Harada był jedynym z bohaterów z klasycznego składu, którego ścieżki nie udało mi się ukończyć przed pojawieniem się rozszerzonej edycji gry. Może dlatego, że nie przemówił wtedy do mnie koncept postaci? Nie wiem. Nie pamiętam. To było już tak dawno temu… w każdym razie, to zarazem jeden z nielicznych bohaterów, który nie jest tak fanatyczny i ma w zasadzie bardzo przyziemne marzenia. Ani mu w głowie ślepe oddanie Kondou i uczynienie z niego wielkiego lorda, ani zaszczyty (był już wysoko urodzonym samurajem i nic dobrego z tego dla niego nie wyniknęło), ani nie żyje dla drogi miecza czy kodeksu wojownika, ani wreszcie nie odda życia i sumienia za „jedyną słuszną wizję przyszłości Japonii”. Mogłoby się zatem wydawać, że z pozostałymi panami nie łączy go w sumie wiele, ale… hej, każdy musi jakoś przeżyć, co nie? A Shinsengumi to wbrew pozorom była całkiem okej organizacja dla bezpańskiego samuraja, póki nie wplątała się w dziwną politykę i ten cały wampiroczo-rasetsowy dramat.
W każdym razie, ponieważ nie ma takiego kija w tyłku, jak większość jego towarzyszy broni, Harada jest dla naszej bohaterki nad wyraz uprzejmy. Jako jeden z nielicznych od początku traktuje ją tak, jak na to zasługuje – czyli jak młodą, zagubioną kobietę, która nie ma pojęcia, czego od niej chcą i czemu ciągle na nią o coś warczą, a na dodatek zamykają w jakiś koszarach za grzechy ojca, o których nigdy wcześniej nie słyszała. Można więc powiedzieć, że Harada, po prostu, Chizuru współczuje. Dlatego – kiedy może – stara się jej ten przymusowy areszt umilać, choć wie, że nie zawsze takie działanie spodobałoby się jego przełożonym.
A teraz, by tradycji stała się zadość, napiszę jeszcze parę słów o MC. W „Hakuoki” śledzimy losy młodej córki lekarza – wspomnianej Yukimury Chizuru, która udała się aż do Kioto w nadziei na odnalezienie swojego staruszka. Niestety, wędrując nocą po ulicach, w przebraniu mężczyzny, MC staje się świadkiem czegoś, czego nie powinna. A mianowicie widzi, jak jakieś potwory w błękitnych haori atakują mieszkańców, więc zostają pokonane przez kapitanów Shinsengumi. Panowie, nie naradzając się długo, dochodzą do wniosku, że dziewczynę trzeba albo zgładzić, albo uwięzić i upewnić się, co właściwie zobaczyła – bo może to zaszkodzić im już i tak nadszarpniętej w mieście reputacji. Skoro jednak potem odkrywają, że Chizuru jest córką Kodo, czyli faceta, który te dziwaczne potwory pomagał im tworzyć, to zatrzymują ją sobie jako przynętę, aby wywabić lekarza z kryjówki. I tym sposobem, na przymusowej gościnie, w towarzystwie kapitanów, naszej MC upływają kolejne lata…
Chizuru z Haradą poznaje się już w koszarach. To wtedy dowiaduje się, że jest kapitanem oddziału dziesiątego i bliskim przyjacielem Shinpachiego oraz Heisuke, z którym spędza większość wolnego czasu, pijąc na mieście. Harada szybko też wpisuje się w figurę starszego brata, który zawsze jest w pobliżu, gdy MC potrzebuje pocieszenia albo ochrony. Nieważne czy przed wrogimi samurajami, mroźnym spojrzeniem Hijikaty, czy po prostu dręczą ją obawy o przyszłość. Jest również jednym z niewielu, który nie dał się zwieść jej męskiemu przebraniu. Harada od początku rozpoznał w niej kobietę i nawet trochę podkpiwał sobie z niedomyślności pozostałych towarzyszy – w końcu jaki mężczyzna był tak delikatny i urodziwy? No, ale był najbystrzejszy z ich „baka trio”, więc co tu się dziwić?
