejszych wątków, twórcy kontynuują tu zasadę budowania opowieści na zasadzie „podsłuchiwania”. Honoka z jakiegoś powodu ląduje pod opieką LI, poznaje go z lepszej strony, zakochuje się… i gotowe! Ot, cały schemat. Co w sumie w interesujący sposób pokazuje nam, że tak naprawdę w otoczeniu obcych nigdy nie jesteśmy sobą. Czasami faktycznie o wiele łatwiej przychodzi nam zrelaksowanie się i zdjęcie maski przy zwierzętach. Gdy wiemy, że nikt nas nie będzie oceniał.
W każdym razie, napięta sytuacja nie trwa między nimi długo, bo Fujimoto przychodzi potem do kwiaciarni, aby odkryć, że dziewczyna straciła przytomność. Oczywiście, MC zwala to na przeziębienie i twierdzi, że może dalej pracować. Ah, te japońskie poświęcenie i przekonanie, że trzeba umrzeć za jakąś korpę… Niemniej dziewczyna dziękuje mu za troskę, nieco zażenowana, bo nie spodziewała się zbudzić w jego ramionach. Policjant tłumaczy, że to tylko jego praca, ale kiedy dostrzega rozczarowanie kobiety, próbuje wydukać jakieś sprostowanie… tyle że nie ma okazji. Honoka wpada bowiem nagle w gniew i zaczyna robić mu wymówki: za to, że planuje udać się na ustawioną przez rodziców randkę (co wcześniej podsłuchała), za to, że nie dba o siebie, za to, że nie wyraża własnych uczuć i myśli itd., itd. Ogólnie robi się niezręcznie, a skoro uświadomiła sobie, że wyszła na idiotkę i mówiła o rzeczach, o których fizycznie nie miała prawa wiedzieć, to MC spanikowała i znowu uciekła. Tyle że tym razem Fujimoto zdołał ją dogonić, akurat w momencie, w którym przemieniała się w kota. (Eee… kto w tym czasie pilnowałby sklepu Honoka? Wcześniej byłaś gotowa skonać za pracodawcę).
Ale bez obaw! Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Nie zaczął się nawet zastanawiać nad istnieniem magii czy sensem obecnych technik policyjnych. Zamiast tego w happy endingu parka spotyka się ponownie, w jakimś fancy hotelu, gdzie Honoka dostarcza zamówienie, a policjant ma poznać swoją przyszłą narzeczoną. Kiedy jednak spotkał MC, to zmienił zdanie i uznał, że nie może tak po prostu zapomnieć, że się w niej zakochał. Fujimoto wyznaje wreszcie swoje uczucia, anuluje spotkanie zapoznawcze i przeprasza rodziców za kłopot. Ci są jednak zachwyceni faktem, że ich jedyny synek przechodzi „tak spóźnioną fazę buntu” i wreszcie sam zdecydował, co jest dla niego najlepsze.
W neutral endingu fabuła wygląda dość ponownie, z tym że sytuacja w hotelu dzieje się offscreenowo, bez udziału MC. Fujimoto przychodzi potem do kwiaciarni, prosi dziewczynę o rozmowę i wyznaje jej, że odmówił rodzicom, bo jest w Honoce zakochany. Ta, w ramach rewanżu szczerości, opowiada mu o swojej klątwie. Policjant pyta, czy może ją pocałować i spróbować przełamać zaklęcie. A skoro się im to udaje, to wyruszają potem wspólnie na randkę. Teraz już bez obaw, że cokolwiek stanie im na drodze. The end.
Ta ścieżka dalej była słodka, ale jednak mniej dopracowana od pozostałych. Albo po prostu z gorsza dynamiką pary? W każdym razie – w moim odczuciu. Bo chociaż z Fujimoto był naprawdę miły facet, to Honoka musiała być czasami emocjonalna za nich dwoje, aby cokolwiek z tego wyszło. Przykład: scena kulminacyjna, w której MC po prostu wpada w gniew, aby popchnąć akcje do przodu. Niemniej „Kitty Love” dalej podtrzymuje mnie w przekonaniu, że to naprawdę spoko opowiastki-fillerki, zwłaszcza gdy mamy taki sobie nastrój i chcielibyśmy przeczytać coś niewymagającego. Ja czuję, że mój mózg się odpowiednio zrelaksował. Ale, jak wiadomo, koty dobrze działają na zdrowie. 😉