Uwaga: Ścieżka zawiera motywy takie jak samobójstwo, gwałt i przemoc wobec MC.
To nie będzie długa recenzja, bo też ścieżka, którą dostajemy, jest bardzo krótka, a i fabuła dla niej to tylko pretekst, aby pokazać kilka odważniejszych scen. Tak, niestety, nacięłam się na mój „ulubiony” rodzaj gier, czyli takich, które nazwę gatunku „otome” traktują trochę jak zasłonę dymną. W każdym razie Jin jest demonem, Pierwszym Ministrem, doradcą królewskim i jednym z 3 potencjalnych kawalerów, których możemy poderwać w grze „The Second Reproduction”, ale w odróżnieniu od pozostałych panów ma tylko jeden ending. (Chociaż, jakby na to spojrzeć z innej strony, to otrzymujemy szczęśliwe zakończenie dla niego i koszmarne dla bohaterki, więc prawie i tak jakby dwa w jednym!).
Przypomnijmy, że protagonistką „The Second Reproduction” jest młoda czempionka Christina, która całe życie poświęciła walce z demonami. Od dziecka była bowiem uczona, że inna rasa = wróg/grzech/hańba tej ziemi, więc trzeba ich z miejsca eksterminować i nieważne, czy mówimy o wojownikach czy kobietach i dzieciach. To dlatego nasza dzielna bohaterka nie ma problemu, aby posłuchać rozkazu swojej królewskiej matki i udać się do wrogiego państwa, aby spróbować zgładzić lorda Gardisa – pana wszystkich demonów. Tylko że to zadanie, jak się okazuje, przerasta jej skromne możliwości i w efekcie Christina zostaje na zamku Gardisa gościem, a jej kolejne zamachy na jego życie przeradzają się najpierw w komedię, potem zrozumienie, a na koniec w przyjaźń i… zauroczenie?
Tak, król demonów zapałał do naszej MC nieodwzajemnioną miłością. Podobnie zresztą jak towarzyszący jej od lat przyjaciel i ochroniarz w jednym – rycerze Lezette. No, ale Christina będzie miała w tej ścieżce wylane na obu panów, bo jej uwagę przyciągnie najbardziej patologiczny typ z tej wesołej gromadki, czyli wspomniany Jin. A dlaczego się tak biedaka czepiam? Już pędzę z wyjaśnieniami! Fabuła z „The Second Reproduction” toczy się do pewnego momentu znanym nam z common route torem, aż dochodzi do pewnego, irracjonalnego plot twistu, czyli pętli czasowej. Podobno w wyniku ukrytych zdolności bohaterki – które uaktywniają się po jej „samobójstwie”. W każdym razie, nie jest to nawet zbyt istotne, bo służyło jedynie temu, by Chris mogła uratować Gardisa lub Lezette w odpowiednim momencie w ich własnych ścieżkach. Tutaj jednak zasadniczo nie ma komu ruszać z pomocą, a jej dziwne zachowanie, zupełnie jakby znała przyszłość, przyciąga uwagę Ministra.
No to facet robi to, co każdy wybrałby z pewnością na jego miejscu. Postanawia człowieka przesłuchać, bo jednak nie ufa czempionce do końca, a jest ślepo oddany swojemu królowi. I mniejsza z tym, gdyby faktycznie chodziło tylko o wyciągnięcie informacji, ale Jin najpierw naszą protagonistkę upija, potem grzebie jej swoimi zdolnościami w głowie, a na koniec w spodniach. Cóż, nic dodać, nic ująć, ale cała scena zostaje potem przedstawiona w taki sposób, że MC dochodzi do wniosku, iż częściowo jest za to wszystko odpowiedzialna. W końcu wiadomo, że jeśli zgwałcą cię, jak jesteś nietrzeźwy, to w sumie twoja wina, bo trzeba było nie chlać. Poza tym Jin biedaczek czuł się sprowokowany, bo jak Christinie zrobiło się od alkoholu gorąco, to zdjęła z tego powodu trochę ubrań, więc już absolutnie nie mógł się powstrzymać. …No, aha?