Może wynikało to również z tego, że Harada miał jeden z najbardziej stereotypowych poglądów na temat podziału ról na męskie i żeńskie. Zadaniem mężczyzny było chronić, a kobiety… cóż, być tą, którą się opiekowało. Potrafił przy tym rozmawiać i całkiem sprawnie radzić sobie z przedstawicielkami płci pięknej. Lubił flirtować, zwracał na siebie uwagę pań i był jednym z tych bardziej „dotykalskich”, stąd jego ręka często lądowała na włosach czy ramieniu Chizuru, gdy potrzebowała pocieszenia. Uważał również, że w wielu sytuacjach dziewczyna sobie po prostu nie poradzi i potrzebowała jego wsparcia. Dlatego szczerze wątpię, by jak Hijikata pozwolił jej kiedykolwiek na jakieś niebezpieczne misje czy branie udziału w walce u swojego boku. Cóż, to po prostu nie był jego styl. Dlatego Chizuru w opowieści Harady jest w swoim pasywniejszym, uleglejszym wydaniu. (Pomijając już irytujący motyw ciągłej próby opuszczania Shinsengumi… ale o tym za chwilę).
A chociaż później kreowany jest na „rycerza dam w opresji” to miał też kilka wrednych, mniej empatycznych momentów, przez które na początku miałam go za absolutnego buraka, np. gdy zaraz po prologu kapitanowie debatują nad płcią MC, Harada proponuje, aby po prostu ją rozebrać, to zagadka się rozwiąże. Zupełnie jakby Chizuru nie była już wtedy dostatecznie przerażona… Nie ma też oporów, aby ją nieco pognębić, np. kładąc demonstracyjnie dłoń na mieczu, gdy zastanawiają się, czy nie lepiej byłoby ją po prostu zabić, chociaż już wiedzą wtedy, że jest tylko jakąś przypadkową, zagubioną dziewczyną z Edo…
Można również mieć poważne zastrzeżenia do jego przestrzegania bushidou. Harada zgadza się, że obowiązkiem każdego samuraja jest ochrona słabszych, ale ma już bardzo luźne podejście do lojalności czy wypełniania obowiązków. Zaledwie tydzień po tym, jak nasza bohaterka dołącza do Shinsengumi, przyłapuje baka trio na próbie opuszczenia koszar w celu udania się do Shimabary (dzielnicy rozrywki – gdzie można było znaleźć sake, kobiety i inne przyjemności). Harada mówi wtedy Chizuru, że powinna ubierać się bardziej kobieco (wracając do roli buca), to może wtedy nie musieli by wychodzić szukać kłopotów, ale ma potem dostatecznie dużo przebiegłości, by wraz z Heiksuke wymyślić wymówkę i spierniczyć, gdy Inoue ich przyłapuje na miganiu się od pracy. W odróżnieniu od Shinpachiego, który wpada prosto w pułapkę…
Sytuacja zaczyna się zmieniać, gdy Harada przyzwyczaja się już do obecności Chizuru i zaczyna traktować ją bardziej życzliwie. Gdy spotyka ją pewnego razu przygnębioną w koszarach, od razu podkreśla, że może nie będzie w stanie pomóc jej pozbyć się trosk, ale zawsze może zaoferować ucho do wysłuchania. Poza tym proponuje jej również spacer, co bardzo zaskakuje dziewczynę. W końcu ciągle jest więźniem, ale Harada uspokaja, że gdyby faktycznie próbowała uciec, to przecież może ją zabić… Cóż, nie mam mu tego za złe. W końcu był bushi, jakby nie patrzeć. Ot, po prostu inna, czasami trudna do zrozumienia, mentalność. Szybko też od gróźb przechodzi do komplementów, bo oznajmia MC, że za parę lat będzie z niej naprawdę godna podziwu kobieta. A potem mamy dowód, że faktycznie się dla niej narażał przełożonym, bo kiedy spotykają Saito, Harada ukrywa za sobą Chizuru, zbywa młodego samuraja i ukradkiem eskortuje MC z powrotem do jej pokojów, uprzedzając jednakże bohaterkę, by nigdy nie narażała się Hijikacie, ani innym kapitanom – włączając w to go – bo spotka ją coś przykrego.
Trzeba jednak przyznać, że przez swoje słabości i czasami irytujące teksty, Harada był jednym z mniej „papierowych” bohaterów, bo przypominał prawdziwego człowieka… takiego, który czasem spartaczy coś w pracy, który czasami musi wyjść pobawić się z przyjaciółmi – nawet gdy nie jest to zbyt rozsądne, takiego, który ma różne wady i nałogi, wreszcie – takiego, który nawet nie umie wykorzystać tego, co niby dostał od losu = urodzenie w kaście samurajskiej. Zabawnym przykładem na to jest scena, w której Harada opowiada zebranym o swojej bliźnie. Zgodnie bowiem z historią prawdziwego, historycznego Harady Sanosuke, na którym bohater „Hakuoki” był luźno wzorowany, jako młody człowiek próbował on popełnić seppuku – czyli rozciąć sobie brzuch i zakończyć honorowo życie. Tyle że nacięcie okazało się za płytkie, więc została mu po tym wydarzeniu paskudna blizna i nic poza tym. W grze panowie robią sobie jednak z całej opowieści i sytuacji żart, więc Shinpachi domalowuje na brzuchu Sano „buźkę”, aby zapewnić im dodatkową rozrywkę podczas pijackiej imprezy. A mimo iż cała sytuacja z samobójstwem była tylko efektem jakiejś drobnej waśni i na dodatek Haradzie nie udało się dopełnić rytuału, to i tak traktował to jako symbol swojej odwagi i męstwa, którym chętnie się chwalił.
A to prowadzi nas w zasadzie do ogólnego wątku, jakim jest ukazywanie Harady Sanosuke jako wojownika. Przede wszystkim, w odróżnieniu od większości bohaterów gry, nie posługuje się on mieczem, ale specjalizuje w walce włócznią, a właściwie su yari. (Choć, oczywiście, nosi również miecz, jako symbol statusu i bycia bushi). Nic zatem dziwnego, że trafił mu się również unikalny przeciwnik, bo tylko w jego wątku możemy dowiedzieć się czegoś więcej o Shiranuim Kyo. Chociaż – nie będę ukrywała – ich pojedynki były dla mnie absurdalne… Ja nie wiem jaką celność miał Shiranui skoro tyle czasu nie był w stanie, dzierżąc broń palną, pozbyć się jednego włócznika. Zwłaszcza że miał po swojej stronie refleks demona? Ale mniejsza już o to… Shiranui jest jednym z typów, który towarzyszy Kazamie i pomaga mu w próbach porwania Chizuru, aby mogła zostać demoniczną narzeczoną Chikage.
To wtedy Harada dowiaduje się, że po pierwsze: ma od tej pory coś w rodzaju rywala, bo Shiranui będzie go potem systematycznie prześladował, ale i darzył szacunkiem. Co miało być niby wyjątkowym wyróżnieniem, bo demon czuł wcześniej podobny respekt tylko do jednego z ludzi. (Niegdyś, jako lider swojego klanu, Shiranui pełnił funkcję ochroniarza wojownika Choshu – Takasugiego Shinsaku, którego podziwiał i bronił. Takasugi ostatecznie zmarł na gruźlicę, ale będąc jego bliskim przyjacielem, Shiranui postanowił kontynuować walkę, pomagając Choshu, w jego imieniu. Takasugi wierzył, że kontakt ze światem zewnętrznym będzie niebezpieczny dla Japonii, po tym, co sam zobaczył w trakcie swojej podróży do Chin. A dokładniej: jak „biali” traktowali Azjatów. Chciał więc ochronić przed takim losem rodaków i przygotować ich na nadejście zupełnie innej, trudnej dla nich ery).
Tymczasem pojawienie się demonów ujawnia przed Haradą jeszcze drugą, nieoczekiwaną prawdę. Odkrywa wtedy, że Chizuru, do której zdołał już zapałać jakąś tam sympatią, również jest oni (ma nawet ich nienaturalnie szybką regenerację). Co stanie się potem dla dziewczyny ogromnym dramatem. MC będzie przekonana, że Sanosuke odsuwa się od niej, bo brzydzi go albo odstrasza jej pochodzenie. W rzeczywistości jednak Harada będzie powątpiewał w swoją męskość, skoro zawiódł i nie zdołał ochronić Chizuru, o mało nie dając się przy tym jej demonicznym znajomkom zabić. Dlatego widok MC boleśnie przypominał mu o własnej słabości i hańbie.