W każdym razie MC nie ma mu tego za złe, jest tylko nieco zawstydzona. Nieważne, że straciła dziewictwo z jakimś śliskim typem, ale „nie cofnie przecież czasu” – jak argumentuje, więc nie będzie płakać nad rozlanym mlekiem. (…poważnie, nie cofnie? Bo chyba by mogła! XD). Poza tym szybko zaczyna bardziej przejmować ją osobisty problem demona, bo Jin ma dla nas jeszcze w zanadrzu smętne back story. Okazuje się, że w przeszłości został postawiony przed trudnym wyborem. Mógł albo zostać u boku Gardisa na placu boju, albo ruszyć siostrze na ratunek. No i gostek wybrał to pierwsze, w wyniku czego jego krewna straciła życie z rąk ludzi, a on już zawsze miał do siebie żal. To dlatego – w ramach kary – zamknął się na uczucia i chociaż otaczał się pięknymi kobietami, to z żadną nigdy się nie związał. Tak, moi drodzy, ta fabuła jest aż tak infantylna.
A skoro tak, to Christinie nie zostało nic innego, jak go odtąd pocieszać i mu współczuć, bo zaznał tyle nieszczęść w tak młodym wieku. Może dlatego pozwala mu się dalej napastować, przy różnych okazjach, i nawet jej ochroniarz ma w tym wypadku związane ręce, bo Jin szantażuje go sekretami królowej, które poznał wprost z głowy Chiristiny owej feralnej nocy. Aby jednak dowiedzieć się więcej na ten temat, zalecam w pierwszej kolejności ukończyć ścieżkę Lezette’a. Chociaż to nie tak, by ten motyw był potem jakoś szczególnie kontynuowany…
Bohaterowie raz czy dwa spotykają się przy różnych okolicznościach. Najczęściej w ogrodzie, gdzie spoczywa siostra Jina, w otoczeniu błękitnych róż. Coraz częściej lądują jednak w sypialni, a tam jesteśmy uraczani różnymi wariacjami na temat wykorzystywania lin czy ciasta, bo wychodzi na to, że wymyślanie zabaw tego typu, to nie jedyne w czym nasz srebrnowłosy demon przoduje. By nie zapomnieć nadmienić o powracających napadach zazdrości, bo chociaż pozornie kobieta nic go nie obchodziła, to jednak ani myślał się nią dzielić. Nawet z Gardisem.
Sceną kulminacyjną tej ścieżki jest oczywiście porwanie. MC udaje się na ratunek jakiejś uprowadzonej przez bandytów dziewoi, która tak naprawdę układała się z przestępcami, ale nasza bohaterka o tym nie wie. W efekcie sama wpada w pułapkę, ale tym razem Jin nie zamierza już popełniać błędu z przeszłości. Póki jeszcze Christina jest nieprzytomna, morduje wszystkich, włącznie z demonicą-przynętą, a następnego dnia wesoło okłamuje ukochaną, że problem został rozwiązany i niczym nie musi się martwić, bo bandytów spotkała sprawiedliwość. Zresztą na tym etapie, Chris mu nawet wierzy, chociaż nie jeden raz, nie dwa, słyszała od samego Jina, że w obronie królestwa, Gardisa i rodziny, demon jest w stanie spalić cały świat, gdyby zaszła taka potrzeba.
Prawdziwa jazda zaczyna się jednak dopiero w epilogu, gdy nasi milusińscy są już małżeństwem. Podczas spotkań dyplomatycznych Christinę martwi trochę, że jej ukochany wciąż cieszy się takim zainteresowaniem płci przeciwnej, ale skoro jest „żoną Pierwszego Ministra”, to nie zamierza niczego pokazywać po sobie i robić mu trudności z tego powodu. Niestety, jej wybranek serca nie kieruje się tą samą zasadą i kiedy przyłapuje MC w objęciach Lezette’a – który złapał po prostu dziewczynę przed upadkiem wskutek poślizgnięcia się – to robi jej nie tylko scenę, ale i informuje następnego dnia, że Lezette nie będzie już dłużej się z nią widywał, bo dostał rozkaz służyć w innej części demonicznego królestwa… Oczywiście, Chris nie jest na tyle głupia, by nie wiedzieć, że to całe, nagłe przeniesienie zostało zorganizowane przez jej małżonka. Nie zamierza jednak dać się pozwolić rozdzielić z przyjacielem i mówi, że „skoro Jin tak pogrywa, to ona w takim razie żąda rozwodu”… (btw. Super argument do użycia w kłótni!).
…co prowadzi nas do najbardziej patologicznej i dziwacznej sceny w tej ścieżce. Porażony tą informacją Jin przypomina małżonce o rozmowie, którą odbyła dosłownie chwile wcześniej z jedną z żon dyplomatów. MC dziwiło bowiem, dlaczego kobieta jest znowu w ciąży, a jej samej – bynajmniej nie z powodu braku entuzjazmu, bo lądowała w sypialni średnio dwa razy dziennie – się to jeszcze nie udało. Z mściwą satysfakcją Jin wyjaśnia wtedy Christinie, że potężne demony są w stanie kontrolować różne funkcje swojego ciała i najzwyczajniej w świecie nie chciał jeszcze potomstwa. Skoro jednak teraz grozi mu, że go zostawi, to nie widzi powodu, aby się powstrzymywać, nie zgwałcić jej i nie zapłodnić, by jeszcze bardziej nie uzależnić od siebie. A jak zapowiedział, tak też czyni.
Co jest tym bardziej niesmaczne, że zaraz potem Christina, co prawda ucieka od niego i udaje się na pogawędkę z lordem Gardisem, ale dość szybko daje się przekonać, że w zasadzie to była po części jej wina. Jasne, Jin trochę przegiął, ale należy zrozumieć, że – cytuje: „to była jego pierwsza miłość” i jeszcze nie wie, jak powinien się zachowywać. Na datek MC nigdy nie powiedziała mężowi wprost, że go kocha, ma więc pełne prawo, aby czuć się niepewnie. Szczególnie gdy jest o nią zazdrosny i martwi go, że Christina nie reaguje, gdy uwodzą go inne kobiety. Zupełnie jakby jej to nie obchodziło. Mnie zaś w tej scenie na przemian zdumiewało, jak i obrzydzało rozumowanie bohaterów. Jakby się tak bowiem zastanowić, ta ścieżka jest naszpikowana argumentami, które zdaniem twórców usprawiedliwiają gwałt. Po pierwsze: żony zgwałcić się nie da. Wiadomo, że z obrączką na ręce, wolno komuś zrobić wszystko. Po drugie: jak była pijana, to zasłużyła. W końcu się nie broniła. Po trzecie: skoro Jinem kierowało prawdziwe uczucie, to w sumie żadna wielka krzywda się nie stała. Bo przecież ją kocha! A po czwarte: jeśli w niektórych scenach Chris reagowała na brutalniejsze zabawy z entuzjazmem, to znaczy, że można wobec niej stosować przemoc w każdej sytuacji – i z jej przyzwoleniem, i bez, tak długo, póki jest szansa, że jej się spodoba. A jak nie, to trudno. Ważne, że Jinowi było miło. (O pomyślę z „zapładnianiem za karę” już nawet nie wspomnę…).