Btw. możemy przy okazji odblokować jeden z bad endingów, idąc – w imieniu Chizuru – osobiście skonfrontować się z tym żądnym krwi wariatem. Shiranui nie będzie miał wtedy oporów po prostu dziewczynę zastrzelić, pomimo iż „jest cennym, kobiecym demonem” i potencjalną „żoną Kazamy”, bo stwierdzi, że urąga dumie demonów. Jak zatem widać, bardziej od dobra całej rasy czy tam przyszłości Japonii, zależało mu po prostu na tym, by się tymi swoimi fikuśnymi spluwkami trochę pobawić.
Wróćmy jednak do pozytywnej wersji historii. Aby oszczędzić Haradzie kłopotów, Chizuru postanawia odejść z bazy ludzi w tajemnicy (po raz pierwszy), ale zostaje przez kapitana „dziesiątki” powstrzymana. Mężczyzna zapewnia, że jeśli kiedykolwiek będzie miała dobry powód, aby opuścić Shinsengumi, to jej w tym pomoże, ale to, że jest demonem, nie ma dla niego żadnego znaczenia, co sprawia, że MC ostatecznie zmienia decyzję i zostaje.
Potem – tak jak pozostali panowie – Harada staje przed trudnym wyborem, czy wykorzystać flakon i przemienić się w rasetsu, by wygrać starcie za wszelką cenę, czy zachować swoje człowieczeństwo? I – co ciekawe – nasz brązowowłosy wojownik jako jedyny postanawia nie poświęcać wszystkiego w imię jakiś tam ideałów i nie stanie się wampirycznym potworem. Co, z jednej strony pozbawi nas CG z serii „piję krew z Chizuru… mrrr…” (jeśli ktoś miał do nich szczególny sentyment 😉), ale z drugiej wykopuje z gry wreszcie ten element, który cholernie mnie od początku drażnił. Zawsze bowiem żałowałam, że nie mogli skupić się bardziej na aspekcie historycznym, a mniej na tym dziwno-fantastycznym. No, ale na szczęście, Harada po prostu niszczy flakon, aby go nie kusiło.
Wariat Shiranui i jego rival romance to jednak za mało, by utrzymać opowieść na interesującym poziomie, więc wkrótce potem musiał się ujawnić jeszcze jeden antagonista. Gdy Shinsengumi ponoszą jedną sromotą klęskę za drugą i muszą uciekać z Kioto, to aktywuje się jeszcze Sannan, który – przypomnijmy – został ranny na początku gry, nie mógł już wieść życia bushi i zamienił się w rasetsu, po czym absolutnie mu odbiło. Sannan, jak typowa łajza, próbuje wymusić na Chizuru, by pozwoliła mu prowadzić eksperymenty na swojej demonicznej krwi, bo wierzy, że to ujawni prawdziwy potencjał rasetsu (= jego własny). Jeśli zastraszenie nie podziała, to będzie próbował odwołać się do jej wyrzutów sumienia, ale wszystko musi oczywiście trzymać w absolutnej tajemnicy przed resztą oddziału.
Zdezorientowana Chizuru i – już wtedy ponownie – z poczuciem winy, postanawia znowu opuścić Shinsengumi. Sannan ją przerażał, z Haradą nie udało jej się ani razu porozmawiać, bo ciągle nie miał dla niej czasu, a na dodatek MC zna już wtedy marzenie kapitana „dziesiątki”, bo się jej zwierzył. Chciał poznać dobrą kobietę i założyć z nią rodzinę. Tymczasem Chizuru wiedziała przecież, że jest tylko demonem (takim samym monstrum jak Kazama czy Shiranui), prawdopodobnie brzydziła Haradę i nigdy nie odwzajemniłby jej uczuć. Mężczyzna przyłapuje ją jednak nocą na próbie ucieczki i powstrzymuje po raz drugi w dość niekonwencjonalny sposób. Po prostu ją całuje, bo jak tłumaczy „to jedyny sposób, jaki zna, aby uciszyć i uspokoić płaczącą kobietę”. Okej, nasz znajomy buc powrócił. Ciekawe, czy tak samo postępował na patrolach w Kioto, jak np. natrafiał na zalane łzami niewiasty, bo ktoś im coś ukradł albo zniszczył, itd.?
Niemniej Chizuru zostaje i w Shinsengumi pojawia się nowy problem. Bo przecież konfliktów nigdy za mało. Kondou doczekuje się wreszcie tytułu daimyō, a skoro tak, to oczekuje od kapitanów, że będą się zachowywać jak jego wasale. Cały problem polega na tym, że oni się nigdy na taki układ nie pisali. Przecież niektórzy nawet celowo uciekli od swojego dawnego życia, aby uwolnić się od egzystencji, gdzie o wszystkim decydowała hierarchia i urodzenie, a nie umiejętności. Co więcej, zwolennicy shogunatu ewidentnie przegrywali wojnę, bo musieli wycofywać się coraz dalej, tracili sojuszników, byli kiepsko przygotowani do walki z nowoczesną dla nich technologią, a i Kondou chyba został tytułami zaślepiony, bo posłał młodych ludzi na samobójczą szarżę, po czym potem sam długo nie mógł się po tej rzezi otrząsnąć.
To ostatecznie doprowadziło do rozłamu. I o ile w innych ścieżkach Harada i Shinpachi zawsze odchodzili po prostu wspólnie, bo mieli z Kondou sprzeczność interesów, o tyle tutaj, w ścieżce Sano, wprowadzono dodatkowy argument. Hijikata wprost namawia Haradę, aby zabrał ze sobą Chizuru i uciekali, bo w przeciwnym wypadku mogą dojść do sytuacji, w której użycie MC do eksperymentów będzie niezbędne, by wzmocnić furię i zapewnić Shinsengumi zwycięstwo. Ah, uwielbiałam tą jego pokrętną moralność i sposób, w jaki bezwzględny dowódca okazywał tak naprawdę swoim przyjaciołom troskę. ♡( ◡‿◡ )
Fajnie więc, że pojawiła się dodatkowa i wiarygodna motywacja… ale mocno zaskoczyło mnie, co scenarzyści wymyślili potem. Cóż, gdy już się uwolnili od Shinsengumi Harada i Shinpachi… chodzą po prostu chlać. I to dokładnie po tym, jak Hijikata ostrzegł Haradę, że Sannan może zawsze użyć furii, by próbować porwać Chizuru (no i nie zapominajmy o gdzieś czających się tam w okolicy prawdziwych oni np. Kazamie). Haradzie to jednak nie przeszkadza, bo są sprawy ważne i ważniejsze, a moja sympatia do jego postaci stopniała wtedy jak marcowy śnieg… Aby jeszcze posypać nieco soli na rany naszej bohaterki, Chizuru widzi potem, jak Harada się spóźnia, bo żywo dyskutuje z jakąś kobietą, żeby wskazać jej drogę, a gdy już wraca do domu, prosi MC, by zrobiła mu herbatę, jakby była już jego żoną i musiała grzecznie czekać na jego polecenia. Ba! Komentuje, że to w sumie takie fajne, jak sobie żyją, bo zrobiło się „domowo”.
Nic zatem dziwnego, że Chizuru informuje wtedy, że postanowiła odejść i sytuacja powtarza się po raz trzeci. Harada pyta o jej powody i nawet się, bystrzak jeden, zastanawia, czy to dlatego, że chodzi pić każdego dnia, ale MC precyzuje, że to nie główny problem, lecz po prostu zamierza rozwiązać sytuację ze swoim ojcem, która ciągle leży jej na sercu. W końcu Kodo gdzieś się tam ukrywa, produkuje potwory i marzy o podboju Japonii. Choć bogowie raczą wiedzieć, jak niby chciała go powstrzymać. My się jednak o tym nie przekonamy, bo Harada zdecydowanie odmawia, mówi, że „nie pozwoli odejść kobiecie, którą kocha” i obiecuje poprawę. A ja serdecznie przepraszam fanów tej postaci, ale całą tę scenę uważam za mocno niezręczną, jak z jakiejś dramy obyczajowej o domowych patologiach…
W odróżnieniu jednak od historii pisanych przez życie Harada faktycznie się poprawia. Nie chodzi już pić, a kiedy staje przed wyborem „laski czy przyjaciele”, to pozostaje wierny Chizuru. Ale pod jednym warunkiem. Jeśli on wybierze ją, to ona musi udowodnić, że wybiera jego – i w ten sposób spędzają ze sobą pierwszą noc. Co było chyba jedną z nielicznych, offscreenowych scen erotycznych jakie dostajemy w tej grze. Nie potrafię sobie bowiem przypomnieć, czy komuś innemu też się jeszcze tak „poszczęściło”… Nieistotne, że drobnym szantażem.