I to jest właśnie scenariusz, który twórcy kierują do młodych odbiorczyń, jakby ktoś pytał. A nawet gdybym chciała mieć wysoki próg tolerancji i machnąć na to po prostu ręką – w końcu w opowieściach z yandere w roli głównej może zdarzyć się wszystko – to mam tutaj ogromny problem z inną rzeczą. Zwykle gdy już pojawia się taki archetyp „zakochanego obsesyjnie szaleńca”, to twórcy jednak pamiętają, aby wprowadzić do fabuły jakiś moralny kompas. Dla przykładu może to być bohater poboczny, który wprost nazywa rzeczy po imieniu i np. uświadamia bohaterkę, że tkwi w toksycznym układzie (jak np. Shin w „Amnesii”). Mogą to być wyrzuty sumienia i monologi LI, który próbuje poskromić swoje wewnętrzne demony (np. Tei z „Nameless”). Wreszcie, może to być rozumowanie samej MC, np. bohaterka ocenia, że da się jeszcze jakoś ocalić/spacyfikować yandere i ma ku temu podstawy – dlatego go zupełnie nie przekreśla (np. Cardfa i Saint-German z „Code:Realize”). Tutaj jednak dochodzi do „współdzielenia” winy. I to właśnie jest tak bardzo niepokojące. Bo o ile Christina akceptuje fakt, że spotkała ją krzywda, to jest potem przez Gardisa oceniana, a na koniec zasadniczo przeprasza Jina i wyskakuje z wyznaniem miłosnym. Byle tylko nie czuł się dłużej niepewnie, bo to w końcu on był tutaj ofiarą. Ba! Proponuje nawet seks na zgodę, by jednak spłodzili tego dnia dziecko w innych okolicznościach niż gwałt.
Eee… nie, no luz… czekajcie, co? WTF? Co ja właściwie przechodziłam? Aż czasami trudno uwierzyć, że niektórzy piszą takie ścieżki na poważnie i o ile lubię archetyp yandere – chłopaki często mnie bawią swoją niestabilnością, to jednak gostek, który znęca się nad własną żoną i jeszcze ma w tym poparcie oraz błogosławieństwo kumpla, jakoś nie zdobył mojej sympatii. *sarkazm mode: on* Dziwne, nie? Zbyt mi to przypominało o losie wielu kobiet, które tak bardzo są zdominowane przez swojego kata, że uważają to za normalność, a za mało w tym było stricte nieco pikantnego „fantasy”. (Jakby nie patrzeć większość yandere, w ten sposób zdobywa sobie sympatie bohaterki, że o ile nie mają oporów, by wyrżnąć z zazdrości pół bezimiennego miasta, o tyle nie podnoszą ręki na MC – w sensie może ją tam podtrują, pocałują, czy uwiężą, o tyle gwałty czy okaleczenia pojawiają się tylko w bad endingach). Gdyby chociaż pokazano nam, że w tym świecie demony mają inną moralność niż ludzie, ale nie. Wszyscy się śmieją, że z Jina już po prostu jest taki zimny, niebezpieczny drań. A skoro Christina sama się w ten układ wpieprzyła, to nie ma teraz co marudzić! Niech cierpi i jeszcze przeprasza, że nie była dość dobra! Yhhh…
To chyba pierwszy raz, gdy mogę napisać, że polecam coś tylko, jeśli jest się hardcorowym miłośnikiem yandere z rodzaju tych obsesyjnych-morderczych-perswersyjnych i manipulacyjnych typów w jednym. Dla mnie ścieżka Jina ma bodaj jeden ciekawy moment. Scena, w której dowiadujemy się, że to on spiskował z siostrą Christiny, by namówić ją do buntu przeciwko matce, dzięki czemu wreszcie osiągnięto pokój na świecie. Cała reszta to już tylko seks i przemoc. W dowolnych proporcjach. Czy w takim razie to jeszcze w ogóle gra otome, czy jakieś pato-novel? XD Na tym tle, poruszanie problematyki rasizmu, jawi mi się w wykonaniu twórców, jako jakiś absurdalny żart. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ktoś, dla kogo kwestie tolerancji są bardzo ważne, poczuł się takim podejściem urażony. No, ale nic to! Taki po prostu rodzynek nam się trafił. A wrażliwsze osoby uczciwie ostrzegałam. Ja sama spróbuję przerzucić ten wątek do wspomnień wypartych…