Chociaż i tak uważam za nieco przygnębiające, że Harada wystawił Shinpachiego i to w tak ważnej bitwie. Ani to było honorowe, ani fair, ale miało pokazać jego oddanie ukochanej. A koniec końców, to – o dziwo – Shinpachi okazał się tutaj bardziej wyrozumiałym człowiekiem, bo życzył Chizuru i Haradzie powodzenia, chociaż wcześniej o mało nie skończyło się między nimi na pojedynku. W końcu od wojownika oczekiwałoby się jednak innej postawy, ale nasz brązowowłosy włócznik postanawia w sumie porzucić ścieżkę bushi i zrealizować swoje marzenie o rodzinie. A że cały ten konflikt o „jedyną, słuszną wizję Japonii” faktycznie, jak pokazały nam inne ścieżki, był i tak pozbawiony sensu, to można powiedzieć, że Harada finalnie podjął dobrą decyzję. Poukładał sobie jeszcze raz w głowie hierarchię wartości i doszedł po prostu do wniosku, że samurajowie to i tak przeszłość.
Wcześniej jednak Harada i Chizuru muszą jeszcze stoczyć pojedynek z szalonym Kodo i jego armią wampirów/zombie, w czym asystuje naszym bohaterom Shiranui, abyśmy przypadkiem o nim nie zapomnieli. (Co było o tyle ciekawe, że wcześniej demon informuje nas, że to samo zadanie nie udało się Kazamie, najsilniejszemu z oni, więc nie bardzo rozumiałam, jak Harada ma dokonać tego sam, mając za wsparcie tylko najmniej celnego demona na całym Dzikim Zachodzie, którego w używaniu broni palnej pokonaliby nawet Szturmowcy z „Gwiezdnych Wojen” i kobietę z wakizashi, którego nie potrafi używać… ale co tam! Magia narrativum!).
W negatywnym zakończeniu: jest naprawdę dramatycznie. Tatulek wysyła na Haradę furię, które dosłownie zjadają naszego love interest żywcem. Shiranuiemu udało się go jednak chociaż pomścić i pyta Chizuru, czy chce, by odprowadził ją do wioski oni, ale ta odmawia i na koniec podcina sobie gardło.
W szczęśliwym zakończeniu: bohaterom udaje się pokonać Kodo i zniszczyć wszystkie furie. Co prawda Shiranuiego dziwi, że MC chce żyć z człowiekiem, bo ci szybko odchodzą i będzie potem cierpieć jak on po stracie Takasugiego, ale Chizuru podjęła już decyzję i zdania nie zmieni. Jakiś czas później widzimy naszą parkę razem, już jako małżeństwo, po latach, gdy wreszcie zapanował pokój. Harada nie potrafi uspokoić swojego płaczącego syna i musi prosić MC o pomoc, bo opieka nad dzieckiem wyraźnie go przerasta… Well, marzył o rodzinie, ale to nie oznacza automatycznie, że masz do tego skille.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o podsumowanie/moje komentarze do tej ścieżki. Nie będę ukrywała, że nigdy nie uważałam tej opowieści ani za najbardziej emocjonującą, ani za najlepszą. Przede wszystkim dlatego, że trochę tak jakby… jest na uboczu wszystkich innych wydarzeń? Zupełnie jakby ścieżkę Harady zaplanowano w taki sposób, aby po pierwsze: graczki mogły odpocząć od nieustającej dramy, śmierci, przegranych bitew, potu i łez, i dostały swój 100% pozytywny happy ending, a po drugie: by nie były bombardowane tymi nieustannymi lekcjami z japońskiej historii. I może właśnie dlatego nie znalazłam się w grupie docelowej, bo dla mnie ten historyczny aspekt był właśnie tym, co uważałam w całym „Hakuoki” za najciekawsze. W pełni jednak rozumiem, że w każdej grze potrzebna jest jakaś różnorodność i dla wielu osób Harada może być właśnie numerem 1. Albo chociaż, że użyjecie jego historii jako odskoczni od standardowych, smutnych i krwawych opowieści pozostałych panów. Gdyby jeszcze tylko ten LI rzadziej przypominał MC, że jest tylko słabą kobitą i nie wałkowano wciąż od nowa motywu z decyzją Chizuru o odejściu, to byłoby to znacznie lepiej napisane…
(Chyba nigdy nie zrozumiem fenomenu tej postaci i jej popularności wśród fanów, no ale na tym, w sumie polega urok gier otome, że każdy może znaleźć opowieść dla siebie).